Nowa ewangelizacja, albo jak niektórzy mówią "re-ewangelizacja" staje się pilną koniecznością w zlaicyzowanych krajach Zachodu. Trzeba wykorzystać te nikłe światełka wiary, które jeszcze płoną - choćby przy okazji ceremonii pogrzebu
W dzisiejszych czasach w zlaicyzowanych częściach świata, w krajach takich jak Włochy, gdzie liczba ślubów kościelnych ciągle spada, podobnie jak i chrztów, jedyną okolicznością, w której osoby niewierzące bądź obojętne uczestniczą w ceremonii religijnej, jest pogrzeb. Również osobom, które już od dziesiątków lat przestały chodzić do kościoła, trudno jest zrezygnować z chrześcijańskiego pogrzebu, biorąc pod uwagę fakt, że nie ma żadnej innej, alternatywnej formy kultu. Zmierzenie się ze śmiercią dla nikogo nie jest łatwe, i wszyscy potrzebują jakiegoś rytuału.
I tak zdarza się coraz częściej uczestniczyć w ceremoniach kościelnych, gdzie celebrujący kapłan nie zna zmarłego ani jego rodziny, a uczestniczący są niemal w całości niewierzący lub przynajmniej niepraktykujący. Oczywiście kapłanowi trudno jest w takich przypadkach wygłosić odpowiednią homilię, znaleźć słowa pocieszenia, a zarazem głębokiej refleksji, jak tego wymaga okoliczność. Poza tym zwyczaj, jaki się rozpowszechnił, mówienia o zmarłym poufale, używając jego imienia, jak gdyby wcześniej miało się z nim zażyłe i przyjacielskie relacje, również wtedy, kiedy wiadomo jest, że nie istniała żadna więź, sprawia, że wszelka mowa jest niezbyt szczera w oczach obecnych.
Jest to niełatwa sytuacja, powiedzmy to raz jeszcze, jednak mogłaby być nawet wyjątkowo sprzyjającą okazją do tego, aby zapoznać ze słowami Jezusa, aby wskazać na Jego sposób podejścia do śmierci i jej pokonania. Aby jednak to uczynić, trzeba mieć odwagę wypowiedzieć słowo „śmierć”, powiedzieć prawdę o sensie lęku i przerażenia, jakie ogarniają wszystkich w obliczu trumny, która nie tylko symbolizuje kres więzi ludzkiej, może nawet głębokiej i żywej, ale także zmusza nas do skonfrontowania się także z naszą śmiercią.
A dzisiaj tej odwagi zdaje się nie mieć już nawet niemało ludzi Kościoła, którzy także przy trumnie mówią często tylko o miłości, radości, ciągłości. A o śmierci, o opuszczeniu, o samotności — nigdy. A zatem nie poruszają serca obecnych, którzy w ten sposób czują się utwierdzeni w swoim wyborze trzymania się z dala od sfery religijnej i którzy w związku z tym starają się jedynie uciec możliwie jak najszybciej, aby zapomnieć o tym, że oni również muszą umrzeć.
Trzeba zrozumieć rzeczywistość, w jakiej żyjemy, i uznać, że miejscami nowej ewangelizacji współcześnie są często właśnie pogrzeby. A zatem należy przygotowywać kapłanów, a obecnie również świeckich, jak to dzieje się już w niektórych regionach Europy, do tego, by je uznali i podchodzili do nich z odpowiednimi narzędziami duchowymi i duszpasterskimi.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano