Książka-rozmowa z ks. Janem Twardowskim. Fragment cz. 4 ("Niewierzący też wierzą")
wierzących niewierzących wszystkich nas połączy ból niezasłużony co zbliża do prawdy (Pan Jezus niewierzących)
Z niewierzącymi nie jest tak prosto. Wydaje się, że nawet ci, co mówią, że są niewierzący, także na swój sposób wierzą. W głębi duszy człowiek ma poczucie tajemnicy.
Czy istnieją ludzie niewierzący?
Myślę, że tak naprawdę nie ma ludzi niewierzących. Są jedynie tacy, którzy wierzą w inny sposób. Ale w coś wierzą. Przecież każdy spotyka się z cierpieniem, ze śmiercią. Musi więc stawiać pytania: jaki jest tego sens? Co dalej? Nawet jeśli unika tych pytań, odpowiedź sama mu się nasuwa: musi być coś więcej i Ktoś większy.
Wydaje mi się, że nawet ci, którzy mówią, że są niewierzący, także na swój sposób wierzą. Z niewierzącymi nie jest więc tak prosto.
Kiedy w czasach stalinowskich zostałem księdzem, byłem bardzo zdziwiony, gdy zobaczyłem ludzi deklarujących się publicznie jako ateiści, choć w głębi duszy tacy nie byli. Przyznawali się do tego w konfesjonale. Było to jedno z moich pierwszych wielkich zdziwień w życiu.
Dlaczego jednak ludziom tak trudno uwierzyć naprawdę?
Czy ja wiem? Może przeszkadzają im życiowe kłopoty, niepowodzenia, nieudane romanse, trudności?
Skutkiem grzechu pierworodnego jest, że człowiek rodzi się z osłabioną wrażliwością na świat ducha. Nieraz wielcy profesorowie są analfabetami w życiu duchowym. Chodzi o to, by człowiek zobaczył, że przede wszystkim ważne jest to, co duchowe.
Bóg ma swoje sposoby, by zbliżać ludzi do siebie, sam człowieka prowadzi, sprawia, że może on w Niego uwierzyć, spotkać się z Jego łaską. I tak wiara nieraz przychodzi w cierpieniu, w chorobie, w obliczu śmierci.
A czy nie jest tak, że ludzie, którzy mówią o sobie, że są niewierzący, mają zafałszowany obraz Boga?
Tak, myślę, że w wielu przypadkach tak jest.
Ludzie nie wierzą w Boga, gdy mają przed oczyma Jego karykatury. Gdyby tylko im Boga prawdziwego odsłonić, uwierzyliby.
Należy jednak dodać, że w głębi duszy każdy człowiek ma poczucie tajemnicy. Może „urzędowo” nie wierzyć, ale ma świadomość, że istnieje coś większego od niego samego.
Tak naprawdę nie wiadomo, kto jest wierzący, a kto niewierzący. Trzeba by wejść w czyjeś serce, by się o tym przekonać. Jaka jest bowiem nasza wiara i czy naprawdę wierzymy — wie tylko Bóg.
Może właśnie ci, którym życie się nie udało, poplątało i znaleźli się poza Kościołem, są nieraz bliżej Boga? Może spotkali się z Jego łaską?
Nie powinniśmy unikać ludzi niewierzących lub uważanych przez nas za złych, albo takich, którzy tak sobie życie skomplikowali, że nie mogą otrzymać rozgrzeszenia. Naszym powołaniem jest prowadzić niewierzących do Boga. Możemy także składać za nich ofiarę, na przykład pomodlić się w ich intencji albo ofiarować swoje cierpienie.
Wiara jest dla wszystkich. A że nie wszyscy ją rozumieją? Pan Jezus także mówił do ludzi, którzy Go nie rozumieli. Nie pojmowali Jego nauki, sensu słów, które do nich wypowiadał. Tak jak w przypowieści o bogaczu i Łazarzu (zob. Łk 16,19-30). Jakże trudno było przekonać tego, kto wiele posiadał na ziemi, że najważniejsze są wartości duchowe, że „błogosławieni ubodzy”. Myślę, że podobnie jest dzisiaj, gdy tak dużą rolę odgrywa marketing i liczy się głównie zysk. W jaki sposób przekonać, że najlepiej starać się o skarby duchowe?
A co sądzić o ludziach, którzy mówią o sobie: wierzący niepraktykujący?
Myślę, że zawsze tacy ludzie istnieli. Praktyki religijne wymagają czasu, systematyczności w przychodzeniu do Kościoła, modlitwa wymaga pewnej pracy nad sobą. Bez tego jednak, jak może przetrwać prawdziwa wiara?
Czy ludzie niepraktykujący mogą powiedzieć o sobie, że są wierzący?
Jeżeli mają autentyczny kontakt z Panem Bogiem, myślę, że w pewien sposób tak. Nie znaczy to jednak, że należy ich usprawiedliwiać. Praktyki są potrzebne w każdej dziedzinie życia. Niezbędna jest praca nad sobą w sporcie, w tańcu, w muzyce. Trzeba poświęcić na to czas, dołożyć wysiłku. Podobnie jest z praktykami religijnymi.
Sądzi Ksiądz, że można żyć bez wiary?
Człowiek bez wiary byłby bardzo nieszczęśliwy. Dlatego zawsze stara się w coś wierzyć. Pojawiają się więc różne rodzaje wiary w jego życiu: w pieniądze, w karierę, w siebie samego. Ale przecież kariera się rozsypuje, sam człowiek starzeje się. Gdy zobaczy, że tak naprawdę jest niczym, że życie kończy się chorobą i śmiercią, przestaje wierzyć w siebie samego.
Wszystkie wiary, poza Bogiem, istnieją tylko do pewnego czasu. Wiara w Boga natomiast, jako jedyna, może pozostać z tych wszystkich wiar na zawsze.
Myślę, że zupełnie bez wiary nie można żyć.
Wiara zakłada konieczność oczyszczania się, a więc nawrócenia, wyznania grzechów, spowiedzi. Czy ludzie boją się spowiedzi?
Spowiadanie się może nieraz być trudne. Klęczenie w konfesjonale bywa uciążliwe. Wypowiedzenie win jest jednak bardzo ważne, pomocne. Istnieje w człowieku taka potrzeba. Na przykład ludzie potrzebują się komuś zwierzyć, rozwija się psychoanaliza. Oparte jest to właśnie na wewnętrznej potrzebie wypowiedzenia swoich doznań, myśli, uczuć.
Ludzi dręczą nieraz straszliwe wyrzuty sumienia. Gnębi ich to, że nie przyszli komuś z pomocą. Że nie zdążyli się pojednać z kimś bliskim. Tęsknią za tymi, którzy odeszli, przeżywają tragedię, gdy kogoś skrzywdzili.
Ktoś, kto żyje z nie odpuszczonymi grzechami, obciążony jest własna winą. To jest bardzo męczące, często wyczerpuje.
W czym tkwi istota spowiedzi?
W tym, że Bóg przebacza winy, a człowiek postanawia, że zaczyna żyć od nowa, że się poprawi i będzie lepszy. Potrzebna jest do tego praca nad sobą, nad własnym charakterem. Ważne jest, by człowiek oderwał się od pewnego sposobu życia i zaczął wszystko od nowa. Podobnie jest z dobrze zrobionym rachunkiem sumienia: „Czy nie przekrzykiwałem Ciebie / Czy nie przychodziłem stale wczorajszy / (...) czy nie kradłem Twojego czasu / czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia”.
Czy rzeczywiście Bóg zawsze przebacza? Człowiek czasem nie otrzymuje przecież rozgrzeszenia.
Tylko wtedy nie otrzymuje rozgrzeszenia, gdy nie żałuje za swoje grzechy albo gdy był zmuszony do spowiedzi.
Gdy ktoś nie chce się poprawić — jaki sens ma rozgrzeszenie? To jest logiczne. Zresztą gdyby ktoś w takiej sytuacji otrzymał rozgrzeszenie, nawet sam nie byłby z tego zadowolony, nie miałby duchowej satysfakcji.
Myślę, że zawsze po dobrze odbytej spowiedzi człowiek czuje się trochę lepiej, bo staje się lepszy.
Napisał Ksiądz w jednym z wierszy: „To co nielogiczne prowadzi do wiary”. Czy Bóg jest nielogiczny?
Bóg jest ponad naszą logiką.
Gdyby człowiek pojął Boga, Bóg nie byłby Bogiem, lecz wymysłem ludzkiego rozumu. Jakbym Boga ogarnął w swojej głowie, byłby Bogiem na miarę mojego rozumu. Boga się nie udowadnia, Boga się poznaje.
Przykładem tego jest tajemnica Trójcy Świętej, która przekracza naszą zdolność pojmowania. W ten sposób mówi o Trójcy także Pan Jezus w Ewangelii. Mówi o Bogu Ojcu, mówi o sobie jako o Synu i o Duchu Świętym. Mówi w sposób niedopowiedziany, niepełny, jakby na naszą miarę.
Dlaczego w taki właśnie sposób?
Dlatego, że ta tajemnica przekracza nasze pojęcia. Taki jest Bóg chrześcijański. Bóg poza tradycją biblijną bowiem jest Bogiem, którego po ludzku można sobie wymyślić. I którego można zrozumieć.
Tymczasem Bóg, o jakim mówi Pan Jezus, jest przedstawiony tylko przez samego Jezusa. Nikt spośród ludzi takiego Boga sobie nie wymyślił i — co więcej — nie umiałby sobie wymyślić.
I właśnie w tym tkwi różnica między chrześcijaństwem a innymi religiami?
Niektórzy uważają, że wszystkie religie są jednakowe. Tymczasem wcale tak nie jest.
Religia chrześcijańska posługuje się zupełnie odrębnym pojęciem Boga. Można tylko zgłębiać jej tajemnicze przekazy, usiłować uświadomić sobie, że Bóg jest wzajemną miłością. Nie pojmiemy jednak tego do końca. Jest to trudne do zrozumienia, ale nie znaczy, że nieprawdziwe, nierealne. Bo przecież im cud jest bardziej trudny do pojęcia, tym bardziej prawdziwy. Można również powiedzieć, że im tajemnica większa, tym bardziej prawdziwa.
My chcielibyśmy mieć Boga wyobrażonego przez ludzi. Tymczasem w chrześcijaństwie, jak już mówiłem, spotykamy się z Bogiem, o którym mówił tylko Pan Jezus. Obcujemy z Bogiem, o którym mówi sam Bóg.
Niezwykłe jest również to, że nasz Bóg stał się człowiekiem, a więc kimś, kto dotknął wszystkich ludzkich spraw. Chrześcijanin nie może powiedzieć: „Siedzisz sobie, Panie Boże, beztrosko w niebie i nic nie rozumiesz, a ja tu cierpię na ziemi”. On to wszystko rozumie, gdyż przeżył wszystkie ludzkie cierpienia, przeżył nawet wzgardę i śmierć. Tylko Bóg chrześcijański był samotny. Nie ma takiego drugiego Boga. Ale tego Boga można przyjąć tylko wiarą. Dlatego prawdziwa wiara jest człowiekowi niezbędna.
opr. mg/mg