O Krystynie Feldman (1920-2007), aktorce
„Urodziłam się we Lwowie, 1 marca 1920 roku, czyli jestem o parę miesięcy starsza od Papieża Jana Pawła II, który przecież, jak i ja, jest człowiekiem sceny" - pisała o sobie Krystyna Feldman. Wszystko wskazuje na to, że była jednak cztery lata starsza. Na poznańskim cmentarzu Miłostowo 29 stycznia 2007r. żegnały ją tłumy ludzi, dla których była nie tylko świetną aktorką, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem.
„Nie dziw się wcale, przechodniu kochany,
że ten mały grobek taki rozkopany.
Tu leży Feldman, co nawet po śmierci,
zamiast w grobie leżeć, to się w grobie wierci".
Takie epitafium sama dla siebie napisała Pani Krystyna Feldman w 1998 roku z okazji 60-lecia pracy aktorskiej. Oto cała ona - zawadiacko uśmiechnięta, z wielkim dystansem do siebie, a jednocześnie skromna i gdy trzeba poważna. I ciągle w ruchu. Ulubionego przez Panią Krystynę „przemieszczania się" będzie brakowało szczególnie poznaniakom. Ile to razy spotykaliśmy ją na ulicach, gdy szybkim krokiem gdzieś szła, robiła zakupy, jechała tramwajem. Nie sposób jej było nie zauważyć, choć przecież wzrostem nie grzeszyła. A jednak nie dość, że jej postać rzucała się w oczy, to jeszcze swym optymizmem zmuszała przechodnia do uśmiechu. W jej rodzinie to nie żadna nowość. Opowiadano przed wojną we Lwowie, że jak ktoś spotka! na ulicy ojca Pani Krystyny, wybitnego aktora Ferdynanda Feldmana, to miał dobry dzień.
Podczas, gdy cała Polska podziwiała ją w „Moim Nikiforze" czy w telewizyjnych serialach, my - poznaniacy - mogliśmy spotkać Panią Krystynę w Teatrze Nowym, gdzie stworzyła niezapomniane kreacje. Mówiło się o Krystynie Feldman, że jest mistrzynią drugiego planu. Pamiętamy jej kreacje z „Pięknej Lucyndy" Mariana Hemara, Babcię Eugenię w „Tangu" Sławomira Mrożka, Mag Folan w „Królowej piękności z Leenane" Martina McDonagha, Zakonnicę w „Królu Ryszardzie III" Williama Shakespeare'a. 16 grudnia 2006 roku zagrała w prapremierowym monodramie Sergiusza Sterny--Wachowiaka „I to mi zostało. Stulecie Krystyny Feldman" w reżyserii Roberta Glińskiego.
Teatr był dla niej niezwykle ważny i oddawała mu się bez reszty. Jednak każdy, kto choć trochę ją poznał, wiedział, że to nie teatr był najważniejszy w jej życiu. „Jestem absolutnie Krystyną Feldman. Zawsze. To znaczy, istotą bardzo pogodną z natury, tak jest. Nieuleczalną optymistką, patriotką, bardzo wierzącą katoliczką. Jestem przy tym osobą, która, nie to, że płytko do życia podchodzi, tylko bardzo łatwo otrząsa się z niepowodzeń, bo i takie były. Czy nawet z jakiś osobistych smutków, czy nie daj Boże tragedii... Szczerze mówiąc, tyle sił dodaje mi moja wiara. A gdybym ja chciała tak dosłownie wcielać się we wszystkie postacie i je w sobie jak siebie przeżywać, to jak Boga kocham, że ja bym zwariowała" - pisała w książce o sobie pani Krystyna. Dla niej najważniejszy był drugi człowiek - ten na widowni, w tramwaju, na ulicy i w kościelnej ławce. Nie znała bezczynności - zawsze był ktoś, kto jej potrzebował i chętnie pomagała: a to młodzieży z duszpasterstwa czy z parafii, a to klerykom, którzy chcieli robić teatr, a to jakiś człowiek przyjechał z daleka i chce napić się herbaty i pogadać. Będzie nam brakowało Pani Krystyny Feldman. ■
Tytuł i cytaty pochodzą z książki Tadeusza Żukowskiego „Krystyna Feldman albo festiwal tysiąca i jednego epizodu" Księgarnia Świętego Wojciecha 2001
„Czym jest wiara? Wprowadzeniem w życie tego, co głosi Ewangelia. Bardzo to jest trudne, ale trzeba czynić krok po kroczku i nie zrażać się swoimi upadkami. Wiadomo, że droga do świętości jest trudna. Święci też czasem byli bardzo porywczy i bardzo nieznośni.. .Trzeba pamiętać, że analizując swój stosunek do innych, trzeba też przeanalizować i samego siebie. Najokropniejsza rzecz: zrzucać winę na wszystkich i konsekwentnie pomijać siebie. (...) Wiara żyje w człowieku i z człowiekiem. Objawia się w zwykłym odnoszeniu się do ludzi. Jeden uśmiech wśród kłócących się ludzi w tramwaju czy jeden dowcip potrafi rozbroić wszystkich. Ludzie tak naprawdę chcą banalnego dobra, chcą uśmiechu, spokoju. Tylko czasem, biedacy, nie wiedzą, gdzie tego szukać. A Chrystus powiedział: Idźcie i głoście Ewangelię, to jest radosną nowinę. Tak zwyczajnie. On tego nie powiedział tylko do tych dwunastu, no powiedzmy jedenastu, bo jeden się wykruszył, On powiedział to do nas wszystkich".
„Na pewno modlitwa jest niesłychaną siłą, bo jest rozmową z Bogiem. To nawet nie musi być rozmowa. Nic nie mówić, nic nie mówić, wpatrzeć się w krzyż, wyciszyć się i słuchać. Dać mówić Bogu. Za mato się modlimy, za mato się modlimy. Czasem nachodzi człowieka taki moment, że ma już wszystkiego dosyć. To go zdenerwowało, tam rozdrażniło... Chowam to wszystko w sobie i idę do kościoła. Uklęknę i nic nie mówię. I zaczyna spływać w człowieka spokój i radość. (...)
Radość z życia jest koroną życia. Właściwie katolik powinien całe życie weselić się radością duchową. 0 zmartwychwstaniu trzeba pamiętać".
Wypowiedzi Krystyny Feldman pochodzą z książki Tadeusza Żukowskiego „Krystyna Feldman albo festiwal tysiąca i jednego epizodu"
Księgarnia Świętego Wojciecha 2001
Aneta i Marek
„Odeszła osoba, jakich mało w dzisiejszym świecie. Pełna skromności, ciepła, dobroci. Tak miło było Ją spotykać na ulicy, kiedy wędrowała do ukochanego teatru i obdarzała przechodniów uśmiechem. Tak wspaniale było Ją podziwiać na deskach teatru, gdy w przedstawieniach oddawała publiczności całą swoją duszę. Wystarczyło zobaczyć gdziekolwiek matą postać wędrującą po Poznaniu i człowiekowi rosły skrzydła u ramion, zapominał o swoich kłopotach, bezwiednie zaczynał się uśmiechać. Często rozmawialiśmy, że to taka idealna, baśniowa Babcia... Wierzymy, że gdzieś w Niebiosach tysiące Aniołów noszą Ją na rękach. Pokój Jej duszy"
Magdalena
„Jako grupa parafialna wystawialiśmy ze znajomymi bajki Krasickiego na terenie naszej parafii. Przedstawienie wyreżyserował nasz wikary, byt on zaprzyjaźniony z panią Krystyną Feldman, zaprosił ją na nasze przedstawienie. Pewnie większość aktorów nie znalazłaby czasu dla tymczasowej trupy teatralnej... ale nie pani Krysia... Z wielką radością przyjęta zaproszenie i przybyła na nasze przedstawienie, podczas którego widać było, że uważnie słuchała każdego z nas, uśmiechając się serdecznie i doceniając naszą pracę. Potrafiła nawiązać wspaniały kontakt z młodzieżą, wzbudzając ogromny podziw i sympatię. Choć jej drobniutkie ciało umarło, to dusza wciąż żyje i będzie żyć wiecznie tak jak i pamięć o niej... Pani Krystyna Feldman umiała się cieszyć każdą sekundą życia, spróbujmy i my się tak cieszyć..."
Magda M.
„Pani zawsze będzie z nami, Pani Krysiu, jak zwykle spotkamy się na Dąbrowskiego, jak zwykle razem wysiądziemy z tramwaju i jak zwykle będzie się Pani uśmiechała-tak będzie zawsze, po prostu jak zwykle. Nigdy nie zapomnę..."
Katarzyna
„Pani Krystyno! Dziękuję za Pani życie i świadectwo wiary. Dziękuję za Msze św. o 13 u Dominikanów. Nie umiem wyrazić stówami co czuję. Smutek i żal ogarnia moje serce, zupełnie jak po odejściu ukochanego Ojca Świętego. Myślę sobie, że jest tak dlatego, że czuję odejście dobra i autorytetu. Będę starała się tak żyć, aby kiedyś spotkać się z Panią w Domu Ojca. Kochana Pani Krysiu, jest Pani cały czas obecna w myślach i sercach..."
Z „Księgi Pamiątkowej" Teatru Nowego w Poznaniu
opr. mg/mg