Rozmowa z Antonim Liberą, tłumaczem Samuela Becketta, krytykiem i pisarzem
Najbardziej jest Pan znany jako tłumacz twórczości Samuela Becketta, ale jest Pan także uznanym reżyserem teatralnym, krytykiem i powieściopisarzem. W której roli czuje się Pan najlepiej?
- Na pewno czuję się bardziej człowiekiem pióra niż teatru, a jako człowiek pióra - bardziej pisarzem i tłumaczem niż krytykiem. Moim powołaniem jest literatura piękna, nawet jeśli miałoby się okazać, że mój dorobek literacki będzie niewielki.
Kiedy zainteresował się Pan twórczością Becketta i co Pana w niej urzekło? Czy ta „miłość" trwa do dziś i czy - jeśii w ogóle - ewoluowała?
- Twórczością Becketta zainteresowałem się dosyć wcześnie, w drugiej połowie lat 60., jeszcze zanim otrzymał on Nagrodę Nobla. Przede wszystkim zafascynowała mnie w niej uroda języka i jakiś tajemniczy czar - obrazów, nastrojów, sytuacji. Początkowo fascynacja ta miała charakter czysto emocjonalny; przez wiele lat nie umiałem objaśniać czy interpretować utworów Becketta, właściwie w ogóle nie wiedziałem „o czym one są". Zrozumienie i racjonalizacja przyszły z czasem. Na tym głównie polega ewolucja mojego zainteresowania. Teraz wydaje mi się, że już wiem, co Beckett naprawdę powiedział i wyraził, i sądzę, że jest to niezwykle celne, że jest to jeden z najbardziej doniosłych głosów o naszej epoce, o tym, co stało się z ludzkością w ciągu ostatnich 100-200 lat.
Znał Pan Becketta osobiście. Co może Pan o nim powiedzieć jako o człowieku?
- Był to człowiek o ogromnej wrażliwości i charyzmie. Chociaż ton jego dzieł jest minorowy, jako człowiek był pogodny i niebywale dowcipny. Poza tym cechowała go rzadka, zwłaszcza w obecnym świecie, wspaniałomyślność i ascetyczny tryb życia. Połowę honorarium uzyskanego za Nagrodę Nobla po prostu rozdał -ludziom potrzebującym. Kiedy w Polsce ogłoszono stan wojenny, niezwłocznie zaczął przysyłać mi paczki żywnościowe. Gdy mu napisałem, że jest to niepotrzebne, zapytał, czy ktoś z moich przyjaciół nie potrzebuje takiej formy pomocy. I zaczął przysyłać mi kawę, gdyż wiedział, że w owym czasie była ona w Polsce trudno dostępna.
Dlaczego zdecydował się Pan stworzyć powieść? Czy może, podobnie jak Lewis i Tolkien, postanowił Pan napisać powieść, którą sam chciałby przeczytać?
- Coś w tym jest, choć oczywiście nie był to główny powód. Pomysł „Madame" miałem od dawna, zrodził się on w pierwszej połowie lat 70. Realizację jednak odkładałem przez lata, przez prawie 20 lat, a zwłoka ta wynikała z braku wiary we własne siły i możliwości. Zdecydowałem się pisać dopiero w połowie lat 90., kiedy czułem, że - dzięki tłumaczeniom i innym pracom literackim - opanowałem jako tako warsztat. Pisałem bez żadnej kalkulacji, bez cienia myśli o tzw. rynku, wyłącznie tak, jak mi się podobało. Moja książka silnie nawiązuje do tradycji, ale sama tradycyjna nie jest. Jest to parodia - oczywiście parodia w wysokim sensie - klasycznej powieści edukacyjnej.
Co sądzi Pan o polskiej współczesnej prozie, którą w większości cechuje nihilizm i agresja?
- Odkąd stałem się autorem oryginalnym, unikam oceniania innych, zwłaszcza uprawiających ten sam gatunek. Mogę powiedzieć tyle, że nie lubię agresji, bezformia i banalizmu w literaturze; nie znajduję w takiej literaturze większych wartości. Nie sądzę jednak, że jest to nurt jedyny. Na przykład proza Pawła Huellego - to jest coś bardzo cennego, ciekawego i subtelnego. Podobne pochwały można wygłosić też pod adresem Anny Boleckiej i Włodzimierza Kowalewskie-
Proszę w paru słowach opowiedzieć, czego dotyczy wykład wygłoszony 6 stycznia w Poznaniu?
- Mój wykład na Wydziale Teologicznym UAM dotyczy wizji i interpretacji historii w ujęciu Becketta na podstawie pewnego pięknego i - nie zawaham się stwierdzić - genialnego utworu. Wiem z doświadczenia, że obcowanie nie tylko z moimi wywodami i komentarzami, ale i z samym tekstem literackim działa na słuchaczy piorunująco. Natomiast spotkanie 7 stycznia w Teatrze Polskim jest związane z powołaniem artysty w dzisiejszych czasach. Zaprezentowany zostanie przeze mnie też fragment książki, nad którą obecnie pracuję, a która problem ten w jakimś stopniu podejmuje.
Rozmawiała NATALIA BUDZYŃSKA
opr. mg/mg