Rozmowa z o. Leonem Knabitem o sensie corocznego przeżywania świąt Bożego Narodzenia
— „Bóg się rodzi”. Ojcze, czy dzisiejszy człowiek rzeczywiście wie, dlaczego świętujemy te wielkie urodziny?
Z pewnością ludzie wierzący, którzy dzisiaj żyją, wiedzą, o co chodzi. Chrześcijanie, poza folklorem, widzą coś o wiele głębszego. Katolicy, oprócz choinki i wigilii, uczestniczą jeszcze w Pasterce, aby przez modlitwy i odpowiednie kazanie spotkać się z rzeczywistością Boga Wcielonego. Świadomość rodzącego się Boga powoduje u wielu z nich pogłębienie życia wewnętrznego i zmianę na lepsze.
— Dlaczego właśnie podczas Świąt przypominamy sobie o Bogu? Gdy jest dobrze, zdrowie dopisuje i sprawy układają się pomyślnie, to jakoś Bogu się nie narzucamy. Mamy do Niego interes dopiero, kiedy jest źle.
W pewnym sensie jest to normalne. To Bóg daje czas spokojny i bezpieczny. Kiedy idę normalną drogą, nie potrzebuję trzymać się barierki. Jeżeli droga skręca ku przepaści i z jednej strony pojawia się wysoka ściana oraz wąska ścieżka, a z drugiej już tylko przepaść, to wtedy mocno trzymam się barierki, aby przez nieopatrzny krok źle nie skończyć. Ci, którym się dobrze dzieje, także potrafią i umieją podziękować. Wystarczy popatrzeć, ile zamawianych jest intencji mszalnych dziękczynnych. Bezpieczeństwo i opiekę zapewnia Bóg także warunkami, którymi ludzi obdarza. O wiele gorzej jest wówczas, gdy w trudach i kłopotach „odstawia się” Boga na bocznicę. Wtedy to jest dramat. A popatrzmy na Nowy Jork. Po dramatycznej katastrofie zapełniły się kościoły. Nawet u nas, w Krakowie, jak mówili księża, liczniej ludzie się modlili i spowiadali. Dlatego religijność w chwilach trudnych to nie tylko ludzka interesowność. Może to jest także Boża metoda, by pociągnąć ku sobie ludzi, którzy na nic innego nie reagują. Natomiast nasza praca duszpasterska i świadoma praca katolików świeckich powinna doprowadzać do wdzięczności względem Boga także tych, którzy się dobrze mają.
— A może dzisiejszy człowiek boi się miłości Boga?
Z tym problemem spotkałem się niedawno. Byliśmy wychowywani raczej w duchu bojaźni wobec Jezusa Pantokratora, Jezusa Panującego i Sprawiedliwego. Ostatnio rozmawiałem telefonicznie z kapłanem po siedemdziesiątce. Powiedział mi, że zastanawiając się nad swoim życiem, poczuł obawę przed Bogiem Miłości. To mnie zastanowiło, dlaczego? Rzeczywiście, ludzie dzisiaj boją się miłości. Jak stanąć przed tak wspaniałym Bogiem, mając świadomość, że się nie dorasta do Jego Miłości. Miałem tyle możliwości. Nie wykorzystałem ich.
— Jak wytłumaczyć z jednej strony pragnienie miłości, a z drugiej pojawiające się zdrady, rozczarowania, rozwody czy niezdrowe podejrzenia?
Po grzechu pierworodnym mamy do czynienia, niestety, z człowiekiem o przetrąconym kręgosłupie. Każdy z nas czuje, że natura bardziej skłonna jest do złego niż do dobrego. To, co mówi św. Paweł: „Łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać — nie” (Rz 7,18). Jak z tą za krótką kołdrą: przykryje się ramiona i szyję, to w nogi zimno; przykryje się nogi, to góra marznie. Roztropność duchowa pozwoli zauważyć, że Bóg daje łaskę. Opierając się na Jego miłosierdziu, podoła się trudnościom. Dlatego zapraszając nowożeńców do ołtarza, mówimy: jeśli wasza miłość posiada braki, Chrystus jest tym, który braki uzupełnia. Mówiąc językiem fotograficznym — jesteście dla siebie wyzwalaczem, a utrwalaczem jest Chrystus. Film wywołany jest piękny, ale nie utrwalony szybko zaniknie. Jak się utrwali, będzie się trzymał. Chrystus jest „utrwalaczem” w miłości małżeńskiej i każdej innej.
— Czego życzy Ojciec naszym Czytelnikom z okazji Świąt Bożego Narodzenia?
Aby oglądnęli się wstecz i zauważyli, że pierwszy rok nowego tysiąclecia i nowego wieku mimo wielkich i trudnych wydarzeń, które się w nim działy, przeszedł do historii. Chwalmy Pana Boga za to, że rok ten przeżyliśmy. Obyśmy zachowali nadzieję na przyszłość. Żebyśmy żyli w przeświadczeniu, że skoro rodzi się Jezus i w miłości na świat przychodzi, to i w przyszłym, Nowym Roku, nas nie opuści. Z Nim w ostateczności zawsze wygramy.
— Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał KS. ROBERT NĘCEK
opr. mg/mg