Odpowiedź na pytanie o sens czystości przedmałżeńskiej
Z zainteresowaniem przeczytałam artykuł na temat czystości przedmałżeńskiej „Skoczek i ugryzione jabłka” (GN 6/2001) i postanowiłam zabrać głos w tej sprawie. Uważam się za osobę religijną, jestem praktykującą katoliczką i jako młoda dziewczyna postanowiłam zachować dziewictwo do ślubu. Tak zresztą zostałam wychowana. Wpajano mi, że czystość przedmałżeńska ma ogromną wartość oraz gwarantuje zgodne i szczęśliwe życie w małżeństwie. Wierzyłam w to — jak się okazało — z fatalnym skutkiem! Mam 34 lata, zachowałam dziewictwo aż dotąd, bo nie wyszłam za mąż. Spotykałam się z chłopcami (wszyscy byli wierzącymi i praktykującymi katolikami), ale przestawali się mną interesować, gdy dowiadywali się, że chcę zachować dziewictwo do ślubu.
Moje koleżanki, które nie miały tak surowych zasad moralnych (większość brała ślub będąc w ciąży), teraz są szczęśliwymi żonami i matkami. Okazało się nieprawdą, że seks przedmałżeński (biorę tu pod uwagę współżycie tylko z przyszłym mężem) ma negatywny wpływ na małżeńską harmonię. Zostałam sama i cierpię z powodu niezrealizowanego powołania do małżeństwa. Czuję się oszukana i mam żal do wszystkich (włącznie z rodzicami), którzy wpajali mi, że dziewictwo jest tak wielką wartością.
Przeżywam też upokorzenia, gdy mam jakieś problemy zdrowotne i muszę iść do ginekologa, bo lekarze patrzą na mnie z osłupieniem, jak na największego dziwaka. Tak dużo pisze się o młodzieży, o jej problemach z zachowaniem czystości... Może mój list zwróci uwagę na nigdy nie poruszany problem ludzi dorosłych, którzy żyją w celibacie. Dlaczego zawsze w katolickich czasopismach namawia się młodzież do zachowania czystości przedmałżeńskiej, a nikt nie zastanawia się, co się dzieje, gdy ktoś w ogóle się nie ożeni lub nie wyjdzie za mąż.
Prawdopodobnie nie wydrukujecie mojego listu, bo uznacie go za demoralizujący, ale jest on szczery i prawdziwy.
Maria
Z pewnością ten list nie jest demoralizujący. Porusza problemy, z którymi zmaga się mnóstwo ludzi. Wielokrotnie zdarzyło mi się, gdy podczas spowiedzi pytałem dziewczynę, dlaczego przed ślubem podjęła współżycie, usłyszeć: „Bo nie chcę go stracić”. To bolesna prawda. Jak się okazuje, wielu ludziom (nie tylko nastolatkom) bliski jest pogląd zawarty w jednej z piosenek zespołu „Brathanki”: „Nie w tym rzecz, by nie dać, rzecz, by wiedzieć komu”. Powszechne jest również przekonanie, że mężczyzna zawsze domaga się od kobiety podjęcia współżycia płciowego przed ślubem. Jest ono błędne i krzywdzi niejednego chłopaka.
Podobnie błędne jest przekonanie pani Marii, iż nie wyszła za mąż tylko dlatego, że postanowiła zachować dziewictwo aż do ślubu. Nie jest wcale powiedziane, że jeśliby podjęła współżycie, zostałaby szczęśliwą żoną i matką.
List pani Marii dotyka niezwykle istotnego zagadnienia — odkrycia swego życiowego powołania. Niejednokrotnie dużo czasu mija, zanim człowiek odnajduje swą życiową drogę zgodną z wolą Boga. Rzadko mówi się o tym, że oprócz powołania do życia w małżeństwie i powołania do kapłaństwa lub zakonu istnieje również powołanie do pozostawania w stanie bezżennym bez przyjmowania święceń albo składania ślubów zakonnych (por. Mt 19,12). Takich ludzi nazywamy celibatariuszami w świecie. Życie w celibacie wymaga wielkiej siły wewnętrznej. Najtrudniej poradzić sobie z naturalnym pragnieniem kochania drugiego człowieka i bycia kochanym, pragnieniem bliskości (nie tylko fizycznej, ale również psychicznej i duchowej). Tego pragnienia nie należy niszczyć. Trzeba znaleźć sposób, aby je zaspokoić żyjąc w samotności.
Łatwo jest napisać: „Wartości moralne i religijne są ważniejsze niż osobiste szczęście i zadowolenie z życia”. Trudniej żyć zgodnie z tym zdaniem. Człowiek ma prawo do szczęścia także tu, na ziemi. Istotą tego szczęścia jest życie zgodne z wolą Boga. Czasami bardzo trudno jest odkryć, czego Bóg od nas oczekuje, jaka jest nasza prawdziwa misja na tym świecie. Zdarza się, że poszukiwania trwają bardzo długo.
Cel nigdy nie uświęca środków. Nie można uzasadniać złego postępowania pragnieniem osiągnięcia dobrego celu. Sytuacja opisana przez panią Marię przypomina biblijnego Hioba. On również postępował dobrze przez całe życie, a jednak spotkały go liczne nieszczęścia. Mimo to nie poddał się. Wytrwał. I osiągnął szczęście, bo nigdy nie wolno tracić nadziei.
opr. mg/mg