Brońmy szkół niepaństwowych - dlaczego SLD planuje obciąć dotacje dla szkolnictwa niepublicznego
Wiele wskazuje na to, że SLD wybiera się na kolejną wojnę. Po emerytach, mediach i lekarzach przyszła pora na szkoły prowadzone przez stowarzyszenia rodziców i zgromadzenia zakonne.
Franciszek Potulski, przewodniczący sejmowej komisji edukacji, zapowiada obniżenie o połowę dotacji dla tych placówek.
— To posunięcie czysto ideologiczne. Nie przyniesie państwu żadnych oszczędności, za to może doprowadzić do upadłości wiele szkół, których budżety są dziś napięte jak cięciwa — mówi Wojciech Starzyński, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego, prowadzącego największą w Polsce liczbę placówek niepublicznych.
Każdy z nas płaci podatki, każdy ma więc takie samo prawo do dotacji z budżetu państwa, obojętnie gdzie uczy się jego dziecko. To, wydawałoby się oczywiste, stwierdzenie w III Rzeczpospolitej nie mogło przełożyć się na obowiązujące prawo. Choć pierwsze szkoły społeczne udało się (w sądzie!) wywalczyć jeszcze w 1988 roku, pełne równouprawnienie wszystkich placówek oświatowych w dostępie do środków publicznych stało się faktem dopiero od 2001 roku. I to niejako wbrew woli rządu Jerzego Buzka, bo zapis o stuprocentowej dotacji na każdego ucznia Sejm wprowadził na wniosek posła Stanisława Kracika (UW). Wcześniej szkołom niepaństwowym wypłacano tylko 50 proc. Powodem takiej blokady był bardzo silnie lansowany przez postkomunistów przesąd, że szkoły niepaństwowe zawsze sobie poradzą, bo to szkoły „dla bogaczy”. Na nic zdawały się tłumaczenia o równości obywateli wobec prawa, na nic statystyki, które pokazywały, że do szkół zakonnych i społecznych bardzo często posyłają dzieci rodzice mniej niż średniozamożni. Ideologicznym argumentom nie oparły się nawet kolejne rządy solidarnościowe. A o tym, jak mało ideologia miała wspólnego z rzeczywistością, można się było przekonać w ubiegłym roku. To właśnie dzięki zrównaniu wszystkich podmiotów wobec prawa możliwe było uratowanie na polskiej wsi prawie 200 szkół, przejętych od gmin przez stowarzyszenia zakładane przez rodziców. Bez stuprocentowej dotacji nie udałoby się ich utrzymać, bo kogo na wsi stać dziś na czesne?
Wydawało się, że ta obywatelska wiosna w oświacie przekonała ostatecznie wszystkich, że czas walki klasowej minął, a każda ogólnodostępna szkoła realizująca program zatwierdzony przez ministerstwo edukacji ma takie samo prawo do publicznych dotacji. Finansowe równouprawnienie pozwoliło przecież rozwinąć się także wielu ogromnie popularnym szkołom prowadzonym przez zgromadzenia zakonne.
Tymczasem zaraz po wyborach posłowie lewicy powrócili do swoich populistycznych haseł. Poseł Franciszek Potulski powiedział dziennikarzom, że jego zdaniem, subwencję dla placówek niepublicznych należy ponownie obniżyć, wyjątek czyniąc jedynie dla dzieci specjalnej troski. W ten sposób poseł Potulski określił, czym (czy raczej kim) mogą zajmować się szkoły inne niż państwowe. Dla potwierdzenia takiej wizji oświaty niepublicznej zaproponował, by szkołom zakonnym opiekującym się dziećmi z zespołem Downa dać nawet podwójną dotację.
Rząd nie zajmował w tej sprawie stanowiska, aż do opublikowania (w marcu) raportu NIK o działalności szkół niepublicznych. Ponieważ okazało się, że mimo otrzymania stuprocentowej dotacji większość szkół nie obniżyła czesnego, minister Krystyna Łybacka zapowiedziała publicznie „rychłe zajęcie się tą sprawą”. Jak ujawnił Wojciech Starzyński, w gabinecie politycznym pani minister rozpoczęto wtedy pracę nad przywróceniem 50-procentowej dotacji.
Cała sytuacja była absurdalna, bo raport NIK — tak naprawdę — okazał się zdecydowanie niekorzystny, ale... dla organów władzy publicznej, które notorycznie łamały prawo, albo utrudniając proces nadawania nowym placówkom stosownych uprawnień, albo nie płacąc na czas należnych szkołom kwot. W przypadku co dziesiątej placówki oznaczało to utratę płynności finansowej. — Szkoły, które w pełni zaufały przepisom i kalkulując spodziewane przychody oraz realne wydatki, zdecydowały się na obniżenie czesnego, w większości przypadków już nie istnieją — wyjaśnia prezes Starzyński.
Raportem NIK posłużono się zatem w sposób nierzetelny, co spotkało się z ostrą krytyką opozycji i mediów. By ratować sytuację, wiceminister Włodzimierz Paszyński przypomniał bardzo wysokie oceny, jakie uzyskały szkoły niepubliczne w trakcie zewnętrznych prób egzaminacyjnych, i zapewnił, że MENiS nie planuje żadnych zmian w naliczaniu pieniędzy dla tych placówek. Wydawało się więc, że temat można uznać za zamknięty. Tymczasem na posiedzeniu sejmowej komisji edukacji poseł Potulski ponownie ogłosił, że parlamentarzyści SLD nie zrezygnują ze swoich planów obniżenia dotacji dla szkół niepublicznych. A jako argument za takim stanowiskiem podał... raport NIK.
Jaki zatem los czeka szkoły niepaństwowe? Zdaniem Wojciecha Starzyńskiego, i ministerstwo, i posłowie SLD dotrzymają słowa. Rząd raczej nie wniesie własnego projektu obniżenia dotacji, nie ma bowiem ku temu ani merytorycznych, ani tym bardziej społecznych przesłanek. Przeciwnie, obowiązujący właśnie mechanizm pozwala ratować zamykane (a potrzebne) wiejskie szkoły i daje nadzieję, że coraz więcej rodziców, bez względu na stan majątkowy, będzie miało szansę wyboru takiej placówki, która spełni ich wychowawcze wymagania.
Ale czego nie zrobi rząd, zrobi zapewne — kierując się czysto politycznymi pobudkami — grupa posłów lewicy. Franciszek Potulski nie ukrywa, że będzie chciał w tej sprawie zastosować podobny manewr, jaki w poprzedniej kadencji wykonał poseł Stanisław Kracik. Wtedy manewr się powiódł, bo „poprawka Kracika” zyskała poparcie niezbędnej większości parlamentarzystów i cichą akceptację rządu. Czy teraz historia się powtórzy, tyle że zawracając swoje koło?
Wiele zależy od reakcji opinii publicznej. Szkół niepaństwowych jest w Polsce wciąż bardzo mało, właśnie ze względu na ich wieloletnią dyskryminację, także finansową. Wystarczył rok równouprawnienia, by liczba takich placówek się podwoiła, a szkoły społeczne pojawiły się na wsi. Jeśli nie uda się przekonać posłów lewicy, że minął już czas walki klasowej w oświacie, proces ten może zostać zahamowany.
opr. mg/mg