O zakładaniu hełmu zamiast mitry, manowcach ateizmu i walce o kościół w Tarsie z kard. Joachimem Meisnerem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz
Autor zdjęcia: Henryk Przondziono
O zakładaniu hełmu zamiast mitry, manowcach ateizmu i walce o kościół w Tarsie z kardynałem Joachimem Meisnerem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.
Ks. Tomasz Jaklewicz: Ksiądz Kardynał był biskupem w dawnej NRD, a potem w Niemczech Zachodnich. Gdzie było trudniej być duszpasterzem?
Kard. Joachim Meisner: — Byłem biskupem w podzielonym Berlinie. Miałem więc do czynienia naraz z dwoma systemami. Jan Paweł II powiedział mi kiedyś, że moja lewa strona jest socjalistyczna, prawa kapitalistyczna, ale serce jest katolickie (śmiech). Szczerze mówiąc, łatwiej było być duszpasterzem na Wschodzie niż na Zachodzie. Na Zachodzie zamiast mitry musiałbym czasem założyć hełm, na Wschodzie wystarczyła mi mitra.
Naprawdę?
Podam przykład. Lewicowi studenci zajęli kiedyś podczas ferii szkołę katolicką. Nie umiałem się z nimi po ludzku dogadać, musiałem wezwać na pomoc policję. W Berlinie Zachodnim raz po raz musiałem prosić o pomoc policję. Sami katolicy z zachodniej części uważali, że ci ze Wschodu są bardziej pobożni i zasadniczy w swojej wierze. Żeby być sprawiedliwym, trzeba dodać, że ludzie żyjący w socjalizmie mieli mniej okazji do grzeszenia niż żyjący w kapitalizmie.
Ksiądz Kardynał zwraca uwagę, że w Europie trwa proces odcinania się od własnych korzeni. Skąd się bierze niechęć zachodnich elit i mediów do chrześcijaństwa?
Ludzie chcą dziś być absolutnie autonomiczni, dlatego emancypują się od Boga. Człowiek stawia siebie na miejsce Stwórcy i nagle sam robi się za wszystko na świecie odpowiedzialny, tak bardzo, że chce nawet poprawiać naturę. Ale z drugiej strony instynktownie czujemy, że oddalenie się od Boga to błędna decyzja, nawet, jeśli nie chcemy się do tego przyznać. Dlaczego? Bo nosimy w sobie obraz Boży. Wyzwolić się od Boga to trochę tak, jakby pozbyć się własnej skóry. Człowiek czasem opuszcza Boga, ale Bóg nigdy nie opuszcza człowieka.
Czasem ludziom trudno w to uwierzyć...
Odwołam się do osobistego wspomnienia. Jako młody człowiek leżałem w szpitalu, razem ze mną w pokoju był działacz partyjny, socjalista. On zagadnął mnie kiedyś: „Ty jesteś całkiem normalnym facetem, dlaczego więc masz taki nienaukowy światopogląd?”. Postawiłem mu w odpowiedzi dwa pytania. „Czy chcesz być złym człowiekiem?”. Nie chcesz. Ale wy, materialiści, mówicie, że wszystko musi mieć swoją przyczynę. Jaki jest powód tego, że nie chcesz być zły? Otóż jest tak dlatego, że jesteś odbiciem oryginału, którym jest Najwyższe Dobro. I dlatego nie możesz chcieć być zły. Kiedy zrobimy coś złego, to się tego wstydzimy, bo to Boże odbicie się w nas burzy. Drugie pytanie: „Czy chciałbyś być niekochany lub czy możesz sobie w ogóle wyobrazić, że ktoś mówi, że nie chce być kochany?”. On wtedy zawołał przestraszony: „To byłoby piekło”. Skąd ateista zna teologiczną definicję piekła? Człowiek jest odbiciem Boga, który jest miłością, więc jest niemożliwe, żeby nie chciał być kochany. Fryderyk Nietzsche był największym krytykiem chrześcijaństwa, ale jednocześnie ono go jakoś głęboko poruszało. W nim to odbicie Boże tak działało, że on jednak tęsknił za Bogiem. W wierszu „W zimie” pisze o sępach, które powtarzają: „biada temu, kto nie ma ojczyzny”. Nietzsche czuł, że ateizm wzywający do wyzwolenia się od Boga kończy się zjazdem do piekła. Syn marnotrawny chciał się wyzwolić od swojego ojca, a kiedy wydał wszystko, wylądował w chlewie.
Ksiądz Kardynał mówił w Piekarach, że nie jesteśmy pobożnymi zerami, z którymi inni mogą robić, co chcą. Jak chrześcijanie powinni reagować na spychanie do narożnika? Czy biskup powinien zabierać głos w debacie publicznej?
Chrześcijanie powinni być fachowcami w sprawach tego świata. Bankier-katolik musi być bardzo dobrym bankierem. Stolarz-katolik musi być bardzo dobrym stolarzem. Świadectwo chrześcijańskie to nie jest tylko pobożne bla-bla, musimy mieć serce blisko Pana Boga, ale zarazem mocno stąpać po ziemi. Czy biskup powinien się angażować politycznie? Ogólnie mówiąc nie, ale dzisiaj każdy człowiek, czy tego chce, czy nie, zostaje wciągnięty w politykę. Kiedy rozmawiam z kimś, kto siedzi obok mnie w samolocie, może to być uznane za politykowanie. Biskup musi zabierać głos w sprawach dotyczących podstawowych ludzkich wartości, np. w kwestii aborcji, eutanazji czy świętowania niedzieli. Także wtedy, gdy bogatsi stają się jeszcze bogatsi, a biedniejsi jeszcze biedniejsi. Ostrzegałbym jednak przed partyjnym politykowaniem. Chrześcijanie sami wiedzą, która partia respektuje wartości chrześcijańskie, a która nie. Biskup nie może być sympatykiem jednej partii, on ma być świadkiem Jezusa Chrystusa.
Ksiądz Kardynał powiedział kiedyś, że wstydzi się za swoich rodaków, za ich odnoszenie się do Benedykta XVI. Jaki jest stosunek Niemców do niemieckiego papieża?
Papież jest papieżem dla wszystkich, niezależnie od narodowości. Po wyborze Benedykta XVI powiedziałem w katedrze kolońskiej o tym, czego byłem świadkiem w 1978 roku na pierwszej audiencji Jana Pawła II dla Polaków. Prymas Wyszyński obiecał wtedy, że Polacy będą się modlić za papieża tak, że wyklęczą dziury w podłodze. I Polacy to robili przez 27 lat. To samo powtórzyłem po pięciu latach pontyfikatu Benedykta. Ludzie bili brawo. Ale przypomniałem też, że kiedy papież był jeszcze wykładowcą, to inni profesorowie zazdrościli mu jego geniuszu. Na jego wykładach było zawsze pełno słuchaczy. Kiedy kard. Ratzinger został papieżem, wielu intelektualistów niemieckich zostało jakby sparaliżowanych i tylko czekali na okazję, by móc uderzyć. Okazja się nadarzyła, gdy jeden z biskupów — lefebrystów, z których papież zdjął ekskomunikę, zaprzeczał Holocaustowi. Nawet kanclerz Merkel włączyła się do tej nagonki, co było skandaliczne. Rzucili się na niego jak zgłodniałe psy na polowaniu.
Dlaczego tak atakują papieża?
Bo jest niewygodny. Ci, którzy popierają antykoncepcję, którzy uważają, że praktykowanie homoseksualizmu nie jest grzechem, którzy popierają eutanazję, którzy domagają się odrzucenia celibatu przez duchownych... napotykają w nim opór. W papieżu personalizuje się protest wobec społeczeństwa przyjemności. On jest znakiem sprzeciwu wobec zła. Jeden z przedstawicieli Kościoła ewangelickiego powiedział mi niedawno: „U nas też były nadużycia seksualne duchownych, ale nas nikt tak nie atakował”.
Czy Ksiądz Kardynał uważa, że zarzuty dotyczące nadużyć seksualnych duchownych są tylko wymysłem mediów?
Niestety w niektórych szkołach prowadzonych przez zakony zdarzały się przypadki nadużyć, nieco rzadziej w szkołach diecezjalnych. Całe nasze społeczeństwo jest nadmiernie przesiąknięte seksualnością. To także wchodzi do Kościoła. Oczywiście nie jest to usprawiedliwienie zła. Chciałbym mocno podkreślić, że nawet jeden taki przypadek wśród duchownych to już o jeden za dużo. Powtarzam zawsze, że księdzem może być tylko ten, kto jest zdolny do ojcostwa. Ten, kto na co dzień we Mszy św. dotyka Jezusa, a potem w zły sposób dotyka dziecka... To jest dla mnie trudne do wyobrażenia. To jest wielki ciężar dla Kościoła, musimy się z tym mierzyć. Choć media nadużywają tego nadużycia.
Wiele emocji wywołał przypadek bp. Miksy z Augsburga?
Kiedy papież przyjął jego rezygnację, nie było w ogóle mowy o żadnych seksualnych nadużyciach. Powodem tej decyzji były kwestie finansowe i uderzenie dziecka. Skandalem jest to, że ludzie Kościoła podali do sądu biskupa w sprawie rzekomego molestowania bez sprawdzenia dowodów.
Dlaczego Ksiądz Kardynał zaangażował się tak mocno w walkę o odzyskanie kościoła w Tarsie?
Tars jest symbolem dla całego chrześcijaństwa, bo to miejsce urodzenia św. Pawła i trudno sobie wyobrazić Kościół bez Apostoła Narodów. Dwa lata walczyłem i ciągle walczę, aby ten kościół mógł służyć chrześcijanom wszystkich wyznań. W Kolonii i w innych miejscach w Niemczech buduje się meczety, a my nie możemy się doprosić prawa do użytkowania jednego kościoła. To jest skandal. Władze tureckie ciągle nas zwodzą, kilka razy obiecały, że oddadzą, a potem nie oddały. Teraz sytuacja jest taka, że aby odprawić tam Mszę, trzeba 10 dni wcześniej pisać prośbę o pozwolenie. Muzułmanie mają w Europie wolność praktykowania swojej religii, ale chrześcijanie nie mają tego prawa w krajach muzułmańskich, czego Tars jest symbolicznym przykładem. To jest niesprawiedliwe.
Tłumaczenie:
ks. Jerzy Paliński
opr. mg/mg