Jak obchodzi się Boże Narodzenie na Alasce?
- U nas mówi się z nadzieją „białe święta”. Dla mieszkańca Alaski egzotyczne byłoby chyba coś przeciwnego, czyli „bezśnieżne swięta”?
- W środkowej części Alaski, nad wielką rzeką Yukon, gdzie duszpasterzuję od czterech lat, śniegu jest pod dostatkiem od połowy października do końca kwietnia, a nawet do pierwszych dni maja.
Bożonarodzeniowe święta w śnieżnej oprawie są na Alasce czymś normalnym. Żaden z moich najstarszych parafian, a w większości są to Indianie Athabaskowie, nie przypomina sobie Bożego Narodzenia bez śniegu. Zazwyczaj białej aurze towarzyszy siarczysty mróz. Cztery lata temu w Nome, w zachodniej części Alaski, nad brzegiem Morza Beringa, 25 grudnia było 40 stopni poniżej zera. Być może dlatego tak doskonale to pamiętam, bo były to moje pierwsze święta Bożego Narodzenia, które przeżywałem z dala od Polski.
- Jakie są zwyczaje świąteczne na Alasce? Czy mogłyby zadziwić Polaka?
- Wydaje mi się, że polskie zwyczaje bożonarodzeniowe są bardzo piękne i bogatsze w porównaniu z alaskańskimi. Świętowanie na Alasce nie różni się specjalnie od tego, które ma miejsce w innych częściach Stanów Zjednoczonych. Zewnętrzna oprawa jest dosyć bogata. Praktycznie od początku grudnia pojawiają się na zewnątrz domów choinki, które czasami są dosyć wysokie i niemal na wszystkich migoczą wielobarwne lampki. Wiele domów jest oświetlonych kolorowymi światełkami. Niektórzy mieszkańcy w ogóle nie ściągają tych lampek przez cały rok. U nas, w środkowej Alasce, grudniowe dni są krótkie, bowiem słońce wschodzi około południa, a zachodzi trzy godziny później. Wielokolorowe światełka, przebijające się przez pokryte białym puchem choinki i oświetlone ściany, a czasami dachy domów, rozjaśniają ciemności długich, polarnych nocy. Wówczas nawet 40-stopniowe mrozy nie są takie dokuczliwe, staje się jakby cieplej.
Tak samo jak i inni Amerykanie mieszkańcy Alaski nie zasiadają do stołu wigilijnego. Po prostu nie ma tutaj zwyczaju wieczerzy wigilijnej. W samo Boże Narodzenie rodziny spożywają świąteczny obiad, który jest bogatszy w potrawy niż obiady w inne dnie.
- A prezenty?
- Oczywiście, tak jak i w Polsce, tak też i na Alasce ludzie obdarzają się bożonarodzeniowymi prezentami, które składa się pod domową choinkę, zazwyczaj już kilka dni przed świętami. Trzeba nieraz wykazać się wielką cierpliwością, bo prezenty te można otwierać po zjedzeniu śniadania w dzień Bożego Narodzenia.
- Czy jest Pasterka? Czy przychodzi dużo ludzi?
- W Galenie, gdzie jestem proboszczem, świętowanie Bożego Narodzenia rozpoczynamy tzw. Children Mass, czyli Mszą świętą dla dzieci. Odprawiamy ją w Wigilię o godzinie 20. Pasterka natomiast jest oczywiście o północy i uczestniczy w niej bardzo wielu ludzi. Galena jest jedną z większych wiosek leżących nad Yukonem. Liczy około 700 mieszkańców. Około 70 procent tych mieszkańców to Indianie Athabaskowie, a reszta to biali, którzy pochodzą z różnych części Stanów Zjednoczonych. Większość Athabasków to katolicy, którzy tłumnie uczestniczą w Pasterce. W sam dzień Bożego Narodzenia jest tylko jedna Msza święta i uczestniczy w niej bardzo niewiele osób.
- Jakie zabawne zdarzenie przytrafiło się Księdzu w związku ze świętami?
- Co roku przed naszym kościołem w Galenie jest szopka. W ubiegłym roku sam ją skonstruowałem, a Pan Bóg zesłał świeży śnieg, który nadał tej szopce jeszcze większego kolorytu. W niedzielę po Bożym Narodzeniu, idąc do kościoła, zauważyłem, że Rodzina Święta nie jest w komplecie - brakowało figurki Dzieciątka Jezus. Trochę się zezłościłem, bo podejrzewałem, że ktoś po prostu zabrał tę figurkę dla hecy. Pół godziny później jedna z parafianek, która przyszła na Mszę świętą, przyniosła ze sobą tę figurkę. Już miałem otworzyć usta, żeby jej coś powiedzieć, ale ona wcześniej wszystko mi wyjaśniła. Otóż okazało się, że Dzieciątko Jezus zostało porwane przez jakiegoś bezpańskiego psa i ona mu tę figurkę wydarła.
- Jak wielki obszar obejmuje Ksiadz swoim posługiwaniem? Jak się Ksiądz przemieszcza?
- Oprócz Galeny odwiedzam trzy inne wioski: Koyukuk, Nulato i Huslia. Do Koyukuk mam około 50 kilometrów, do Nulato 80, a do Huslii około 180 km. Między tymi wioskami nie ma żadnych dróg. Dlatego dolatuję tam samolotem, a zimą, kiedy Yukon i jeziora są skute lodem, dojeżdżam na skuterze śnieżnym. Latem, tzn. od czerwca do połowy września, często podróżuję do moich stacji misyjnych łodzią motorową po falach Yukonu. Jednak, żeby dostać się łodzią z Galeny do Huslii, trzeba pokonać ponad 450 kilometrów, ponieważ rzeka pomiędzy tymi dwoma wioskami wije się nieprawdopodobnie. Ale jeżeli jest dobra pogoda, to podróż ta jest bardzo przyjemna. W okresie letnim nie ma w środkowej Alasce ciemności, przez 24 godziny jest jasno, nie trzeba się zatem obawiać, że nie zdąży się przed nadejściem nocy.
- Czy Ksiądz poluje?
- Ja sam nie poluję, ponieważ nie lubię zabijać zwierząt. Moi parafianie przynoszą mi jednak mięso z upolowanych łosi, karibu, bobrów, różnych ptaków, a nawet niedźwiedzinę, która bardzo mi smakuje. Sam natomiast łowię ryby, zarówno w sieć, jak i na wędkę. A w Yukonie można złapać między innymi wspaniałe łososie królewskie, które nie mają sobie równych, jeżeli chodzi o walory smakowe. Każdego lata nałowię sobie tyle, że wystarcza mi na cały rok.
opr. mg/mg