Układ z Matką Bożą

Recenzja filmu "Wszystko będzie dobrze"

Okazuje się, że można zrobić w Polsce film ważny i mądry, a zarazem piękny i wzruszający i - co ważne - dający nadzieję. „Wszystko będzie dobrze" to perła współczesnej polskiej kinematografii.

Polscy reżyserzy przyzwyczaili nas ostatnio do ambitnego w założeniu kina ukazującego Polskę biedną, brudną, szarą i beznadziejną. Historie ludzkie, które miały miejsce w tej scenografii, emanowały taką rozpaczą, że widz, chcąc nie chcąc, popadał po wyjściu z kina w depresję. Najgorsze jednak jest to, że stopień tej depresji był wyznacznikiem opinii o tym, czy film jest dobry, czy nie. Im większa depresja, tym lepiej. Całe szczęście, że reżyser filmu „Wszystko będzie dobrze", Tomasz Wiszniewski, udowodnił, że codzienna walka może mieć sens, że cierpienie wpisane jest w ludzkie życie i może dawać siłę, że wiara czyni cuda, a życie -mimo że przecież niełatwe, może być piękne. Być może brzmi to wszystko jak banał i nie udaje mi się go uniknąć, jednak język filmowy okazuje się w tym względzie łaskawszy: „Wszystko będzie dobrze" nie jest filmem ani banalnym, ani ckliwym, mimo że nieraz spłynie nam po policzku łza.

Układ z Matką Bożą

W drodze

Historia opowiedziana przez Tomasza Wiszniewskiego toczy się w Polsce „zabitej dechami". Dwunastoletni Paweł (Adam Werstak) mieszka z matką chorą na raka i upośledzonym starszym bratem. Jest uzdolnionym sportowcem, osiąga świetne wyniki w długodystansowych biegach. Spotykamy go w momencie, gdy postanawia zaryzykować wszystko dla swojej matki, która umiera. Zawiera „układ z Matką Bożą", która nigdy go nie zawiodła: postanawia pobiec kilkaset kilometrów do Częstochowy i prosić Maryję o uzdrowienie dla matki. Ryzykuje dużo - nie przyjdzie na poprawki, więc będzie powtarzał klasę, nie wyjedzie też do Niemiec na zawody lekkoatletyczne, które były dla niego życiową szansą. Niespodziewanie przyłącza się do niego jego trener i nauczyciel WF-u, nieudacznik życiowy, alkoholik kompletnie nieradzący sobie z życiem, cynik. Najpierw chce przy tej okazji załatwić swoje sprawy, niby opiekuje się chłopcem, jednak w czasie drogi relacje zmieniają się. To on potrzebuje opieki i otrzymuje ją. Nieznany z tego rodzaju ról, etatowy twardziel Robert Więckiewicz, pokazał tu świetne aktorstwo i inną twarz. Jego Andrzej jest pogubiony i nieszczęśliwy, choć tego nie widzi. Ta przedziwna pielgrzymka pokazuje mu wiele prawdy o sobie.

„Małe" cuda

Nie tylko mama Pawła potrzebuje uzdrowienia. Konieczne jest ono również dla Andrzeja. Towarzyszymy Pawłowi i Andrzejowi przez całą drogę do Częstochowy, widzimy, jak chłopiec i mężczyzna zaprzyjaźniają się, jak to Paweł okazuje się tym silnym i dojrzałym, potrafiącym dokonywać wyborów, zdeterminowanym. Od niego uczy się dorosły mężczyzna silnej woli i... wiary. Przez cały czas trwania filmu zastanawiamy się, jak on się skończy. Mogę tu tylko powiedzieć, że koniec jest w tym przypadku początkiem.

Czy cud się wydarzy? Czy Matka Boża nie zawiedzie chłopca? Musimy pamiętać o tym, że ekonomia Pana Boga jest inna niż nasza ludzka. Ten obraz pokazuje, że cuda zdarzają się na każdym kroku, tylko my nie zawsze potrafimy je dostrzec? Oczekujemy nie wiadomo jakich wydarzeń, a tymczasem zmiany następują powoli i delikatnie, bez nagłej rewolucji, i dotyczą innej sfery.

Wspaniała jest gra debiutującego Adama Werstaka (Pawła), a także Daniela Mąkolskiego - jego filmowego brata, pełna naturalnego uroku i bezpretensjonalności. Idealnie ilustruje tę piękną historię świetna muzyka Michała Lorenca. Koniecznie trzeba wybrać się do kina, szczególnie wtedy, gdy naprawdę potrzebujemy, żeby ktoś nas upewnił w przekonaniu, że naprawdę „wszystko będzie dobrze".

Podczas XXXII Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni film „Wszystko będzie dobrze" otrzymał trzy nagrody: za reżyserię, za najlepszą rolę męską i za muzykę.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama