Wypełniać Boże marzenia!

Wywiad z ks. Markiem Dziewieckim dla "Gazety Niedzielnej" z Londynu

Już święty Augustyn zauważył, że człowiek za wszelką cenę dąży do zrozumienia świata, na marginesie pozostawiając to, co najważniejsze — zrozumienie siebie. Historia ludzkości to tysiące lat, a jednak twierdzenie to wciąż wydaje się nie tracić na aktualności. Dlaczego?

Trudno zrozumieć człowieka i samego siebie, po pierwsze, dlatego, że jesteśmy niezwykle skomplikowani. Żadna rzecz na świecie, żadne zwierzę, nie jest aż tak skomplikowane, jak człowiek. W tej sytuacji można zobaczyć cząstkę prawdy o człowieku i nie widzieć całej reszty. Po drugie, obserwując świat wokół siebie człowiek jest obserwatorem zewnętrznym, a gdy obserwuje samego siebie, wtedy staje się sędzią we własnej sprawie, a to szalenie trudne. Często tracimy wtedy nasz obiektywizm. Dla przykładu, gdy ktoś krzywdzi siebie czy innych ludzi, wtedy albo zmienia postępowanie, ale wmawia sobie, że mądrze postępuję. Człowiek, który nie postępuje zgodnie z mądrym myśleniem, zaczyna zatem myśleć zgodnie z niemądrym postępowaniem. Wtedy wręcz nie chce zrozumieć prawdy o sobie samym, bo ta prawda niepokoi. Właśnie dlatego łatwiej nam jest rozumieć świat wokół nas, niż nas samych.

Czasami bywa tak, że ktoś się panicznie boi się prawdy o swoim postępowaniu, np. młodzi, którzy sięgają po alkohol, narkotyk czy antykoncepcję, nie chcą wiedzieć, że są wrogami dla samych siebie, że niszczą własne zdrowie, psychikę, więzi. Niektórzy tak długo oszukują samych siebie, że z tego powodu umrą. Najczęstszym przykładem są tu alkoholicy i narkomani, którzy nałogowo oszukują samych siebie. Im bardziej człowiek jest w kryzysie, tym bardziej nie chce zrozumieć siebie, boi się zrozumieć siebie - bo jak siebie zrozumie, to powinien zmienić postępować, a to nie jest łatwe. Im bardziej ktoś jest święty, tym bardziej rozumie siebie i innych ludzi, gdyż święty nie boi się żadnej prawdy o człowieku.

Ludzie pobożni mają problemy ze zrozumieniem własnej religii — to także jedna z myśli Księdza. Czy istnieje jakaś różnica między wiarą a religijnością?

Oczywiście! Religijność, zwana też pobożnością, to tylko jeden z wymiarów wiary. To wymiar podstawowy, gdyż oznacza moją więź z Bogiem. Ale jeśli moja religijność nie prowadzi do dojrzałej więzi z samym sobą i z drugim człowiekiem, to jest niedojrzała czy wręcz wypaczona. Istotą wiary chrześcijańskiej jest sztuka życia na tej ziemi w oparciu o miłość nie z tej ziemi i to już tu i teraz, a nie kiedyś, w przyszłości. Bóg stał się człowiekiem po to, by nasza radość już tu była wielka i by po śmierci doczesnej konsekwencją naszego życia było niebo, czyli pełna miłość i pełna radość.

Niestety wielu chrześcijan oddziela swoją religijność od swojego sposobu życia tu i teraz. Chrystus wyjaśnia nam, że chrześcijanin to ktoś czysty jak gołąb, ale sprytny jak wąż, czyli ktoś dobry i mądry jednocześnie. Na sądzie ostatecznym Bóg nie zapyta nas ani o religijność, ani o cierpienie, lecz o codzienną, mądrą miłość. Gdy ktoś twierdzi, że chrześcijaństwo to tylko prywatne praktyki religijne i że człowiek wierzący nie powinien ujawniać swej wiary w sferze publicznej, społecznej czy zawodowej - to jest zupełna karykatura życia według Ewangelii. Bożej sztuki życia w tym świecie nie nauczy nas telewizja, demokracja ani tolerancja, tylko Bóg.

A propos powierzchownej religijności: nie tak dawno „Gazeta Wyborcza” opublikowała reportaż „Nożyczki Pana Boga”, poświęcony problemowi unieważnień małżeństw przez Kościół katolicki. W wypowiedziach większości osób zastanawiał zupełny brak dojrzałości i rozumienia, czym miłość sakrament i miłość małżeńska jest, a czym nie. Przygotowanie do kapłaństwa trwa sześć lat — natomiast kurs przedmałżeński — czasem zaledwie kilka miesięcy...

Najpierw dokonajmy precyzacji terminologicznej. Nie ma unieważnień. Kościół może tylko stwierdzić, że jakieś małżeństwo było nieważne od początku ze względu na konkretne powody, np. przymus jednej ze stron. Kościół katolicki nigdy nie uzna rozwodów, bo Chrystus proponuje wyłącznie miłość ze znakiem jakości, a zatem wierną, wyłączną, płodną, nierozerwalną. Kościół traktuje poważnie człowieka, który składa przysięgę małżeńską, czyli uważa, że taki człowiek wie, co czyni i że jest odpowiedzialny za swoją przysięgę. Jednocześnie Kościół katolicki z równą powagą traktuje cierpienie krzywdzonego małżonka i dlatego pozwala mu się bronić w skrajnych sytuacjach aż do separacji włącznie.

W naszych czasach potrzeba solidniejszego przygotowania do sakramentu małżeństwa. Pierwszym kursem przedmałżeńskim jest obserwowanie własnych rodziców, a tu przykłady nie zawsze są pozytywne. Drugi kurs przedmałżeński to parafia, katecheza, Msze św. niedzielne, życie sakramentalne, spotkania formacyjne, życie we wspólnocie wierzących. Trzeci kurs przedmałżeński to ten „oficjalny”, ale on jest zwykle zbyt krótki. Tymczasem np. we Francji w niektórych diecezjach trzeba przez rok włączyć się w jakiś ruch formacyjny, żeby móc przystąpić do sakramentu małżeństwa. Wtedy jest szansa na pogłębione rozumienie Boga, miłości, małżeństwa, rodziny, odpowiedzialności. Również w Polsce zmierzamy w tym samym kierunku. W zeszłym roku Episkopat wydał instrukcję, w której zaleca poszerzenie i pogłębienie sposobów przygotowania narzeczonych do małżeństwa.

Coraz częściej przyczyną nieważności małżeństwa jest wielka niedojrzałość jednej lub obu ze stron, czego wcześniej nie było. Wcześniej były to wyjątki, że ktoś się nie nadaje do małżeństwa. Teraz staje się to niemal regułą to, że wielu młodych ludzi jest na tyle nieodpowiedzialnych, niedojrzałych, zniewolonych, że nie są w stanie zawrzeć małżeństwa. Obowiązkiem księży jest zatem przygotowanie solidniejszej oferty formacyjnej, a jednocześnie przeprowadzanie staranniejszej weryfikacji stopnia dojrzałości kandydatów do małżeństwa.

Czy to nie jest to tak, ze współczesny człowiek w ogóle ma problemy z dojrzałością, niezbędną do podjęcia jakiejkolwiek odpowiedzialności?

Oczywiście. Kruchość psychiczna, nieodpowiedzialność, niezdolność do miłości, to obecnie cechy wielu ludzi. Współczesny człowiek ma problemy z dorastaniem do każdej więzi mocnej, wiernej, trwałej, a tym bardziej do więzi tak mocnej i trwałej jak więź małżeńska i rodzicielska. Podobnie zresztą jak wieku młodych ma problemy z dorastaniem do kapłaństwa czy życia konsekrowanego. Właśnie dlatego tłumaczę klerykom, że jeśli komuś polecamy opuszczenie seminarium duchownego, to nie sugerujemy, że powinien się ożenić, lecz że powinien się rozwijać, bo obecnie nie jest jeszcze na tyle dojrzały, by zrealizować jakiekolwiek powołanie. W każdym bowiem powołaniu potrzebna jest dojrzała miłość odpowiedzialność, pracowitość, wierność, szlachetność.

Mówił Ksiądz o dojrzałości do kapłaństwa. Kościół Anglikański wyszedł z założenia, że dobrymi kapłanami mogą być także kobiety i pozwolił na ich święcenia...

Kobiety są na ogół wrażliwsze od mężczyzn na świat osób i w sposób spontaniczny lepiej w tym świecie funkcjonują. Na tym właśnie polega geniusz kobiety, o którym Jan Paweł II mówił często i za który dziękował kobietom. Dobre funkcjonowanie w świecie osób jest ważniejsze i trudniejsze niż dobre funkcjonowanie w świecie rzeczy, co z kolei łatwiej przychodzi mężczyznom. Dla przykładu wychowanie człowieka jest o wiele ważniejsze i trudniejsze niż wyprodukowanie samochodu czy komputera.

Czy w takim razie kobiety powinny być kapłanami i to lepszymi od mężczyzn? Ależ one są kapłankami na mocy chrztu świętego. One nie potrzebują święceń do tego, by dawać świadectwo swej wierze i by wychowywać swoich bliskich według zasad Ewangelii. To właśnie mężczyznę trzeba przez sześć lat kształcić w seminarium i udzielić mu święceń kapłańskich po to, by miał odwagę publicznie modlić się i głosić Ewangelię. Kapłani pracują głównie z kobietami w parafii, a te wracają do domów, czy do grup parafialnych i to one wychowują innych ludzi, przyprowadzając ich do Boga.

Nie dlatego zatem w Kościele katolickim kobiety nie są kapłankami, że nie potrafiłyby sprostać temu zadaniu, lecz dlatego, że nie potrzebują święceń, aby pozytywnie oddziaływać na innych jako chrześcijanki. Przy okazji warto podkreślić, że największym obrońcą kobiet jest Chrystus. On bronił kobiety nawet przed pożądliwym spojrzeniem ze strony mężczyzn. Prawdziwe feministki to zatem te, które inspirują się Ewangelią. Skoro Jezus nie powołał kobiet do grona apostołów, to uszanujmy Jego wolę, szanując jednocześnie kobiety tak bardzo, jak On to czynił. Ostatnio ukazała się w Polsce książka A. Grüna — „Królowa i kobieta dzika” (Edycja św. Pawła, Częstochowa 2006), do której — wraz z Magdaleną Korzekwa — napisałem słowo wstępne. Zainteresowanych odsyłam do tej publikacji.

Kolejnym problemem, często dyskutowanym w Polsce i na świecie, jest dyskusja na temat homoseksualizmu, także w odniesieniu do święceń osób homoseksualnych. Gdy przygotowywałam się do wywiadu, trafiłam na artykuł, w którym pisze ksiądz, że właściwie, w kontekście europejskim obecnie nie możemy mówić o zjawisku homofobii, ale o natężeniu lęku przed rodziną...

Zdecydowanie tak. Homoseksualiści mają w Europie wszystkie prawa obywatelskie: mogą działać legalnie, wydają czasopisma, mogą publicznie mówić o swoim sposobie życia, mogą organizować manifestacje. A mimo to udają, że są prześladowani, dyskryminowani. Organizują marsze jedynie po to, by wywalczyć sobie przywileje i by promować homoseksualizm.

Ponieważ oni publicznie mówią o swoim homoseksualizmie i domagają się przywilejów, to dają mnie - obywatelowi Europy — prawo do tego, żeby publicznie o nich mówić. Czym zatem jest homoseksualizm? Najczęściej jest to wynik zaburzonej więzi z osobami drugiej płci. Homoseksualizm nie jest najpierw problemem seksualnym lecz płciowym. Wynika zwykle z nieświadomego lęku lub pogardy wobec osób drugiej płci. Po drugie, homoseksualiści tworzą pary bezpłodne (płodna może być tylko para ludzka!), a więc chore biologicznie, bo bezpłodność znajduje się na liście chorób WHO - Światowej Organizacji Zdrowia.. Po trzecie, homoseksualiści tworzą pary społecznie egoistyczne, gdyż nie inwestują czasu, sił i pieniędzy w dzieci, jak czynią to małżonkowie i rodzice. A mimo to domagają się wspólnego rozliczenia majątkowego na wzór małżonków i rodziców, którzy większość pieniędzy, sił i zdrowia inwestują we własne dzieci, bez których także homoseksualiści nie dostaną emerytury. W obliczu powyższych faktów uległość wobec żądań homoseksualistów byłaby wielką niesprawiedliwością społeczną.

Wielka Brytania to kraj multikulturowy, gdzie często zawierane są małżeństwa mieszane, które mogą być przestrzenią ekumenizmu, natomiast bywają dość trudnym wyzwaniem. Jakiej rady udzieliłby ksiądz osobom, decydującym się na zawarcie związków z osobą innej wiary? Jakie wyzwania pojawiają się przed rodzicami wychowującymi w nich dzieci?

Tego typu małżeństwa mieszane wymagają większej dojrzałości od obu stron. Konieczna jest tu zdolność rozumienia zarówno własnej tożsamości, jak również tożsamości, religii, mentalności i obyczajów drugiej strony. Respektowanie i kochanie osoby pochodzącej z „innego” świata w sensie wiary, tradycji i mentalności, wymaga dłuższego czasu przygotowania do małżeństwa. Tu nie wystarczy zauroczenie emocjonalne. Zwykle dopiero wtedy, gdy przechodzimy z zakochania w dojrzałą miłość, zauważamy, że mamy różną mentalność, różne tradycje, różne środowiska, która mają wpływ na nasze postępowanie.

Małżeństwa mieszane stawiają też większe wyzwania w dziedzinie wychowania dzieci. Jeśli małżeństwo ma być zawarte w Kościele katolickim, to strona katolicka zobowiązuje się do wychowania potomstwa według zasad Ewangelii. To nie jest jakiś przejaw dyskryminacji wobec innych religii, ale logiczny wniosek z tego, że na tej ziemi nie istnieje nic piękniejszego od Ewangelii. A dzieciom chcemy przecież dać to, co najlepsze. Bóg przyszedł do nas osobiście, aby objawić nam prawdę o człowieku i miłość do człowieka. To katolicyzm wychował Jana Pawła II i Matkę Teresę, a nie żadna inna religia, czy żadne inne wyznanie. Te dwie najwspanialsze postaci naszych czasów zostały wychowane w Kościele katolickim. Małżeństwa mieszane mogą być udane i szczęśliwe, jeśli obie strony okażą się dojrzałe i jeśli dadzą sobie czas przed ślubem na pogłębione poznanie drugiej osoby i jej filozofii życia. Jedyną barierą w zawarciu małżeństwa jest różnica miłości, a nie różnica wyznania czy religii.

Gdy już mówimy o wychowywaniu: ma ksiądz doskonały kontakt z młodzieżą. Wiem, że podczas swoich z nią spotkań odwiedził Ksiądz wiele szkół, spotkał ćwierć miliona osób, zawsze trafiając do ich marzeń i aspiracji. Dlaczego wybrał ksiądz tę formę aktywności duszpasterskiej?

Zrezygnowałem z założenia własnej rodziny właśnie dlatego, by od rana do wieczora być do dyspozycji ludzi i żeby wszystkich traktować jak moich bliskich, jak moich krewnych, żeby być dla nich — jak ja to sobie prywatnie nazywam - 'mamusio-tatusiem'. Takiego bycia blisko i nieraz całymi godzinami najbardziej potrzebują obecnie właśnie dzieci i młodzież. Gdybym był tylko nauczycielem, to miałbym własną żonę i dzieci i to właśnie im poświęcałbym najwięcej czasu i serca. A ponieważ jestem księdzem, to staram się mieć serce i siły dla wszystkich, którzy potrzebują pomocy i wsparcia w rozwoju.

Po drugie, nie boję się kontaktów z młodzieżą, bo wiem, ze idę do nich nie z moją mądrością, tylko z Bożą miłością i prawdą, więc jestem po prostu pewny siebie i tego, co im proponuję. Po trzecie, jako ksiądz mam do zaoferowania ludziom młodym coś znacznie lepszego niż ten świat, gdyż tylko Chrystus uczy nas optymalnej sztuki życia na ziemi oraz miłości z najwyższym znakiem jakości. Po czwarte, nauczyłem się rozmawiać z dziećmi i młodzieżą takim językiem, jaki oni rozumieją oraz poruszać takie tematy, które poruszają ich serca i respektują ich najgłębsze marzenia. Kiedy mówię na przykład o tym, że bez miłości nie można być szczęśliwym, że trzeba umieć myśleć, kochać i pracować, jeśli ktoś chce być szczęśliwym, to młodzi potrafią słuchać o tym godzinami, tak jak w czasie rekolekcji na Ealingu, gdzie spotkania z młodzieżą kończyły się o godzinie 23.30.

Mówi i pisze ksiądz bardzo dużo o ludzkiej seksualności. Nasuwa mi się tutaj pytanie o czystość - jak wytłumaczyć młodemu człowiekowi jej wartość?

Czystość to warunek miłości ze znakiem jakości. To gwarancja, że to, co nas łączy, to coś znacznie więcej niż pożądanie czy emocjonalne zauroczenie. Jeśli nie zachowam czystości, to moja „miłość” będzie brudna, będzie ubrudzona fizycznie, psychicznie i duchowo. Miłość jest darem, a nie kradzieżą. Nieczystość to okradanie samego siebie i drugiej osoby z tego, co w nas najpiękniejsze: ze zdolności do bycia bezinteresownym i czystym darem. Czystość to prymat miłości, troski i wierności nad ciałem, nad popędem, nad chwilową przyjemnością. Powtórzmy: czystość to gwarancja, że ktoś dorasta do miłości ze znakiem jakości.

Czystość sprawia, że dla mnie ty, drugi człowiek, jesteś ważniejszy niż mój popęd, ciało czy przyjemność. Czystość nie jest chroniona przez nakazy i zakazy, ale przez miłość. Poza miłością czystość jest niezrozumiała i niemożliwa. Chodzi tu o czystość rozumianą bardzo głęboko, a nie tylko formalnie. Jeśli ktoś powstrzymuje się od współżycia przed- czy pozamałżeńskiego, ale i tak patrzy pożądliwie na drugą osobę — to żadna czystość. Gdy ktoś współżyje przed ślubem, to jest nieczysty, ale gdy nie współżyje, to jeszcze nie wystarczy do czystości. Trzeba jeszcze zweryfikować, czy ten ktoś naprawdę kocha tę drugą osobę, czy też nie współżyje jedynie dlatego, że np. boi się zakażenia jakąś choroba czy niechcianej ciąży. Czystość to troska o to, by nie wyrządzić krzywdy sobie i innym nie z lęku, tylko z miłości do samego siebie i do tej drugiej osoby.

A jaka jest wartość celibatu? Wciąż trwają dyskusje, czy obecny w wielu Kościołach chrześcijańskich model księdza żonatego i znającego przez to od środka problemy innych ludzi, nie były jednak lepszy...

Jeśli chodzi o celibat - to jest on konsekwencją ofiarnego bycia darem dla innych ludzi, z którymi nie jestem złączony więzami rodzinnymi. Nie jestem w stanie być jednocześnie księdzem, mężem i ojcem. Jako ksiądz kilkanaście godzin dziennie jestem dla ludzi. Nieraz brakuje mi czasu na sen. Gdybym miał żonę i dzieci, nie miałbym szans być dobrym mężem i ojcem, a jednocześnie księdzem, który jest do dyspozycji szukających go ludzi. Rezygnuję z małżeństwa i rodziny po to, by wspierać inne małżeństwa i rodziny. Celibat nie wynika z lekceważenia małżeństwa, lecz z tego, że małżeństwo i rodzina to rzeczywistość tak niezwykle wielka, że warto ją wspierać nawet za cenę rezygnacji w założenia własnej rodziny. Celibat to także potwierdzenie, że miłość bez seksualności może wystarczyć do szczęścia, ale seksualność bez miłości nikomu nie wystarczy.

Ponadto celibat nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz pomaga w rozumieniu życia małżeńskiego i rodzinnego. Pomaga bowiem popatrzeć z dystansu i analizować doświadczenia setek małżonków i rodziców. Gdybym miał żonę i dzieci, to patrzyłbym na małżeństwo i rodzinę głównie z własnej perspektywy. Byłbym sędzią we własnej sprawie. To właśnie dlatego księża mają szansę rozumieć różne mechanizmy i procesy zachodzące w małżeństwie i rodzinie często lepiej niż sami małżonkowie. Działa to oczywiście w obie strony. Właśnie dlatego wtedy, gdy chcę dowiedzieć się tego, jaki ksiądz jest na miarę współczesnych potrzeb, to nie pytam o to innych księży, lecz ludzi świeckich. Patrząc z boku mogą oni być lepszymi obserwatorami i doradcami w tej sprawie od samych księży.

Czasem słyszę głosy, że jeśli brakuje powołań kapłańskich w Kościele katolickim, to właśnie przyczyną jest celibat. Tymczasem w Kościele protestanckim nie ma celibatu, a jest jeszcze dużo większy kryzys osób duchownych. Gdy chodzi o powołania, to nie brakuje powołań, tylko brakuje odpowiedzi na powołania. Bóg zsyła wystarczającą liczbę powołań, natomiast coraz więcej ludzi jest niezdolnych ani do kapłaństwa, ani do małżeństwa. To właśnie dlatego obecnie nie tylko brakuje kapłanów, ale brakuje też i małżonków. Brakuje bowiem ludzi dojrzałych.

Jeśli mowa o powołaniach: pełni Ksiądz także funkcję Krajowego Duszpasterza. Powołań. Ostatnio w prasie polskiej i brytyjskiej pojawiły się liczne artykuły, mówiące o tym, że Polska powoli staje się krajem 'eksportującym' kapłanów na Zachód, w tym m.in. do Anglii i Szkocji... Jak ksiądz ocenia sytuację, jeśli chodzi o powołania w Polsce?

Tu trzeba odróżnić aspekt ilościowy i jakościowy. Ilościowo jest bardzo dobrze. W Polsce mamy niemal jedną czwartą wszystkich kleryków Europy, czyli 6,5 tysiąca z 28 tysięcy w Europie. Jednocześnie mamy problemy jakościowe. Do domów formacyjnych zgłasza się coraz więcej kandydatów z poważnymi trudnościami osobowościowymi. Znaczna ich część pochodzi z trudnych rodzin. Kandydaci do kapłaństwa mają często problemy z sumieniem, z wartościami, z emocjami. Trudniej niż w przeszłości jest wychować wychowywać ich na ofiarnych i świętych księży. Dawnej modliłem o liczne powołania kapłańskie i zakonne, później modliłem się o liczne i święte powołania, a teraz się modlę o święte powołania, bo takie jest marzenie Boga.

Gdy chodzi natomiast o tzw. 'eksport' księży - to jest to zawsze sytuacja awaryjna na zasadzie doraźnej pomocy. To nie jest rozwiązanie na stałe. Trudno być księdzem w obcym kraju. Można być dobrym lekarzem na obczyźnie, dobrym inżynierem, a nawet nauczycielem. Z księdzem sprawa jest trudniejsza, gdyż kapłan musi dobrze znać człowieka, jego historię, mentalność, kulturę, obyczaje, tradycje. Po drugie, bycie księdzem zagranicą wystawia na większa próbę dojrzałości, na większą samotność i na ryzyko nieporozumień. Najlepszym rozwiązaniem jest, żeby powołania były miejscowe. A kiedy będzie ich więcej? Wtedy, gdy parafie tworzyć będą żywą wspólnotę wiary. Im więcej ludzi będzie się modlić, im więcej będzie związanych z Kościołem - tym więcej będzie powołań. Powołania są 'termometrem' życia lokalnego Kościoła. Gdy brakuje powołań — to znaczy, że życie religijne zamiera. Podobnie sytuacja młodych małżonków jest 'termometrem” sytuacji ich rodziców.

Mówił Ksiądz o tym, że sytuacja emigracji jest niezwykle trudna dla kapłanów. Na obczyźnie niezwykle często ocieramy się także o ogromne tragedie ludzi, którzy sobie nie radzą z presją życia w nowym kraj. Widzimy dramaty uzależnień, czy rodzin rozbitych przez nieobecność jednego z małżonków...

Przed przyjazdem do Anglii czytałem różne statystyki. Anglia jest w trudnej sytuacji wychowawczej. Ma jeden z najwyższych odsetków aborcji wśród piętnastoletnich dziewcząt i chyba najgorszą sytuację w Europie, jeśli chodzi o alkoholizm wśród młodzieży. Chodzi tu o Anglików, a nie o emigrantów. W tej sytuacji obecnie Ministerstwo Edukacji w Anglii próbuje tworzyć nowe, mądrzejsze niż dotąd programy edukacji seksualnej i profilaktyki uzależnień. Polacy przyjeżdżają zatem do kraju, który sam sobie nie radzi z wychowaniem nowego pokolenia. To jest kraj, który dobrze funkcjonuje ekonomicznie, natomiast ma poważne problemy z formacją młodego pokolenia, z trwałością małżeństw i rodzin, z obyczajami. W takim kraju łatwo jest się zagubić.

Bardzo współczuję młodym ludziom, którzy ze względu na brak pracy w Polsce przyjeżdżają tutaj w poszukiwaniu perspektyw na normalne życie. To jest okrutna sytuacja, gdy we własnym kraju ludzie, nieraz solidnie wykształceni i zdolni, nie mogą znaleźć pracy czy otrzymać słusznej zapłaty. Pierwszym zadaniem parlamentu i rządu oraz dla całego społeczeństwa jest dążenie do tego, by młodzież nie musiała opuszczać kraju. Z jednej strony podziwiam odwagę i przedsiębiorczość tych, którzy wyjeżdżają, a z drugiej chcę tym ludziom powiedzieć: wyciągajcie wnioski z dramatów tych, którzy popełnili błędy, gdyż zadowolili się zarabianiem pieniędzy, ale zaniedbali własny rozwój, w tym rozwój duchowy i religijny. Poranili się niedojrzałymi związkami, popadli w uzależnienia i przestępczość. Na obczyźnie tym bardziej potrzebna jest więź z Bogiem. Im dalej jest ktoś od swoich bliskich, od przyjaciół, od Ojczyzny, tym bardziej ostoją ostateczną pozostaje Bóg i dlatego warto włączać się w polonijne parafie i szukać ludzi, z którymi można rosnąć w miłości i mądrości.

Chcę powiedzieć z wielka radością, że ogromnie cieszę się z tego, że w rekolekcjach, które prowadziłem w Londynie na Ealingu, uczestniczyło kilka tysięcy Polaków i że spotkania w kościele trwały nieraz wiele godzin. To świadczy o tym, że są młodzi, mądrzy ludzie, którzy wiedzą, iż sami sobie nie poradzą z trudami życia i z własną słabością. Zachęcam tych, którzy czytają ten wywiad, a nie są jeszcze włączeni w duszpasterstwo polonijne, żeby już od najbliższej niedzieli to uczynili.

Niedziela Bożego Miłosierdzia przypomina nam o ogromnej tajemnicy Boga kochającego nas tak bardzo, że ofiaruje nam swoje przebaczenie. Czym jest przebaczenie?

Najpierw chcę wyjaśnić, że Boże miłosierdzie nie ma nic wspólnego z naiwnością czy z tolerowaniem zła. Bóg kocha nas nieodwołalnie, ale my sami możemy postawić granice Jego miłosiernej miłości. Dopóki syn marnotrawny nie zastanawia się i nie wraca, ojciec z przypowieści Jezusa kocha, cierpi i czeka, ale nie idzie z pomocą do syna, bo ten nie potrafiłby z tej pomocy skorzystać. Nie można okazać miłosierdzia komuś, kto nie uznaje swoich grzechów i kto nie prosi o przebaczenie. Po drugie, warto sobie uświadomić, że wielu ludzi jest niemiłosiernych dla samych siebie. Przykładem ci, którzy okradają samych siebie ze szlachetności, świętości, wolności, a czasem nawet ze zdrowia i życia. Przebaczenie oznacza, że temu, kto mnie skrzywdził, wybaczam minione zło, ale tu i teraz nie pozwalam się już krzywdzić. Inaczej byłbym naiwny, a nie miłosierny. Z koeli pojednanie z samy sobą oznacza przebaczenie sobie tego, co było złe w przeszłości, ale pod warunkiem, że wyciągam wnioski z moich porażek i już do nich nie wracam.

I na koniec jeszcze jedno, osobiste pytanie. Sny są podobno wyrazem naszych marzeń. O czym Ksiądz śni?

Zwykle nie mam czasu na to, by wyspać się wystarczająco. Może dlatego nie mam czasu na sny. Mam natomiast czas na coś ważniejszego niż sny, a mianowicie na marzenia. Marzę przede wszystkim o tym, żeby być świętym, gdyż wtedy spełnię Boże marzenia. A ja bardzo lubię spełniać marzenia Tego, który mnie kocha nad życie. Dawniej marzyłem jedynie o tym, żeby być solidnym księdzem. Teraz moje marzenia urosły, a stało się to dzięki ludziom świeckim. Marzę o tym, żeby być księdzem, który pomaga sobie i innym wygrywać życie doczesne i wieczne mocą Bożej prawdy o nas i Bożej miłości do nas.

Oczywiście mam także bardziej prywatne marzenia, np. żeby pojechać rowerem sto kilometrów dziennie, żeby posłuchać pięknej muzyki, a przede wszystkim, żeby odwiedzać moich przyjaciół, gdyż to jest dla mnie największe święto: być wśród ludzi szczęśliwych i umacniać mocnych. Jezus przebywał codziennie godzinami z ludźmi poranionymi i bezradnymi, nad którymi się litował i których bronił, ale znajdował też czas dla mocnych: dla Jana, dla Piotra, dla bogatego młodzieńca, dla Łazarza i jego sióstr czy dla Magdaleną, a zatem dla tych, którzy byli szlachetni, którymi bardzo się wzruszał i cieszył, bo ich umacniał. Ja też cieszę się ogromnie moimi przyjaciółmi ziemskimi, a najbardziej Przyjacielem z nieba i marzę, żeby wypełniać Jego marzenia.

Oczywiście życzę Księdzu, a także sobie i wszystkim czytelnikom tego wywiadu — aby to najpiękniejsze marzenie się spełniło.

Dziękuję za rozmowę.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama