Zamiast zorientowanych w historii i kulturze obywateli, szkoły średnie będą wypuszczać sprofilowanych zbyt wcześnie absolwentów
Zamiast zorientowanych w historii i kulturze obywateli, szkoły średnie będą wypuszczać sprofilowanych zbyt wcześnie absolwentów.
Z faktu, że 6-letni Jaś marzy o zawodzie strażaka, policjanta czy lekarza, nie wynika jeszcze, że 16-letni Janek to już na pewno wie, kim chce w życiu zostać. A nawet jeśli jest na tyle dojrzały i pewny swojej drogi, nie ma żadnych powodów, by tak wcześnie kończyć jego edukację w zakresie przedmiotów niezbędnych do świadomego funkcjonowania w społeczeństwie. Nawet jeśli nie będą one bezpośrednio „przydatne” w wybranej przez niego profesji.
Z innego założenia wychodzą najwidoczniej autorzy nowej podstawy programowej dla szkół ponadgimnazjalnych. Zakłada ona m.in. zakończenie pełnej nauki historii po pierwszej klasie szkoły średniej przez uczniów, którzy wybierają ścieżkę przyrodniczo-matematyczną. Tylko „humaniści” mają rozszerzoną historię do końca. „Przyrodnikom” pozostaje dość luźny przedmiot zatytułowany „Historia i społeczeństwo. Dziedzictwo epok”, w którym nauczyciel i sami uczniowie oraz rodzice mogą decydować o wyborze bloków tematycznych. Tylko niby dlaczego „ścisłowcy” mają być słabo zorientowani w historii, podczas gdy „humaniści” muszą zdawać obowiązkowo maturę z matematyki?
Presja egzaminu
W oficjalnym komentarzu eksperckim, przygotowanym dla Ministerstwa Edukacji Narodowej, czytamy m.in., że „Historia i społeczeństwo. Dziedzictwo epok” jest „przedmiotem uzupełniającym”. Z jednej strony — piszą eksperci MEN — zaliczenie go jest warunkiem niezbędnym do uzyskania promocji do następnej klasy, z drugiej jednak strony — „uzupełniający charakter przedmiotu pozwala szczęśliwie uwolnić go od obecnej niekiedy w szkole presji »uczenia pod egzamin«”. Daję głowę, że wielu „humanistów” marzyłoby o „szczęśliwym uwolnieniu” spod presji uczenia się pod egzamin matematyki. A przecież taki będą zdawać choćby na maturze. Niestety, ten wątpliwy przywilej obejmuje tylko „ścisłowców” w zakresie historii. Przywilej wątpliwy, bo szkodliwy tak naprawdę dla samych uczniów. Po pierwsze niejeden z nich po maturze zdecyduje się jednak na studia humanistyczne. Po drugie, nawet idąc konsekwentnie ścieżką przyrodniczą i wybierając studia medyczne lub politechnikę, horyzonty przyszłego lekarza czy inżyniera nie mogą ograniczać się tylko do budowy trzustki i dobrego rysunku technicznego. A celem szkoły średniej nie jest produkcja jednowymiarowych specjalistów.
Dojrzali i dojrzalsi
W praktyce wygląda to tak: historia w III klasie gimnazjum kończy się na I wojnie światowej. Natomiast pierwsza klasa szkoły średniej nie zaczyna się — jak dotąd — od ponownego, dokładniejszego przejścia przez wszystkie epoki. Zamiast tego, przez całą I klasę uczniowie zgłębiają wyłącznie dzieje XX wieku, począwszy od 1918 roku. Autorzy podstawy programowej uważają, że w ten sposób po raz pierwszy pojawia się szansa na dokładne omówienie niezwykle skomplikowanych zagadnień minionego stulecia. Ich zdaniem, zostawianie XX wieku na sam koniec szkoły zbyt często sprowadzało się do powierzchownego jego potraktowania ze względu na przygotowania do matury. „Podstawa programowa — piszą eksperci MEN — przesuwa treści związane z XX stuleciem z gimnazjum do wyższej — dojrzalszej wiekowo grupy”. Problem tylko w tym, że ta „dojrzalsza” grupa jest o dwa lata młodsza od tej, która do tej pory zapoznawała się z historią XX wieku.
Tak naprawdę więc „ulżenie” nie dość dojrzałym gimnazjalistom i przerzucenie „ciężaru” na I klasę liceum jest zabiegiem dość bałamutnym. Po pierwsze nie daje szansy dojrzalszym wiekowo uczniom poznania niewątpliwie trudnych zagadnień na odpowiednim poziomie. Po drugie pozbawia uczniów powtórzenia na wyższym poziomie — jak to było dotąd — wszystkich epok historycznych. Inaczej przecież historię Piastów czy wojen krzyżackich rozumieją 12-latkowie, inaczej ich cztery lata starsi koledzy.
Wszystko przez gimnazjum?
Tak naprawdę kombinacje z podstawą programową obijają się o problem bardziej podstawowy: nieszczęsny podział edukacji na podstawówkę i gimnazjum. W takim układzie nie wiadomo do końca, kiedy zacząć i skończyć dany blok tematyczny lub cały przedmiot. Ale jeśli już musimy poruszać się w systemie klasowym 6 + 3, to nie kosztem minimalnego wykształcenia ogólnego. Jeśli na etapie gimnazjum kończy się historia do XIX wieku, a wiek XX (owszem, dokładnie przerobiony) młodzież „przyrodnicza” poznaje tylko w wieku 16 lat, to w jakim kierunku idzie dalsza edukacja?
„Ścisłowcom” pozostają bloki tematyczne, np.: „Kobieta i mężczyzna, rodzina”, „Swojskość i obcość”, „Ojczysty Panteon i ojczyste spory” albo „Dziedzictwo średniowiecza” czy „Dziedzictwo XX wieku”. Jest też „Gospodarka”, „Rządzący i rządzeni” i inne. Nauczyciel ma do wyboru dwie możliwości: albo minimum dwa wątki tematyczne i dwa wątki epokowe, albo — przynajmniej cztery wątki tematyczne. Oczywiście takie bloki pozwalają na przeprowadzenie ciekawych i rozwijających zajęć. Autorzy twierdzą, że taka swoboda wyboru treści przez ucznia i nauczyciela „stwarza możliwość rozwijania zainteresowań i pasji uczniów i nauczycieli, lepszego wykorzystania bazy dydaktycznej szkoły i osobowych zasobów nauczycieli oraz uwzględnienia specyfiki danej szkoły, a także pełnego wykorzystania jej możliwości wynikających z istniejącej tradycji, współpracy z innymi placówkami, także naukowymi, lokalizacji itp.”. Jednak wybór wątków i „uzupełniający” charakter powinny być domeną kółek zainteresowań i korepetycji w domu, a nie przedmiotu niezbędnego do pełnego wykształcenia ogólnego.
Szkoła to nie świetlica
Znajomi koledzy „ścisłowcy” podpowiadają, że rozumieją, dlaczego historia może być przedmiotem bardziej luźnym niż matematyka: jeśli ktoś zechce, może sobie studiować historię poza szkołą i jakoś podoła, ale matematyki sam się nie nauczy. Tylko to zupełnie fałszywy trop: tak samo można by powiedzieć, że „jak ktoś chce”, to może sobie czytać lektury szkolne, po co więc wymagać od niego znajomości literatury w klasie maturalnej. Prawda jest jednak taka, że z własnej woli niewielu młodych ludzi byłoby w stanie przyswoić sobie pewne podstawowe wiadomości z jakichkolwiek przedmiotów (może poza językami obcymi). A „studiując” samodzielnie np. historię, jeden wybierze sobie Piastów, inny Piłsudskiego. Tymczasem szkoła średnia to nie świetlica, gdzie o zaangażowaniu decyduje „dobra wola” uczestnika. Zadaniem szkoły jest dostarczenie podstawowych (na poziomie odpowiednim do wieku) narzędzi pozwalających na sprawne poruszanie się w rzeczywistości społecznej.
opr. mg/mg