Pokuta? Uprzejmie polecam!

Temat grzechu, nawrócenia i pokuty wydaje się dziś być niemodnym, nie na czasie. A jednak jest to pierwszy krok w życiu duchowym, bez którego nie są możliwe następne

W latach dwutysięcznych jeden z polskich księży przebywający w ramach tzw. wakacyjnego zastępstwa na niewielkiej niemieckiej parafii w Bawarii w czasie homilii podjął temat spowiedzi. Nie głosił żadnych teologicznych rewelacji. Ot, kilka podstawowych faktów katechizmowych: pięć warunków dobrej spowiedzi itp. Jakie mogło być jego zdumienie, gdy wychodząc po zakończonej Mszy z kościoła, usłyszał kierowaną pod jego adresem recenzję: „Herr Pfarrer, dawno nie słyszałem tak odważnego i kontrowersyjnego kazania!”.

Podobne słowa mogłyby wprawić w osłupienie niejednego księdza pochodzącego z Polski, gdzie temat grzechu, nawrócenia czy pokuty należy, póki co, ciągle jeszcze do podstawowego kanonu tematów kaznodziejskich, szczególnie w czasie rekolekcji czy misji parafialnych. Nie znaczy to jednak, że obecny na Zachodzie zanik poczucia i wagi grzechu nie zbliża się do granicy na Bugu. On nie tylko się zbliża, on galopuje i tylko patrzeć, jak i u nas grzech i pokuta staną się także w Kościele tematem tabu, a przynajmniej passé. Temat ten staje bowiem w kontrze do hołdowanej od lat, i to nie tylko przez młode pokolenie, kulturze hedonizmu, czyli kultu przyjemności, i idącemu z nią w parze permisywizmu moralnego, który polega na rozumieniu wolności jako przyzwolenia na robienie wszystkiego, na co się tylko ma ochotę, przy jednoczesnym odrzuceniu konieczności ponoszenia konsekwencji za swe czyny. Krótko mówiąc: „Hulaj dusza, piekła nie ma”. W rezultacie, nawet jeśli np. wspomniana młodzież bierze jeszcze w ogóle udział w rekolekcjach czy uczestniczy w niedzielnej Mszy św., to coraz rzadziej się spowiada i coraz trudniej przychodzi jej ścierpieć kościelne nawoływania do nawrócenia i pokuty.

Tylko jak wówczas radzić sobie z popełnionym przez siebie złem i resztkami wyrzutów sumienia, bo przecież jakoś trzeba? W sukurs przychodzi współczesna narracja rozmywająca poczucie grzechu, zło przedstawiająca jako dobro lub bezpardonowo umniejszająca jego wagę.

Psychoterapia w miejsce pokuty?

Na Zachodzie, gdzie praktykowanie sakramentalnej pokuty od dawna przeżywa kryzys, popularnością cieszy się psychoterapia. Przed pokusą zastępowania pokuty psychoterapią przestrzegał już pół wieku temu włoski psycholog Renato Giorda, pisząc: „Jeśli nie chce się czynić pokuty, jeśli sama spowiedź nie „wyzwala”, jasnym się wydaje, że psychoterapeuta jest bardziej poszukiwany, aniżeli ksiądz. Przede wszystkim jest bardziej «wyrozumiały»... bardziej «ludzki»... W dalszej kolejności, chociaż ciągle słyszy te same rzeczy, jest bardziej «tolerancyjny», ponieważ myśli, że zajmuje miejsce przypisywane księdzu, a nie miejsce Boga. Lecz tutaj się mylimy: jeśli akceptujemy zastępstwo, nie jest to zwykła podmiana; przy naszych ograniczeniach zajmujemy «miejsce» Boga”. Również amerykański psycholog William K. Kilpatrick w książce „Psychologiczne uwodzenie”, relacjonując treść popularnego w Ameryce filmu instruktarzowego dla psychologów, demaskuje fałsz założenia, że psychoterapia mogłaby zastąpić religijną pokutę. Film opowiada historię kobiety po rozwodzie, którą do psychoterapeuty przyprowadził przeżywany przez nią głęboko moralny dylemat: „powiedzieć czy nie powiedzieć córce, że sypia z mężczyznami, z którymi się spotyka po rozstaniu z jej ojcem”. Z jednej strony męczy ją fakt, że nie jest szczera z własnym dzieckiem, z drugiej nie może pokonać bariery wstydu, by wyznać prawdę. W końcu bezceremonialnie oświadcza psychoterapeucie: „Chcę, żeby pomógł mi pan pozbyć się poczucia winy!” Tak się zresztą staje. Sam terapeuta ten proces pozbycia się przez kobietę poczucia winy nazwie „drogą, jaką kobieta pokonała od «od braku akceptacji do akceptacji samej siebie»!”.

„Terapia” Chrystusa

Na tle opisanej historii możemy zobaczyć, jak diametralnie inną „terapię” stosuje Chrystus. Ewangelista Jan relacjonuje, że Jezus, mając do czynienia z podobnym przypadkiem kobiety cudzołożnej, nie pomaga jej pozbyć się poczucia winy ani też zaakceptować samą siebie. Nie wzmacnia jej poczucia wartości, nie podnosi samooceny, nie zachęca do korekty wyobrażenia o samej sobie, ani do pozytywnego myślenia, ani tym bardziej do zmiany poglądów w dziedzinie moralnej! Gdyby zastosował taki model terapii, byłaby to prosta droga do skutecznego osłabienia w tej kobiecie świadomości grzechu. Chrystus natomiast każe jej zmienić postępowanie: „Idź i nie grzesz więcej!” (J 8,11). Pokuta, czyli nawrócenie, jest prawdziwą i realną drogą do wyzwolenia się od zła. Psychoterapia od obiektywnego zła człowieka nie wyzwala, ale może pomóc pokutującemu, któremu grzech został odpuszczony, przebaczyć samemu sobie, np. jak to ma miejsce w przypadku syndromu poaborcyjnego.

Poglądy łatwiej jest zmienić niż postępowanie. Dlatego współczesny świat proponuje człowiekowi popełniającemu zło raczej zmianę poglądów na samo zło niż zaprzestanie złego postępowanie, czyli uwolnienie się od zła. Kościół, który przez całe wieki pomagał ludziom zmieniać złe postępowanie, porzucać drogę grzechu i w ten sposób przywracać człowiekowi wewnętrzną integralność dającą pokój serca, także dziś niezmiennie proponuję drogę pokuty, która zaczyna się okazaniem przez człowieka skruchy za wyrządzone zło, błaganiem Boga o łaskę i przebaczenie i wreszcie poddanie się Bogu po to, by dać Mu szansę do spowodowania w nas przemiany. Tak, nikt się nie przesłyszał, a raczej „nie przewidział”: pokuta, zwana w Piśmie Świętym metanoią, to nie tylko wysiłek człowieka; to przede wszystkim łaska z nieba.

Czym jest pokuta?

I chociaż to człowiek podejmuje pokutę, to jednak u jej początku znajduje się łaska Boża, która decyduje o skuteczności przemiany ludzkiego serca, czyli głębokiej zmiany myślenia, usposobienia i na koniec postępowania. Pokuta - zarówno sakramentalna, jak i ta codzienna - to operacja Boga na ludzkim wnętrzu, bo tam najpierw pojawia się zło i tam dokonuje ono największego spustoszenia. Zewnętrzne złe czyny są już tylko skutkiem i dowodem na to, że wcześniej we wnętrzu człowieka dokonała się nieprawość i dlatego właśnie ono w pierwszej kolejności potrzebuje naprawy i przemiany.

Dlatego też pokuta zaczyna się od wnętrza, czyli najpierw od zmiany myślenia - z diabelskiego na Boże, czyli Bożego postrzegania samego siebie, swojej wolności, godności itd., Bożego postrzegania celu życia, relacji ze światem zewnętrznym, Bożego stosunku do dóbr doczesnych, do drugiego człowieka, aż po zmianę postępowania. Tak trudnego zadania człowiek nie jest w stanie dokonać sam, dlatego potrzebuje pomocy z wysoka. Warunkiem jej otrzymania jest wyznanie winy oraz skrucha, którym towarzyszą zewnętrzne czyny pokutne świadczące, że w człowieku naprawdę dokonała się szczera i głęboka zmiana, podobnie jak zewnętrzne złe czyny były dowodem wewnętrznej deprawacji.

Pismo Święte opisuje wiele historii ludzi wezwanych do ratowania siebie przez pokutę. Są tam historie zakończone happy endem, ale i te, w których ludzki upór lub swoisty „zator sumienia” spowodowany zbyt długim życiem w grzechach wzięły górę. Jeśli trwanie w grzechu jest najwyższym przejawem ludzkiej głupoty, to kolejny raz sprawdza się polskie powiedzenie, że głupi ma szczęście. Tym szczęściem dla nas, głupich grzeszników, jest fakt, że zawsze pierwszy impuls do pokuty wychodzi od Boga, który za wszelką cenę chce nas dla siebie pozyskać. Dobry Bóg dysponuje arsenałem znaków, bodźców i impulsów służących do wydobywania człowieka ze stanu śmierci w grzechu i przywracania go poprzez pokutę do nowego życia. Jakąś część tej Bożej strategii ujawnił kiedyś Pan Jezus przed św. Faustyną: „Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce Moje, gdy oni wracają do Mnie. (...) Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem Moim, wpadną w sprawiedliwe ręce Moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla Mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski Moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im czego pragną” (Dz 1728).

Najbardziej zaskakujące jest to ostatnie stwierdzenie, że ostatecznym sposobem wzywania grzesznika do pokuty jest dopust Boży, pozwalający grzesznikowi spaść na samo dno i poczuć na sobie ból i tragizm konsekwencji własnych grzesznych wyborów. Oceniając nasze czasy, można odnieść wrażenie, że tę właśnie Bożą strategię naocznie obserwujemy. Kościół wierzy, że Wielki Post to czas intensywnego „pościgu Boga” za każdą duszą. I niech to będzie pierwsza szczypta pokutnego popiołu na nasze serca.

Echo Katolickie 7/2021

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama