Wielu z nas wychowało się na podróżniczych książkach Arkadego Fiedlera. A może warto by zajrzeć do jego muzeum w Puszczykowie?
Latem w „Opiekunie” zawsze staramy się zaproponować miejsca, które warto odwiedzić podczas wakacyjnych wędrówek. Tym razem nasz cykl został zatytułowany „Ciekawa Wielkopolska”, a to oznacza, że nie wybieramy się zbyt daleko również dlatego, że nasz region ma naprawdę wiele do zaoferowania.
Szybko stworzona lista objęła miejsca związane z ciekawymi, nieraz świętymi osobowościami (nie będę ich teraz zdradzał), ale ja od samego początku nie miałem najmniejszej wątpliwości, że chcę pojechać do Puszczykowa i zanurzyć się w doświadczenie niesamowitej pasji podróżniczej Arkadego Fiedlera. Oczywiście czytałem wiele lat temu jego książki, ale nie wgłębiałem się w jego życiorys i nigdy nie byłem w Muzeum — Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera, które rozpoczęło swoją działalność w Puszczykowie koło Poznania 1 stycznia 1974 roku. Postanowiłem nie przeprowadzać wcześniej żadnej kwerendy, celowo też nie zajrzałem na stronę internetową muzeum, tylko po prostu w pierwszym wolnym terminie tam się udałem.
Kiedy dotarłem na miejsce zorientowałem się, że muzeum mieści się w starym domu rodzinnym Fiedlerów, który to dom zakupił Arkady od państwa w roku 1946 po powrocie z wojennej emigracji. W roku 1948 sprowadził tam swoją żonę włoskiego pochodzenia, Marię z domu Maccariello, oraz dwóch małych synów, Arkadego Radosława i Marka. Decyzja o uruchomieniu w tym miejscu muzeum została podjęta przez całą rodzinę (Arkady i jego żona wówczas jeszcze żyli) i po dziś dzień jest prowadzone przez syna Marka. Pomyślałem sobie, że to naprawdę wielka sprawa prowadzić muzeum poświęcone własnemu ojcu, a jak się okazało, ja pojawiłem się tam 23 czerwca, czyli w Dzień Ojca. Ponieważ muzeum to po prostu dom mieszkalny, więc znajduje się w spokojnej dzielnicy pośród drzew i innych domostw. Zanim opowiem choć trochę, co można zobaczyć w Puszczykowie, trzeba przytoczyć życiorys naszego bohatera.
Urodził się 28 listopada 1894 roku w Poznaniu, jako syn poligrafa i wydawcy i to właśnie ojciec rozbudził w Arkadym zainteresowanie przyrodą. Studia filozofii i nauk przyrodniczych zostały przerwane przez wybuch I wojny światowej. Arkady brał czynny udział w powstaniu wielkopolskim i został zaszeregowany w rezerwie jako porucznik. Choć debiutował jako poeta jeszcze w roku 1917, to jednak swoją pierwszą książkę wydał w 1926 roku: „Przez wiry i porohy Dniestru”. W 1928 roku wyjechał w pierwszą większą podróż do południowej Brazylii, skąd przywiózł bogate zbiory zoologiczne i botaniczne przekazane później bezinteresownie Muzeum Przyrodniczemu oraz innym naukowym placówkom w Poznaniu. Natomiast swoje wrażenia opisał w książkach „Bichos, moi brazylijscy przyjaciele” i „Wśród Indian Koroadów”. Jego największym marzeniem była podroż do Amazonii. Urzeczywistniło się ono w 1933 r. i zaowocowało książką „Ryby śpiewają w Ukajali”, która stała się bestsellerem, podobnie jak wydana w 1936 r. pozycja zatytułowana „Kanada pachnąca żywicą”.
Na osobną uwagę zasługuje jego podróż na Madagaskar w 1937 roku. Nie była to zwykła podróż, ponieważ Polska, która odzyskała niepodległość po 123 latach chciała również stać się mocarstwem imperialnym i mieć swoją... kolonię.
Wydawało się, że Francuzi myśleli o sprzedaży Madagaskaru, więc z Polski udała się tam specjalna delegacja mająca zbadać możliwości kolonizacji. Na jej czele stanął Mieczysław Lepecki, adiutant marszałka Józefa Piłsudskiego i wiceprezes Międzynarodowego Towarzystwa Osadniczego, byli w niej przedstawiciele polskiej społeczności żydowskiej, Leon Alter, dyrektor żydowskiego towarzystwa emigracyjnego i inżynier Salomon Dyk, ekspert dla osadnictwa rolnego, szczególnie obeznany z osadnictwem żydowskim w Palestynie, a także autor książek podróżniczych, czyli nasz Arkady Fiedler. Głównymi osadnikami mieli być głównie obywatele pochodzenia żydowskiego, którzy coraz bardziej czuli niebezpieczeństwo ze strony rosnącego w siłę Hitlera. Z planów tych nic nie wyszło, Arkady Fiedler studził emocje i wskazywał, że nie ma szans na osiedlenie się tam 30 tysięcy żydowskich kolonistów. Francuzi wyspy sprzedać nie chcieli, a potem wybuchła wojna. Madagaskar pozostał na zawsze we wspomnieniach Arkadego Fiedlera, wyspa go urzekła, wrócił tam ponownie po 18 latach. A tak napisze w swojej książce autobiograficznej: „Nęcił mnie Madagaskar, swą tajemniczością i także urokiem mieszkańców. Choćby paradoksy fauny: obok tysięcy drapieżnych krokodyli licznie żyły tam śmiesznie łagodne, potulne lemury. Choćby paradoksy flory: na wschodzie wyspy najbujniejsze puszcze tropikalne, podobne do amazońskich, a nieco dalej na suchym południu upiorne lasy kserofitowe o wysokich drzewach jak kikuty, a prawie bez liści. No i ludność, a zwłaszcza kobiety, opiewane tak gorąco przez francuskich podróżników, którzy byli zgodni co do nieodpartej kobiecości Malgaszek, przyznawali im tajemniczy wdzięk i bezprzykładny czar”. Nie będziemy w tym miejscu wchodzić w perypetie Fiedlera związane ze zwyczajami panującymi na Madagaskarze, nakazującymi w ramach gościnności zaoferowanie samotnemu gościowi żony, przejdziemy natomiast do czasów II wojny światowej.
Wojna zastała Fiedlera na Tahiti, on jednak pragnął walczyć dla Polski, więc przetransportował się francuskim statkiem najpierw do Francji, by wstąpić do Wojska Polskiego, a gdy ta padła, do Anglii. I tam postanawia napisać książkę o polskich lotnikach. „Gdy we wrześniu 1940 roku zameldowałem się w Londynie u generała Władysława Sikorskiego, zdziwiłem się, że żaden z licznych na Wyspach Brytyjskich literatów polskich nie wpadł dotychczas na pomysł opisania rewelacyjnych wyczynów polskich lotników z Dywizjonu 303, o których tyle hymnów pochwalnych zamieszczała prasa angielska (...) Zaprzyjaźniwszy się łatwo zarówno z myśliwcami, jak i mechanikami, skwapliwie zabrałem się do pracy, którą postanowiłem potraktować jako szersze sprawozdanie z pola walki, pisane na gorąco, przez polskiego patriotę (...) Spośród wszystkich moich książek „Dywizjon 303” jest chyba utworem pisanym najbardziej „na żywo”, pod bezpośrednim wrażeniem rozgrywających się w 1940 roku wypadków: pierwsze stronice powstawały już podczas ostatniej fazy owego osobliwego dramatu, nazywanego Bitwą o Anglię, a ostatnie kończyłem kilkanaście tygodni później, kiedy wciąż jeszcze, niby echo owej bitwy, warczały nocą nad Londynem motory Luftwaffe i padały bomby na miasto”.
Książka „Dywizjon 303” miała olbrzymie znaczenie dla rozpropagowania bohaterstwa polskich lotników, choć na największe przeszkody w jej wydaniu, jak opisywał Arkady Fiedler, stawiali członkowie sztabu Polskich Sił Zbrojnych ulokowani w londyńskim hotelu „Rubens”, którzy nie chcieli dopuścić do pisania o młodych lotnikach powodowani małostkową zazdrością. Dopiero interwencja generała Sikorskiego położyła kres szykanom. Książka pojawiła się również w okupowanej Polsce w 1943 roku. W przygotowaniu książki do druku bardzo pomagała poznana właśnie w Londynie Włoszka Maria Maccariello, wówczas już żona Arkadego. To właśnie ona przepisała na maszynie rękopis książki (Arkady pisał zawsze piórem), chociaż wówczas praktycznie nie znała języka polskiego!
Po wojnie Arkady Fiedler wraz z rodziną wraca do „nowej” Polski. „Nie byłem zaangażowany politycznie, a więc nowy system nie powiesi mnie” - zwierzył się przyjacielowi Witoldowi Urbanowiczowi. Czasy stalinowskie uniemożliwiły mu na jakiś czas podróże, więc napisał kilka powieści dla młodzieży. Od 1956 roku (miał wówczas już 62 lata) mógł ponownie podjąć swoją pasję, odwiedził Indochiny, Brazylię, Gujanę, Madagaskar, Kanadę i kilkakrotnie Afrykę Zachodnią. Ostatnią podróż właśnie do Afryki Zachodniej odbył w 1981 roku mając 87 lat! W sumie zaliczył 30 wypraw i podróży, napisał 32 książki, które ukazały się w 23 językach (w sumie ponad 10 milionów egzemplarzy). Jak już wspomniałem w 1974 roku otwiera wraz z rodziną muzeum w Puszczykowie. Zmarł 7 marca 1985 roku i został pochowany na cmentarzu w Puszczykowie. Żona Maria dołączyła do niego w 1992 roku.
Ślady wszystkiego, o czym napisałem powyżej, znajdziecie oczywiście w różnych sektorach puszczykowskiego muzeum. Ekspozycja prezentuje eksponaty przywiezione z wypraw prowadzonych przez podróżnika, mamy tu zbiory etnograficzne, przyrodnicze, entomologiczne, religijne, ludowe rzemiosło i inne, a także związane z jego udziałem w II wojnie światowej, a zwłaszcza w Dywizjonie 303. Ja miałem to szczęście, że właściwie nie było ludzi i najwięcej czasu spędziłem właśnie w budynku poświęconym Dywizjonowi, gdzie w spokoju obejrzałem też film dokumentalny. W kolejnym z budynków, od 2003 zwiedzić można osobną ekspozycję „Tajemniczy świat Indian”. Do najciekawszych eksponatów należą maski i rzeźby obrzędowe, trofea ludzkich głów, łuki i dmuchawki, motyle tropikalne, pająki, krokodyle, kajmany, skorpiony, a także kolekcja książek Arkadego Fiedlera — 32 tytuły w 23 językach. Interesujące są zdjęcia z różnych stron świata. Od 12 maja 2008 roku na terenie muzeum w Ogrodzie Kultur i Tolerancji znajduje się też budowana przez cztery lata replika legendarnego żaglowca Krzysztofa Kolumba „Santa Maria” w skali 1:1. Uroczystego aktu przecięcia wstęgi dokonał Krzysztof Kolumb, książę de Veragua, potomek w linii prostej słynnego odkrywcy. Natomiast 18 września 2011 roku obok żaglowca „wylądował” słynny myśliwiec Hawker Hurricane MK I, to również replika w skali 1:1. Poza tym w Ogrodzie Kultur i Tolerancji jest całe mnóstwo rzeźb, często w oryginalnej wielkości, ważnych dla rozwoju poszczególnych cywilizacji, nie będę ich tutaj wymieniał, wspomnę tylko, że w 2003 roku powstała tu kopia (w skali 1:9) największego stojącego Buddy (53 m), posągu z doliny Bamjan w Afganistanie, który został doszczętnie zniszczony przez talibów w 2001 roku.
Muzeum nie ma tak modnej dzisiaj otoczki multimedialności i interaktywności, ale ma coś niepowtarzalnego; autentyczność. Wiemy, że kto stoi za tymi eksponatami osobiście wybrał się na koniec świata, aby je odkryć, zbadać i nam przybliżyć. I robił to przez całe swoje życie. Do mnie osobiście bardzo przemawia fakt, że większość swoich podróży Arkady Fiedler odbył będąc człowiekiem „po sześćdziesiątce”, co oznacza, że nigdy nie jest za późno na pierwszy krok, od którego zawsze się zaczyna nawet najdalsza wyprawa. I jeszcze jeden bardzo znany cytat z Arkadego: „Mój ojciec nauczył mnie kochać rzeczy, obok których inni ludzie przychodzili obojętnie”. Fundamentalna sprawa dzisiaj, kiedy niemal wszyscy obok wszystkiego przechodzą obojętnie bo wpatrzeni w ekrany swoich smartfonów. Naprawdę warto zrobić ten pierwszy krok w Puszczykowie.
opr. mg/mg