Radość osób, z którymi współpracuję, szczególnie dzieci, jest moją radością
ISBN: 978-83-7793-057-1
Rok wydania: 2012
Kolejna książka z tematyki powołaniowej pod redakcją Kajetana Rajskiego zawiera refleksje sióstr, braci zakonnych oraz kapłanów posługujących w krajach dawnego Związku Radzieckiego. Są to wyjątkowe świadectwa wiary, ponieważ pochodzą od misjonarzy głoszących Ewangelię w bardzo trudnych warunkach. Aby służyć w imię Chrystusa, muszą często zmierzyć się z wieloma przeciwnościami: samotnością, nieżyczliwością władz, a także z materialnym niedostatkiem. Jednak radość z powołania do służby Bożej, i to misyjnej, o wiele przewyższa wszystkie te trudy – to daje się prawdziwie odczuć, czytając świadectwa. Książka ukazuje, jak piękne i wartościowe jest powołanie, co z pewnością pozwoli na odkrycie także w sobie misjonarza, gdyż każdy z nas ma świadczyć o Chrystusie tam, gdzie żyje.
Gdy miałem 19 lat brałem udział w pielgrzymce pieszej do Częstochowy. Z tą pielgrzymką wiążę pierwsze i jednocześnie zdecydowane myśli o kapłaństwie.
Jako uczeń szkoły średniej często zaglądałem do kościoła jezuitów na Starym Mieście w Warszawie. Miałem do tego sanktuarium maryjnego, można powiedzieć „sentyment”, a co za tym idzie i do jezuitów, którzy opiekują się tym kościołem i prowadzą w nim posługę sakramentalną.
Konkretna myśl o wyjeździe na misje była związana z pewną bieżącą potrzebą. Otóż zachorował mój przyjaciel, który był proboszczem w Kirgizji. Wcześniej z wolontariuszami jeździłem do Kirgizji, by pomagać w letnich obozach organizowanych przez jednego z założycieli jalalabadzkiej parafii – br. Damiana Wojciechowskiego SJ, tak że znałem w zarysie pracę w tej części świata.
Nie mam specjalnego talentu do języków, na szczęście języka rosyjskiego Polak, jeżeli przebywa w środowisku rosyjskojęzycznym, jest w stanie za rok się nauczyć. Może w innym rejonie świata miałbym znacznie większe trudności z adaptacją. Cieszę się, że pracuję właśnie w tym terenie – „zapotrzebowanie” na Boże Miłosierdzie jest tu ogromne.
Niestety, zupełnie nie miałem czasu się przygotować do wyjazdu. W Polsce byłem katechetą i też miałem sporo obowiązków w parafii i na misje wyjechałem w dzień po radzie pedagogicznej kończącej rok szkolny.
Po przyjeździe do Kirgizji przywitał mnie mój serdeczny przyjaciel o. Krzysztof Korolczuk SJ. Spotkania z przyjaciółmi zawsze są radosne.
W czasach stalinowskich zsyłano do dalekiej Kirgizji wielu katolików różnej narodowości. Pod koniec lat 50. niemieccy katolicy podjęli próbę założenia parafii niedaleko od stolicy. Niestety, bardzo szybko ich dom modlitwy został zlikwidowany, a ksiądz i kilku aktywnych parafian aresztowanych. W latach 60-tych udało się już założyć legalną parafię i wybudować w Biszkeku (wówczas Frunze) niewielki kościółek. Proboszczem był przez długie lata były więzień łagrów ks. Michael Köhler i aż do lat 90-tych większość parafian to byli Niemcy.
Na południu Kirgizji, na terenie mojej parafii (czyli na terenie województwa oszskiego, jalalabadzkiego i batkeńskiego) katolicyzm, tak jak na północy, związany był z przesiedlonymi Niemcami, którzy obecnie albo wrócili do Niemiec, albo umarli. Były też oczywiście parafie prawosławne, Rosjan na tym terenie mieszkało dużo. Jedynie przez kilka miesięcy w 1942 r. w Jalalabadzie i w okolicach rozlokowana była jedna z dywizji formującej się armii gen. Andersa. Stacjonowało tu ponad 10 tys. polskich żołnierzy i przebywało kilkanaście tysięcy cywilów. Z tej też racji przez pół roku funkcjonowało w Jalalabadzie katolickie duszpasterstwo, a Polacy wybudowali kościół, który teraz jest klubem sportowym.
Mniej więcej od 2000 r. zaczął do kilku pozostałych rodzin niemieckich mieszkających w Jalalabadzie przyjeżdżać ksiądz z Biszkeku (raz lub dwa razy do roku) i sprawował sakramenty. W 2005 r. br. Damian Wojciechowski SJ i o. Krzysztof Karolczuk SJ zamieszkali w tym mieście na stałe i zaczęli rozwijać działalność religijną, a 6 stycznia 2006 r. formalnie utworzono parafię obejmującą obszar południowej Kirgizji, czyli teren bez mała połowy Polski.
Na samym początku swojego pobytu zostałem zatrzymany przez policję drogową. Policjanci postępowali z obcokrajowcem według zasady wytargowania „ile się da”. Początkowo chcieli rekwirować samochód, skończyło się na zarekwirowaniu zegarka. Było to pierwsze zderzenie z rozbudowanym systemem korupcyjnym. O tej bolączce Kirgizji wspominają raporty wszystkich instytucji opisujących życie w tym kraju.
Inne ciekawe wydarzenie jest związane z faktem, że utrzymujemy dobre kontakty ze starszyzną muzułmańską. Przy okazji ważniejszych świąt zapraszamy ich na skromny posiłek. Chętnie przychodzą (niektórzy jako żołnierze armii radzieckiej stacjonowali w Polsce czy w Niemczech). Jednak część – na szczęście niewielka – młodzieży jest bardziej radykalnie nastawiona do chrześcijan. Byłem świadkiem rozmowy (po uzbecku, ale mi ją przetłumaczono) między młodym mężczyzną „z brodą” (tzw. machabistą, czyli radykalnym muzułmaninem) a „aksakałem” (szanowanym we wspólnocie starcem). Młody człowiek ośmielił się zwrócić uwagę starcowi, że nie powinien zachodzić do chrześcijan, jednak riposta staruszka była tak stanowcza, że machabista szybko zaczął przepraszać i z piskiem opon odjechał swoim mercedesem.
Ciekawym faktem jest to, że miejscowa tradycja muzułmańska łączy jalalabadzkie źródła wody mineralnej z postacią biblijnego Hioba, który jakoby miał mieszkać na tutejszej górze.
Generalnie nie mamy większych trudności z władzami państwowymi Kirgizji. Jeżeli chodzi o misjonarzy katolickich, to w całym państwie jest nas tylko trzech. Jest jeszcze dwóch kapłanów „miejscowych”, tzn. urodzonych na terenie byłego ZSRR. Oni nie są traktowani przez władze jako misjonarze. Być może gdyby wspólnota katolicka była liczniejsza (w całym państwie liczy tylko kilkaset osób) i misjonarzy byłoby więcej, to i relacje z władzami miałyby inny charakter.
Kirgizja to kraj muzułmański. W Jalalabadzie, gdzie mieszkam (który liczy ok. 90 tys. mieszkańców), jest ok. 50 meczetów. Muzułmanie jednak odnoszą się do nas spokojnie, może z tej prostej przyczyny, ze zasadniczo nie ma katolików wśród Uzbeków czy Kirgizów. Chciałbym też podkreślić dobre relacje z pastorami protestanckimi czy batiuszką prawosławnym. Jeden z miejscowych pastorów, Kirgiz, kilka razy w tygodniu wieczorem zagląda do nas na pogawędki czy na telewizję.
Kościół katolicki w Kirgizji jest zasadniczo „w stanie rodzenia się”. Pierwsza (można powiedzieć żartobliwie „od stworzenia świata”) parafia powstała na tym terenie, jak już wspomniałem, sześć lat temu. Jestem tutaj drugim proboszczem. W niedzielnych mszach św. uczestniczy ok. 30 osób. Główną działalnością naszej parafii, która jest pod wezwaniem bł. Matki Teresy z Kalkuty, jest praca charytatywna. Na terenie parafii mieszka ok. 2 mln osób. Jest tutaj sporo domów inwalidów, sierocińców, więzień, domów starców. Różne instytucje w Europie i USA chcą pomóc, a nasza parafia jest ogniwem pośredniczącym. Staram się regularnie raz w miesiącu odwiedzić okoliczne domy dla inwalidów czy staruszków. Inną formą działalności jest praca ze studentami kirgiskimi. Przyjeżdżają do nas wolontariusze z Europy, którzy prowadzą lekcje języka angielskiego dla nich. Studenci kirgiscy bardzo sobie to cenią. Latem organizujemy ok. 30 obozów (oczywiście w oparciu o pomoc z różnych części świata) dla studentów, młodzieży, inwalidów, sierot w naszym ośrodku nad jeziorem Issyk-kul.
Widzę, że posługa Kościoła po prostu pomaga ludziom przede wszystkim od strony duchowej, ale także od strony materialnej. Radość osób, z którymi współpracuję, szczególnie dzieci, jest moją radością.
Święty Franciszek Ksawery był zdania, że praca misyjna jest równie ciekawa a z perspektywy dobra, jakim jest zbawienie i to wielkiej rzeszy dusz, ważniejsza niż chociażby zdobywanie kolejnych stopni naukowych na europejskich uniwersytetach.
Ojciec Remigiusz Kalski
z Towarzystwa Jezusowego
Święcenia kapłańskie otrzymał 29 czerwca 1999 r. Posługuje od 1 lipca 2010 r. w Jalalabadzie w Kirgizji.
Książkę „Oto jestem. Kościół na Wschodzie o powołaniu” Kajetana Rajskiego można zamówić w Wydawnictwie Biblos, zakupić w księgarniach katolickich lub bezpośrednio u Autora: kajetan94@interia.pl
opr. aś/aś