O swej pielgrzymce opowiada Paweł Michalak, który pokonał prawie 1 tys. km w drodze do grobu św. Jakuba
W licznych publikacjach można znaleźć informację, że Camino zmienia ludzi. Wielu takich poznałem po drodze. Dla mnie największą zmianą było wyrwanie się z pułapki bezsensownej konsumpcji - mówi Paweł Michalak, który pokonał pieszo prawie 1 tys. km, idąc Drogą św. Jakuba. Oprócz wyprawy do Santiago de Compostela ma na swoim koncie pieszą wyprawę do Rzymu i rowerową do Jerozolimy.
Kiedy byłem dzieckiem, czytałem dużo książek o podróżowaniu, w tym cykl o przygodach Tomka Wilmowskiego autorstwa Alfreda Szklarskiego. Zawsze gdzieś w głowie siedział pomysł, żeby ruszyć w świat... No ale życie jest życiem - wyjaśnia Paweł. W końcu trafiły się dwa tygodnie wolnego. - Widziałem kiedyś zdjęcie Tarify, czyli najdalej wysuniętego na południe punktu Europy. Chciałem ten widok zobaczyć na żywo. Zadzwoniłem do kolegi z pytaniem, co robi po niedzieli. Odpowiedział, że nie ma planów. I po krótkiej rozmowie przekonałem go do pomysłu - opowiada P. Michalak. Stopem pokonali ponad 5 tys. km, odwiedzając po drodze sanktuarium w Lourdes. - Kiedy po raz pierwszy udało mi się wyrwać z normalnego życia i poczułem smak wędrówki, nie chciałem, żeby to był ostatni raz - zdradza Paweł, który dzieciństwo spędził w Olszance, w powiecie łosickim, a obecnie mieszka w Szklarskiej Porębie.
Rok później P. Michalak razem z kolegami kupił... żuka. - Plan był bardzo prosty. Jedziemy dookoła Polski, jak najbliżej naszych granic, po drodze docieramy do położonych najdalej na zachód, północ, wschód i południe punktów naszego kraju. Przerwy mieliśmy tylko na tankowanie. Pięć osób, pięć dni i prawie 3,5 tys. km. Potem jeszcze kilka dni nie mogliśmy się przyzwyczaić do ciszy panującej dookoła - wspomina. Po udanej wyprawie pojawił się pomysł wyjazdu żukiem dookoła Bałkanów. - W trakcie przygotowań uświadomiłem sobie, że największą zaletą projektów zespołowych jest to, że nie jesteś w nich sam, zaś ich największą wadą, że nie wszystko zależy od ciebie - tłumaczy. Gdy Paweł zorientował się, że wraz z kolegami może nie zdążyć z przygotowaniami, zaczął myśleć o planie B. - Kilka lat wcześniej czytałem „Pielgrzyma” Paulo Coelho i pomysł wędrówki do Santiago de Compostela powracał od czasu do czasu. Kiedy okazało się, że nie zdążymy przygotować żuka, nie przejąłem się. Wiedziałem, że tego samego dnia wyruszam, tylko w innym kierunku - dodaje.
Po wielu godzinach spędzonych na czytaniu forów i przewodników wybrał, wtedy jeszcze mało popularną, tzw. drogę portugalską, która startuje ze schodów katedry w Lizbonie. Aby dodatkowo utrudnić sobie wyprawę, postanowił wyruszyć z samego południa Portugalii - Przylądka św. Wincentego, czyli najdalej na południowy zachód wysuniętego punktu Europy. - Nie potrzebowałem komfortu i poczucia bezpieczeństwa, potrzebowałem wyzwania. A dlaczego pieszo? Przeczytałem o idei drogi do grobu św. Jakuba, czyli katedry w Santiago de Compostela w Hiszpanii, i postanowiłem przejść 950 km. Chciałem się sprawdzić, zobaczyć, czy dam radę fizycznie, psychicznie - tłumaczy Paweł. - Po drodze spotkałem parę Belgów. Poprosiłem ich o wrzątek, żeby zrobić sobie kawę. Zaczęliśmy rozmawiać. Zapytali mnie, czy idę do Santiago. Zdziwiłem się, skąd wiedzą. A oni na to, że zobaczyli u mnie muszlę, czyli jeden z symboli pielgrzymujących do grobu św. Jakuba. Okazało się, że cztery lata wcześniej ruszyli z progu własnego domu, przeszli ponad 2 tys. km z siedmiomiesięczną córką. Po powrocie zdecydowali o całkowitej zmianie życia. Wynajęli swój dom, kupili camper i od dwóch lat, teraz już z dwójką dzieci, podróżują po świecie - opowiada P. Michalak. - Dla mnie największą zmianą było wyrwanie się z pułapki bezsensownej konsumpcji. Na południu Portugalii widziałem inne życie niż w Polsce. To wszystko, co dla większości z nas jest utożsamiane z prestiżem, gdzieś indziej nie ma znaczenia. Czy masz iPhone'a czy telefon za kilka euro, to on służy do tego, żeby się skomunikować. Pierwszy samochód, który miał ksenonowe światła, zobaczyłem po dwóch tygodniach wędrówki. W zamian widziałem mnóstwo uśmiechniętych ludzi, którzy mają czas na to, żeby żyć. Być z rodziną, z dziećmi, przyjaciółmi czy sąsiadami - podkreśla mój rozmówca. I dodaje, że podróż do Santiago de Compostela była nie tylko doświadczeniem duchowym, ale miała także aspekt religijny. - Szedłem w pewnej intencji. Kiedy dotarłem do Santiago, powiedziałem: „Boże, jak się spełni, to za rok pójdę do Rzymu, żeby Ci podziękować”. Kiedy wróciłem do domu i dowiedziałem się, że moja modlitwa została wysłuchana, nie miałem już wyjścia...
Tym razem Paweł postanowił wyruszyć z progu własnego domu. - Chciałem iść przez Słowenię, Wenecję, San Marino i Asyż; w sumie 1,6 tys. km. Jeżeli dodamy do tego powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, wiedziałem, że będzie łatwo. W ramach sprawdzenia ekwipunku i przygotowań kondycyjnych przeszedłem w marcu 2013 r. Główny Szlak Sudecki prowadzący przez całe Sudety ze Świeradowa Zdroju do Prudnika - relacjonuje.
Jeśli ktoś był już w Santiago de Compostela i Rzymie, to pomysł na następną wyprawę jest - jak podkreśla mój rozmówca - oczywistą oczywistością. - Obrałem kierunek Jerozolima, ponownie z progu własnego domu - precyzuje. - Nie miałem trzech miesięcy wolnego, a więc nie mogłem wybrać się na pieszą wędrówkę. Z drugiej strony - od dłuższego czasu chodziła mi po głowie wyprawa rowerowa - tłumaczy P. Michalak. Pozostała praca nad formą. - Byłem z siebie dumny, kiedy w pierwszym tygodniu przejechałem 300 km. Potem zaczęła przychodzić poprawa formy. Gdy przesiadłem się ze swojego starego górala na nowy rower krosowy, poczułem, jakbym dostał skrzydeł - wspomina. Efekt? 11 odwiedzonych krajów, 2,8 tys. km przejechanych rowerem.
P. Michalak nie mówi o sobie „podróżnik”. - Wolę określenie „pielgrzym”, bo to osoba poszukująca. „Podróżnik” wbija w pychę - stwierdza. O tym, czy dana wyprawa jest podróżą czy pielgrzymką, zdaniem mojego rozmówcy decyduje to, jak do niej podchodzimy. - Droga to nie tylko sposób, żeby znaleźć się u celu. Sama droga jest ważna. Chodzi o to, by być, a nie, żeby dotrzeć. Nie chodziło mi o to, aby być w Santiago, bo przecież można kupić bilet lotniczy i dotrzeć tam w kilka godzin. Mnie interesowało, żeby iść, zmęczyć się, rozmawiać z ludźmi, doświadczyć się i by ta droga została w pamięci. Św. Paweł powiedział do Tesaloniczan: „Módlcie się nieustannie”. Więc wystarczy wyjść z domu, żeby zacząć swoją pielgrzymkę. Droga cię zmieni, zaufaj jej, zaufaj Bogu - stwierdza Paweł. I podsumowuje: - Cały czas zadaję sobie pytanie: „Jak żyć?”. I wciąż szukam odpowiedzi...
P. Michalak wrażeniami z podróży dzieli się na blogu www.dookola.eu. Jest także pomysłodawcą spotkań z pasjonatami dalekich wypraw w ramach cyklu „Vito exTrEAM - Żyj z pasją”. - Raz w miesiącu możemy spotkać się z ludźmi, którzy żyją zgodnie z tym hasłem, opowiadają o podróżach do różnych ciekawych miejsc, dzielą się swoimi przeżyciami - podkreśla Paweł. Szczegóły na www.vitoextreme.pl.
HAH
Echo
Katolickie 51/2015
opr. ab/ab