Groby, cmentarze, wypominki - wszystkie one uczą nas, że każdy kiedyś umrze
Kościół funkcjonuje w rzeczywistości doczesnej i wiecznej.
Podobnie jak w doczesności istnieją różne relacje między ludźmi —
miłość i zaufanie, odpowiedzialność i pomoc, służba i solidarność,
tak też między żywymi a zmarłymi istnieją mistyczne więzi.
Wyrażają się one przez modlitwę, pamięć, troskę i uwielbienie Boga, który jest zbawieniem, zmartwychwstaniem i życiem umarłych.
Śmierć kogoś bliskiego to chyba najbardziej dramatyczne wydarzenie, z jakim możemy mieć do czynienia. Człowiekowi zawala się cały świat. Uświadamiamy sobie z bólem, że już nigdy więcej tu na ziemi nie zobaczymy ukochanej osoby, nie usłyszymy jej głosu, nie będziemy mogli się z nią spotkać. Dociera do nas, że wszystko, co dotyczy jej życia, to jedynie przeszłość, wspomnienia i żal. I chociaż nasza miłość nadal jest żywa, to jednak odtąd pozostanie ona tylko niespełnioną tęsknotą.
W tej tęsknocie szukamy pociechy i nadziei. Człowiekowi trudno pogodzić się z myślą o przemijaniu, nieobecności, o nieuniknionym końcu życia...
Wiara daje nam nadzieję, że ten koniec nie jest absolutny, że życie się nie kończy, lecz zmienia formę — przez bramę śmierci człowiek przechodzi do Boga, do wieczności. Celem i kresem ludzkiego życia jest Bóg: Bóg spotkany, czyli niebo; Bóg oczekiwany, czyli czyściec; Bóg utracony, czyli piekło. Każdy z nas będzie musiał przed Bogiem stanąć. Czy będzie to Bóg miłosierny, czy sprawiedliwy, czy też bezsilny wobec ludzkiej zatwardziałości — to zależy od naszej postawy w tym życiu.
Ta ostateczna niepewność co do dalszego losu człowieka po śmierci będzie nam na ziemi zawsze towarzyszyć. Wsparciem w tej niepewności jest wiara w absolutną Bożą miłość, która znajduje swój wyraz w modlitwie wstawienniczej za zmarłych. Trzeba jednak tę modlitwę dobrze rozumieć. To nie jest żaden „okup” czy „łapówka” dla Pana Boga, przy pomocy której chcemy „załatwić” zmarłemu niebo, a przynajmniej czyściec. Nie jest to też forma zadośćuczynienia, przez które będziemy chcieli nadrobić wcześniejsze swoje niedbalstwo i brak troski o zmarłą osobę za jej życia.
Aby modlitwa wstawiennicza miała swój pełny sens i skuteczność, zwłaszcza w przypadku osoby żyjącej z dala od Boga, musi się rozpocząć na długo przed śmiercią. Musi być wsparta konkretnymi działaniami, mającymi na celu pobudzenie do wiary i nawrócenie bliskiej osoby. Jeśli bowiem człowiek umrze w stanie niewiary, wrogości czy obojętności wobec Boga, jeśli zamknie się na Bożą łaskę, wtedy żadna modlitwa już tego nie zmieni. Ostateczny los człowieka rozstrzyga się w chwili śmierci. Dlatego trzeba się modlić i działać, zanim ten moment nadejdzie.
Modlitwa za zbawionych, choć może jeszcze nie w całej pełni, ma wyrażać naszą wiarę w obcowanie świętych. Ta wiara znajduje swoje liczne wyrazy, głęboko zakorzenione w naszej tradycji, pobożności i praktykach religijnych. Należą do nich cmentarze — miejsca pochówku zmarłych, które są świadectwem ich życia i naszej pamięci.
Każdy krzyż, nagrobek, tablica to znak, że kiedyś żył człowiek, którego prochy spoczywają teraz na tym miejscu. To znak naszych pytań, oczekiwań, nadziei i zatroskania. Chcielibyśmy wiedzieć, co się z nim dzieje w tej chwili — o ile kategorie chwili, czasu, miejsca w ogóle obowiązują w świecie zmarłych — kim ten człowiek był, jak żył. Może był podobny do mnie? Co zatem mnie czeka?
Nagrobki są duże i małe, stare i nowe, wystawne i skromne, niekiedy zapomniane, zniszczone przez czas, a nieraz zadbane i błyszczące. Nie musi to o niczym świadczyć. Duża liczba kwiatów i zniczy może być wyrazem niekłamanej miłości i wdzięczności, a może wynikać tylko z zamożności rodziny lub zagłuszanych w ten sposób wyrzutów sumienia. Sam nagrobek na pewno nie musi wyrażać prawdy o życiu zmarłego.
Ale skoro nie mówi tego grób, to co? Powinno mówić nasze życie, życie tych, którzy pozostali, przejęli dziedzictwo po zmarłym ojcu, matce... Nie chodzi o majątek, dom czy ziemię. Chodzi o dziedzictwo duchowe: honor, zalety charakteru, sposób bycia, szlachetność, uczciwość, pracowitość... Dlatego jesteśmy winni naszym zmarłym nie tylko marmur, znicze i kwiaty na grobie, lecz przede wszystkim świadectwo własnego życia: że nauka i przykład, jakie otrzymaliśmy, nie poszły na marne.
Niekiedy nazwiska na grobach coś nam mówią. Osobiście lub ze słyszenia znaliśmy zmarłego, ale od tej złej strony. Nie nam go osądzać — uczynił to już Bóg w sposób sprawiedliwy i miłosierny. Kto wie, może Jego osąd odbiega od naszych opinii budowanych na plotkach? A to oznacza, że i my powinniśmy zdobyć się na miłosierdzie i modlitwę, nawet za kogoś, kto miał naprawdę złą reputację i kogo nie lubiliśmy. Zwłaszcza za niego. Bo jeśli wierzę, że Bóg może zmiłować się nad takim człowiekiem, to może tym bardziej zmiłuje się nade mną? Moja modlitwa o miłosierdzie dla zmarłych z pewnością zaowocuje miłosierdziem także i dla mnie. Ta modlitwa przyjmuje najczęściej formę wymieniania długich list nazwisk, przeplatanych tradycyjnymi modlitwami. W listopadzie na cmentarzach i w kościołach zbiera się do koszyków i skarbon niezliczone kartki ze wspomnieniem tych, co już odeszli.
Inną tradycją modlitwy za zmarłych są tzw. Msze gregoriańskie, odprawiane codziennie przez cały miesiąc za jednego zmarłego. Ich odmianą są cotygodniowe Msze święte odprawiane przez cały rok, zamówione przy okazji pogrzebu. Przez cały okres żałoby Msze systematycznie gromadzą rodziny i przyjaciół zmarłych osób na wspólnej modlitwie, słuchaniu i rozważaniu słowa Bożego, Komunii świętej. To niewątpliwie najlepszy sposób przeżywania żałoby — w obecności Jezusa, który oddał za nas swoje życie, umarł i zmartwychwstał.
Groby, cmentarze, kościelne krypty, wypominki i Msze za zmarłych — uczą. Uczą, że każdy bez wyjątku umrze. Czy skorzystamy z tej nauki, by lepiej żyć?...
opr. mg/mg