Obraz Matki Boskiej ze Służewa - to ten, przed którym w czasie Bitwy Warszawskiej trwała nieustająca modlitwa o zwycięstwo
fot. Dominik Różański
Przez wiele lat historia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej z najstarszej mazowieckiej parafii owiana była mgłą tajemnicy. Gdy ważyły się losy bitwy warszawskiej 1920 r., przez siedem dni i nocy trwała przed nim modlitwa o zwycięstwo.
Wizerunek Matki Bożej z kościoła na Służewie to dzieło wysokiej klasy. Obraz jest niewielki, został namalowany około 1850 r. na desce. Na płaskiej powierzchni tła, które tworzy surowa płaszczyzna orzechowego drewna, bardzo plastycznie i znakomicie malarsko wymodelowano twarz Maryi i Dzieciątka. — Nie wiadomo, kto jest autorem dzieła, ale to obraz, a właściwie ikona bardzo wartościowa, malowana dobrymi farbami, pięknie, fachowo złocona — objaśnia ksiądz prałat Józef Maj, proboszcz kościoła św. Katarzyny.
W roku 1920 osamotniona Polska stawiła czoło bolszewickiej nawałnicy, a punktem zwrotnym była bitwa warszawska. Kościół odgrywał wielką rolę w mobilizowaniu do walki. Wielu księży zgłaszało się na ochotnika, by pełnić służbę w roli kapelanów oddziałów frontowych. Władze duchowne wezwały mieszkańców stolicy do modłów publicznych we wszystkich kościołach. Potrzeba gromadzenia się na modlitwie za ojczyznę i o zwycięstwo była ogromna. Ówczesny proboszcz parafii św. Katarzyny, ks. Zygmunt Kakowski, zwrócił się do swego brata — ks. kard. Aleksandra Kakowskiego — o podarowanie parafii obrazu. I tak wizerunek Madonny z Dzieciątkiem trafił do kościoła na Służewie.
Nieustannie przez siedem dni i nocy przed obrazem trwało nabożeństwo. Tłumnie napływali wierni również z sąsiednich podwarszawskich parafii. W tym czasie zacięte walki toczyły się koło Wołomina i na odcinku radzymińskim. Trwał bój o Radzymin. Szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę. Ostatecznie Polacy odnieśli sukces i krwawa bolszewicka fala, która „przez trupa Polski” chciała zalać całą Europę, zaczęła się cofać. Niedawno wywalczona niepodległość znów została uratowana! Zaczęto mówić o cudzie nad Wisłą.
Minęło dziewięćdziesiąt lat. Wiele z nich było burzliwych i tragicznych dla narodu polskiego. Nie zawsze w tym czasie Madonna ze Służewa mogła ukazywać wiernym swe oblicze. W okresie międzywojennym co roku w sierpniu obraz ustawiano na bocznym ołtarzu do publicznej adoracji. Tak było jeszcze w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Po zakończeniu II wojny światowej ówczesny proboszcz, ksiądz prałat Czarnecki, aby uchronić obraz przed „ludową” władzą, mogącą skojarzyć go z dniami bolszewickiej nawały, którą peerelowska historia przemilczała, ukrył go na plebanii.
Niemal pięćdziesiąt lat musiało minąć, by znów zaczęto „nielegalną” Matkę Bożą Częstochowską ze Służewa przenosić z plebanii do kościoła. Od 1990 r. w kościele św. Katarzyny wierni w sierpniu znów zginają kolana, by przed obrazem Matki Bożej Zwycięskiej, umieszczonym na biało-czerwonym tle, w ramie zwieńczonej orłem w koronie, modlić się w intencji ojczyzny. Trwa modlitwa przed obrazem, który stał się symbolem niezłomności ducha, wiary i nadziei. Wielkiej narodowej prośby, która została wysłuchana.
opr. mg/mg