Psychospołeczne kompetencje spowiednika

Jaki powinien być spowiednik i jakie są jego ważne - a często zaniedbane - zadania

Niniejsza analiza dotyczy psychopedagogicznej wiedzy i kompetencji, którymi powinien dysponować spowiednik po to, aby mógł on udzielać mądrej i przyjaznej pomocy penitentowi, który przystępuje do sakramentu pokuty i pojednania. „Udzielając sakramentu pokuty, kapłan wypełnia posługę Dobrego Pasterza, który szuka zagubionej owcy; posługę dobrego Samarytanina, który opatruje rany; Ojca, który czeka na syna marnotrawnego i przyjmuje go, gdy powraca; sprawiedliwego sędziego, który nie ma względu na osobę i którego sąd jest sprawiedliwy, a jednocześnie miłosierny” (KKK, 1465). Spowiednik jest znakiem i narzędziem miłosiernej miłości Boga do człowieka. „Powinien mieć głęboką znajomość chrześcijańskiego postępowania, doświadczenie w sprawach ludzkich, szacunek i delikatność wobec tego, który upadł; powinien cierpliwie prowadzić penitenta do uzdrowienia i pełnej dojrzałości. Powinien modlić się za niego i pokutować, powierzając go miłosierdziu Pana” (KKK, 1466). Powinien pomagać, by spotkanie penitenta z Bogiem leczyło, przemieniało, zamykało przeszłość, mobilizowało do życia w świętości i wolności dzieci Bożych.

Sakrament pokuty to miejsce, w którym pojawia się człowiek grzeszny, zagubiony i nieraz bezradny, a odchodzi umocniony i przemieniony, jak syn marnotrawny, który przemienia się w syna powracającego. „Nie ma takiej winy, nawet najcięższej, której nie mógłby odpuścić Kościół święty. Nie ma nikogo tak niegodziwego i winnego, kto nie powinien być pewny przebaczenia, jeśli tylko jego żal jest szczery. Chrystus, który umarł za wszystkich ludzi, pragnie, by w Jego Kościele bramy przebaczenia były zawsze otwarte dla każdego, kto odwraca się od grzechu” (KKK, 982). „Kapłani otrzymali władzę, jakiej Bóg nie dał ani aniołom, ani archaniołom” (Św. Jan Chryzostom, De sacerdotio, 3,5).

Aby w kompetentny i owocny sposób sprawować tę władzę pośredniczenia między Bogiem a człowiekiem, nie wystarczy mieć znajomość nauk teologicznych, lecz trzeba ponadto dysponować dużym zakresem wiedzy i umiejętności z zakresu antropologii i innych nauk o człowieku, w tym psychologii. Nie chodzi tu oczywiście o to, by spowiednik był psychologiem w sensie ukończenia studiów specjalistycznych, lecz o to, by miał podstawowe kompetencje psychopedagogiczne w kontakcie z drugim człowiekiem. Głównym źródłem takich kompetencji nie są studia z psychologii, lecz pogłębiona znajomość Ewangelii, która najpełniej uczy nas rozumieć i kochać człowieka. Najważniejszym miejscem nabywania talentu psychologicznego jest trwanie w szkole Chrystusa.

Talent psychologiczny w znaczeniu ewangelicznym to postawienie w centrum uwagi człowieka, rozumianego w świetle zamysłu Bożego oraz odnoszenie się do niego z szacunkiem i miłością, którą Bóg pierwszy nas pokochał. Kompetentny spowiednik rozumie, że człowiek może nauczyć się myśleć i kochać jak Chrystus, że jest powołany do tego, by żyć w wolności i świętości dzieci Bożych, że potrafi spotykać się nie tylko z samym sobą i drugim człowiekiem, ale także z Bogiem, że może rozwijać i przemieniać się nie tylko w oparciu o miłość, lecz także w oparciu o cierpienie. Jednocześnie kompetentny spowiednik rozumie, że nikt nie jest bez grzechu, że każdy człowiek jest zagrożony z zewnątrz — przez naiwnych czy cynicznych ludzi — i od wewnątrz — przez samego siebie, że potrafi samego siebie oszukiwać i krzywdzić.

Podstawowa znajomość współczesnej psychologii pomaga nam lepiej rozumieć bogactwo Ewangelii i zawarte w niej psychologiczne prawdy o człowieku. Właśnie dlatego Kościół zachęca księży do korzystania z dorobku psychologii, konfrontując to, co mówi psychologia z tym, co znajdujemy w Ewangelii (GS, 5; GS, 62). W duszpasterstwie „ powinno się czynić właściwy użytek nie tylko z zasad teologicznych, ale także z dorobku świeckich nauk, zwłaszcza psychologii i socjologii. Dzięki temu wierzący może przeżywać swoją wiarę w sposób bardziej świadomy i dojrzały” (GS, 62). Zasadę tę podkreślił dwukrotnie Papież Jan Paweł II w piśmie do Roty Rzymskiej z 5 lutego 1987 oraz z 25 stycznia 1988 r. Jan Paweł II pisze: „Należy docenić dorobek współczesnej psychologii w zakresie wyjaśniania świadomych i nieświadomych procesów psychicznych w człowieku. Nie budzi wątpliwości twierdzenie, że pogłębiona znajomość teorii psychologicznych ułatwia ocenę ludzkiej odpowiedzi na Boże powołanie w sposób bardziej precyzyjny i zróżnicowany niż w płaszczyźnie filozoficznej czy teologicznej” (pismo do Roty Rzymskie, 5.II.1987, nr 2).

Cechy i kompetencje osobowościowe spowiednika

Posługa w konfesjonale to niezwykłe spotkanie penitenta nie tylko z Bogiem, ale też ze spowiednikiem, który jest świadkiem Bożej prawdy o człowieku i Bożej miłości do człowieka. Jest to spotkanie, które może nieść nadzieję, radość, dosłownie ratować życie w wymiarze doczesnym i wiecznym. Ale też może w niezwykle bolesny sposób ranić, gdy spowiednik nie dorasta do zadań, jakie podejmuje w konfesjonale. Owocne sprawowanie sakramentu pokuty wymaga od spowiednika dysponowania pogłębioną wiedzą z zakresu nauk o człowieku, osobistej dojrzałości oraz wielu umiejętności psychopedagogicznych. Przyjrzyjmy się najważniejszym z nich.

Przyjaźń z Chrystusem

„W odpuszczaniu grzechów kapłani i sakramenty są tylko narzędziami, którymi chce posługiwać się nasz Pan, Jezus Chrystus, jedyny sprawca i dawca naszego zbawienia, by zgładzić nasze nieprawości i udzielić nam łaski usprawiedliwienia” (KKK 987). Spowiednik to ktoś, kto jest dobrym, szlachetnym narzędziem spotkania penitenta z Bogiem. Dlatego powinien to być ktoś, kto najpierw sam z pokorą i dziecięcą wdzięcznością zdumiewa się Bogiem i Jego przemieniającą miłością. To ktoś, kto żyje w obecności Boga, kto nieustannie z Nim rozmawia, kto osobiście doświadcza radości z pojednania z Bogiem i ludźmi, regularnie korzystając z sakramentu pokuty. Wiedza i umiejętności psychospołeczne, które posiada spowiednik, mogą być jedynie na tyle wykorzystane dla dobra penitenta, na ile spowiadający włącza je w kontekst osobistej więzi z Chrystusem i osobistej troski o wierność swemu powołaniu.

Dojrzałość i prawość

Kompetentny spowiednik to człowiek dojrzały i prawego sumienia. Nie oznacza to, że taki spowiednik jest kimś doskonałym. Oznacza natomiast, że jest kimś, kto ma odwagę mówić sobie i Bogu całą prawdę o sobie, o własnych przeżyciach i zachowaniach. To ktoś, kto z pokorą korzysta z rad swojego spowiednika i kierownika duchowego, kto ukształtował w sobie wrażliwe sumienie. To ktoś, kto wie, że pomagając innym ludziom w nawróceniu, nie pomaga jeszcze samemu sobie, gdyż to są dwa różne zadania. To ktoś, kto rozumie, że wychowanie samego siebie jest warunkiem owocnego pomagania innym w samowychowaniu i nawróceniu. Dojrzały spowiednik to ktoś pojednany z Bogiem, z ludźmi i z samym sobą. To ktoś, kto jest wolny od grzechów ciężkich i kto szczerze dąży do świętości, zachowując stanowczą dyscyplinę, czujność i roztropność.

Dojrzały spowiednik pozostaje w pogłębionym kontakcie z samym sobą, czyli jest świadomy swoich przekonań, przeżyć i zachowań. Jest wolny od mechanizmów obronnych, a zwłaszcza od projekcji psychicznej, czyli od przerzucania na innych ludzi tego, co w rzeczywistości przeżywa on sam.

Taki spowiednik odróżnia swój wewnętrzny świat od świata swojego penitenta. Nie miesza tych dwóch światów, a dzięki temu naprawdę respektuje niepowtarzalność i godność penitenta oraz potrafi empatycznie wczuć się w jego przekonania i przeżycia. Nie grozi mu wtedy to, że w obliczu penitenta będzie zbyt pobłażliwy i „łagodny”, aby w ten sposób pośrednio usprawiedliwiać własne grzechy i słabości, albo nadmiernie surowy i wręcz agresywny, aby w ten sposób pośrednio „uspokoić” własne sumienie. Dojrzały spowiednik nie gorszy się w obliczu grzechów i słabości penitenta. Gorszą się jedynie ludzie słabi i niedojrzali. Ludzie mocni i dojrzali mobilizują do jeszcze większego dobra w obliczu słabości innych.

Tworzenie klimatu bezpieczeństwa

Spowiedź to miejsce, w którym człowiek w największym stopniu otwiera się przed Bogiem i spowiednikiem. Czasem otwiera się bardziej niż przed samym sobą i to w sprawach dotyczących jego najbardziej intymnych przeżyć czy zachowań, a także jego ograniczeń, słabości, zniewoleń. Niekiedy otwiera przed spowiednikiem swoją niechęć, a nawet wstręt do samego siebie, rozgoryczenie samym sobą, rozpacz czy bezradność. Czasem dosłownie oddaje się w ręce spowiednika jak ktoś, kto nie ma już niczego na swoje usprawiedliwienie, kto utracił nadzieję i kto spodziewa się jedynie potępienia i odrzucenia.

W tej sytuacji umiejętnością niesłychanie ważną jest tworzenie klimatu bezpieczeństwa. Poczucie bezpieczeństwa to coś znacznie więcej niż tylko absolutna dyskrecja ze strony spowiednika. Podstawą poczucia bezpieczeństwa jest bezwarunkowa miłość. Dojrzały spowiednik potrafi kochać każdego człowieka, choćby powracał on z krainy dramatycznego zła i szczególnie ciężkich grzechów. Taki spowiednik kocha — na wzór Boga - nieodwołalnie, a nie pod warunkiem, że ktoś „zasługuje” na miłość. W konsekwencji jest cierpliwy, życzliwy, cieszy się penitentem, zachowuje spokój wewnętrzny, pogodę ducha, emanuje życzliwością i nadzieją, tworzy klimat święta i pomaga penitentowi zdumiewać się Bożą miłością, która przebacza i przemienia.

Dopiero w kontekście takiej bezwarunkowej miłości i szacunku do penitenta absolutna dyskrecja ze strony spowiednika dopełnia u spowiadającego się poczucie bezpieczeństwa i usuwa lęk o to, co sam spowiednik może sobie pomyśleć na jego temat. Niezwykle ważne jest to, aby spowiednik również poza konfesjonałem okazywał się osobą bezwzględnie dyskretną i godną zaufania. Chodzi o to, aby dla penitenta było oczywiste, że spowiednik dochowałby dyskrecji także wtedy, gdyby nie miał takiego obowiązku, gdyż zachowanie tajemnicy leży po prostu w jego naturze. Dojrzały spowiednik to ktoś, z kim penitent może czuć się bezpieczniej niż z samym sobą.

Realistyczne rozumienie człowieka

Istotną kompetencją ze strony spowiednika jest realistyczne rozumienie penitenta. Dojrzały spowiednik nie tylko wie, że nikt z ludzi — poza Maryją — nie jest bez grzechu („Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy - 1J 1, 8), ale rozumie też, że im bardziej dany człowiek błądzi, im bardziej oddala się od miłości i świętości, tym bardziej zawęża i zniekształca świadomość siebie lub popada w rozpacz. Spowiednik wie, że ma być dla penitenta świadkiem prawdy, by ten nie oszukiwał samego siebie, a jednocześnie świadkiem miłości, by grzesznik nie poddał się zniechęceniu i rozpaczy. Kompetentny spowiednik rozumie, że sama prawda nie wyzwala. Wyzwala jedynie ta prawda, którą komunikujemy z miłości (dojrzała motywacja) i z miłością (dojrzała forma). Taki spowiednik rozumie, że penitent, który powraca z daleka, jest boleśnie poraniony i rozbolały i dlatego reaguje na wyznaną przez niego historię ze współczuciem i troską: „Człowieku, ale się nacierpiałeś!”.

Pomaganie penitentowi w zrozumieniu samego siebie

Niektórzy penitenci są dla samych siebie zbyt pobłażliwi i naiwnie usprawiedliwiają własne grzechy i słabości. Inni z kolei oceniają siebie w aspekcie moralnym w sposób przesadnie surowy. Mają skrupulanckie sumienia. Zakładają, że wszystko, co czynią, czynią w sposób całkowicie świadomy i wolny. Zadaniem dojrzałego spowiednika jest empatyczne wczuwanie się w subiektywny świat myśli i przeżyć penitenta, aby pomóc mu zrozumieć jego strategie myślenia, jego przeżycia, a także granice jego wewnętrznej wolności, ostateczne motywy i uwarunkowania jego zachowań. Często zadaniem spowiednika jest rozumieć lepiej penitenta, niż on potrafi zrozumieć samego siebie.

Zadaniem spowiednika jest jednak nie tylko wczuwanie się w subiektywne myśli i przeżycia, ale również w obiektywną sytuację danego penitenta. Klasycznym przykładem jest sytuacja człowieka uzależnionego od alkoholu, który w czynnej fazie choroby nałogowo oszukuje sam siebie. Sądzi, że nie jest alkoholikiem i że potrafi sięgać po alkohol w sposób kontrolowany. Z kolei w fazie trzeźwienia uważa, że wszelkie zło, którego dopuścił się w czynnej fazie choroby, popełnił w sposób w świadomy i dobrowolny. Dzięki empatycznemu rozumieniu kompetentny spowiednik unika typowych błędów. Pierwszym z nich jest polecenie alkoholikowi, by pij mniej alkoholu. Penitent zwykle chętnie takie zadanie zaakceptuje, ale nie dotrzyma postanowienia, bo umiarkowane spożywanie alkoholu nie jest już dla niego możliwe. W konsekwencji popada w kolejne wyrzuty sumienia, tym razem z winy niekompetentnego spowiednika. Drugi typowy błąd ze strony spowiednika to polecenie alkoholikowi, by powstrzymał się od picia alkoholu jedynie na określony czas, np. w Wielkim Poście. To zadanie jest osiągalne dla alkoholika, ale po upływie wyznaczonego czasu zwykle wyciągnie on wniosek, że nie jest uzależniony, skoro tak długo potrafił wytrwać w abstynencji. Uspokojony takim przekonaniem, wpada w kolejny ciąg picia. Tymczasem kompetentny spowiednik wie, że alkoholik to ktoś, kto nie może wypić niewielkiej ilości alkoholu i na tym poprzestać. W tej sytuacji nie podejmuje dyskusji, czy penitent jest już uzależniony czy nie, lecz poleca mu żyć w abstynencji i wskazuje osoby, środowiska oraz instytucje, które mogą mu w tym pomóc, gdyby odkrył, że sam nie daje rady.

Z kolei spowiadając osoby uzależnione, które przestały pić i wchodzą już na drogę trzeźwości, spowiednik wyjaśnia, że nie wszystkie wyrządzone w przeszłości krzywdy są grzechem ciężkim, gdyż nie wszystkie zostały popełnione w sposób świadomy i dobrowolny. Z drugiej strony wyjaśnia, że wszystkie wyrządzone krzywdy domagają się zadośćuczynienia i takiej zmiany życia, by już nie wracać do przeszłości.

Kształtowanie sumienia

Kompetentny spowiednik rozumie, że nie można osądzać minionych czynów według obecnego stanu sumienia, gdyż sumienie — podobnie jak prawo — nie działa wstecz. Stosowanie tej zasady jest szczególnie ważne przy spowiedziach generalnych z całego życia. Rolą spowiednika jest wczucie się w stan sumienia i stopień rozeznania moralnego penitenta z okresu, w którym dopuszczał się czynów, z których się obecnie oskarża. Jeśli wtedy jego sumienie było niedojrzałe czy niewrażliwe, np. na skutek błędnego wychowania, to trzeba pomóc penitentowi w kształtowaniu prawego sumienia, ale osądu przeszłych zachowań należy dokonać według ówczesnego stanu sumienia. Obecnym sumieniem można bowiem oceniać jedynie obecne czyny. Przykładem takiej sytuacji jest kobieta, która spowiada się z dokonanej kiedyś aborcji i obecnie zdaje już sobie sprawę z tego, jak wielkiego zła się dopuściła. Nie uświadamia sobie jednak, że w momencie dokonywania aborcji jej wiedza i świadomość moralna była zupełnie inna, niż obecnie.

Ponadto kompetentny spowiednik rozumie, że czasem penitent nie jest świadomy ograniczeń własnej świadomości i wolności i nie zdaje sobie sprawy, że popełnione przez niego złe czyny nie wiążą się z pełną odpowiedzialnością moralną. Odnosi się to np. do osób uzależnionych, ale także do aborcji, gdy matka bierze na siebie całą odpowiedzialność za zabicie niemowlęcia w fazie rozwoju prenatalnego. Kompetentny spowiednik wyjaśnia, że aborcja jest morderstwem w sensie moralnym wtedy, gdy zostaje dokonana w sposób świadomy i dobrowolny i że aborcji nie dokonuje matka dziecka, lecz oboje rodzice. Zwykle główna wina leży po stronie ojca dziecka, który rozczarował, kochał zbyt mało lub wcale, uciekł od swojej odpowiedzialności. Z tego względu przed dokonaniem oceny moralnej aborcji w danym przypadku, spowiednik powinien zapytać kobietę o postawę ojca dziecka oraz o postawę innych osób, które miały istotny wpływ przy podejmowaniu decyzji.

Dojrzały spowiednik potrafi skutecznie mobilizować penitenta do formowania w sobie prawego sumienia. W tym celu nie moralizuje, ale stosuje metodę pozytywną, czyli ukazuje fakt, że wrażliwość moralna to szczególnie cenny rodzaj inteligencji, dzięki któremu odróżniamy te czyny, które nas rozwijają i prowadzą do świętości, od tych zachowań, przez które krzywdzimy siebie i innych ludzi. Mówiąc o normach moralnych, spowiednik dojrzały podkreśla, że nie są one ciężarem, ani nie ograniczają one naszej wolności, lecz są szczególnym zaszczytem i wyróżnieniem. To przecież niezwykłe wyróżnienie, gdy Bóg proponuje człowiekowi życie w świętości, gdy człowiek nie jest bałwochwalcą, gdy szanuje bliskich, gdy nie zabija, nie kradnie, nie cudzołoży, nie kłamie. Ciężarem i tragedią jest sytuacja, gdy człowiek łamie te właśnie normy moralne.

Wyjaśnianie natury miłości

Coraz częściej spowiadamy osoby, którym przychodzi kochać w skrajnych sytuacjach. Rozumiem przez to sytuacje, w których kochamy kogoś, kto nie kocha samego siebie i kto w dodatku boleśnie krzywdzi siebie i innych. Na największą próbę są wtedy wystawiane osoby z kręgu najbliższej rodziny. Dla przykładu, jeśli penitentką jest kobieta, którą mąż okrutnie krzywdzi (np. zdrady małżeńskie, alkoholizm, przemoc), to zadaniem spowiednika jest stanowcze wyjaśnienie, że to, iż żona kocha swego męża, nie daje mu prawa, by ją krzywdził. Nawet w małżeństwie tylko miłość jest nieodwołalna. Wszystko inne można odwołać. Wspólne mieszkanie, wspólne wychowywanie dzieci, wspólnota majątkowa, jest pod warunkiem, że i druga strona potrafi kochać i nie krzywdzi członków rodziny. Jeśli natomiast ktoś okrutnie krzywdzi współmałżonka i nie zmienia się, to zwykle jedynym rozwiązaniem jest separacja małżeńska, czyli miłość na odległość, dopóki błądzący nie uzna swego błędu i nie zmieni swego postępowania. Kompetentny spowiednik potrafi precyzyjnie wyjaśnić powyższe zasady oraz pomóc w ich realizacji.

Sądzę, że w takim kontekście warto odwołać się do przypowieści o marnotrawnym synu, który opuszcza dobrego ojca (por. Łk 15, 11-32). W tej przypowieści Jezus wyjaśnia, na czym polega dojrzała miłość w skrajnej sytuacji. Oto ojciec z przypowieści ma dwóch dorosłych synów. Jeden z nich wiernie mu służy, drugi natomiast chce odejść. Ojciec go kocha, a mimo to syn wierzy, iż poza domem rodzinnym będzie mu lepiej. Chce żyć "nowocześniej", czyli bez stawiania sobie wymagań, które płyną z miłości i prawdy. Szuka łatwego szczęścia, a przez to powtarza dramat grzechu pierworodnego. Ojciec nie próbuje go zatrzymać mimo, że kocha syna i że niepokoi się o jego los. Mógłby użyć nacisku, na przykład nie dając mu jego części majątku. Nie czyni jednak tego, gdyż wie, że do miłości i dobra nie da się przymusić. Przymuszać można tylko do nienawiści i zła. Syn odchodzi. Oddalając się od ojca, oddala się od szczęścia. Stopniowo umiera w nim to, co najpiękniejsze. W sytuacji głodu i osamotnienia godzi się na rolę niewolnika i pasie świnie. Odchodząc od ojca łudził się, że idzie w kierunku ziemi obiecanej, którą sam sobie wymarzył. Tymczasem w rzeczywistości zgotował sobie piekło na ziemi.

Co w tak dramatycznej sytuacji czynią rodzice tej ziemi? Zwykle nie wiedzą jak postępować wobec syna i jak go kochać. Kierują się bardziej emocjami niż miłością. U jednych zwycięża rozżalenie, a nawet nienawiść. Przekreślają syna i wyrzekają się go na zawsze. Odmawiają mu prawa powrotu do domu. Wtedy synowi pozostaje już tylko rozpacz. Nawet gdyby któregoś dnia zastanowił się i uznał swój błąd, to nie ma do kogo wrócić. Inni z kolei rodzice mylą miłość z naiwnością. Usprawiedliwiają syna za wszelką cenę. Jednocześnie czynią wszystko, aby nie cierpiał mimo, że nadal błądzi! W takiej sytuacji syn będzie błądził czasem tak długo, aż umrze. Czemu miałby się zmieniać, skoro nie ponosi konsekwencji własnych błędów?

Ojciec z przypowieści Chrystusa nie popełnia żadnego z tych błędów. On nawet w dramatycznych okolicznościach potrafi kochać w sposób dojrzały i dostosowany do powstałej sytuacji. Nie przekreśla syna. Jego dom i jego ramiona pozostają dla syna ciągle otwarte. Ale też nie próbuje chronić syna od cierpienia, które ten sprowadza na siebie własnym postępowaniem. Ojciec jest bogatym człowiekiem. Mógłby posyłać służących, aby się opiekowali synem, ale wie, że tak postępując, pomyliłby miłość z naiwnością i nie pomógłby synowi w przemianie życia.

Syn zachowa szansę na ocalenie tylko w jednym przypadku: gdy będzie cierpiał i gdy nadal będzie kochany przez ojca! Cierpienie, które przychodzi jako konsekwencja własnych błędów, otwiera błądzącemu oczy, uczy odróżniania dobra od zła, a miłość sprawia, że błądzący ma do kogo wrócić. Syn wykorzystuje szansę. Ma odwagę powiedzieć sobie, że odchodząc pomylił się i że u ojca było mu lepiej. Pod wpływem cierpienia przemienia się w powracającego syna. Wraca nie dlatego, że jest głodny (wtedy zdecydowałby się raczej na kradzież niż na powrót), ale dlatego, iż zrozumiał, że znacznie lepiej być choćby sługą u kochającego ojca, niż pozostawać niewolnikiem tego świata. Nie jest jednak łatwo powrócić, gdy się odeszło bardzo daleko. Nawet jeśli ktoś szczerze tego pragnie i uznał swój błąd. Nie jest łatwo powiedzieć: "Ojcze, zgrzeszyłem". Powracający syn zasługuje na szacunek. On sam lęka się i wstydzi, ale ku jego zdumieniu powrót przemienia się w wielkie święto. Teraz dopiero syn przekonuje się, że ojciec nigdy nie przestał go kochać i że kochał go mądrze. I tylko dlatego nie próbował go chronić przed cierpieniem. Powracający syn odzyskuje wszystko: miłość i prawdę. Odtąd nie będzie wątpił, że ojciec go kocha, ani nie będzie się już łudził, że może być szczęśliwym bez ojca czy wbrew ojcu.

Święto w domu ojca nie jest jednak pełne, bo oto drugi syn ma żal do ojca, że ten wyprawia ucztę marnotrawnemu bratu. Ojciec cieszy z ocalenia powracającego syna, ale przecież nie krzywdzi przez to tego, który nie odszedł. Nie każe mu się dzielić swoją częścią majątku z bratem. Powracający będzie musiał jeszcze długo ponosić konsekwencje odejścia i pracować w pocie czoła, by odzyskać to, co utracił. Jego brat nie włącza się jednak do radości z ocalonego życia. Nie rozumie, że jemu samemu ojciec wyprawiał codziennie ucztę, bo największym świętem jest przebywanie w domu ojca. Okazuje się, że powracający syn cieszy się ojcem bardziej niż ten, który od niego nigdy nie doszedł. Bo można nie odejść, a mimo to kochać niezbyt mocno.

Dojrzały spowiednik to ktoś, kto precyzyjnie wyjaśnia penitentowi naturę takiej właśnie mądrej i wychowującej Bożej miłości. To ktoś, kto pomaga penitentowi odkryć, że Bóg był cały czas po jego stronie, bo Miłość ma tylko dwie możliwości: kochać i cieszyć się, gdy odpowiadamy miłością na miłość lub kochać i cierpieć, gdy oddalamy się od Miłości i zadajemy ból sobie i innym. Ponadto dojrzały spowiednik to ktoś, kto ze wzruszeniem i ogromną radością osobistą włącza się w święto pojednania penitenta z Bogiem, w święto ocalenia życia. Wtedy dopiero rzeczywiście ułatwia penitentowi zachwycenie się Bożą miłością i doświadczenie niezwykłej radości.

Demaskowanie barier w nawróceniu

Kompetentny spowiednik potrafi demaskować typowe bariery w nawróceniu. Pierwszą z nich jest lekceważenie własnych grzechów i słabości. Wielu penitentów ma tendencję do wyolbrzymiania cudzych słabości i pomniejszania własnych. Widzimy drzazgę w oku brata, a nie widzimy belki w naszym oku. W tej sytuacji spowiednik wyjaśnia, że dopóki nie uznamy faktu, że nasze życie zależy głównie od naszych postaw w codziennych, drobnych sprawach i że nie możemy lekceważyć naszych małych słabości i grzechów, dopóty blokujemy sobie szansę na nawrócenie i na większą radość w życiu.

Drugą typową przeszkodą w nawróceniu jest porównywanie samego siebie z innymi ludźmi. Mechanizm ten ma na celu ucieczkę od prawdy o sobie i usprawiedliwianie własnych grzechów. W kontekście rachunku sumienia porównujemy siebie najczęściej z ludźmi, których uznajemy za gorszych od siebie. Wpadamy wtedy w kilka pułapek. Po pierwsze, osądzamy moralnie innych ludzi. Osądzamy nie tylko ich zachowania zewnętrzne, ale także ich wewnętrzne motywy działania, ich stopień świadomości i wolności, ich sumienie. A takiej oceny może dokonywać jedynie Bóg, bo tylko On zna serce człowieka. Po drugie, robiąc sobie rachunek sumienia, nie porównujemy się zwykle z Chrystusem czy z tymi ludźmi, którzy potrafią Go naśladować w sposób wierny i ofiarny. Nie porównujemy się na ogół z postawą Ojca Świętego czy Matki Teresy z Kalkuty, aby się mobilizować i zmieniać, lecz raczej z postawą tych, których uznamy za gorszych od nas, aby unikać stawiania sobie wymagań i „uspokoić” sumienie. Ale przecież „znalezienie” człowieka, który wydaje się nam gorszy od nas samych, nie sprawi, że nasze postępowanie jest właściwe. Szczęście nie płynie z tego, że ktoś — w mojej opinii - jest gorszy ode mnie, lecz z tego, że naśladuję Chrystusa, że kieruję się Jego miłością i prawdą. Po trzecie, porównując się z innymi zaczynamy przemianę i naprawę świata od żądania, by inni ludzie się nawrócili. Tymczasem każdy z nas jest odpowiedzialny za siebie, a nie za postawę innych ludzi. Kompetentny spowiednik wyjaśnia, że tylko przemieniając samego siebie według wskazań Ewangelii, można przyczynić się do przemiany oblicza tej ziemi.

Ostatnią z typowych przeszkód w nawróceniu jest przekonanie danego penitenta, że nie może on już się zmienić. Taki człowiek nie neguje i nie lekceważy zwykle swoich grzechów. Nie porównuje się z innymi ludźmi. Jednak — uznając własne grzechy — twierdzi, że już „taki jest” i że nie jest w stanie się zmienić. Wbrew pozorom nie jest to postawa pokory, lecz przejaw wygodnictwa i egoizmu. Taki człowiek deklaruje bowiem pośrednio, że nie podejmie żadnego wysiłku przemiany i że nie zrobi nic, aby zerwać z dotychczasową postawą. Tymczasem tylko w świecie rzeczy bywają procesy nieodwracalne. Nie można np. odzyskać stłuczonego kryształu czy spalonego przedmiotu. W świecie osób natomiast — poza zupełnie skrajnymi przypadkami — nie ma sytuacji nieodwracalnych. Od kilkunastu lat spotykam się z ludźmi uzależnionymi i wiem, że współpracując z łaską Bożą i stawiając sobie twarde wymagania, część z tych ludzi całkowicie zmieniła swoje życie. Nierzadko po kilkudziesięciu latach wyrządzania ogromnych krzywd sobie i bliskim. Kompetentny spowiednik wyjaśnia, że nikomu nie jest łatwo przezwyciężać własne słabości i żyć w świętości, ale dla każdego jest to możliwe, jeśli szczerze współpracuje z Bogiem i stawia sobie twarde wymagania. Warto w tym kontekście stawiać wraz ze św. Pawłem pytanie: „czy sprzeciwiam się złu aż do przelania krwi?”.

Wskazanie dojrzałej postawy wobec grzesznej przeszłości

Gdy spowiednik pomoże penitentowi dokonać uczciwego osądu wyznanych grzechów, wtedy jego rolą jest wskazanie dojrzałej postawy wobec grzesznej przeszłości. Warto wtedy odwołać się do postawy św. Piotra i zestawić jego reakcję na swój grzech z reakcją Judasza. Judasz zrobił sobie uczciwy rachunek sumienia. Nie usprawiedliwiał siebie. Nie mówił sobie, że przecież inni apostołowie zachowali się niewiele lepiej od niego mimo, że byli bliżej Chrystusa. Judasz miał odwagę powiedzieć sobie całą prawdę: „zdradziłem niewinnego”. Potem poszedł i powiesił się. Tymczasem Piotr inaczej zareagował na swoją słabość. On również był ogromnie rozgoryczony własną postawą. Może bardziej nawet niż Judasz. Zaparł się trzy razy swojego ukochanego Mistrza. Tego, któremu przyrzekał, że nigdy Go nie opuści, choćby inni Go opuścili. Jednak - w przeciwieństwie do Judasza — Piotr nie pozostaje sam ze swoim grzechem i rachunkiem sumienia. Zawstydzony i zalękniony, idzie dalej za Jezusem. Straszliwie boi się, że znowu ktoś rozpozna w nim ucznia Jezusa i że zostanie zabity. A jeszcze bardziej lęka się chyba spojrzenia w oczy swojemu Mistrzowi. Mimo to idzie dalej za Jezusem. Gdy ich spojrzenia się krzyżują, wtedy Piotr wychodzi, aby gorzko zapłakać. Ale nie ulega rozpaczy. Przeciwnie, zmienia się w mocarza. Odtąd można go będzie zabić, ale nie można go będzie zastraszyć i zmusić do ponownego zaparcia się Chrystusa. Widząc przemianę Piotra, możemy domyślać się tego, co wyczytał on w spojrzeniu Zbawiciela: „Czego się spodziewasz, Piotrze? Jeśli myślisz, że cię potępię i przekreślę, to jeszcze Mnie nie znasz. Oto właśnie idę oddać za ciebie życie, bo do końca ciebie pokochałem”.

Kompetentny spowiednik pomaga penitentowi pójść za Jezusem z wyznanymi grzechami. Gdy stajemy w obliczu bolesnej prawdy o nas, to grozi nam — tak, jak Judaszowi — rozpacz i zniechęcenie. Gdy natomiast — zalęknieni i zawstydzeni — idziemy z naszym grzechem do Jezusa, wtedy dzieje się coś niezwykłego. Mocą Jego miłości i przebaczenia stajemy się więksi od naszej słabości i otwiera się przed nami nowa przyszłość. Trwałe nawrócenie wymaga podejścia do kratek konfesjonału, by spojrzeć w oczy Jezusowi i by raz jeszcze — a może po raz pierwszy — przekonać się, że Jego miłość większa jest niż nasza słabość i że wszystko możemy w Tym, który nas umacnia. Dojrzały spowiednik to ktoś, kto potrafi być czytelnym świadkiem tej niezwykłej prawdy.

Asertywność

Asertywność to obecnie termin równie popularny, co błędnie rozumiany. Asertywność bywa zwykle utożsamiana z całkowitą otwartością wszystkich wobec wszystkich (tymczasem „nie rzuca się pereł przed wieprze”), z naiwną spontanicznością albo z obroną swoich praw w kontakcie z innymi ludźmi. Tymczasem dojrzała asertywność oznacza zdolność roztropnej i odpowiedzialnej otwartości wobec innych, aby mieli oni szansę nas rozumieć i uszanować oraz by mogli wyjść umocnieni ze spotkania z nami. Tak rozumiana asertywność jest niezbędną cechą kompetentnego spowiednika.

Dojrzały spowiednik potrafi reagować w szczery i otwarty sposób na zachowanie penitenta. Chodzi tu zarówno o reakcje intelektualne (wyjaśnianie), jak i emocjonalne (przeżywanie). Jeśli na przykład jakiś penitent — zwłaszcza dziecko czy nastolatek — spowiadając się przeżywa głęboki lęk czy ma trudności z oddychaniem, to asertywny spowiednik pomaga w przezwyciężeniu tego stanu rzeczy. Mówi wtedy spokojnym, życzliwym tonem, że zauważył trudność penitenta i pomaga mu odczuć bliskość kochającego Boga oraz własną życzliwość. Jeśli natomiast penitent oszukuje samego siebie, to asertywny spowiednik potrafi tak dobrać język i argumenty, że penitent ma tylko dwie możliwości: zrozumieć prawdę o sobie i z niej skorzystać lub zrozumieć prawdę o sobie i jej nie respektować. Nie ma natomiast trzeciej możliwości: nie zrozumieć prawdy, którą odsłania mu spowiednik. Z kolei jeśli penitent lekceważy swoje grzechy, wtedy kompetentny spowiednik potrafi otwarcie, a jednocześnie w formie, która szanuje penitenta, wyrazić swój niepokój i troskę. Gdy natomiast penitent szczerze żałuje za grzechy i stanowczo dąży do nawrócenia, wtedy spowiednik potrafi wyrazić swoją ogromną radość i wzruszenie.

Kompetentny spowiednik rozumie, że im twardszą prawdę komunikuje penitentowi, tym delikatniejszą formę wypowiedzi powinien zastosować, aby pozyskać penitenta, a nie prowokować go do obrony. Czasami konieczne jest bardzo twarde i zwięzłe zakomunikowanie prawdy. Dla przykładu wobec kogoś, kto ewidentnie lekceważy swoje grzechy i ucieka od prawdy o sobie, można powiedzieć: „człowieku, nie masz obowiązku być szczęśliwym”.

Asertywność oznacza ponadto zdolność takiego doboru języka i argumentów, które przekonują penitenta, a nie jedynie spowiednika. Spowiednik, który naprawdę kocha penitenta, nie używa języka, który jest dla niego najbardziej wygodny, czyli języka teologicznego, lecz języka, który najłatwiej rozumie drugi człowiek, a zatem języka ewangelicznego. Warto, by spowiednik uczył się w tym względzie postawy od rodziców, którzy imitują nawet ton głosu dziecka, gdy z nim rozmawiają, aby ułatwić mu zrozumienie tego, co mówią i upewnić o swojej miłości.

Fascynowanie perspektywą nawrócenia i świętości

Kompetentny spowiednik nie tylko pomaga penitentowi w uznaniu prawdy o sobie, ale potrafi zafascynować go perspektywą nawrócenia i świętości. Wyjaśnia, że nawrócenie to coś znacznie więcej niż tylko odwrócenie się od zła. Chrystus w sposób jednoznaczny wyjaśnia nam, że sądzeni będziemy z miłości. Do ludzi potępionych mówi: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny” (Mt 25, 41). Ale nie mówi im: idźcie precz, bo jesteście grzesznikami. Ci, którzy idą do nieba — poza Matką Bożą — są przecież także grzesznikami. Chrystus wyjaśnia potępionym, że są skazani na ogień wieczny, „bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie” (Mt 25, 42-3). Los potępionych jest zatem konsekwencją faktu, że nie nauczyli się kochać. I to tak kochać, jak Chrystus nas pierwszy pokochał: miłością bezwarunkową i ofiarną, miłością skierowaną do tych, którzy nie mogli nam odpłacić za naszą miłość, bo byli biedni, obcy, uwięzieni czy chorzy.

Do ludzi po prawej stronie Chrystus nie mówi, iż idą do nieba, gdyż są bez grzechu. Wtedy bowiem w niebie byłaby tylko Maryja. Ludziom zbawionym Jezus wyjaśnia, że idą do nieba gdyż nauczyli się kochać (por. Mt 25, 35-40). Można sobie wyobrazić, że w czasie sądu ostatecznego ktoś z ludzi po lewej stronie zawoła: „Boże, to chyba jakaś pomyłka, bo wśród ludzi idących do nieba widzę mojego sąsiada, który był publicznym grzesznikiem!” Wtedy może usłyszeć odpowiedź ze strony Boga: „Masz rację, człowieku. Twój sąsiad miał na sumieniu poważne grzechy. Ale nawrócił się i nauczył się kochać. Idzie zatem do nieba. A ty do końca życia nie nauczyłeś się kochać”.

Czasem penitent może postawić spowiednikowi pytanie: „Czy do zbawienia nie powinno wystarczyć to, iż powstrzymujemy się od popełniania grzechów?” Kompetentny spowiednik wyjaśnia, że Chrystus ma rację, gdy wymaga od nas miłości, gdyż jedynym sposobem, by nie czynić zła, jest czynienie dobra. Jedyny sposób na to, by nie grzeszyć, to nauczyć się kochać. Oczywiście nawrócenie wymaga rozrachunku z grzeszną przeszłością. Wymaga żalu i odwrócenia się od zła. Ale jest to jedynie punkt wyjścia, a nie dojścia. Człowiek, który się nawraca, powinien najpierw zapytać samego siebie, czy powstrzymywał się od czynienia zła: czy nie ubóstwiał jakichś rzeczy czy osób, czy nie stawiał ich w miejsce Boga, czy nie zabijał, nie cudzołożył, nie kłamał, nie kradł, czy nie wyrządzał krzywdy rodzicom i innym ludziom? Od tych pytań trzeba zacząć proces nawrócenia. Ale na tego typu pytaniach nie można poprzestać.

Człowiek, który nawraca się według kryteriów i wymagań Ewangelii, musi postawić sobie jeszcze trudniejsze pytania: czy czyniłem innym to, co chciałem, by oni mi czynili; czy nad moim gniewem nie zachodziło słońce; czy przebaczałem cierpliwie; czy kochałem nawet nieprzyjaciół; czy naśladowałem słowa i czyny Jezusa; czy ludzie, którzy obserwowali moje życie, mogli dziękować za nie Bogu, który jest w niebie? W świetle opisu sądu ostatecznego jest oczywiste, że postanowienie poprawy nie może ograniczać się do żalu za grzechy i do odwrócenia się od zła. To byłoby jedynie postanowienie negatywne i zbyt małe, byśmy rzeczywiście mogli przemienić życie i znaleźć się po stronie zbawionych. Kompetentny spowiednik wyjaśnia, że nawrócić się to naśladować Chrystusa, to nauczyć się kochać w sposób odpowiedzialny, dojrzały i ofiarny — tak, jak On pierwszy nas pokochał.

Sprawdzianem takiego nawrócenia jest podjęcie postanowień pozytywnych i konkretnych. Popatrzmy na kilka typowych przykładów w tym względzie. Jeśli ktoś postanawia, że nie będzie już odtąd plotkował, to takiego postanowienia nie uda się mu zrealizować, gdyż jedynym sposobem, by nie plotkować, jest mówić o innych ludziach z życzliwością i przyjaźnią, z miłością i odpowiedzialnością. Nie oznacza to, że mamy być naiwni i widzieć wszędzie jedynie dobro. Znaczy natomiast, że gdy dostrzegamy błędy w zachowaniu danej osoby, to nie mówimy o tym do innych, lecz w cztery oczy samemu zainteresowanemu. I czynimy to z szacunkiem i cierpliwością, aby dać mu optymalną szansę na przyjęcie naszej uwagi.

A oto przykład osoby, która nadużywa alkoholu. W takiej sytuacji penitent postanawia najczęściej, że już nie będzie nadużywał alkoholu, a to zbyt małe postanowienie. Nadużywanie alkoholu przez dorosłych czy sięganie po alkohol przez dzieci i młodzież nie jest przecież zjawiskiem przypadkowym. Jest jedną z konsekwencji kryzysu życia, więzi i wartości. Często jest też przejawem choroby alkoholowej. Człowiek nadużywający alkoholu powinien postanowić, że już nigdy nie będzie sięgał po alkohol, skoro dotąd nie umiał posługiwać się nim w symbolicznych jedynie ilościach. Ale i takie postanowienie jest jeszcze niewystarczające. Konieczna jest decyzja, że penitent gruntownie zmieni swoje więzi, wartości i filozofię życia. Jedynym sposobem, by nie żyć w pijaństwie czy alkoholizmie, jest uczenie się szlachetnego życia na trzeźwo.

Kolejny przykład to sytuacja człowieka, który kłamie. Nawrócenie w takiej sytuacji nie może ograniczać się do postanowienia, by już nie kłamać. Jedynym sposobem, by nie kłamać, jest mówienie prawdy. Skłonność do kłamstwa — podobnie jak nadużywanie alkoholu - nie jest zachowaniem przypadkowym. Jest konsekwencją nieuczciwego postępowania, które dany człowiek chce ukryć lub „usprawiedliwić”. Rzeczywiste uwolnienie się od kłamstw jest możliwe tylko wtedy, gdy dana osoba postanowi postępować tak szlachetnie we wszystkich sferach swojego życia, by nie mieć potrzeby ukrywania czy „usprawiedliwiania” własnych błędów.

Ostatni przykład dotyczy osoby, która boryka się z grzechami w dziedzinie seksualności. W takiej sytuacji nie wystarczy postanowić, że nie będzie się już do tych grzechów powracać. To byłoby zbyt małe postanowienie. Trudności z seksualnością są bowiem jedną z konsekwencji niedojrzałych więzi z samym sobą, z Bogiem i z ludźmi. Tam, gdzie brakuje dojrzałej miłości i trwałej radości, tam seksualność staje się dla człowieka chorobliwie atrakcyjna, a to prowadzi do zachowań grzesznych. Podobnie więc jak w poprzednich przykładach, uwolnienie się od trudności seksualnych wymaga decyzji o zmianie życia nie tylko w sferze seksualnej.

Kompetentny spowiednik wyjaśnia, że dokonując rachunku sumienia, nie wystarczy uznać poszczególne grzechy i walczyć z nimi. Trzeba także zastanowić się nad ich ostatecznym źródłem, aby mieć szansę na wyeliminowanie przyczyn popełnianego przez nas zła. Każdy grzech bowiem, zwłaszcza grzech ciężki, to nie przypadkowy epizod, lecz termometr naszej sytuacji egzystencjalnej. To rodzaj alarmu, wskazującego na kryzys więzi i wartości. Nawrócić się to zmienić coś istotnego w całej sytuacji życiowej, w której zrodził się dany grzech.

Dojrzały spowiednik ma zatem ewangeliczną mentalność zwycięzcy, czyli odwagę wskazywania penitentowi wyłącznie optymalnej drogi życia, a zatem drogi życia w świętości i wolności dzieci Bożych. Jednocześnie potrafi z przyjaźnią i cierpliwością towarzyszyć penitentowi w stopniowym zbliżaniu się do tego celu. Oczywiście trudno będzie danemu spowiednikowi stanowczo wskazywać optymalną drogę życia, jeśli on sam tą drogą nie idzie. Z tego względu wskazania, które spowiednik komunikuje penitentowi, powinien odnosić najpierw do samego siebie.

Modlitwa i przykład życia

Kompetentny spowiednik ciągle pamięta, że jest jedynie narzędziem w spotkaniu człowieka z Bogiem i dlatego podstawą jego posługi jest modlitwa z penitentem i za penitenta. „Ci, którzy przystępują do sakramentu pokuty, otrzymują od miłosierdzia Bożego przebaczenie zniewagi wyrządzonej Bogu i równocześnie dostępują pojednania z Kościołem, któremu, grzesząc, zadali ranę, a który przyczynia się do ich nawrócenia miłością, przykładem i modlitwą” (KKK 1422). To właśnie jest najważniejsze zadanie spowiednika: kochać penitenta Bożą miłością oraz wspierać go przykładem życia i ufną modlitwą.

 

Zakończenie

Św. Ambroży mówi o dwóch rodzajach nawrócenia w Kościele: „Kościół ma wodę i łzy: wodę chrztu i łzy pokuty” (św. Ambroży, Epistulae, 41, 12). Kompetentny spowiednik to ktoś, kto pomaga penitentowi, by doświadczył łez pokuty i by te łzy nie przemieniły się w rozpacz, lecz w oczyszczające łzy radości ze spotkania z Bogiem, który w sakramencie pokuty przebacza i na nowo stwarza człowieka. Spowiednik według serca Bożego to ktoś, kto pomaga penitentowi zdumiewać się Bożą miłością i kochać na tej miłością nie z tej ziemi.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama