Bóg?Jakże nie być ożywionym pragnieniem poznania Go, kosztowania Jego miłości, odczuwania Jego wsparcia i dowiedzenia się, którędy prowadzi droga ku Niemu?
PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów MIC
Warszawa
kwiecień 2010
ISBN 978-83-7502-173-8
liczba stron: 440
Format książki: 125x195 mm
Spis treści |
---|
Przedmowa |
1. W sercu miasta |
Gdzie zatem znaleźć Boga? |
Najpiękniejszy obraz Boga |
Boże błogosławieństwo |
Typowe miejsce biblijne |
Wyjątkowa rzeczywistość |
Monastycyzm miejski? |
2. Miejsca kultu |
Megapole |
Kim są dzisiejsi mieszkańcy miast? |
Łaska miejsc pielgrzymkowych |
Krucha dyspozycyjność |
Na pustyni wsi |
Łaska dla ekumenizmu |
3. Jako nowi mnisi |
Łaska dla dzisiejszych czasów |
Na jakich fundamentach? |
Jedyny prawdziwy mnich – Jezus Chrystus |
Różnorodność form |
Nowości „Jeruzalem” |
Kilka właściwych nam cech |
Jaka Reguła? |
Jaka Reguła? |
4. W sercu świata |
Przede wszystkim nie uciekać, lecz kochać |
Śladami Zbawiciela świata |
W twarzy człowieka dostrzec odbicie Boga |
Oderwanie i jedność |
Solidarni i kontestujący |
Wspólnota – świat w miniaturze |
5. Jak przynależeć do Kościoła? |
Tajemnica Kościoła |
Wsłuchując się w Tradycję |
Mnisi i mniszki w Kościele Chrystusa |
Nasza eklezjalna specyfika |
Rola biskupów w życiu monastycznym |
Pod czujną opieką biskupa |
W Kościele powszechnym, dla Kościoła lokalnego |
6. Miłość ponad wszystko |
Cały, dla wszystkich, wszędzie i na zawsze |
Potrójne wezwanie człowieka, Pisma i Boga |
„Jestem kochana!” |
Wszyscy możemy kochać |
„Życie konsekrowane – szkoła miłości i świętości” |
7. Trzy miłości w jednej |
Pierwsze pozostaje pierwszym |
„Drugie jest tak samo ważne jak pierwsze” |
Mnisi i mniszki dla jak największej miłości |
Aby miłość mogła zaistnieć |
Jak siebie samego |
Aż do zapomnienia o sobie samym |
Przez śmierć, lecz dla życia |
8. Modlitwa, jakie to wielkie szczęście! |
Modlitwa jest w samym Bogu |
Boży i powszechny nakaz |
Największa skuteczność |
Wznieść i poszerzyć nasze pragnienia |
Bój modlitwy |
Wielka pascha ku życiu |
9. Dwa wielkie klucze modlitwy |
Za przykładem Jezusa |
Modlić się w Imię Jezusa |
Modlić się do Jezusa |
Modlitwa Jezusowa |
Modlić się, mówiąc jedynie „Jezus” |
Modlić się z Duchem |
Modlić się w Duchu |
10. Aby się modlić, jak należy |
Być prawdziwym, pokornym i zdać się na Ducha |
Jak syn wobec swojego Ojca |
Z wiernością, z wytrwałością i ze stałością |
Prawdziwie i w głębi czystej miłości |
11. U źródeł pracy |
Za przykładem Ojca Stworzyciela |
Za przykładem Syna, który stał się cieślą |
I Ducha, który czyni wszystko nowym |
Obowiązek współpracowników Stwórcy |
Uczestniczyć w dziele odkupienia |
Przez nią uświęcać życie monastyczne |
12. Aby praca uświęcała |
Zarabiać na siebie, by nie ciążyć nikomu |
Mieć czym przyjmować, wspomagać i dzielić się |
Stworzyć przestrzeń modlitwy i miłości braterskiej |
Pracownicy płatni, ale tylko na pół etatu |
Z odwagą podejmować codziennie wysiłek |
Niektóre wskazówki co do formy i do zasad |
Jakie stąd wnioski? |
13. Głosy ciszy |
Bóg milczy |
Bóg żyje ciszą |
Bóg wyraża się w ciszy |
Zwalczać Nieprzyjaciela i nieprzyjaciół ciszy |
Budować prawdziwą ciszę |
Przeżywać milczenie, miłując je |
14. Piękne ryzyko gościnności |
Monastyczna tradycja |
Na wzór stwarzającej Trójcy |
Śladami Odkupiciela człowieka |
Kontemplacja, naśladowanie, uświęcenie |
Przyjąć Boga do swojej duszy i wspólnotę do serca |
Przyjmowanie innych spoza wspólnoty |
Aż po dzielenie się miejscem przy stole |
15. Czystość – piękna i powszechna |
W świetle zapisów biblijnych |
Konieczność moralnego życia |
Błogosławieni przez Pana |
Wtedy ukazuje się Jezus |
W ślad za najczystszym spośród niewinnych |
Od ogólnoludzkiego wymogu po cnotę chrześcijańską |
16. Dziewictwo dla wiecznych godów |
Najbardziej typowa cecha życia monastycznego |
Zasadnicze wezwanie i pierwszoplanowy wybór |
Za przykładem miłości Trójcy Świętej |
Za przykładem Chrystusa-Miłości |
Uwielbiajcie Pana w swoim ciele |
Czym przede wszystkim jest człowiek? |
Dla prawdziwej płodności w Kościele |
Dziewictwo ze względu na oblubieńczość |
17. Śladami najbardziej ubogiego |
Od Starego do Nowego Testamentu |
Powszechne prawo i ewangeliczna rada |
Na wzór Jezusa |
Wielkie schody Jego uniżenia |
Aby nas napełnić i ubogacić |
Rada, która staje się błogosławieństwem |
Już i jeszcze nie |
Prawdziwe ubóstwo, aby posiąść prawdziwy skarb |
Od szukania królestwa niebieskiego po zaślubiny Syna Bożego |
18. Siedem stopni naszej paschy ubóstwa |
Szczere uznanie naszych bogactw |
Ogołocenie z posiadania i wyrzeczenie się pozorów |
Nie będąc właścicielem niczego jako wspólnota |
Solidarni z otoczeniem i naszymi czasami |
Aż po ofiarę z uczuć i serca |
Ubodzy w duchu |
Aż po ostatni krok Chrystusowego ogołocenia |
19. U źródeł chrześcijańskiego posłuszeństwa |
Zadziwiający paradoks |
Zadziwiające dane psychologiczne |
W poszukiwaniu odpowiedzi z moralnego punktu widzenia |
Cudowna Boża rzeczywistość |
„Chociaż był Synem...” |
„…nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” |
Łaska naszego życia |
20. Tajemnica monastycznego posłuszeństwa |
Karmione kontemplacją i wyrażane czynem |
Ukierunkowane na miłość i osadzone w wierze |
Droga pokory wstępująca ku wolności |
Przede wszystkim być posłusznym Bogu |
Posłuszeństwo względem wspólnoty i jej reguły |
Wolne podporządkowanie wybranym przełożonym |
Z ojcowskim oddaniem i z synowskim szacunkiem |
21. Jedynie Bóg jest prawdziwie pokorny |
Wielka zapomniana |
Pokorny w tajemnicy trynitarnego Bytu |
Ukryty w dziele stworzenia |
Z zadziwiającą, ale jakże wymowną dyskrecją |
Okryty zasłoną cudu Wcielenia |
Odkupiciel przez swoją pokorę |
Ukryty w sercu człowieka |
W świetle paruzji |
22. Wywyższenie przez uniżenie |
Dobra ziemia pokory |
Pokora prawdziwa i fałszywa |
Pokora jest prawdą |
Zwykłe stworzenia i prawdziwi grzesznicy |
Pokora – droga nawrócenia |
Poprzez łaskę upokorzeń |
23. Droga do świętości w duchu Nazaretu |
Pokora prowadzi do miłowania |
Pokora uświęca |
W ślad za pokornym przykładem Nazaretu |
Pod zasłoną ciała |
Pokorna służebnica Pańska |
Wielki święty, który nic nie mówi |
24. Stałość, klauzura, habit |
Problem stałości miejsca |
Pozostawać wiernymi i stałymi w wierze |
A w życiu monastycznym? |
Problem klauzury |
Ponad tym, co materialne i formalne |
Kwestia habitu |
Symbolika ewangeliczna |
Znak Kościoła i innego świata |
25. Wspólnoty świeckie, apostolskie i oblaci |
Wspólnoty świeckie |
Różnorodność umacniająca jedność |
Wspólnoty apostolskie |
Oblaci |
Dobroczynna jedność i płodna współpraca |
26. Imperatyw ewangelizacji |
„Krzyczeć Ewangelię całym swoim życiem” |
Rzeczywistość jako punkt wyjścia |
Znak braterskiej miłości |
Ewangelizująca liturgia |
Świadkowie Boga przez radość |
Śmiech czy uśmiech? |
Ewangelizacja przez wspólnoty świeckie |
Rozpoczynając od siebie |
Głosić Ewangelię przez kulturę |
27. Maryja – matka i wzór naszego życia |
Niepokalane Poczęcie jako przywilej? |
Wybrani w Nim, by być świętymi i niepokalanymi |
Pierwsza spośród odkupionych |
Maryja Matka Boga – tajemnica niewyobrażalna? |
Maryja Matka Boża – tajemnica nieskończonej miłości |
„Moją matką są ci, którzy słuchają słowa Bożego” |
Assumpta est Maria |
„Z Jezusem przywróci życie także nam” |
Przewodniczka i wzór doskonałości |
28. Aby rozeznać, jaka jest moja droga |
Trzy początkowe warunki |
Wspólne wezwanie zwrócone do wszystkich |
Trzy światła, by oświecić naszą drogę |
Cztery postawy duszy |
A wezwanie do życia konsekrowanego? |
A jeśli chodzi o „Jeruzalem”? |
29. Aby radość wasza była pełna |
Łaska Boża zesłana z nieba |
Trynitarne fundamenty naszej radości |
Inne powody do radości |
Nieprzyjaciele radości |
30. Świętymi bądźcie |
Boże dziedzictwo |
Naglące wezwanie z nieba |
Przyjąć w darze świętość Boga |
Wystarczy kochać |
Dzięki łasce wciąż możliwego nawrócenia |
Wsparcie ze strony Kościoła-sakramentu |
Ku prawdziwemu życiu |
„Marana-tha!” |
Od Tłumacza |
fragment książki
W 1965 roku została opublikowana książka nosząca tytuł La ville séculière (Miasto świeckie). Autor, Harvey Cox, ogłosił w niej zaistnienie nowego typu miasta, będącego już – nie jak u Augustyna – „miastem Boga”, ale „miastem człowieka, w którym nie ma miejsca dla bogów”, i wysnuwał z tego wniosek, że konieczne jest zanurzenie się w mieście świeckim bez najmniejszego żalu oraz nauczenie się takiego życia, „jakby Bóg nie istniał”.
Kilka lat później ojciec Pierre-Marie Delfieux, autor niniejszego dzieła, wracał do Paryża po pobycie na Saharze (jego jedynym towarzystwem była tam Biblia i Eucharystia) z zamiarem rozpoczęcia życia jako „mnich w mieście”. Bóg powracał do serca miasta, a powracał raz jeszcze „na osiołku”, to znaczy w sposób pokorny i cichy.
Dystans trochę dłuższy niż ćwierć wieku pozwala ocenić sukces pomysłu. A skoro poproszono mnie o napisanie kilku zdań, myślę, że uczyniono to właśnie w tym celu, by poznać (poza osądem Kościoła, który liczy się jako jedyny) opinię brata, który nie brał osobiście udziału w przygodzie i w związku z tym może ocenić ją w sposób mniej subiektywny. Najpierw wyrażę więc swoje zdanie o obecnym dziele, a następnie o przeżywanym doświadczeniu, które ono tłumaczy i odzwierciedla.
W swojej książce Mnich w mieście ojciec Pierre-Marie jawi się jako ów uczony w Piśmie, który stawszy się uczniem królestwa niebieskiego, ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare (zob. Mt 13,52). Znajdujemy tu syntezę duchowości monastycznej, w której wierność tradycji łączy się z doskonałością, jaką niesie nowe życie w Duchu.
Wszystkie dawne reguły zakonne zostały pomyślane (i nie mogło być inaczej) w odniesieniu do pewnego typu społeczeństwa. Pragnienie zachowania ich w niezmienionym stanie pomimo wszystkich społecznych zmian, niesie z sobą nieuchronnie ryzyko, że stracą one kontakt z rzeczywistością. Kościół, zgodnie z tradycją, rozwiązał ten problem, zachowując literę wielkich reguł, ale przystosowując ich ducha do nowych wymagań, zarówno za pośrednictwem tak zwanych konstytucji, jak i zezwalając klasztorowi czy grupie klasztorów na określenie własnego oblicza wewnątrz tej samej rodziny monastycznej.
Nadchodzi jednak chwila, gdy czuje się konieczność odnowienia przedsięwzięcia urzeczywistnionego niegdyś przez ojców monastycyzmu: określenie takiego typu monastycyzmu, który odpowiadałby bezpośrednio na obecne potrzeby, wykorzystując rosnące zrozumienie słowa Bożego i doświadczenia duchowe dojrzałe przez wieki w Kościele. Do tego właśnie ojciec Pierre-Marie poczuł się wezwany, z całą pokorą i świadomością. To, czym wcześniej żył ze swoimi braćmi i siostrami, a co później uściślił na piśmie, jest swoistym aggiornamento1 życia monastycznego w najzdrowszym sensie, jaki nadawał temu słowu Jan XXIII, proponując je jako kryterium inspirujące Sobór Watykański II.
Czytelnik tej książki sam zobaczy, ile miejsca zajmuje w niej słowo Boże, duchowość ojców pustyni, mistrzów średniowiecza, późniejszych i współczesnych, a szczególnie wskazania Kościoła zawarte w niedawnym dokumencie dotyczącym życia konsekrowanego Vita consecrata.
Innym nowym elementem charakteryzującym ów projekt jest jego aspekt ekumeniczny. Rzeczywiście oddycha on dwoma płucami Kościoła. Wschód chrześcijański (od św. Bazylego po Sylwana z góry Athos) jest tu nie mniej obecny niż Zachód. A jest to prawda nie tylko na płaszczyźnie doktrynalnej: wielkie piękno liturgii Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich ukazuje się również dzięki szerokiemu korzystaniu z melodii, tekstów i ikon chrześcijańskiego Wschodu.
To wszystko sprawia, że książka ojca Pierre-Marie nie jest przeznaczona jedynie dla Wspólnot Jerozolimskich, ale i dla każdego człowieka pragnącego pokrzepić się solidną duchowością od strony doktrynalnej, podaną w sposób żywy i serdeczny. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby z upływem czasu książka ta, wraz z wcześniejszą Livre de Vie 2, której jest jakby komentarzem i rozwinięciem, weszła do klasyki duchowości monastycznej.
Teraz coś o doświadczeniu życia, jakie kryje się za tymi stronami. Przez wiele lat określenie „mnisi w mieście” kojarzyło mi się z doświadczeniem życia i modlitwy rozwijającym się w Paryżu, ale miałem o tym dość niejasne pojęcie. Tak było do dnia, w którym bracia i siostry okazując niewiarygodną pokorę, poprosili mnie, żebym mówił im o Bogu i życiu konsekrowanym. Tak rozwinęła się przyjaźń ukoronowana zimowymi rekolekcjami głoszonymi obydwu Wspólnotom, męskiej i żeńskiej, zgromadzonym w Magdali w 2001 roku, i trwająca później dzięki łączności z braćmi i siostrami żyjącymi we Włoszech, we Florencji.
Jestem teraz przekonany, że powstanie tych Wspólnot jest jednym z najpiękniejszych darów, jakie Duch Święty uczynił Kościołowi posoborowemu. Dawniej życie zakonne głosiło swoimi zewnętrznymi znakami raczej „odcięcie się” od tego świata niż radosną przynależność do świata nowego. Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie mają coś, co z mocą głosi niebieskie Jeruzalem – eschatologiczny wymiar życia chrześcijańskiego. A dzisiaj jest to jeszcze bardziej niezbędne niż głoszenie odcięcia się od świata. Wydaje się, że charyzmatem Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich jest ewangelizacja przez piękno. Strój liturgiczny braci i sióstr, liturgie, polifoniczny śpiew, miejsca im powierzone – a są to często arcydzieła sztuki sakralnej – wszystko mówi o via pulchritudinis.
W tradycji życia konsekrowanego i monastycyzmu samego w sobie nie jest wykluczona pewna integracja mężczyzn i kobiet. Wystarczy przypomnieć bliskie kontakty klasztorów męskich i żeńskich na Wschodzie, a w świecie łacińskim Benedykta i Scholastykę, Franciszka i Klarę, Franciszka Salezego i Joannę Franciszkę de Chantal. Jednak także z tego punktu widzenia Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie przedstawiają coś nowego w odpowiedzi na zmiany, które zaszły w społeczeństwie. Mnisi i mniszki, zachowując po obydwu stronach pełną niezależność zamieszkania, zarządu i administracji, wspólnie sprawują liturgię i wspierają się wzajemnie w drodze. Gdy słucha się ich głosów, które zlewają się w jeden hymn uwielbienia Boga, dostrzega się wspaniały potencjał piękna i bogactwa, jaki mogłaby zawierać większa integracja duchowa mężczyzn i kobiet w Kościele.
Za każdym razem, gdy słyszałem polifoniczny śpiew Wspólnot z Saint-Gervais w Paryżu czy z la Badia we Florencji, powracał mi w pamięci opis zgromadzeń liturgicznych autorstwa św. Bazylego, szczęśliwego, że mógł im przewodniczyć: „Piękne jest morze i sprawia, że wznoszą się ku Bogu nasze pieśni chwały, ale o ileż piękniejsze jest to zgromadzenie, w którym harmonia głosów każe myśleć o falach bijących o brzeg. Jeden głos kobiet i mężczyzn wznosi się w sercu modlitwy, którą kierujemy do Boga, i pogodna głębia utrzymuje ją w pokoju” 3.
Niegdyś, gdy całe społeczeństwo wokół było chrześcijańskie, narzucało się rozróżnienie na zakonników i świeckich oraz na mężczyzn i kobiety w Kościele (stąd mury otaczające klasztory, kraty i inne oznaki odosobnienia). Dziś jest inaczej. W zeświecczonym społeczeństwie, gdzie wierzący są w rzeczywistości często mniejszością, najistotniejsza linia podziału (jeśli w ogóle można tu mówić o podziale) nie może już przebiegać między chrześcijańskim społeczeństwem a tą czy inną wspólnotą chrześcijańską, ale pomiędzy wszystkimi wierzącymi a światem niewierzących, dla którego chrześcijanie mają być przecież solą i zaczynem. W taki sposób jaśniej widać prawdziwe oblicze Kościoła, w którym skupiają się wszystkie charyzmaty.
Drodzy bracia i siostry Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, niech mi teraz będzie wolno zwrócić się do was bezpośrednio. Wasza misja jest wymagająca, ale to misja największej wagi – jest to dawanie świadectwa w dzisiejszym świecie, że życie monastyczne, i ogólnie życie chrześcijańskie, to nie przede wszystkim wyrzeczenie lub – jeszcze gorzej – pogarda wobec tego świata, ale że jest to prorocze zwiastowanie nowego nieba i nowej ziemi, „gdzie mieszka sprawiedliwość” i... piękno! To zwiastowanie, że chrześcijaństwo nie jest religią „nie” (wobec świata, radości i miłości), ale że jest religią „tak”: tak dla prawdziwej radości, prawdziwego piękna, prawdziwej miłości.
Pozwólcie, by w miastach, które są lub które staną się waszym „klasztorem”, wyrósł krzew ognisty, do którego spragnieni światła mogliby przyjść, ogrzać się i doświadczyć obecności Boga. Pamiętam, jak do pewnego klasztoru, gdzie przebywałem w czasie rekolekcji, przychodziła czasem pięcioletnia dziewczynka (jej mama pracowała w kuchni); biegła natychmiast do kościoła i gdy spotykała modlącego się brata, stawała obok niego, składała swoje małe rączki i, patrząc mu w oczy, zdecydowanie prosiła: Su, fammi pregare!, czyli: „No, ucz mnie się modlić”. Sądzę, że właśnie to mówią wam w ciszy ci wszyscy, którzy przychodzą, by uczestniczyć w waszych liturgiach, wyrwawszy się z miejskiego hałasu i zamieszania: „Nauczcie nas się modlić!”. Czasami i ja jestem jednym z nich. Włączam którąś z waszych kaset i ze słuchawką w uchu, by nie zakłócać ciszy panującej w kościele czy na tarasie, daję się nieść waszej modlitwie, na odległość modlę się z wami.
Was, bracia i siostry z Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, dotyczy, według mnie, w szczególny sposób to, co List do Diogneta mówił o pierwszych chrześcijanach: „[...] samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz paradoksalne prawa, jakimi się rządzą. [...] Tak zaszczytne stanowisko Bóg im wyznaczył, że nie godzi się go opuścić” 4. Tak, nie wolno wam już, drodzy bracia i siostry, pozbawiać Kościoła tego daru, skoro pokazaliście, że można nim żyć, i pozwoliliście w nim zasmakować. Nie będzie to zadanie łatwe, ale jakie było słowo Boga przekazane przez proroka Aggeusza? „Odwagi! Do pracy! Jestem z wami, mój Duch będzie z wami!” (por. Ag 2,4).
o. Raniero Cantalamessa
kaznodzieja Domu Papieskiego
Bóg?
Jakże nie być ożywionym pragnieniem poznania Go, kosztowania Jego miłości, odczuwania Jego wsparcia i dowiedzenia się, którędy prowadzi droga ku Niemu? Przeczuwamy wyraźnie, że skoro On istnieje, lub raczej ponieważ On istnieje, może być dla nas jedynie światłem i prawdą. I że w Nim jedynie możemy znaleźć i od Niego zaczerpnąć siłę, pokój, nadzieję i radość.
Jednakże nigdy nie słyszeliśmy Jego głosu ani nie oglądaliśmy Jego oblicza 5. To Jego Syn, zstąpiwszy z nieba na ziemię, przypomina nam ową podstawową prawdę: Przyjaciel ludzi to Inny!
Jak zatem odkryć twarz Tego, który jest przecież naszym Ojcem i który nas stworzył? Jak wiedzieć, co czynić, by jak najpełniej współdziałać z Jego Bożą wolą? Nic bowiem nie mogłoby nas bardziej uszczęśliwić ani ukoić niż wypełnianie owej świętej woli Ojca niebieskiego , ponieważ jest On jednocześnie Wszechmiłujący i Wszechmocny.
Na szczęście Niedostępny i Odwieczny objawia się nam w dziele stworzenia i odkupieńczego wcielenia. Przemawia do nas przez czas, który przepełnia swoją obecnością, i przez historię biblijną, w której zarysowana jest droga zbawienia. W ten sposób słyszymy echo Jego głosu uszami serca i dostrzegamy rysy Jego twarzy oczami wiary. Całe Pismo Święte ostatecznie utrwalone w literze staje się odtąd żywym słowem Bożym pod tchnieniem Ducha.
Ponieważ Bóg jest stworzycielem świata, właśnie stawiając pytania światu, dowiemy się, co nam przekazuje swoim stwórczym słowem. Ponieważ jest Odkupicielem człowieka, uważnie słuchając głosu ludzi, dowiemy się, co nam objawia swoją zbawczą obecnością. A ponieważ jest On także Panem czasu i świata, możemy dowiedzieć się, czego od nas oczekuje, zadając pytania na temat oczekiwań współczesnej epoki i wyzwań dzisiejszego Kościoła.
Trzeba zatem słuchać, pytać i rozeznawać.
Na tym polega piękne zadanie naszej świętej wolności dzieci Bożych. Oświeceni światłem Jego Słowa Wcielonego, jesteśmy zaproszeni do wyruszenia w drogę. Ten, który jest Drogą, Prawdą i Życiem, powiedział nam wszystko. A Pan sam przemawia do nas jako do ludzi dorosłych i wolnych, powtarzając: Wybieraj swoje życie! lub lepiej: Wybieraj więc życie!
Odtąd to samo pytanie wypływa z każdego serca: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby mieć życie wieczne? Gdzie mam się udać, by znaleźć Pana, mojego Boga, widzieć Go, słyszeć, słuchać i głosić?
Bóg jest w każdym czasie i w każdym miejscu, wszystko zatem może być odbiciem Jego obecności. Można wobec tego szukać Go, znajdować i służyć Mu w przeróżnych sytuacjach i na tysiąc sposobów.
Jedna wszakże prawda narzuca się przemożnie. Skoro Bóg zechciał stworzyć człowieka na swój obraz i podobieństwo, to właśnie w człowieku możemy odnaleźć najżywszy i najprawdziwszy odblask Boga, który go uczynił. Spośród wszystkich stworzonych rzeczywistości miasto ludzi jest więc najpiękniejszym obrazem i podobieństwem Boga, jaki można znaleźć, ponieważ jest ono skupiskiem wszystkich tych żywych obrazów i podobieństw.
Jeśli zatem w naszym życiu chrześcijańskim, kontemplacyjnym, monastycznym jesteśmy spragnieni Boga żywego, nie powinniśmy się obawiać, że nie spotkamy Go w mieście ludzi. Mimo słabości, niedoskonałości, grzechów pozostają oni dziećmi Bożymi. Córkami i synami, których Ojciec kocha, Chrystus zbawia, a Duch uświęca.
Sprawą życiowej wagi jest powracać, gdy tylko zachodzi potrzeba, do tej podstawowej prawdy teologicznej wpisanej jak wątek w osnowę obu Testamentów. Nie, nic na świecie nie mogłoby lepiej objawić nam obecności, łaski dzieła i miłości Boga niż miasto ludzi, których On kocha. To tutaj objawia się w najwyższym stopniu Jego czułość, miłosierdzie, przebaczenie, świętość! Tutaj brzmi najgłębiej Jego słowo. To tutaj Jego światło oświeca dusze; Jego moc podtrzymuje serca. Tu najlepiej Bóg o sobie mówi, objawia się, zasiewa, uprawia, sprawia, by latorośle winnicy wzrastały i by przynosiły owoc.
Bóg żyje w szczególny sposób właśnie tutaj. O Nim Pismo mówi, że zamieszkuje Jeruzalem, co symbolicznie znaczy wszystkie miasta świata. On, Przyjaciel ludzi. Albowiem odkąd Bóg przyjął ciało człowieka, przez człowieczeństwo mamy wspinać się ku boskości.
W sercu miasta możemy Go zatem kontemplować, kochać, celebrować i głosić. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić!
Miasto może nas zatem prowadzić do Boga, ponieważ Bóg pozwala nam osiąść w mieście. Miasto może nas wznieść ku Bogu, ponieważ Bóg zstąpił w miasto. Miasto może nam dać Boga, ponieważ Bóg ofiarował się w mieście. Może ono nas ofiarować Bogu jako żywe hostie, ponieważ oczekuje nas On w mieście, aby karmić swoją Eucharystią i przyoblec nas mocą z wysoka. [...] 6.
Ze względu na to, co dokonało się w miastach przez wieki, stały się one w oczach wielu niczym siedlisko zła, wylęgarnia przywar, istne skupisko zgiełku, przemocy, szalonych pomysłów, miejsce samotności pośród ludzkiej zbieraniny i obraz tysiąca codziennych podłości... Krótko mówiąc, miasto stało się jakby uosobieniem grzechu! (Ale czyż wieś tak samo nie przekazała prostactwa i brzydoty, a pustynia swoich wybryków i zarozumiałości?)
Prawdą jest, że należy wystrzegać się uogólniania i umieć zauważać także cudowne strony miasta. To miejsce wymiany, współzamieszkiwania, wzajemnej pomocy, ascezy, rozwoju duchowego, postępu. Pozostaje jednak także prawdą, że przypomina ono niekiedy wieżę Babel. To jeszcze jeden powód, by przed nim nie uciekać i by przypominać mu nieustanne wezwanie Pana do nawrócenia, jak w przypadku Niniwy, wielkiego miasta, i by ukazać mu bezmiar miłosierdzia. Czy nie tam właśnie, a może przede wszystkim tam, realizuje się powołanie konsekrowanych? Czego Jezus jako pierwszy dał przykład! Chrystus sam, głosząc swym przykładem, rzeczywiście przypomina nam, że nie przyszedł do sprawiedliwych, ale do grzeszników, i nie do zdrowych, ale do chorych. Znane jest wezwanie Pana z przypowieści: Idź prędko na place i na ulice miasta i przyprowadź tu ubogich, okaleczonych, niewidomych i kulejących... Każcie wychodzić ludziom przemocą, aby mój dom był pełen. I król nalega: Zaproście na ucztę [weselną] wszystkich, których spotkacie.
Nie można lepiej wyrazić, że całe miasto jest zaproszone na ucztę eschatologiczną, na ową ucztę Godów Baranka, tak drogą, i jakże słusznie, monastycznemu sercu. Widać więc stąd, czym może stać się miejski klasztor, codziennie przyjmujący w liturgii ów grzeszny lud, którym wszyscy jesteśmy, a z którego Pan pragnie uczynić, jak jest to napisane, plemię wybrane, królewskie kapłaństwo, naród święty, lud odkupiony. Jakże nie mielibyśmy Go błogosławić?
Pismo, jak wiadomo, często przedstawia wiele miejsc biblijnych, które stają się „miejscami teologicznymi”, szczególnie objawiającymi Bożą obecność i tajemnicę. Tak jest w przypadku góry, pustyni, miasta czy świątyni.
A co widzimy na końcu Biblii, w ostatniej księdze objawień, w Apokalipsie? Mimo przemierzonych pustyń, gdzie Bóg się objawił, zdobytych gór, gdzie Bóg się ukazał, i wybudowanych świątyń, gdzie Bóg odbierał cześć, pozostaje tylko jedna rzeczywistość. Jest nią właśnie miasto! Miasto Święte – Jeruzalem Nowe [...], przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. A donośny głos mówiący od tronu oznajmia: Oto przybytek Boga wśród ludzi. Tam, i tylko tam, ostatecznie objawia się prawdziwe oblicze Emmanuela. Oto przybytek Boga z ludźmi. (...) i zamieszka wraz z nimi i będą oni Jego ludem, a On będzie „Bogiem z nimi”. Nie można byłoby lepiej wykazać, że miasto ludzi, że wszystkie miasta ludzkiej ziemi są zaproszone, wezwane, by stać się pewnego dnia tym, na czym powinny skupić cały swój wysiłek już tutaj: Domem Bożym. I jak wielkiej energii wymaga, a jednocześnie nieugiętej pokory, wolności i odwagi budowanie już teraz naszych małych ziemskich Jeruzalem na wzór Jeruzalem niebieskiego. Bo górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką.
Nie oddawajmy się zatem zbytnio marzeniom o ogrodach na wsi czy o wielkich drzewach na skraju dróg pod pretekstem, że (a dlaczego by nie?) to przypominałoby nam pierwszy raj, cały zdobny w pierwotną łaskę. Prawdą jest, że życie monastyczne chce być życiem anielskim i powinno być duchowe. Jakże jednak się dziwimy, gdy się dowiadujemy, że ostatecznie nawet raj, raj utracony, będzie nam na nowo oddany, ale po to, by także on został wcielony w miasto! Pośrodku miasta, po obu stronach rzeki życia, rosną drzewa, które owocują dwanaście razy w roku, raz w miesiącu. Pismo Święte z pewnością nie przestało nas pouczać o ogromie miłości, jaką Bóg ma ku miastu i jaką możemy wspólnie kierować ku temu właśnie Bogu, naszemu Bogu, w sercu miasta! (…)
Historia Kościoła odpowiada na to słuszne pytanie. A jej odpowiedzią jest, że monastycyzm nie narodził się najpierw na pustyni, ale w mieście! I że przez wieki nie rozwijał się głównie na wsi, ale przede wszystkim w miastach.
Symbolicznie św. Antoni pozostaje „ojcem mnichów”. Nie dlatego, że jest pierwszym mnichem, ale ponieważ jest pierwszym znanym mnichem czy też – dokładniej mówiąc – pierwszym o znanym życiorysie! Za przykładem Eliasza, w ślad za Janem Chrzcicielem już od pierwszych czasów apostolskich dziewice i asceci ożywiali swoją modlitewną i promienną obecnością miasta, gdzie zakorzeniało się chrześcijaństwo. Jerozolima, Antiochia, Aleksandria, Rzym pozwalają dostrzec tych pierwszych konsekrowanych, wybierających dziewictwo, wytrwałość w modlitwie, wspólnotę dóbr, regularną medytację Pism, wzajemne posłuszeństwo, a nawet wspólne życie, jak pozwalają przypuszczać Dzieje Apostolskie dzięki pięknym opisom pierwszych wspólnot chrześcijańskich w Jerozolimie, które cały monastycyzm chce uznać za swój główny wzór i podstawowe źródło.
Wiadomo, że św. Bazyli, ojciec mnichów Wschodu, ustalił regułę dającą solidną bazę życia monastycznego w sercu Cezarei; że św. Marcin, pierwszy z mnichów Zachodu, próbował zakorzenić taki sam monastycyzm w Tours, a za jego przykładem wkrótce potem św. Jan Kasjan w Marsylii, gdzie powstały obok siebie dwie wspólnoty, mnichów i mniszek, w sercu tego samego miasta. Historia mówi nam o Konstantynopolu, stolicy imperium, wraz z jej 325 klasztorami rozsianymi wzdłuż ulicy czy też na przedmieściach, przez tysiąc lat, gdy to miasto pozostawało centrum świata bizantyjskiego. Wiadomo, że Rzym miał wielkie klasztory w liczbie siedemdziesięciu intra muros i ponad dwudziestu w bliskim sąsiedztwie, tylko między V a X wiekiem.
Podobnie można mówić o większości miast zachodniej Europy, gdzie benedyktyni, cystersi, mauryści, a nawet kartuzi mieli fundacje, domy, studia [pojedyncze pomieszczenia do pracy czy nauki], szczególnie w Paryżu, który sam jeden przez wieki liczył ich dziesiątki. Nie zapominajmy o karmelitach, wizytkach, klaryskach i innych wspólnotach, w których osoby konsekrowane żyły tym samym ideałem monastycznym i które zawsze i jakby z zasady pozostawały... miejskie!
Wiadomo również, co nastąpiło później. W kontekście „odnowy antymiejskiej”, niesionej ideami panującego Romantyzmu czy też po prostu wskutek problemów materialnych bądź politycznych uniemożliwiających powrót do miasta, nowa forma monastycyzmu, której zwolennicy utrzymywali, że można się rozwijać jedynie w samotności lasów czy wsi, ostatecznie ukształtowała nową mentalność monastyczną, a ta z kolei nową duchowość. „Szkoda – zauważa z poczuciem humoru benedyktyn, ojciec Jacques Dubois, pod koniec swojego nauczania na uniwersytecie – że entuzjaści owych klasztorów na wsi poczuli się uprawnieni do wysnucia wniosków, że nie ma innych możliwości prawdziwego życia monastycznego. Historia okrutnie zadała im kłam. Trudno utrzymywać, że cała tradycja myliła się przez całe wieki”. I kończy: „W epoce, kiedy widać tryumf cywilizacji i kiedy wymaganie szczerości jest dość silne, ażeby przeciwstawić się ogólnemu permisywizmowi, wrodzonemu czy panującemu w otoczeniu, mnisi z pewnością nie zapomną, że mają służyć Bogu przez modlitwę i otwarcie na duchowe potrzeby ludzi swoich czasów” 7.
Nie można lepiej wyrazić, w jaki sposób Pan – przez Pisma, które inspiruje, i przez Tradycję, którą prowadzi, przez życie ludzi, w którym pozostaje obecny, i w Kościele, w którym działa przez swojego Ducha – ukazuje nam, jak szczególnie ważne, a nawet życiodajne i podstawowe dla dzisiejszego świata i dla przyszłości chrześcijaństwa jest pozostawanie (i to nawet w nowych formach monastycyzmu, przystosowanych do wymagań tego czasu) w sercu miasta, w sercu Boga. Taki jest w każdym razie fundamentalny wybór uczyniony przez nasze Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie, powstałe w dniu Wszystkich Świętych 1975 roku, w kościele Saint-Gervais w Paryżu 8.
Patrząc z takiej perspektywy, możemy znaleźć ogromną zachętę w słowach Jana Pawła II z Adhortacji apostolskiej Vita consecrata: „Nieprzemijająca młodość Kościoła objawia się także dzisiaj: w ostatnich dziesięcioleciach, po Soborze Watykańskim II, pojawiły się nowe lub odnowione formy życia konsekrowanego. W wielu przypadkach są to instytuty podobne do już istniejących, ale powstałe pod wpływem nowych bodźców duchowych i apostolskich. [...] Te nowe formy życia konsekrowanego, powstałe obok form znanych od dawna, świadczą o tym, że wizja całkowitego oddania się Chrystusowi, ideał wspólnoty apostolskiej oraz charyzmaty założycieli zachowują w pełni swoją atrakcyjność także dla obecnego pokolenia; formy te są również znakiem komplementarności darów Ducha Świętego” 9. Jesteśmy zatem bardziej niż kiedykolwiek zachęcani do życia w sercu miasta, aby tam pozostawać w sercu Boga.
Jakąż Dobrą Nowiną jest ta, która głosi, że miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa; i jakąż cudowną religią jest chrześcijaństwo, gdzie wszystko zmierza ku miłowaniu i streszcza się w nim! W miłowaniu jednak czynem i prawdą. Miłość bowiem niekoniecznie jest tym, co się o niej mówi lub myśli. I nie jest łatwo dojść do tego, czego się od nas w ten sposób wymaga, nawet jeśli jest tym, co najbardziej niezbędne, największe i najpiękniejsze.
Czym zatem jest miłość?
„Nie ma bowiem działania pożyteczniejszego i konieczniejszego nad miłowanie” – mówi święty Jan od Krzyża 10. W istocie, jest to pierwsza ze wszystkich rzeczywistości. Istnieje, ponieważ Bóg istnieje i ponieważ Bóg jest Miłością. Jest to najwyższa prawda, ponieważ została uwarygodniona dowodem, że Bóg nas kocha. Jest tym, co najważniejsze na świecie, bo ona jedynie nigdy nie przemija. Jest tym, co najbardziej naglące, bo miłość Chrystusa przynagla nas. Jest największym bogactwem do odkrycia i do zdobycia, bo streszcza wszystko, a „kto Boga posiadł, ma szczęścia zdrój” 11. Jest złotą regułą wszelkiej drogi do doskonałości oraz najbardziej bezpośrednią i najpewniejszą z dróg ku świętości, bo ten najwyższy dar to droga, która przerasta wszystkie inne.
Zrozumiałe jest, że św. Teresa z Lisieux mogła powiedzieć: „Liczy się jedynie miłość”. Rzeczywiście, w ostatecznym rozrachunku, po długich poszukiwaniach, mogła zawołać: „... znalazłam wreszcie powołanie! [...] W sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością” 12. Nic bardziej monastycznego ponad to pragnienie. Tak rozpoczyna się Wielka Reguła św. Bazylego, ojca mnichów Wschodu. Tu osiąga szczyt Reguła św. Benedykta, ojca mnichów Zachodu.
„Kochaj” to zatem także pierwsze słowo pierwszego rozdziału naszej Księgi życia. Nie mogło być inaczej. To nakaz, bo o tym się nie dyskutuje. To czyń, a będziesz żył. Imperatyw w liczbie pojedynczej, bo to wezwanie skierowane jest do każdego, do każdej, osobiście. Imperatyw w czasie teraźniejszym, bo miłość w każdej chwili albo już jest wieczna, albo w ogóle nie istnieje. A miłość, gdy jest prawdziwa, ani nie nuży, ani się niczym nie zniechęca. Pozwala już teraz kosztować czegoś ze szczęścia wiecznego.
W ten sposób rozumiemy, dlaczego miłość jest tak ważna w całym naszym chrześcijańskim życiu, a tym samym w życiu monastycznym. Cokolwiek zatem mówimy, myślimy, podejmujemy, pomijamy, wszystko czynimy ze względu na miłość 13. Modlimy się, pracujemy, milczymy, przyjmujemy gości ze względu na miłość. Miłość czyni nas czystymi, ubogimi, posłusznymi i radosnymi. Żyjemy w sercu świata, w sercu miasta, w Kościele, jako mnisi i mniszki, aby wcielać to, do czego wzywa nas powołanie „Jeruzalem”, wciąż i zawsze – a nawet jedynie – w miłości. Ona jest wszystkim, odtąd i na zawsze. Biskupi przypominają: „W całej historii Kościoła życie konsekrowane było żywym znakiem tego działania Ducha, jak gdyby uprzywilejowaną przestrzenią absolutnej miłości Boga i bliźniego, świadczącą o Bożym zamyśle uczynienia z całej ludzkości wielkiej rodziny dzieci Bożych, żyjących w cywilizacji miłości” 14.
Pamiętam, jak uderzyło mnie pewnego dnia, gdy po raz pierwszy zobaczyłem wyryte na betonie w jakimś Karmelu na prowincji zdanie św. Jana: Poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma ku nam. Te kilka słów wspaniale wyrażało, dlaczego znajdowały się tam te kobiety poświęcone Bogu, by trwać w Jego obecności. I do dziś słyszę w zadziwieniu owego leciwego mistrza nowicjatu odpowiadającego komuś, kto miał przejąć po nim tę samą posługę, co jego zdaniem ma czynić, by czynić dobrze, jak on sam. Dał jedynie taką odpowiedź: „Trzeba nauczyć się kochać i pozwalać się kochać”.
Dlaczego, ostatecznie, wszystko sprowadza się do tego?
Dlaczego miłość jest tak podstawowa i zawsze pierwsza?
Przede wszystkim z przyczyn antropologicznych. Wszystko zaczyna się od człowieka. Albowiem człowiek prawdziwy, całkowicie spełniony, czyli człowiek szczęśliwy to ten, który kocha i który wie, że jest kochany. Bóg stworzył nas z miłości. Żyjemy, aby kochać. Trwamy, aby kochać. Miłość jest zatem rzeczywistością ludzką, w której najpełniej się realizujemy. Kto kocha i wie, że jest kochany, żyje. Umiłowani, miłujmy się wzajemnie! – słusznie woła św. Jan. Na drogę życia monastycznego wkracza się z miłości albo nie podejmuje się jej w ogóle.
Następnie z przyczyn, które podaje Pismo Święte. Wszystko opiera się na Ewangelii. A Ewangelia to Dobra Nowina o miłości, objawiająca nam prawdziwe oblicze Boga, który jest miłością, bo Ojciec sam nas kocha; objawia nam ona, przez życie Jezusa, największą miłość – jest nią oddanie swojego życia za tych, których się kocha; i obecność Ducha Świętego, którego miłość została obficie rozlana w naszych sercach. Ponieważ miłość jest więzią doskonałości, owym jedynym wymaganiem zawierającym Prawo w całej pełni, ponieważ miłość zakrywa wiele grzechów, mogę zatem powiedzieć, że bez miłości jestem niczym. Niczym. Lecz z nią staję się wszystkim. Wszystkim i na zawsze. Jak więc i my, jeśli wybieramy ideał monastyczny, nie mielibyśmy powtórzyć: „Wybieram wszystko!” 15.
I na koniec z przyczyn teologicznych. Wszystko ma źródło w Bogu. Bóg zaś, z samej definicji, cokolwiek mówi, cokolwiek czyni, przez samo swoje istnienie stwarza nas, zbawia, uświęca, gdy nas upomina, gdy nam przebacza, gdy działa, gdy milczy, gdy sądzimy, że śpi – Ale nie, oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem! – jest jedynie miłością. On jest Miłością. Ubi caritas et amor, Deus ibi est. Właśnie tam, gdzie jest Bóg, jest Jego miłość, wszechobecna i wszechmocna. Oto transcendencja wszystkich transcendencji. Oto tajemnica tajemnic. Miłość bowiem, stale rosnąc, sprawia, że nasza zdolność doskonalenia się wkracza w Doskonałość samego Boga! Taka jest właściwość prawdziwego Boga objawionego chrześcijanom. Boga, który jest Jeden, ponieważ jest Jedyny, i tylko On może wyjaśnić, dlaczego powstał świat, ponieważ jest Trójcą. Ktokolwiek kocha, jest zatem przebóstwiony! Odtąd można dać się pochłonąć pragnieniu, by całe życie spędzić na kontemplowaniu tej nieprzeniknionej tajemnicy.
„O Miłości, poza Tobą nie ma nic do szukania. Ten, kto szuka czegoś ponad albo też poza Tobą, szuka na próżno. Nie ma bowiem nic lepszego, nic słodszego ponad Ciebie... Niech precz odejdzie ode mnie wszelki fałsz! Obym kochał jedynie Ciebie, Panie mój i mój Boże, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą. I jednocześnie, bym tak jak Ciebie nie kochał niczego, jeślibym nie kochał dla Ciebie” 16. Oto czego są świadomi mnich i mniszka. I aby o tym nie zapomnieć, gotowi są spędzić w Jego obecności całe życie. (…)
Drugi powód do zachwytu znajduje się w głębi naszych serc. Wskazuje, że wszyscy jesteśmy zdolni do miłości.
W istocie, Bóg nie ukochał nas, zniżając się do nas jedynie z miłosierdzia. Umiłował nas, byśmy i my umiłowali Jego i abyśmy umiłowali, tak jak On, otaczający świat. Jesteśmy wezwani, by odpowiedzieć miłością na Miłość, całym sercem, całą duszą, całą mocą i całym umysłem. Jak wielka godność jest nam w ten sposób przyznana!
Miłość jest prawdziwa jedynie we wzajemności. Potrzebuje drugiego, by być odwzajemniona. I oto naprzeciw nas, w oczekiwaniu na nas, staje Inny! I oto jesteśmy wyniesieni do godności synów. Już nie jesteśmy obcymi i przychodniami, ale domownikami Boga. Co więcej: dziedzicami Boga i współdziedzicami Chrystusa. Dosłownie: synami. A na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! Możemy zatem kochać Boga, naszego Ojca, czułością Syna i słowami podszeptywanymi przez Ducha. Jakaż wielkość jest nam w tym objawiona!
Miłość, ażeby była prawdziwa i wolna, odwołuje się także do wolności. Odpowiedź jest konieczna, mimo ryzyka opóźnienia czy odrzucenia. Bóg chce zatem, byśmy miłowali Go w pełnej, niczym nieskrępowanej wolności. Jeśli będziecie zachowywać Moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mojego i trwam w Jego miłości. Jaką odpowiedzialność nam się w tym ofiaruje!
Na koniec, miłość, aby była całkowita i syciła sobą, wzywa do jedności. Do dzielenia się w wolności całą swoją istotą. Do przyjęcia istoty kochanej w siebie i bycia przyjętym przez istotę kochaną. I oto Ten, który zaprasza nas, byśmy dosłownie jednoczyli się z Nim, proponuje, by to czynić aż do rzeczywistego trwania w nas i nas w Nim. Czy nie powiedział, że kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w Nim? On nie obawiał się wyrazić wobec nas owego niesłychanego życzenia w formie ostatecznego testamentu: Oby wszyscy byli jedno, Ojcze, jak Ty jesteś we Mnie, a Ja w Tobie. Oby oni także byli jedno w nas. Jakaż pełnia w tym darze!
Można odtąd twierdzić, że „życie braterskie, poprzez które osoby konsekrowane starają się żyć w Chrystusie jak »jeden duch i jedno serce«, staje się wymownym wyznaniem wiary trynitarnej. Wyznaje Ojca, który pragnie połączyć wszystkich ludzi w jedną rodzinę; wyznaje Wcielonego Syna, który gromadzi odkupionych w jedności [...], wyznaje Ducha Świętego jako zasadę jedności w Kościele, w którym On nieustannie powołuje do istnienia duchowe rodziny i braterskie wspólnoty” 17. Jakąż wspaniałość przedstawia sobą wówczas owa bratnia wspólnota ludzka, która staje się, przez te same dążenia, teofanią Miłości nieba na ziemi!
Powołanie monastyczne jest udziałem tych, którzy wciąż starają się zachowywać w duszy stale obecne wielkie wezwanie Jezusa, zadane w samo południe Samarytance przy studni Jakuba: Gdybyś znała dar Boga! Przeczuli oni, że źródło wytryskujące ku życiu wiecznemu, istnieje gdzieś w głębi serca, i oto wyruszają na wielką wewnętrzną pielgrzymkę. Pochwyceni przez miłość Boga, zstępującego ku nim i chcącego stać się pewnego dnia wszystkim we wszystkich, chcą uczynić ze swego życia wstępowanie ku Niemu.
Jak mówi św. Tomasz z Akwinu, „to znany fakt, że serce kochające jest zamieszkane przez tego, kogo kocha. Kto kocha Boga, posiada Go więc w sobie... Taka jest natura miłości: przemienia ona w istotę kochaną. Kochajcie Boga, a będziecie całkowicie Boży” 19. Powołanie monastyczne, pochodzące bezpośrednio od powołania płynącego z chrztu świętego, które wzywa każdego chrześcijanina, by stał się dzieckiem Bożym, czyni z drogi tych, którzy na nią wstępują, drogę stopniowego przebóstwienia. Przebóstwienia krok po kroku, kiedy dusza bez przerwy przechodzi jak przez tygiel, by stopniowo wychodzić z niego coraz bardziej oczyszczona. Bo, jak mówi św. Augustyn, „pozostaje głodny ten, komu Bóg nie wystarcza. Boże mój, moje jedyne pocieszenie, jeśli odsyłasz mnie do czegoś innego niż Ty, daj mi Ciebie innego, abym szedł od Ciebie do Ciebie, bo pragnę tylko Ciebie”.
Takie jest owo posuwanie się naprzód, do którego każdy konsekrowany, każdy chrześcijanin, a nawet każdy człowiek dobrej woli jest wezwany. Bóg bowiem, kochający nas wszystkich bez wyjątku, miłuje miłością wybrania, skierowaną do każdego osobiście. Wszyscy zatem jesteśmy zaproszeni do „sam na sam” (monos) i do trwania „sercem przy sercu”. Oto dlaczego każdy człowiek na świecie jest wezwany, by być „mnichem” przynajmniej jeden raz w życiu – w dniu swojej śmierci, gdy będzie w końcu „sam wobec Samego”.
Mnisi i mniszki próbują zatem przypominać swoim braciom i siostrom – świadectwem swojego życia ofiarowanego w wolności dla Miłości i z miłości – że wszyscy jesteśmy zaproszeni do przyjęcia tej samej miłości i dzielenia się nią. I że człowiek nigdy się nie rozczaruje, jeśli ostatecznie zdecyduje się ofiarować tej Miłości, nieustannie ofiarowywanej, by wiecznie nią się dzielić.
To jednak niemało być umiłowanymi przez Boga i móc w zamian Go miłować jako prawdziwi synowie i córki Boże! Oto dlaczego „przyczyną miłości Boga jest sam Bóg; miarą miłości Boga jest miłość bez miary” 20.
Jak tu nie przyznać Maryi całego należnego Jej miejsca w codzienności naszego życia? Jest nam tak bliska ta, która we wszystkim jest jedną z nas! Czyż nie jest Ona najbardziej ludzka spośród kobiet i najbardziej przebóstwiona z dzieci Bożych? A przecież wszycy jesteśmy wezwani, aby przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości i zostać napełnionymi bóstwem w Chrystusie.
Nie obawiajmy się więc, że wydamy się świętoszkowaci czy staroświeccy, gdy postawimy Dziewicę na pierwszym miejscu. Tacy święci, jak Bernard z Clairvaux, Ignacy Loyola, Ludwik Maria Grignion de Montfort, nie mówiąc o papieżu Janie Pawle II, nic nie stracili ze swej ludzkiej żywotności i apostolskiej mocy, stale zwracając spojrzenie ku Matce Bożej. „Życie konsekrowane najczęściej bierze przykład z osoby Maryi, dziewiczej Oblubienicy. Z tej dziewiczej miłości wypływa niezwykła płodność, która wspomaga narodziny i wzrost życia Bożego w sercach. [...] Kościół objawia w pełni swoje macierzyństwo zarówno przez to, że przekazuje Boże działanie, co jest misją powierzoną Piotrowi, jak i przez odpowiedzialne przyjmowanie Bożego daru, czego przykładem jest Maryja” 21.
Bez wahania zatem zdecydowaliśmy u początku naszych Wspólnot Monastycznych, że poświęcimy je Dziewicy Maryi, aby była Ona ich wzorem i opiekunką. Wszelkie życie chrześcijańskie powinno schronić się pod Jej macierzyńską opiekę. W istocie, czyż nie jest Ona w ścisłym znaczeniu kanałem, który obrał Bóg, by się wcielić pośród nas; i najdoskonalszą ludzką drogą zapraszającą do pójścia Jej śladem? Jak to dobrze ujął jeden ze średniowiecznych autorów, „Bóg wybrał Maryję jako drogę, by przyjść ku nam; przygotował Ją także jako drogę, byśmy doszli do naszej ojczyzny” 22.
Ażeby utrwalić perspektywę, która jest czymś o wiele większym niż zwykła pobożność, Kościół nie obawiał się ogłosić z całą swoją wiarą trzech wielkich dogmatów: o Niepokalanym Poczęciu, Bożym Macierzyństwie i Wniebowzięciu. Nie zaoponował również przeciwko nadaniu Maryi tytułów Pośredniczki Łask czy Matki Kościoła ani nawet Współodkupicielki, gdy jednocześnie wiele świąt maryjnych zapisanych jest w Mszale rzymskim i wiele tytułów, od Wschodu po Zachód, wypełnia i ukwieca liturgie 23, aż po utworzenie z nich prawdziwych litanii.
Jak zatem zrozumieć to, co zostało tak określone i w czym możemy w życiu znaleźć światło i moc na drogę?
Dogmat o Niepokalanym Poczęciu miałby czym nas zadziwić. Można bowiem pytać, gdzie jest jego podstawa w Piśmie Świętym. Nawet św. Bernard i św. Tomasz z Akwinu nie byli otwarci na podobną perspektywę. Istotnie, jak pogodzić bezwzględną konieczność odkupienia każdego stworzenia przez Chrystusa i niepokalane poczęcie Jego Matki przed przyjściem na ten świat Odkupiciela? Czy nie było to w pewnym stopniu wymuszenie na Bogu udzielenia wyjątkowej łaski i niezasłużonego przywileju?
Jednak w 1854 roku Kościół uroczyście ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Trzy lata później Maryja, ukazując się Bernadecie, sama określiła siebie tym właśnie tytułem, dając w kolejnych latach takie dowody autentyczności tego objawienia, że Kościół nie wahał się ustanowić – to fakt niezwykły w kronikach chrześcijaństwa – święta Matki Bożej z Lourdes obchodzonego co roku na całym świecie.
Rozwiązanie dogmatyczne – lub raczej światło teologii – pozwoliło w istocie odkryć, że jeśli Maryja, jak każda istota ludzka, musiała być odkupiona przez Chrystusa, jedynego Zbawcę świata, dokonało się to z wyprzedzeniem przez Tego, który miał przyjąć w Niej ciało. Istotnie, odkupieńcze wcielenie Chrystusa jest dziełem Bożym, które wykracza poza czas i przestrzeń, choć dokonało się, gdy nadeszła pełnia czasu i, jak podaje Pismo, raz na zawsze. Dotyczy ono wszystkich mężczyzn i wszystkich kobiet wszystkich czasów, począwszy od Dziewicy z Nazaretu poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Bardziej zatem możemy podziwiać wszechmoc miłosierdzia Bożego w owej tajemnicy zbawienia niż wyjątkowy przypadek na korzyść zwyczajnego stworzenia, nawet jeśli prawdą jest, że – pozostając jedyną, którą Bóg wybrał i która w pełni odpowiedziała Mu „tak”, by stać się „nosicielką Tego, który wszystko niesie”, jak głosi Akatyst 24– Maryja z tego powodu jest w pewnym sensie wyjątkowa.
Czy jednak my także, jak Ona, nie jesteśmy uprzywilejowani? Uprzywilejowani, bo Bóg nas od wieków poznał i przeznaczył na to, byśmy się stali na wzór obrazu Jego Syna. Co bowiem nosimy wszyscy w głębi naszej istoty? Czy nie już ów obraz przeznaczony, by stać się na podobieństwo samego bytu Boga? Co zostało złożone w najgłębszych pokładach prochu, którym jesteśmy, jeśli nie tchnienie życia samego Boga dane nam przez Stworzyciela? Oto wezwani jesteśmy ku większemu poznaniu, według obrazu Tego, który nas stworzył. Jakież to piękne – pierwotne i ostateczne – wezwanie dla życia monastycznego! „Maryja jest tą, która od momentu niepokalanego poczęcia najdoskonalej odzwierciedla Boże piękno. »Cała piękna« – tym imieniem wzywa ją Kościół. [...] Maryja jest bowiem wzniosłym przykładem doskonałej konsekracji, wyrażającej się pełną przynależnością do Boga i całkowitym oddaniem się Jemu” 25. Jej wybór przypomina o pierwszeństwie inicjatywy ze strony Boga w naszym życiu, a Jej odpowiedź staje się dla nas wzorem przyjmowania łaski w naszych sercach. (…)
Twierdzenia płynące z naszej wiary nie cofają się przed śmiałością całej prawdy. Jak można bowiem powiedzieć, że ziemskie stworzenie może zostać nazwane matką Boga? Tymczasem sobór ekumeniczny w Efezie w 431 roku ogłosił właśnie to w imieniu niepodzielonego Kościoła, oznajmiając, że Maryja jest Theotokos.
Klucz do tajemnicy tkwi w samym fakcie wcielenia Słowa. Jest to przede wszystkim tajemnica nieskończonej pokory. Pokory samego Boga, który jako pierwszy, w swojej najwyższej wolności, zszedł i uniżył się aż do nas. Ażeby wcielić się wśród ludzi, upokorzył się do tego stopnia, że stał się pierworodnym spośród stworzeń; posunął się aż do ogołocenia samego siebie, by stać się we wszystkim podobnym do nas, ażebyśmy ostatecznie i my mogli naprawdę stać się podobni do Niego. Tak, Ojciec pragnął tego, abyśmy dosłownie stali się na wzór obrazu Jego Syna. Trzeba być naprawdę Bogiem, aby stać się w ten sposób dzieckiem! Stając się maleństwem, noworodkiem, wywyższył swoją Matkę i uwielbił Tę, która Go nosiła.
Jakież w tym pouczenie dla życia wezwanych, ażeby kroczyć Jego śladem! Ileż światła daje nam Ta, która śpiewa wówczas: Wejrzał na uniżenie swojej służebnicy, święte jest Jego imię. Wydając bowiem na świat, mocą Ducha Świętego, Odwiecznego Boga, który postanowił stać się zwykłym śmiertelnikiem, Maryja została Matką Słowa Wcielonego, świadkiem szalonej miłości. Nie w imię jakiegoś przywileju, obfitości zasług czy wyjątkowego wyniesienia, ale z powodu osobistej pokory Boga zawartej w Jego własnym wcieleniu. W taki oto sposób Maryja jest przede wszystkim matką, prawdziwą matką pokornego Boga, który zstąpił ku nam, by wznieść nas przez Niego i dla Niego aż ku Ojcu. A ponieważ, z czystej łaski Bożej, owo Boże wcielenie dokonało się przez Maryję, jakże Maryja, Jego Matka, nie byłaby błogosławiona, Ta, która od żłóbka aż po krzyż była jedynie „tak” wobec woli Ojca? Jeśli bowiem Jezus z Nazaretu jest prawdziwie dzieckiem Dziewicy, to Chrystus Pan pozostaje współodwiecznym Synem Ojca. Ileż ludzkiej wspaniałości w owej Bożej tajemnicy! Ileż radości przynosi sercu rozważanie tego w modlitwie i śpiewanie w liturgii! „Jeśli bowiem nowe macierzyństwo powierzone Maryi na Kalwarii jest darem dla wszystkich chrześcijan, to ma ono szczególną wartość dla tego, kto całkowicie oddał swe życie Chrystusowi” 26.
Oprócz pokory, która wyśpiewuje wielkość Boga, istnieje jeszcze pełnia daru, która jest dowodem Jego miłości. W Jezusie Chrystusie bowiem Bóg rzeczywiście stał się człowiekiem. Jezus jest człowiekiem, a Chrystus jest Bogiem. Dwie natury, boska i ludzka, tworzą w Nim jedno. Jest w Nim pełnia bóstwa i człowieczeństwa. Jezus Chrystus jest zatem Bogiem i zarazem w sposób doskonały człowiekiem w człowieku będącym w pełni Bogiem.
Maryja, która z czystej łaski staje się Jego Matką, jest zatem Matką całej Jego osoby. „Matka osoby Jezusa, który jest Bogiem we własnej osobie” 27. Tajemnica wcielenia staje się odtąd tajemnicą komunii. Tajemnicą zjednoczenia bez pomieszania, jak nazywa ją teologia mistyczna chrześcijańskiego Wschodu. Dziewica jest zatem jednocześnie matką Boga, który stał się człowiekiem, i matką człowieka-Boga. Matką Jezusa-Człowieka i Matką Chrystusa-Boga. Matką Jezusa Chrystusa, który stał się nierozłącznie Człowiekiem-Bogiem. W tym znaczeniu i według wszelkiej logiki, w imię doskonałej jedności miłości jest Ona Theotokos, Matką Boga. Tajemnica to tak wielka, że może rozświetlić swoim światłem drogę całego życia.
Sam Jezus pogłębia dla nas tę prawdę, która staje się jednym z najpiękniejszych bodźców dla dusz wierzących. Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je. Dodaje ponadto: Kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką. Nikt lepiej niż Maryja nie może pomóc nam tego zrozumieć.
Jak naprawdę stała się ona Matką Boga? Nie tyle wydając na świat swojego pierworodnego w dziewiczy sposób, w Betlejem, ile raczej przyjmując w siebie w pełni, codziennie słowo Boże i poślubiając w doskonały sposób wolę Ojca, dzień po dniu.
Czym jednak jest Słowo Boże, jeśli nie samym Słowem Wcielonym? I co oznacza poślubić wolę Ojca, jeśli nie stać się niejako matką dla Jego Syna? Widać stąd, jak tajemnica Bożego macierzyństwa Maryi pomaga pojąć wezwanie skierowane do nas wszystkich. Pomaga nam stać się prawdziwie matką Chrystusa dzięki rzeczywistemu przyjęciu w siebie Jego słowa życia i przylgnięcia całą istotą do, woli Ojca, który daje światu swojego Syna., Syna Człowieczego, który przyszedł do nas, by uczynić z nas synów Bożych wyniesionych aż ku Ojcu. Ku Jego Bogu i naszemu Bogu, Jego Ojcu i naszemu Ojcu. Możemy wówczas przeżywać macierzyństwo duchowe aż po wydawanie na świat tych, którzy są członkami Ciała Chrystusa całkowicie utożsamionego ze swoim Kościołem. Jeśli zatem Maryja pozostaje wyjątkowa w tajemnicy wcielenia, jest Ona powszechna w tajemnicy macierzyństwa. Jakiż w tym bodziec duchowy dla naszego życia kontemplacyjnego!
Można jedynie być głęboko poruszonym ową „cudowną wymianą” w życiu monastycznym. Najbardziej oblubieńcza ze wszystkich oblubienic, najbardziej macierzyńska z matek jest bowiem dziewicą. Maryja dziewica, oblubienica i matka przypomina nam zatem, że dziewictwo konsekrowane i macierzyństwo duchowe nie oznaczają bezpłodności. Czy do owej najpełniejszej płodności nie jest wezwany każdy ochrzczony? Przypomina nam o tym Ta, która jest ostatecznie naszą Matką, Matką ludzi, aby powiedzieć nam wszystkim, byśmy i my stali się matkami Chrystusa. My także nigdy nie przestaniemy zachowywać wszystkich tych spraw i rozważać ich w swoim sercu.
Tyle samo można byłoby powiedzieć o trzecim dogmacie, Wniebowzięciu Maryi, uroczyście proklamowanym w XX wieku. Niektórzy jednak byli bardzo zdziwieni, gdy papież Pius XII ogłosił 1 listopada 1950 roku: „[...] ogłaszamy, wyjaśniamy i określamy jako dogmat przez Boga objawiony, że Niepokalana Bogarodzica zawsze Dziewica Maryja, po zakończeniu biegu ziemskiego życia, została z ciałem i duszą wzięta do niebieskiej chwały” 28.
Jakkolwiek zadziwiające mogłoby się to wydawać, dogmat ten jest naprawdę wpisany w korzenie Pisma, a ogłoszona w ten sposób jako wniebowzięta Maryja staje się, tuż po Chrystusie, najpiękniejszym obrazem nadziei dla naszych dusz i „uprzywilejowaną drogą wierności wezwaniu, które kieruje do nas Bóg”.
Tak, dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności, głosi już Księga Mądrości. A dary łaski są nieodwołalne. Jeśli dar nieśmiertelności został stracony, nie został jednak unicestwiony. Bóg przywrócił nam obietnicę życia wiecznego wraz z przyjściem Chrystusa. Wszystkim tym, którzy Go przyjęli, dał moc, aby się stali dziećmi Bożymi. Wolą Ojca jest zatem, aby Syn wskrzesił nas w dniu ostatnim. Oto w nadziei staliśmy się synami zmartwychwstania, bo jesteśmy już synami Bożymi i my także rzeczywiście zostaliśmy uznani za godnych udziału w świecie przyszłym.
Czy sam Jezus nie ośmielił się uczynić nam wspaniałej obietnicy: Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki? A także, wobec zmarłego Łazarza, którego wskrzesił z martwych: Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Dogmat o Wniebowzięciu pochodzi bezpośrednio z tych słów Ewangelii. Nie, Kościół katolicki niczego nie wymyślił i nie zniekształcił! Maryja w doskonały sposób zachowała słowo Boże. A słowo to jest życiem wiecznym. Ona żyła doskonale i wierzyła w Boga. A wiara połączona z dobrymi uczynkami otwiera bramę zbawienia. Sam Jezus to potwierdza: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne. To tekst w czasie teraźniejszym. Jezus dodaje ponadto zadziwiające zdanie: Ze śmierci przeszedł do życia. Tym razem czasownik jest w czasie przeszłym. Rozumiemy już, dlaczego apostoł Paweł zaprasza nas, byśmy patrzyli na siebie jako na tych, którzy ze śmierci przeszli do życia. I podkreśla jeszcze: Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. A fortiori, jak nie wierzyć, że jest to prawda w przypadku błogosławionej Dziewicy Maryi?
Ileż nadziei dla nas: Ta, która jest naszą matką i siostrą, córką rodzaju ludzkiego, tak jak my – ponieważ doskonale żyła i uwierzyła Bogu, ponieważ w pełni potrafiła zachować słowo Boże, które zstąpiło w Nią i zostało Jej oznajmione – na skutek obietnic Chrystusa wstąpiła do nieba z duszą i ciałem i żyje na zawsze pośród aniołów i świętych, jako Królowa aniołów i świętych przed obliczem Boga! Boga, który nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych i który przywróci do życia nasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w nas swego Ducha. Tak jak zamieszkał w Maryi.
Znakomicie wyraża to Guerric d’Igny 29: „Jako obraz Kościoła Maryja jest matką tych, którzy odradzają się do życia. Wydając na świat życie, sprawiła, że w pewien sposób narodzili się do nowego życia wszyscy, którzy mieli znaleźć swoje życie w tym Życiu... Teraz mieszkamy pod opieką Matki Najwyższego, pozostajemy w Jej pieczy, chronimy się pod Jej skrzydłami. Później będziemy dzielić Jej chwałę i ogrzeje nas Jej serce” 30.
Ileż mocy naszemu życiu i pokrzepienia naszemu sercu daje świadomość, że nie tylko droga do szczęśliwości jest otwarta przed nami od chwili wniebowstąpienia Chrystusa, ale ponadto, że pewność jest nam dana dzięki wniebowzięciu naszej własnej matki, Dziewicy Maryi. Niech zatem jak najszybciej to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność! Śmierć nie jest już śmiercią. Maryja przypomina, że nie jest śmiertelna. Chrystus przeszedł przez Nią swoim ogniem pochłaniającym i pozostawił ślad świetlistej drogi. Jak życie monastyczne, w sercu tego przemijającego świata, mogłoby nie zachować w pamięci owego świetlanego końca, będącego już nie końcem, lecz początkiem? Tak, Ten, który uwielbił w niebie swoją Matkę wraz z Jej duszą i ciałem, przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować. Spojrzenie ku eschatologii może być źródłem codziennej radości w naszym życiu.
Dziewica Maryja jest więc doskonałym obrazem Boga pośród ludzi, ażeby stać się pośród nich doskonałym podobieństwem Boga. Przeżywa zatem i reprezentuje sobą pośród ludzi to, czym powinniśmy być przed Bogiem. Streszcza wszelkie bogactwa Kościoła i ludu Bożego. Jest żywym listem Boga napisanym do ludzi nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego i dosłownie na żywych tablicach naszych serc. To list jedyny, ale powszechny, biały, świetlany, zawsze otwarty przed naszymi oczami jak księga życia do rozważania i kontemplowania bez końca.
Można powiedzieć – w zgodzie z nauczaniem Kościoła – że Maryja, bardziej niż ktokolwiek inny, została zbawiona dzięki łasce przez wiarę. Jest Ona zatem dla nas – a powiedzieć tak, to wypowiedzieć wszystko – doskonałą ikoną łaski i doskonałym wzorem wiary. To Panna wierna i Matka niepokalana. To pierwszy świadek nowego świata i najczystsze odbicie nowego człowieka.
W jedynym zdaniu skierowanym do ludzi powiedziała wszystko: Czyńcie wszystko, cokolwiek wam powie! Nie można być bardziej ewangelicznym i bardziej chrystologicznym niż Najświętsza Maryja Panna. Jakże Matka Boża Jerozolimska miałaby się nie modlić i nie czuwać nad nami, pielgrzymami z tego świata ku niebieskiemu Jeruzalem?
Jak tu nie uczynić naszą własną ostatniej modlitwy papieża Jana Pawła II, wieńczącej jego adhortację apostolską o życiu konsekrowanym: „Do Ciebie, Maryjo, która pragniesz duchowej i apostolskiej odnowy Twoich synów i córek przez miłość do Chrystusa i przez całkowite oddanie się Jemu, kierujemy z ufnością naszą modlitwę. Ty, która czyniłaś wolę Ojca, okazując gorliwość w posłuszeństwie, męstwo w ubóstwie, a w swoim płodnym dziewictwie gotowość na przyjęcie życia, uproś Twego Boskiego Syna, aby ci, którzy otrzymali dar naśladowania Go przez swoją konsekrację, umieli o Nim świadczyć swoim przemienionym życiem, podążając radośnie, wraz z wszystkimi innymi braćmi i siostrami, ku niebieskiej ojczyźnie i ku światłu, które nie zna zmierzchu”.
Co powiedzieć na koniec trzydziestu etapów przebytej drogi, w czasie której próbowaliśmy zbadać, jak i dlaczego można żyć „w sercu miasta”, pozostając jednocześnie „w sercu Boga”?
Strony te nie dotyczą jakiegoś projektu, ale odnoszą się do życia. Za zapisanymi zdaniami kryją się twarze. Twarze żywych istot, które oddały się Panu lub chcą to uczynić, by żyć „w świecie, nie będąc jednocześnie ze świata”, o co Jezus modlił się dla uczniów i czego sam dał wspaniały przykład.
Duchowe wytyczne owej drogi nie opisują zatem jedynie jej planu, ale życiowe zobowiązanie wzięte na serio bądź zamierzone przez grupę braci i sióstr, do których już przez samo to przemówił Bóg.
Mimo to nie chodzi o coś, co miałoby charakter wyłączności, a jeszcze mniej o wzór do zaproponowania. Wiele osób może zatem odczuć, że to, co zostało w tej książce rozwinięte, dotyczy ich, niezależnie od różnorodnych stanów ich życia. Mimo zróżnicowanych form, jakie może przybrać powołanie, dla dzieci Bożych, którymi wszyscy jesteśmy, istnieje tylko jedno powołanie – powołanie do świętości.
To powiedziawszy i widząc, co się dzieje z dzisiejszym chrześcijaństwem, nie można nie zadawać sobie pytań. I czyni to każdy. Powszechnie znane jest stwierdzenie o spadku powołań kapłańskich, zanikaniu praktyki sakramentów, swobody obyczajów, obnoszeniu się z indyferentyzmem religijnym, jeśli nie z otwartą nienawiścią ciasnego antyklerykalizmu czy zwalczającego wiarę ateizmu. Wówczas sporządza się listę tego, co należałoby uczynić bądź powiedzieć. Wystarczy wymienić dziedziny, w których należałoby interweniować: pogańskie media w stylu wrogiej masonerii i ideologii materialistycznych nacechowanych niszczącym konsumeryzmem...
Wszystko to jest z pewnością naglące i prawdziwe. W istocie, trzeba mówić, działać, walczyć, przedsiębrać, bronić, dawać świadectwo. Już od dwudziestu wieków Kościół słusznie tak czyni wbrew wszelkim przeciwnościom.
Nie zapominajmy jednak, co jest najważniejsze. Zawiera się to w świadectwie chrześcijańskiego życia przeżywanego w prawdzie i z radością.
Ostatecznie rozszerzanie się Ewangelii najbardziej zahamowała wcale nie nienawiść świata, zresztą przewidziana w programie ewangelizacji. Tym, co najbardziej odbiera wiarygodność i ciąży Kościołowi, nie jest sprzeciw, jaki napotyka on na zewnątrz. To letniość i miernota jego członków. To ich gorszące świadectwo, ich podziały wewnętrzne, trwożliwe zeświecczenie, zasiedziałość w tym, co materialne, zanurzenie w instytucjonalizmie, ich interesy i ograniczoność. Oczywiście, powinno to być Kościołowi wybaczone, bo jest on ludzki, tak jak każdy z nas...
Nie jest jednak sprawą małej wagi być nazwanymi solą ziemi i światłem świata! Lecz jeśli sól straci swój smak, czymże ją posolić? I jeśli światło skryte jest pod korcem, czym poświecić znajdującym się w domu? Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!
Trzeba wobec tego bardziej niż kiedykolwiek być takimi, jakich pragnie nas Jezus: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. Trzeba takimi być z pokorą i z odwagą, w prostocie, mocy i radości Ducha Świętego. „Nowa ewangelizacja – podobnie jak ewangelizacja we wszystkich epokach – będzie skuteczna, jeśli stanie się głoszeniem na dachach tego, co najpierw zostało przeżyte w głębokim zjednoczeniu z Chrystusem Panem. Dlatego potrzebuje ona solidnych osobowości, ożywionych gorliwością świętych”31 . Jeśli tak jest, będzie to widoczne. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Zawiera się w tym wszystko. Ale jakiż to program!
Jesteśmy więc bardziej niż kiedykolwiek wezwani do tego, co papież Jan Paweł II nazywa „proroczym świadectwem pierwszeństwa Boga i wartości Ewangelli w życiu chrześcijańskim”. Kim zatem jest prorok? „Prorok czuje w sercu żarliwe umiłowanie świętości Boga i dlatego, wysłuchawszy jego słów w dialogu modlitwy, głosi je swoim życiem, słowem i czynami, występując jako rzecznik Boga przeciw złu i grzechowi”32 . Nie jest też rzeczą małej wagi być ludem kapłanów, proroków i królów!
Chrześcijaństwo nie powinno zatem obawiać się, że wygaśnie. Ono może osłabnąć, ale nie może umrzeć. Chrześcijaństwo ma przed sobą ogromną przyszłość i nic nie jest w stanie wstrzymać jego biegu, jeśli tylko pozostaniemy mu wierni. Chrystus obiecał nam to na wieki 33.
Chrześcijaństwo ma Boży fundament, nadzieję opierającą się na zmartwychwstaniu Chrystusa i w jego następstwie perspektywę naszego zmartwychwstania.
Ma mądrość dogmatów, które zachwycają ducha, i wysokie wymagania moralne, bo człowiek przerasta samego siebie i zawsze będzie odczuwał tęsknotę za czystością oraz potrzebę przebaczania i wzrastania.
Ma ono doskonały przykład życia Jezusa, któremu nikt nie mógł udowodnić żadnego grzechu, oraz dar Ewangelii zbawienia składającej się w całości ze słów życia wiecznego. Ma za sobą dwadzieścia wieków ubarwionych – mimo tylu błędów i grzechów – życiorysami świętych i dokonaniami godnymi szacunku.
Ma ono perspektywę powszechnego zbawienia, zdolność przystosowania się do wszelkiej nowości, otwarcie na nowoczesność, tolerancję w poszanowaniu wolności oraz fakt, że pozostaje, cokolwiek by się powiedziało, religią miłości zbudowaną na radości i na pokoju. Jakże świat miałby tego nie uznać?
Jakikolwiek jest stan naszego życia, czy jesteśmy świeccy, czy konsekrowani, pozostajemy więc uczniami Jezusa Chrystusa. Jako jedyny spośród ludzi zstąpił On z nieba, bo jest Synem Bożym, który stawszy się Synem Człowieczym, wstąpił do nieba. Możemy ufnie postępować naprzód!
On jest naprawdę Zbawicielem świata!
Marana-tha! Tak! Przyjdź, Panie Jezu!
Magdala,
Święto Zmartwychwstania Pańskiego 2002
Przypisy:
1 Aggiornamento (wł.) – uaktualnienie (przyp. tłum.).
2 Taki tytuł nosi reguła Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich. W języku polskim ukazała się pod tytułem Źródło na pustyni miast, tłum. K. Strzelecka, Warszawa 1991 (przyp. tłum.).
3 Saint Basile, Hexaemeron, IV,7, Sources Chrétiennes 26 bis, Ed. du Cerf, 1965, s. 276.
4 Do Diogneta, V,4.VI,10, w: Pierwsi świadkowie. Wybór najstarszych pism chrześcijańskich, Ojcowie żywi, VIII, tłum. A. Świderkówna, Kraków 1988, s. 364, 366.
5 Wszystkie cytaty z Pisma Świętego (wyróżnione tekstem pochyłym) za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallottinum, Poznań – Warszawa 1982.
6 Tu następuje zdanie: Miasto może nawet stać się Bogiem, bo On nadał mu imię Miasto-Bóg. O. Pierre-Marie cytuje tu Iz 60,14 z La Bible de Jérusalem (1957). Opuszczamy je jednak świadomie, bo wszystkie dostępne nam nowsze tłumaczenia oryginału hebrajskiego podają: …nadał mu imię Miasto Boga (przyp. tłum.).
7 Dom Jacques Dubois, Eléments d’une histoire du monachisme urbain, w: Lettre de Ligugé, nr 143, s. 26.
8 Zob. „Sources vives” nr 36 (1990), Prier la ville; i nr 89 (1999), Moines et moniales dans les villes.
9 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Vita consecrata, 12. Wszystkie cytaty tego dokumentu za: Adhortacje apostolskie Jana Pawła II, Kraków 1997.
10 Św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 28,1, w: Dzieła, tłum. B. Smyrak, Kraków 1995, s. 662.
11 Św. Teresa od Jezusa, Poezje, IX, w: Dzieła, t. 3, tłum. H. P. Kossowski, Kraków 1995, s. 245.
12 Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Rękopisy autobiograficzne, B, 3vo, tłum. A. Bartosz, Kraków 1997, s. 200
13 Kochaj i czyń, co chcesz! Gdy milczysz, milcz z miłością; gdy mówisz, mów z miłości; gdy karcisz, karć z miłości; gdy przebaczasz, przebaczaj z miłości”. Św. Augustyn, Homilie na Ewangelie i Pierwszy List św. Jana, VII, 8, cz. II, tłum. W. Szołdrski, W. Kania, Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, t. XV, Warszawa 1977, s. 461.
14 IX Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów, 2-29 października 1994 r., Orędzie Ojców Synodu do Ludu Bożego (27 X 1994), VII, [w:] „L’Osservatore Romano”, wyd. pol. nr 1/1995, s. 46.
15 Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Rękopisy, A,9vo, dz. cyt., s. 46.
16 G. de Saint-Thierry, Contemplation de Dieu, 8; Sources Chrétiennes 61 bis, Éd. du Cerf 1977, s. 89.
17 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Vita consecrata, 21.
18 Tamże, 65.
19 Saint Thomas d’Aquin, Sermon sur la charité.
20 Św. Bernard z Clairvaux, O miłowaniu Boga, I, 1, tłum. S. Kiełtyka, Kraków 1991, s. 34.
21 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Vita consecrata, 34.
22 Adam de Perseigne, Fragmenta Mariana, PL 211.
23 Por. na Wschodzie szczególnie Akatyst, a na Zachodzie litanie do Matki Bożej.
24
W tłum. pol.: „...bo dźwigasz Tego, co wszystkie dźwiga rzeczy”, [online] dostęp: 5.02.2010
25 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Vita consecrata, 28.
26 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Vita consecrata, 28.
27 R. Laurentin, Marie Mère du Seigneur, Desclée, 1984, s. 98.
28 Cyt. za: Breviarium fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, Poznań 2007, s. 321.
29 Guerric d’Igny, XII-wieczny mistyk (przyp. tłum.).
30 Guerric d’Igny, Sermon I pour l’Assomption, 2,4, Sources chrétiennes, 202, Éd. du Cerf, 1973, s. 419, 423.
31 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Vita consecrata, 81; por. także 12 a,b oraz 62 a, c.
32 Tamże, 84.
33 Por. Mt 16,18; 28,20; Mk 16,14-20; J 15,18-27; 16,33; Dz 1,8; Ap 1-3.
opr. aś/aś