O fenomenie "Kabaretu Starszych Panów"
Nie mówili o polityce, a jednak na ich widok Gomułka rzucał kapciem w telewizor. 50 lat temu narodził się Kabaret Starszych Panów.
Telewizja w Polsce dopiero raczkowała, a wszystkie programy realizowano na żywo. Czarno-białe telewizory marki „Wisła” czy „Belweder” stopniowo trafiały pod strzechy, ale sporo widzów gromadziło się też w stołówkach i świetlicach. Program telewizyjny, dziś zajmujący eksponowane miejsce niemal we wszystkich gazetach, w ówczesnej prasie traktowany był jako mało ważny dodatek. Zapowiedzi audycji umieszczano gdzieś w rogu, niekoniecznie informując o całym programie na dany dzień.
„Życie Warszawy” z 16 października 1958 roku donosiło o czterech zaledwie programach zaplanowanych na godziny popołudniowe: „19.10 — Porozmawiajmy; 19.30 — Dziennik telewizyjny; 20.00 — Reportaż telewizyjny; 20.30 — Kabaret Starszych Panów”. Nikt, włącznie z samymi twórcami, nie przypuszczał wówczas, że ten ostatni punkt programu podbije serca niemal wszystkich Polaków.
Jesteśmy dość przystojni
„Przybora. On w ogóle wszystko wymyśla. Ja tylko wyrażam swoje wątpliwości. Mniejsze lub większe” — tak wspominał początki Kabaretu drugi ze Starszych Panów, kompozytor Jerzy Wasowski. Z Jeremim Przyborą poznali się w czasie wojny. Obaj pracowali w Polskim Radiu. Przybora jako spiker, Wasowski, z wykształcenia inżynier akustyk — w dziale technicznym. To m.in. dzięki pracy pana Jerzego rozgłośnia Warszawa II, choć częściowo uszkodzona, mogła transmitować przemówienia prezydenta stolicy Stefana Starzyńskiego. Po wojnie przyszli Starsi Panowie tworzyli na antenie radiowej Teatrzyk Eterek, określany mianem „najszerszego uśmiechu radia czasów stalinowskich”. Istniał on aż do narodzin Kabaretu, czyli do 1958 roku.
„Tu Kabarecik Starszych Panów, to znaczy — przyjaciela i mój. Siedzimy sobie z przyjacielem na naszej ulubionej kanapce i na naszym ulubionym tle muzycznym” — przywitał widzów pierwszego odcinka Jeremi Przybora. Dalej następowała urocza, dialogowana autocharakterystyka: „Jesteśmy ładnie, starannie ubrani: czarne żakiety, sztuczkowe spodnie, jasne kamizelki, getry, perłowe plastrony z perłą plastronową... — Trzeba przyznać, bez hipokryzji, że do tego jesteśmy dość przystojni. — No, nie tylko do tego. — Jeden z nas z włosami tu i ówdzie przyprószonymi siwizną, a drugi z głową tu i ówdzie przyprószoną włosami”.
Wespół w zespół
Mieli zaledwie 45 (Wasowski) i 43 (Przybora) lata, ale nieco archaiczny strój dodawał im wieku. Ta stylizacja na dawną wytworność stała się znakiem rozpoznawczym programu, który również w warstwie tekstowej nawiązywał do najlepszych przedwojennych tradycji kabaretowych. Obok świetnych tekstów Przybory, którego gry słowne w rodzaju „wespół w zespół, by żądz moc móc zmóc” dowodzą najwyższego kunsztu literackiego, atutem programu były piosenki komponowane przez Wasowskiego. Wystarczy przypomnieć takie hity jak „Addio, pomidory”, „W czasie deszczu dzieci się nudzą” czy „Wesołe jest życie staruszka”. A przy tym Kabaret Starszych Panów zgromadził wokół siebie śmietankę polskich aktorów. Wiesław Gołas, Mieczysław Czechowicz, Wiesław Michnikowski, Edward Dziewoński, Irena Kwiatkowska i Kalina Jędrusik — to tylko niektóre nazwiska z nim związane. Nic dziwnego, że program Wasowskiego i Przybory uważany jest dzisiaj za jedno z najważniejszych zjawisk w historii polskiego kabaretu.
W czasach gdy z ekranu płynęły głównie słowa o zadaniach organizacji partyjnej, wytycznych na kolejne lata i wierze w socjalizm, Kabaret Starszych Panów przynosił trochę wytchnienia. Polityki nie było w nim prawie w ogóle, więc — przynajmniej teoretycznie — mógł być tolerowany przez ówczesne władze. Nawet Mikołaj, który pojawił się w programie, rozdając, a potem zabierając prezenty, nie u wszystkich budził skojarzenia z politycznym „przykręcaniem śruby”. Podobno tylko Gomułka na widok Starszych Panów rzucał kapciem w telewizor. Ostatecznie jednak twórców programu nic złego nie spotkało.
Klasycznie śmieszni
Do 1966 roku zrealizowali 16 „regularnych” programów i kilka audycji specjalnych. Wśród aktorów niekwestionowanym liderem pod względem ilości występów jest Wiesław Michnikowski, który pojawił się aż w 15 odcinkach. To on stworzył kreację niezapomnianego staruszka, który wychwalał swoje „wesołe życie”. To on śpiewał o pomidorach i wzdychał: „Już kąpiesz się nie dla mnie”. Zaraz za Michnikowskim uplasowali się Wiesław Gołas (13 występów) oraz Kalina Jędrusik (11). Jednak nawet ci, którzy pojawili się później, jak Irena Kwiatkowska, odcisnęli na Kabarecie piętno swojej indywidualności.
Ponieważ pierwsze audycje nie były rejestrowane, pod koniec lat 70. zostały nagrane ponownie. Część aktorów już wtedy nie żyła — trzeba było ich zastąpić. Tak powstał cykl „Kabaret Jeszcze Starszych Panów”. Choć programy tym razem zarejestrowano w kolorze, większość z nas kojarzy jednak Starszych Panów ze starszymi nagraniami, zrealizowanymi w technice telerecordingu. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że lepiej przekazały one specyficzny klimat Kabaretu. To, co na początku wydawało się archaiczne, dziś najbardziej w tym programie pociąga. Takiego dowcipu i elegancji, takiej zręczności w posługiwaniu się słowem dzisiejsi kabareciarze mogą tylko pozazdrościć. Kabaret Starszych Panów to klasyka.
opr. mg/mg