Świątynia trzeźwości

O duszpasterstwie osób uzależnionych od alkoholu prowadzonym przez kapucynów w Zakroczymiu

zakroczymskiego Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości jest przyjmowanie wszystkich, którzy zapukają do bramy. Na drzwiach wejściowych czarno na białym wypisane: „Nieważne, jak ani dlaczego się tu znalazłeś — ważne, że tutaj jesteś”.

Łagodny jak błogosławieństwo

Trzeźwościowa działalność kapucynów sięga 1842 r., gdy do Zakroczymia przybył o. Rajmund Smerdziński, gorący propagator bractw trzeźwości. Głównym źródłem utrzymania mieszkańców była wówczas produkcja i sprzedaż alkoholu dla stacjonujących w okolicach Modlina wojsk. Po wypędzeniu przez zaborców w 1892 r., kapucyni wrócili do Zakroczymia dopiero w przeddzień wybuchu II wojny światowej. Niestrudzonym propagatorem trzeźwości stał się odtąd Jan Sosnowski, a za murem kapucyńskiego klasztoru — o. Benignus, czyli „łagodny, cichy, niosący pokój — tłumaczy abp Kazimierz Majdański, współtowarzysz obozowej niewoli z Dachau — jak błogosławieństwo Pana Jezusa na Górze Błogosławieństw”. Ojciec Benignus 13 maja 1968 r. zorganizował w Zakroczymiu po raz pierwszy trzeźwościowe dni skupienia, a trzy lata później założył Duszpasterski Ośrodek Trzeźwości, którym kierował do 1985 r.

Nieformalne centrum

Według o. Krzysztofa przyzwyczailiśmy się do tego, że w Polsce mamy plagę pijaństwa. Ale na stwierdzeniu faktu się kończy. Przestaje nas to obchodzić, zwykle do czasu, gdy mąż, żona lub dziecko zaczynają zbyt często zaglądać do kieliszka.

— Gdy mówię, że jestem duszpasterzem trzeźwości, najczęściej ludzie odwracają się, mówiąc, że nie są alkoholikami, a moja działalność ich nie dotyczy. To w Polsce powszechny błąd: ludzie myślą, że duszpasterstwo trzeźwości jest dla pijaków. Dlatego potrzebny jest Zakroczym. To nieformalne centrum duszpasterstwa trzeźwości, jedyny taki ośrodek w Polsce — mówi ks. Zbigniew Kaniecki, sekretarz zespołu zajmującego się tym problemem przy Episkopacie Polski.

Spotkań anonimowych alkoholików według zakroczymskiego wzoru w Polsce jest wiele: Rybnik Chwałowice, Krzeszów, Kałków, Dobre Miasto, Krynica Morska, Sulejówek, Leśna Podlaska, Szczecin. Ale tylko Zakroczym prowadzi działalność systematyczną, przez cały rok: ma terminarz spotkań, program, opracowane materiały. To również jedyne miejsce, gdzie stale są ludzie gotowi nieść duszpasterską posługę: ojców można spotkać na zakroczymskich korytarzach, w stołówce, w kaplicy.

Konfesjonał

jest jednym z ważniejszych miejsc „dochodzenia do siebie” w zakroczymskim ośrodku. Ojciec Krzysztof mówi: „spowiedzio-rozmowa”. Najpierw jest kartka na drzwiach ojca, na której można wpisać imię. Gdy przyjdzie kolej, kapucyn zaprasza do pokoju: zwyczajnego — ze stołem, trzema fotelami, czajnikiem i obrazem Matki Bożej na ścianie. Spowiedź alkoholika jest często oblewana łzami, bardzo szczera, czasem — jak mówi o. Krzysztof — aż do bólu. Zdarza się, że w drugim dniu rekolekcji ktoś przystępuje do sakramentu po piętnastu latach.

— Pamiętam spowiedź u o. Benignusa. Trwała co najmniej godzinę. Spłakałem się, ale myślałem, że od tej pory skończą się moje problemy. On natomiast mnie wysłuchał i powiedział tylko: „Jesteś na dobrej drodze” — wspomina Mietek, od siedmiu lat trzeźwiejący alkoholik.

Alkoholizm jest chorobą najbardziej „demokratyczną”. Dotyka wszystkich stanów, zawodów, ludzi różnych statusów społecznych.

— Nieraz przed budynkiem ośrodka można było oglądać samochody najnowszych marek. Przyjeżdżają prywatni przedsiębiorcy, lekarze, prawnicy... — mówi ojciec dyrektor.

Dla mnie to cud

Mietek trafił do Zakroczymia niecałe osiem lat temu, ale to, co tu zobaczył, jak mówi, przerosło go. 70 osób z całej Polski z problemem alkoholowym, ale żyjących „normalnie” — radosnych, życzliwych. Nie potrafił zachowywać się jak oni, więc na drugi dzień wyjechał. Wkrótce dostrzegł jednak, że nie ma alternatywy — albo będzie na przemian trzeźwiał i zapijał, albo starał się żyć z tym problemem, szukając oparcia w przyjaciołach, którzy wiedzą, jak zachować trzeźwość na lata.

Gdy przestał pić, po dwóch miesiącach odeszła od niego żona. Wzięli rozwód. Mietek coraz częściej zaglądał do Zakroczymia, tu znajdował ludzi, którzy funkcjonowali w sposób, który mu imponował. W ośrodku nikt go nie gonił, nikt mu nic nie kazał, więc po okresie zamknięcia w sobie zaczął naśladować sposób działania innych trzeźwiejących alkoholików. Nigdy wcześniej w życiu Mietka nie było takich miesięcy jak te.

Formalnie nigdy nie odszedł od Kościoła. Bardzo dbał, żeby punktualnie przychodzić na Mszę św. Wychodził jednak z kościoła i potrafił przez dwa dni nie rozmawiać z żoną. Po jej odejściu okazało się, że musi nauczyć się wielu codziennych czynności: prania, sprzątania, gotowania, robienia zakupów. Albo wrócić do kieliszka i tak skończyć. Ocknął się i w ciągu roku podjął terapię, znalazł pierwszą po kilkunastu latach stałą pracę. Dokończył też przerwane przed siedmiu laty studia. Pomagał innym, mówiąc o tym, co widział na mityngach w Zakroczymiu. Nie przybywało mu jednak radości. Po dwóch latach przyszedł okres zapicia — kilkanaście godzin stanu, jakiego nigdy nie doświadczył.

— Od tamtej pory uczestniczę w każdym dniu skupienia w Zakroczymiu. Od dwóch lat przyjeżdżam co sobotę na otwarty mityng i na Mszę św. Według niego każdy alkoholik, który przestaje pić, jest chodzącym cudem, zrozumiałym jedynie z perspektywy Bożej.

Nie można tylko współczuć

W wakacje ośrodek prowadzi dwustopniowe rekolekcje dla alumnów seminariów diecezjalnych i zakonnych. Odbywają się tu również spotkania Zespołu Apostolstwa Trzeźwości przy Konferencji Episkopatu Polski. Ale wielu księży do problemu trzeźwości przywiązuje niewielką wagę. Kilkanaście lat temu w każdym polskim seminarium istniało koło abstynentów. Dziś zaledwie w kilku. W letnich kursorekolekcjach uczestniczy zaledwie kilkudziesięciu alumnów z całej Polski, a do końca wytrwa zaledwie 50 proc. W połowie lat osiemdziesiątych do Zakroczymia przyjeżdżały z seminariów całe roczniki.

— Potem, w konfesjonale stać ich najczęściej jedynie na to, żeby żonom alkoholika współczuć, mówić o tym, że każdy w życiu nosi jakiś krzyż — mówi o. Krzysztof. — A nie ma w Polsce parafii, gdzie problem alkoholizmu nie występuje.

O pierwszej w nocy w kaplicy

Od początku działalności ośrodek prowadził kursorekolekcje oraz spotkania dla osób z problemem alkoholowym i osób pracujących w duszpasterstwie trzeźwości. Od połowy lat osiemdziesiątych coraz częściej do Zakroczymia przyjeżdżali anonimowi alkoholicy. Pierwsza była grupa „Ster” z Poznania. Teraz spotkań AA jest w ciągu roku kilkanaście. Później zaczęły przyjeżdżać także rodziny uzależnionych, tworzące grupy Al-Anon, tzw. osób współuzależnionych. Od 1994 r. kapucyni z Zakroczymia prowadzą także rekolekcje dla trzeźwiejących alkoholików. W tym roku po raz pierwszy zorganizowano spotkania także dla dzieci alkoholików, tzw. Al-Ateen.

— Mieliśmy obawy, czy proponując młodzieży wyjazd do Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości przy kapucyńskim klasztorze znajdziemy chętnych, ale zgłosiło się trzy razy więcej osób niż można tu przyjąć — mówi Jadwiga, jedna z organizatorek, trzeźwiejąca alkoholiczka.

— Chcemy im pomóc dostrzegać dobre wartości w sobie, ponieważ zwykle młodzież z domów alkoholików ma niską samoocenę i nie wierzy w swoje możliwości. Dobrze, że mogli się na kilka dni z tych domów wyrwać — to pozwoli im docenić, że w ogóle te domy mają. Szukają tu normalności. Wielu z nich nosi w sobie głębokie pragnienie Boga, co można poznać choćby w liczbie spowiedzi, uczestnictwie we Mszach św., osobistych rozmowach z kapucynami. Zdarza się, że o pierwszej w nocy zaglądamy do kaplicy, a tam jeszcze klęczą nasi podopieczni — mówi Danka, opiekunka grupy.

Worki o. Benignusa

— Każdego roku przez Zakroczym przewija się około dwóch tysięcy osób, głównie anonimowych alkoholików, którzy oczekują duchowego wsparcia: chcą się spowiadać, uczestniczyć we Mszy św. Zakroczym nie służy lecznictwu ani nawet terapii. Powstał wyłącznie z myślą o profilaktyce — akcentuje o. Krzysztof.

— Dzieło o. Benignusa, po jego odejściu w 1997 r., jest kontynuowane. On sam słuchał spowiedzi, brał na swoje barki wielkie worki pełne ciężkich kamieni naszych grzechów, a nam mówił: „Synu, córko, idź i nie grzesz więcej” — opowiada Józef Jan, trzeźwiejący alkoholik. — Będziemy tu wracać jak do domu. Do takiej polskiej świątyni trzeźwości.

I wracają. Od wielu lat, dziesiątkami i setkami.

opr. mg/mg
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama