44 procent Polaków powyżej 15 roku życia nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki...
44 procent Polaków powyżej 15 roku życia nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki - wynika z danych zebranych przez Instytut Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej. To bilans polskiego czytelnictwa i opis procesu, który niepokojąco narasta. Wymówką od książki jest najczęściej brak czasu, zmęczenie, a nawet trudności w płynnym czytaniu. Diagnoza jest tak naprawdę inna. Mit przeszkody, jaką jest brak umiejętności czytania, ze zrozumieniem, przez dzieci został obalony za sprawą znanej książki o czarodzieju. Nawet kiepsko czytające dzieci, mające problem z płynnością składania liter, potrafiły bowiem przeczytać 750 stron przygód Harry'ego Pottera.
Badania pokazują, że piąta część Polaków czyta co najmniej siedem książek rocznie. Nieco ponad połowa społeczeństwa deklarowała czytanie książek w ogóle. Są to jednak dane informujące, że w ciągu roku Polak sięgnął po jakąkolwiek publikację - mogła to być więc również encyklopedia, słownik, poradnik, podręcznik szkolny, ale i literatura piękna.
W ubiegłym roku tylko 37 procent Polaków kupiło przynajmniej jedną książkę, w tym podręcznik szkolny. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja szybko się nie polepszy. Nowy projekt ustawy dotyczącej podatków od towarów i usług, przygotowywany w Ministerstwie Finansów, zakłada od 2004 roku obłożenie 22-procentowym podatkiem VAT honorariów autorskich oraz druku książek. Zmiana ta spowoduje podniesienie ceny tych dóbr kultury o kolejne kilka procent. W projekcie ustawy (art. 95 ust. 1 pkt 3) zerowa stawka podatku VAT na dostawy książek obowiązuje tylko do 31 grudnia 2007 roku, a od dnia następnego uprawomocni się stawka 7-procentowa. I chociaż w interesie politycznym, gospodarczym i społecznym Polski jest troska o rozwój czytelnictwa, gdyż umacnia to rozwój kultury narodowej i poziom intelektualny Polaków, w styczniu 2001 roku Ministerstwo Finansów obłożyło VAT-em druk książek i czasopism. Stan ten trwał aż pół roku, przynosząc kolejny spadek zainteresowania czytelnictwem. Kolejnym powodem tego spadku stało się ubożenie społeczeństwa i ograniczenia wydatków przez konsumentów, dotykające właśnie w pierwszym rzędzie książek.
Polacy urodzeni w czasach, gdy życie ludzkie zaczęło się koncentrować wokół telewizora, a nieco później również wokół komputera, mają obecnie najwyżej po 13-14 lat. I jak na razie nie można ze stuprocentową pewnością powiedzieć, co z tego „elektronicznego” pokolenia wyrośnie. Chowana przez „nianię-telewizor” i „nianię-komputer” generacja młodych ludzi swój plon obfity wyda za parę lat, gdy sama podejmie próbę wychowywania następnego pokolenia. Przewidywania te nie są jednak optymistyczne. Część skutków ciągłego obcowania z telewizją widać już na przykładzie dorosłych, którzy przez ostatnie kilkanaście lat „zrośli się” z telewizją. Polacy wychodzący przed rokiem 1989 w czasie emisji wydania dziennika telewizyjnego demonstracyjnie na spacer - na znak sprzeciwu wobec komunistycznej propagandy i partyjnej agitacji - w pierwszych latach po zmianie ustroju zasiadali jednak tłumnie przed telewizorem i zaprzyjaźniali się z nim coraz bardziej.
Początki lat dziewięćdziesiątych to czas chłonięcia przez naród, jak ziemia wodę po suszy, milionów przekazów w obrazie, dźwięku i druku. Polacy otworzyli wówczas nie tylko głowy, ale i serca na oścież - przyswajając niemalże wszystko, co było kolorowe, czy po prostu pochodziło z tzw. „Zachodu”, kojarzącego się początkowo z biblijnym rajem. Pompowano w nas wówczas różne „cuda” - my zaś nie byliśmy zaopatrzeni w żadne filtry. Wlało się w nas przez to sporo medialnych śmieci, jak np. „zarazy” nie przetrawionej informacyjnej papki, której nie potrafimy ani zanalizować, ani zapamiętać. Dzięki wiadomościom telewizyjnym bardzo szybko powstał przed naszymi oczami świat pełen katastrofizmu, bez cienia nadziei. To bombardowanie newsami - często krwawymi - zszargało nasze nerwy, sfrustrowało nas, spowodowało stany otępienia i braku zaangażowania. Elementów kultury audiowizualnej, dostarczającej „odpady” - programy niskiej jakości podawane do bezrefleksyjnego wchłonięcia - pojawiło się wiele. Część tej medialnej trucizny umysł wypluwa obecnie w postaci agresji czy braku emocjonalnej równowagi. Media same nigdy nie dadzą nam się wyciszyć, póki nie zainstalujemy specjalnych „filtrów” i w ten sposób nie oczyścimy się z ich negatywnego oddziaływania.
Telewizja stała się „nianią” dla dzieci. Rozmowy w rodzinie ustały, bowiem okazały się „stratą czasu” wobec tylu „ciekawych rzeczy” w telewizji. Dzieci w wielu polskich domach prawie w ogóle przestały doświadczać i tworzyć, a jedynie biernie oglądają. Rodzice wydają się być nawet zadowoleni z tego faktu, że ich pociechy są zajęte oglądaniem telewizji, a oni mają czas dla siebie. Dlatego ponad 40 proc. maluchów posiada w swoim pokoju telewizor. Zmęczeni po pracy dorośli dołączają do tego rytuału patrzenia - w sąsiednim pokoju, oglądając program dla dorosłych. Często nawet nie wiedzą, że programy, które wybierają ich maluchy, nie są wcale propozycjami dla nich przeznaczonymi. To dzieci obecnie dokonują bowiem selekcji propozycji, pozostawiane sam na sam z magicznym ekranem, oglądając to, co wydaje się im atrakcyjne... a potem przez kilka nocy nie mogą zasnąć, budzą się z krzykiem, przestraszone, nękane obecną w filmach przemocą, z którą nie dają sobie emocjonalnie rady.
Wcale nie chodzi o wyrzucenie telewizora do śmietnika. Problem w tym, że czas poświęcany na zajęcia, które służą rozwojowi dzieci, pozostaje bardzo ograniczony. A przecież lubią one porysować, powymyślać różne historie, pomajsterkować czy zmierzyć się z rozwikłaniem zagadek.
Nic tak twórczo nie rozwija wyobraźni dziecka, a przy tym i jego osobowości, jak czytanie książek. Świat mediów elektronicznych dostarcza gotowych obrazów, wzorców do obcowania, kradnąc w ten sposób czas i osobowość maluchom. Przestrzeń wirtualna tak pociągająca, barwna i niemal dotykalna odbiera realność, przykuwając dziecko na wiele godzin do pseudorzeczywistości pełnej wrażeń i sztucznie wywoływanych emocji. Dzieciom zaś potrzeba do rozwoju wzorców osobowych wśród bohaterów, którzy nie zniewalają swoim ruchem, dynamicznością, obrazkowością i dosłownością, a takich, nad którymi można będzie „zapanować”, zamykając książkę, gdy okażą się zbyt straszni. Dzieciom brakuje rozmów o przeczytanych książkach. W ten sposób łatwiej im dzielić się przecież własnymi problemami i przeżyciami.
Przykład zjawiska popularności książek z przygodami małego czarnoksiężnika wskazuje na wielki głód narracji, opowiadania i baśniowości w życiu każdego człowieka. Po tę książkę sięgnęli bowiem zarówno „mali”, jak i „duzi”- także ci zapracowani, zabiegani i ciągle zajęci. Twórcom medialnego sukcesu promocji Harry'ego, na którą wydano wiele milionów dolarów, pokazuje jednak, że możliwe jest stworzenie mody na czytanie. Wciągająca, choć tak naprawdę przeciętna literacko książka pokazała światu, że obserwowany spadek zainteresowania książkami można przezwyciężyć. Ważną rolę w tej wielkiej machinie komercji „potteromanii” odegrał także marketing wirusowy, czyli polecanie sobie, a nawet wzajemne pożyczanie kolejnych tomów przygód czarodzieja. Być może taka metoda sprawdziłaby się również, gdyby zastosować mechanizm odwrotny, aby dorośli polecali ciekawe książki swoim dzieciom.
Czas na czytanie można znaleźć łatwo, wystarczy ograniczyć bezmyślne włączanie odbiornika telewizyjnego, a wymówki ekonomiczne słabną wobec faktu istnienia bibliotek.
Albert Einstein pytany o drogę do rozwoju człowieka wskazał przede wszystkim na jedną rzecz: „Jeżeli chcecie, aby wasze dzieci były zdolne i inteligentne, opowiadajcie im bajki. Jeżeli chcecie, aby były genialne, opowiadajcie im więcej bajek”. To zdanie trzeba tylko uzupełnić o krótkie dopowiedzenie - aby móc dzieciom opowiadać bajki, najpierw sami musimy je przeczytać i rozwinąć wyobraźnię. Zdaniem Einsteina ważny dla prawidłowego rozwoju dziecka jest nie tylko kontakt z drugim człowiekiem czy poświęcanie dziecku czasu, ale również wspólne przebywanie w świecie opowiadania, wyobraźni i narracji. Właściwie, chyba nie ma ludzi, którzy by nie lubili barwnych opowieści - mogą to być nawet bajki...
opr. mg/mg