Trzeba pracować z rodzinami

Duszpasterstwo dzieci młodzieży musi znaleźć dopełnienie w duszpasterstwie rodzin. Przekaz wiary nie może się dokonać bez udziału środowiska rodzinnego

Rozmowa z o. Radosławem Boboniem z Zakonu Pijarów, katechetą, wychowawcą i nauczycielem w Szkole Podstawowej Zakonu Pijarów im. ks. Stanisława Konarskiego w Krakowie.

Ojcze, rozmawia Ojciec z młodymi o modlitwie? Jaki mają do niej stosunek?

Tak, i to nie tylko na katechezie. Modlitwa jest częstym tematem naszych pozaszkolnych rozmów, odbywających się np. podczas spowiedzi czy kierownictwa duchowego. Ten temat jest bliski nie tylko młodym, ale i dorosłym. Mamy z nim podobne kłopoty. Młodzi są jednak bardziej zanurzeni w wirtualnym świecie i może dlatego jest im trudniej. Modlitwa blednie w cieniu tego, co mają w sieci, i może stawać się nudna. W rozmowie o modlitwie warto zacząć od kwestii osobistego doświadczenia Pana Boga. Trzeba zapytać: czy spotkałeś Pana Boga w swoim życiu? Jeśli ktoś odpowiada twierdząco, to wiem, że rozmowa pójdzie w dobrym kierunku. Trzeba przecież wiedzieć, z kim spotykamy się na modlitwie. Przytoczone powyżej pytanie dla wielu bywa jednak dziwne i niezrozumiałe. Kiedy brakuje osobistego doświadczenia wiary i Boga, łatwo sprowadzić modlitwę do tradycji i formuł. Wtedy nie dziwię się, że ktoś mówi, iż zamiast modlitwy, można zrobić coś innego, przyjemniejszego, pożyteczniejszego.

Dziś coraz powszechniejsze jest to, by dzieci miały różne dodatkowe zajęcia. Rodzice naciskają na oceny. Niektórzy uczniowie naprawdę są przemęczeni tymi obowiązkami i zadaniami. Z czego wtedy najłatwiej zrezygnować? Z modlitwy. To samo dotyczy nas, dorosłych. Modlitwa nie zawsze jest traktowana jako spotkanie z Osobą, która kocha nas nad życie. Tego doświadczenia może czasem nie być. To nastawienie jest zależne od środowiska, w którym wzrasta młody człowiek. Obserwuję to w swojej pracy z rodzinami i rozmawiając z młodzieżą. W jednych domach Bóg jest, w innych Go brakuje. Ostatnio odezwał się do mnie mój były uczeń. Poprosił o spowiedź. Przyznał, że nie przystępował do niej od kilku lat. Zapytałem, czy rodzice wiedzą o tym, że tyle czasu się nie spowiadał. Wydawało mi się, że to ważne. Odpowiedział: „Proszę ojca, moich rodziców to zupełnie nie interesuje”. Jestem świadomy, że na pewnym etapie rodzice nie mają już całkowitego wpływu na dzieci, ale dom powinien stanowić fundament. Trzeba pytać pociechy o to, czy się modlą i czy chodzą do spowiedzi, ale też warto tłumaczyć, po co mają to robić, dlaczego to takie ważne. Niestety, brakuje tego w naszych domach.

Kiedyś ktoś młody zapytał mnie, czy może modlić się swoimi słowami. Zdziwiło mnie to. Przecież taka modlitwa nie jest czymś dziwnym, odkrywczym. Niestety, przyzwyczajeni do tradycyjnych formuł, traktujemy modlitwę jako kolejny smutny obowiązek. Młodym brakuje cierpliwości na modlitwie. Modlą się wtedy, kiedy czegoś potrzebują, i żądają natychmiastowego efektu. Jeśli nie zostają wysłuchani, odchodzą. Przyzwyczajenie do szybkich internetowych zakupów przenoszą na kwestię modlitwy. Nie ma w nich zrozumienia i otwartości na Boży plan.

Jak modlą się młodzi?

Mam piękne doświadczenie modlitwy młodych ze Spotkań Młodzieży Pijarskiej, które gromadziły po 700 osób z Polski i z zagranicy. Młodym łatwiej modlić się we wspólnocie. Wtedy naprawdę potrafią „tracić” czas dla Boga. Obserwowałem, jak trwali na wieczorno-nocnych adoracjach. Te spotkanie przedłużały się nawet do pierwszej, drugiej w nocy. Patrzyłem, jak w ciszy razem klęczeli przed Jezusem, trzymając się za ręce. To był piękny widok! Wiem, że młodzi potrafią modlić się z wielkim zaangażowaniem, przejęciem i bardzo głęboko. Bywa gorzej, gdy trzeba np. poprowadzić spontaniczną modlitwę na koniec lekcji.

Jak pomóc im przejść z etapu dziecięcej modlitwy do bardziej dojrzałej?

Zanim przekażemy to, co sami myślimy, najpierw trzeba ich podpytać i wysłuchać. Warto sprawić, by mieli doświadczenie tego, że nie są na straconej pozycji, nie są potępiani. Pytajmy: dlaczego się nie modlisz? Co jest dla ciebie trudne? Jakie masz doświadczenie Pana Boga? Jaki masz Jego obraz? Dlaczego rezygnujesz z modlitwy? Trzeba uznać, że każdy ma swoją własną drogę do Boga. My, dorośli, również przeżywamy różne momenty: raz jesteśmy bliżej Pana, raz dalej. Przecież na nas też przychodzi lenistwo i znużenie. Pytajmy młodych, za kogo uważają Boga. Skoro modlitwa jest stawaniem przed Panem, to musimy wiedzieć, w jakim momencie życia duchowego jest nasza młodzież. Dopiero potem trzeba dzielić się swoimi radami, pouczeniami, a nawet trudnościami. Przecież my też zmagamy się z trudami na modlitwie, nie jesteśmy bez skazy.

Trzeba także dawać przykład, przypominając, że sakramenty i modlitwa to spotkanie z samym Bogiem. Potem warto stwarzać okazje i zapraszać do tej modlitwy. Wiem, że to trudne szczególnie dla rodziców. Pytają mnie, jak mają zachęcać, ale jednocześnie uniknąć nacisków. Dla mnie niesamowicie ważna była nasza domowa modlitwa. Do dziś pamiętam mojego klęczącego tatę. Widok klęczących rodziców, a szczególnie ojca, jest dla dziecka niesamowicie ważny. Nasza postawą naprawdę możemy pokazać, co jest dla nas istotne. Nie rezygnujmy z tego, trwajmy! Wiem, że owoców naszych wysiłków często nie zobaczymy od razu, tu i teraz. Patrząc na starszą młodzież, która opuszcza szkołę, możemy czuć się zawiedzeni poziomem ich wiary czy wręcz odejściem od Boga, ale nie traćmy nadziei. Oni idą dalej w życie, w nich coś się dzieje, ciągle są w drodze do Boga. Widzę z doświadczenia, że czasem wracają do nas, odzywają się po latach, przychodzą do spowiedzi. Do wiary ciągle się dorasta. Obserwując odejścia i oziębłość młodych trzeba nam zdobyć się na cierpliwość. Sprawa nie jest stracona. Pan Bóg działa. Zostawmy to Jemu.

Co zrobić, by zachęcić młodych do modlitwy? Trzeba dać przykład, ale też pokazać różne formy modlitwy, opowiedzieć, skąd się one wzięły, jakie mają znaczenie. Trzeba zaprosić młodych na adorację i pokazać, jak modlić się Pismem Świętym. Warto przekonać, że można w nim zaleźć słowa na każdą sytuację z naszego życia. Można podać przykłady świętych, przytoczyć ich słowa. Tym naprawdę można zachwycić młodego człowieka! Można zaproponować modlitwę w ciszy, ale także radosne uwielbienie, bo przecież każdy z nas ma inny temperament. Proponujmy, zapraszajmy i nie rezygnujmy!

To piękne, co Ojciec mówi, ale kapłani i rodzice przyznają, że często napotykają w młodych na opór...

Ja zawsze mówię, co daje modlitwa, ale jednocześnie zaznaczam, że bez ich decyzji nic się nie wydarzy. Młodzi nieraz mówią mi, że rodzice zmuszają ich do modlenia się czy chodzenia do kościoła. Tłumaczę im: nikt nie zabierze wam wolnej woli; jeśli nie będziecie chcieli, to i tak na tej modlitwie czy Mszy nie spotkacie się Panem Bogiem. Możecie być fizycznie w kościele, możecie wypowiadać słowa modlitwy, jakieś formuły, ale myślami być gdzieś indziej. To wy decydujecie, czy staniecie przed Bogiem, czy otworzycie przed Nim wasze serca. Nikt was do tego nie zmusi, nikt nie wejdzie w waszą intymność z Bogiem. Ktoś może zmusić do zewnętrznych czynności, ale serce w to nie wejdzie. Zawsze pozostajecie wolni; to wasza decyzja.

Czasem pozostaje jedynie cierpliwie czekać. Takie doświadczenie dla rodziców, wychowawców, czy katechetów jest doświadczeniem Boga. On ma to samo w świecie. On też patrzy na odchodzącego od Niego człowieka. Czasem trzeba trudnych, dramatycznych sytuacji, by ten wrócił na drogę wiary. Od Boga, od modlitwy odciąga nas bardzo wiele rzeczy. Młodzi też mają tego świadomość. Wiedzą, że przez telefony i internet tracą dużo czasu, ale z tego wirtualnego świata trudno wyjść, trudno z niego zrezygnować.

Coraz częściej zdarza się, że dzieci i młodzież nie znają pacierza, nie przychodzą na niedzielne Msze... To o czymś świadczy...

Podczas przygotowań do rocznicy Pierwszej Komunii św. zdarzają się przypadki, gdy dziecko klęka do kratek konfesjonału i mówi, że ostatni raz u spowiedzi było... rok temu. Kiedy przygotowywałem do rocznicy taką grupę, pewien chłopczyk zapytał: „Proszę ojca, a jeśli ja nie pójdę na Mszę w niedzielę, to mam grzech?”. Kiedy przytaknąłem, spytał: „Ale co ja mogę zrobić?”. Jak dziecku powiedzieć: to nie twój grzech; odpowiedzialność za ten grzech ponoszą twoi rodzice? Przecież takie dziecko nie przyjdzie samo do kościoła. Tak, sytuacja robi się coraz bardziej nieciekawa. Epidemia sprawiła, że poziom naszej wiary wykrystalizował się, poszliśmy w jedną albo w drugą stronę. W październiku w naszej szkolnej kaplicy organizowaliśmy przed lekcjami Różaniec dla chętnych. Na modlitwę przychodziło ponad 20 osób z klas 1-3. Kiedy skończył się październik usłyszałem: „Proszę ojca, a w listopadzie nie można już mówić Różańca?”. Chcieli modlić się dalej, więc to kontynuowaliśmy. Kiedy przeszliśmy na nauczanie zdalne, zapytali: „Ojcze, a nie możemy odmawiać Różańca przez internet?”. Modliliśmy się więc codziennie, od poniedziałku do piątku, o 18.00. Wiem, że do tej modlitwy włączały się całe rodziny, nawet babcie i dziadkowie w niej uczestniczyli. To dla nas wielka pociecha. Niestety, tych pobożnych, bardziej zaangażowanych jest dużo mniej niż oziębłych, odchodzących od Boga. To nas czasem przeraża, ale dlatego właśnie trzeba pracować z rodzinami. To fundament i korzenie, z których prędzej czy później skorzysta młode pokolenie.

Bóg zapłać za rozmowę!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama