O moralitetach i innych formach dramatu sakralnego utrwalonych architektonicznie w kościele w Strzelnie oraz Hildegardzie z Bingen
Na pograniczu Kujaw i Wielkopolski, w niewielkim Strzelnie, osiemset lat temu siostry norbertanki odgrywały sztukę moralitetową autorstwa niemieckiej benedyktynki Hildegardy z Bingen. To oczywiście tylko przypuszczenie, ale dowodem na to mogą być romańskie kolumny bazyliki w Strzelnie, należące do najcenniejszych zabytków sztuki romańskiej w Europie.
Dotarła do nas również wiadomość o pewnym waszym osobliwym zwyczaju, że mianowicie Wasze dziewice, gdy w dni świąteczne stoją w kościele i śpiewają psalmy, włosy mają rozpuszczone, a za ozdobę służą im białe jedwabne szaty sięgające ziemi. Na głowach noszą złote korony z krzyżami po bokach i z tyłu, z przodu zaś koron pięknie wyryto postać Baranka. Ponadto na palcach mają złote pierścienie - pisała do Hildegardy mistrzyni Tenxwinda, przełożona klasztoru Kanoniczek w Andernach. Być może usłyszała jakąś plotkę, w której jednak było dużo prawdy. Opis strojów zgadza się bowiem z pewną wizją mistyczki Hildegardy z Bingen. List ten tłumaczy również zainteresowanie działalnością słynnej już benedyktynki i znajomość jej pism wśród kanoniczek w Polsce. Norbertanki to popularna nazwa zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Regularnych.
Hildegarda z Bingen (1098-1179) była osobą niezwykłą i to zarówno na miarę średniowiecza, jak i naszej współczesności. Jako ośmiolatka została oddana pod opiekę pustelnicy Jutty przy klasztorze benedyktyńskim. Wzrastała w atmosferze wielkiej pobożności i śpiewów gregoriańskich, słyszanych zza muru pustelni. Po śmierci Jutty wybrano ją na przełożoną klasztoru żeńskiego, do którego od lat przybywały córki znanych rodzin szlacheckich, które pociągała osobowość Hildegardy. Założyła klasztory w Rupertsbergu i Eibingen, korespondowała z największymi osobistościami ówczesnej Europy, wyruszała w podróże misyjne, głosząc porywające kazania, kierowała hospicjum, egzorcyzmowała. Od trzeciego roku życia miewała wizje, które - za Boskim nakazem i papieską zgodą - w wieku 42 lat zaczęła spisywać. Powstały trzy księgi: „Scivias", „Liber vitae meritorum" oraz „Liber divinorum operum", zawierające opisy wizji i ich teologiczne wyjaśnienie. Napisała także prace z zakresu medycyny i przyrodoznawstwa. W Niemczech jest czczona jako święta, choć jej proces kanonizacyjny, rozpoczęty w 1227 roku, został przerwany. Przypomniano sobie o niej w latach osiemdziesiątych XX wieku za sprawą muzyki. Hildegarda bowiem była także kompozytorką: napisała ponad 70 utworów liturgicznych (antyfony, responsoria i hymny) oraz moralitet „Ordo Virtutum" („Zastęp Cnót").
„Ordo Virtutum" to najstarsza sztuka moralitetową, której autor jest znany. Jej zalążek znajdował się już w trzeciej księdze dzieła „Scivias". Występujące w sztuce osoby są personifikacjami Cnót, prowadzonych przez ich królową, Pokorę. Jest to opowieść o Duszy, która nie mogąc wprost wejść do królestwa niebieskiego, oddala się, aby cieszyć się radościami życia („Bóg stworzył świat: nie czynię w nim szkody, chcę tylko nim się radować"). Jej postawa podoba się Diabłu, a Cnoty lamentują: „Ach, ach, rny Cnoty łzy lejemy i lamentujemy, ponieważ owieczka Pańska od życia ucieka!". Ale Dusza pragnie powrócić i wtedy rozpoczyna się walka Cnót z Diabłem o Duszę, która kończy się zwycięstwem Cnót.
Czy dramat ten wystawiano w klasztorze Hildegardy ? Jest to możliwe; nawet muzyka skomponowana przez niemiecką benedyktynkę jest tu znacznie prostsza niż jej innych pieśni. Bardzo prawdopodobne, że jedyną rolę męską odgrywał spowiednik i sekretarz Hildegardy, Volmar. Nie musiał przy tym mieć talentu do śpiewania: partiom Diabla nie towarzyszy muzyka, ponieważ według koncepcji Hildegardy jest on wrogiem harmonii. Jego przeraźliwy krzyk jest szczegółowo opisany przez Hildegardę. O pomysłach na kostiumy mistrzyni klasztoru Kanoniczek słyszała, ale gdy oglądamy miniatury ilustrujące opisy wizji Hildegardy, wydaje się niemal pewne, że te kostiumy istniały naprawdę. Hildegarda była osobą nietuzinkową, miała artystyczną duszę i na pewno nie pisała dramatu po to, by „leżał w szufladzie". Ciekawe, która z norbertanek przywiozła tekst „Ordo Virtutum" do Strzelna i czy opowiedziała również o zwyczaju odgrywania sztuki w pięknych strojach?
Do takich rozważań i przypuszczeń sprowokowały niektórych historyków niezwykłe kolumny odkryte przez prof. Zdzisława Kępińskiego w 1946 roku w parafialnym kościele pw. Świętej Trójcy w Strzelnie. Niegdyś był to zespół klasztorny sióstr norbertanek. Norbertanki pojawiły się w Strzelnie już pod koniec XII wieku. Najstarszym dokumentem zachowanym do dziś jest bulla papieża Celestyna III z 1193 roku, w której na prośbę przeoryszy Beatrycze przejmuje klasztor w Strzelnie pod opiekę Stolicy Apostolskiej i nadaje mu liczne przywileje.
Reguła kanoniczek była bardzo surowa, przewidywała zamknięcie na całe życie i zakaz kontaktu z otoczeniem. Jednak zlecenie zakonnic na budowę kolumn z personifikacjami cnót i przywar pokazuje, że były to osoby światowe i oczytane. Wprawdzie pod koniec XII wieku, gdy kolumny te powstawały, istniała już kilkusetletnia tradycja przedstawiania pojęć w formie postaci ludzkiej, znane też były literackie przedstawienia walki cnót z wadami (np. „Psychomachia" Prudencjusza Aureliusza), jednak podobne kolumny ozdobione tego rodzaju płaskorzeźbami można podziwiać jedynie w Strzelnie, w Santiago de Compostela (w katedrze św. Jakuba) i w Wenecji (w Bazylice św. Marka). Kolumny te ukryte były przez kilka wieków w barokowych ceglanych filarach i tylko dzięki intuicji prof. Kępińskiego Strzelno znane jest dziś na całym świecie, a fotografie kolumn znajdują się niemal w każdym podręczniku historii sztuki.
Kolumna stojąca po południowej stronie przedstawia personifikację cnót, natomiast kolumna północna - wady i grzechy. Na obu znajduje się osiemnaście postaci, w trzech kondygnacjach oddzielonych ornamentem roślinnym. Zatem razem mamy 36 personifikacji. Nie wszystkie udało się odczytać, wiele jest uszkodzonych, utraciło swe atrybuty i ich znaczenie na zawsze pozostanie zagadką. Za zniszczenia odpowiedzialne są wojska szwedzkie, które zrobiły z klasztoru stadninę dla koni, a żołnierze podobno dla zabawy niszczyli mieczami kolumny. Badania wykazały, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo, iż norbertanki znały dzieło Hildegardy i pewnie je nawet odgrywały. Przemawia za tym fakt, że liczba aktorek występujących w dramacie „Ordo Virtutum" odpowiada liczbie personifikacji zamieszczonych na kolumnie. Poza tym w jednej ze swoich ksiąg ta niemiecka mistyczka, opisując alegoryczny budynek Zbawienia, jako jedną z jego podpór wymienia kolumnę z zawartymi na niej postaciami cnót!
Szkoda, że dziś w bazylice św. Trójcy w Strzelnie nie można posłuchać pięknej muzyki Hildegardy. Patrząc równocześnie na zabytkowe kolumny, można by nawet doznać mistycznych uniesień i choć na chwilę przenieść się w średniowiecze.
opr. mg/mg