Opactwo w Lubiążu jest naprawdę ogromne - trzy razy większe od Wawelu w Krakowie i ma 2,5 hektara dachu. Ten drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie, należał kiedyś do cystersów z przepięknymi wnętrzami, jak sala książęca i refektarz letni.
Jeszcze przed wyjazdem do Lubiąża na Dolnym Śląsku słyszałam od jednego z przyjaciół, że na pewno warto odwiedzić to największe opactwo cystersów na świecie. Na dodatek nazywane jest arcydziełem śląskiego baroku. Po przyjeździe, stojąc na wprost głównego wejścia do opactwa okazało się, że sama jego fasada jest gigantycznie długa, ma 223 metry i posiada ponad 600 okien. A w skład zespołu klasztornego wchodzą: kościół pw. Wniebowzięcia NMP, klasztor, pałac opata, kościół pw. św. Jakuba i zabudowania gospodarcze. Wiadomo, że w kościele klasztornym pw. Wniebowzięcia NMP znajdują się nagrobki Piastów Śląskich oraz mumie cysterskich opatów i zakonników. Do naszych czasów w dobrym stanie zachowało się ich 98.
Opactwo przetrwało przez wiele wieków, a potężnych zniszczeń dokonano niestety w ciągu ostatnich, mniej więcej 80 lat. Ten czas wydaje się krótki w porównaniu do tego, jak długo istnieje klasztor, a jednak to możliwe. Od lat 90. XX wieku odnowiono jedynie trzy sale, a w ruinie jest jeszcze kilkuset pozostałych, bo na odrestaurowanie całości Fundacji Lubiąż nie udało się pozyskać pieniędzy od sponsorów i państwa. Potrzeba na to moim skromnym zdaniem milionów, a może nawet miliardów złotych. Ale już teraz to, co odnowiono, warte jest zobaczenia. Jednak zacznijmy od początku, czyli od przedstawienia miejsca, w którym obecnie kręcone są filmy i teledyski, organizowane festiwale. Sporo informacji przekazała nam pani przewodnik na miejscu, a resztę można było doczytać na przykład na portalu Fundacji Lubiąż.
Rozkwit z cystersami
Opactwo powstało na polu, na skrzyżowaniu dwóch rzek, z których jedną jest Odra. Jego początki sięgają jesieni 1163 roku kiedy Bolesław I Wysoki, czyli wnuk bardziej nam znanego z historii Bolesława Krzywoustego, mógł powrócić na Dolny Śląsk po 17 latach wygnania. W jego orszaku przybyło kilku cystersów, którzy pochodzili z Pforty nad Saalą w Turyngii. To im Bolesław I Wysoki podarował gród Lubiąż, jedną z najstarszych przepraw rzecznych przez Odrę i targ oraz kościół św. Jana. Nadanie zostało zatwierdzone w 1175 roku specjalnym dokumentem.
„Wiek XIV to okres szczytowego rozkwitu gospodarczego i kulturalnego średniowiecznego opactwa, będącego wówczas centrum produkcji literackiej i historiozoficznej Śląska. Jego posiadłości dzięki licznym darowiznom i zakupom sięgają od Wielkopolski przez Śląsk do Małopolski. Ten systematyczny rozwój przerywają w latach 1428 – 1432 wojny husyckie i zapoczątkowują długi okres powolnego upadku, trwający do 1492 roku. Przez cały wiek XVI rządzący zakonem opaci z różnym skutkiem próbowali odbudować gospodarkę i życie klasztorne. Jednak dopiero po wojnie trzydziestoletniej, za rządów najznakomitszych opatów: Arnolda Freibergera (1632 – 1672) i Jana Reicha (1672 – 1691) rozpoczyna się długi, bo ponad stuletni okres odbudowy, rozkwitu gospodarczego i kulturalnego fundacji klasztornej” - czytam na portalu Fundacji Lubiąż.
W tym czasie powstają nowe obiekty: pałac opata, klasztor, browar, piekarnia, szpital i wiele innych zabudowań gospodarczych. Przebudowano także wnętrze klasztornego kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny nadając mu barokowy wystrój i wyposażenie. Tak powstał kompleks należący do dzisiaj do największych tego typu w Europie Środkowej. W jego wnętrzu znajdowały się: sala książęca, biblioteka, jadalnia opata, refektarz letni i ponad 300 innych pomieszczeń ozdobionych płótnami malarza śląskiego Michaela Willmanna, malowidłami Philipa Christiana Bentuma i Felixa Schefflera oraz rzeźbami Frantza Mangoldta i Matthiasa Steinla.
Pruskie represje i tranzystory
Okres świetności klasztoru kończy się wraz z przejściem Śląska pod panowanie pruskie w 1740 roku. Odczuł on boleśnie ciężar fiskalnej polityki Fryderyka II, a także narażony był na liczne represje króla wrogo nastawionego do katolików. Ostatecznie w 1810 roku król pruski zdecydował o sekularyzacji opactwa lubiąskiego. Po 650 latach zakon w Lubiążu przestał istnieć. Władze pruskie wywiozły z klasztoru 471 obrazów, w tym z kościoła i pałacu 63 płótna Michaela Willmanna i wiele rzeźb, monet i instrumentów muzycznych.
Budynki opactwa zamienione zostały na szpital, a kościół św. Jakuba najpierw na arsenał, a potem oddano go gminie ewangelickiej. Od 1823 roku w klasztorze mieścił się szpital dla umysłowo chorych pacjentów z rodzin arystokratycznych, a budynki gospodarcze, mieszkalne i pałac stały się własnością państwowej stadniny koni.
Tak działo się do II wojny światowej, w czasie której w klasztorze uruchomiona została produkcja na potrzeby wojenne. Pracowali tam więźniowie z obozu pracy przymusowej. Jak opowiadała pani przewodnik, w opactwie istniał ośrodek badawczy niemieckiej firmy Telefunken i właśnie tam wynaleziono prototyp tranzystora. Wiosną 1944 roku z pałacu i kościoła Niemcy zabrali resztę obrazów Willmanna i być może rozebrali stalle. Natomiast rzeźby i wystrój kościoła oraz pałacu opata przewieźli do różnych kościołów, muzeów i nie tylko.
Cel szabrowników
Po zakończeniu wojny przez trzy lata w klasztorze istniał szpital dla żołnierzy Armii Radzieckiej. Dochodziło do potężnych zniszczeń, w zimie Rosjanie palili co się dało, a inne rzeczy rozkradali. W poszukiwaniu insygniów władzy Piastów śląskich zniszczyli trumny, z których wyrzucili zwłoki. Potem większości ciał nie udało się zidentyfikować, a tak na pewno rozpoznano jedynie mumię Willmanna.
Potem opactwo nie miało gospodarza i praktycznie na jego teren mógł wejść każdy, dlatego stało się celem szabrowników. Polacy niestety kontynuowali „dzieło” zniszczenia. Od 1950 roku opactwo wykorzystywane było częściowo przez Dom Książki i Muzeum Narodowe we Wrocławiu na magazyny. Ale brak gospodarza sprawił, że obiekt nadal ulegał grabieży i był niszczony. W 1962 roku Wojewódzki Konserwator Zabytków we Wrocławiu rozpoczął prace mające na celu ratowanie opactwa, jednak ciągle brakowało pieniędzy, nie wystarczyło nawet na dokończenie prac zabezpieczających przed dalszym niszczeniem.
Jeszcze u schyłku czasów PRL na terenie opactwa oficerowie kontrwywiadu poszukiwali skarbów III Rzeszy, czyli na przykład złota z niemieckiego banku wrocławskiego. Słynęli z tego płk Stanisław Siorek i gen. Czesław Kiszczak, który miał nawet wydać zgodę na stworzenie w tym celu specjalnej grupy operacyjnej. A kiedy na dziedzińcu klasztoru wykopana została skrzynia ze 1290 srebrnymi i 64 złotymi XVII-wiecznymi monetami duńskimi, szwedzkimi i francuskimi, zabrano je. Tylko 89 z nich przekazano do Muzeum Narodowego we Wrocławiu, a resztę postanowiono sprzedać.
Przywrócić dawną świetność
Po grabieżach w opactwie pozostały między innymi pomieszczenia zabite deskami, ściany obdarte z tynków, zacieki na murach, instalacje siłą wyrwane ze ścian i głębokie dziury w murach. Dlatego „Wiosną 1989 roku kilka osób, dla których uratowanie tych obiektów stało się bardzo ważną sprawą, opracowało koncepcję, przygotowało dokumenty formalne, znalazło fundatorów i 9 września 1989 roku w Sądzie Gospodarczym w Warszawie zarejestrowało fundację o nazwie: Fundacja Lubiąż” - czytam na portalu opactwa. Jako główny cel swojej działalności fundacja wyznaczyła sobie remont zabytkowego zespołu obiektów, jego adaptację do nowych potrzeb i przywrócenie mu dawnej świetności. Nie było i nie jest to łatwe, bo klasztorowi groziła katastrofa budowlana. Fundacja rozpoczęła prace pod nadzorem Wojewódzkiego Konserwatora.
Do tej pory udało się między innymi wzmocnić konstrukcję budynku klasztornego, położyć nowy dach na całym kompleksie głównym, wzmocnić konstrukcję kaplic św. Bernarda i św. Benedykta, położyć posadzkę w kościele NMP, odrestaurować sale: salę książęcą, refektarz letni, jadalnię opata. Wykonano prace konserwatorskie na elewacji i konserwację rzeźb budynku bramnego. Obecnie nadal prowadzone są prace konserwatorskie na elewacji pałacu opatów. Teraz zajrzymy do wnętrza jadalni opata, sali książęcej, refektarza letniego i kościoła Wniebowzięcia NMP.
Malowidła mistrza śląskiego baroku
W pałacu opatów, czyli w budynku, gdzie przyjmowani byli goście przybywający do opactwa, pani przewodnik pokazała nam salę książęcą i jadalnię opata. Jadalnię warto zacząć oglądać już wtedy, kiedy inni kupują bilety, bo znajduje się niedaleko kasy biletowej. Na jej suficie można podziwiać malowidła freskowe najwybitniejszego malarza śląskiego baroku Michaela Willmanna, który w latach 1660 – 1706 mieszkał i prowadził w Lubiążu rodzinną pracownię. Wykonany przez niego plafon w jadalni to kompilacja kilku dekoracji freskowych zdobiących Palazzo Farnese w Rzymie, Palazzo Pitti we Florencji i pałac Ludwika XIV w Wersalu.
Z kolei sala książęca to największe (ma powierzchnię 420 m2) i najbardziej reprezentacyjne pomieszczenie opactwa. Jej ściany zostały wyłożone kolorowym marmurem, a na suficie zobaczymy plafon - jeden z największych w Europie (ma około 300 m2), jego autorem jest Philip Bentum. Składa się na niego 10 XVIII - wiecznych płócien podwieszanych na drewnianej konstrukcji stropu. Malowidło gloryfikuje wiarę katolicką oraz dynastie Piastów i Habsburgów. Natomiast kilkanaście rzeźb znajdujących się w tej sali wyszło spod ręki Josepha Frantza Mangoldta. Po jednej stronie są to postacie habsburskich cesarzy, a po drugiej postacie mitologiczne i alegoryczne. Do tego jeszcze zobaczymy sztukaterie Antoniego Provisore, a między oknami obrazy ukazujące historię cesarzowej Elżbiety Krystyny. Dodam, że sala ma doskonałą akustykę.
Plafon jako panorama
Połączony z pałacem opata klasztor ma kształt prostokątnego budynku z dziedzińcem. Na każdym piętrze znajduje się kilkadziesiąt cel dla mnichów. To tam znajdziemy refektarz, czyli salę jadalną w klasztorze. Jego kolorystyka i zdobienia są przepiękne. Warto przyjrzeć się nie tylko sufitowi, ale i ścianom. Autorem obrazów, które tam zobaczymy jest Felix Anton Scheffler. Artysta w 1733 roku wykonał zespół freskowych przestawień odnoszących się do funkcji, jaką pełniło to pomieszczenie. Na suficie umieścił plafon przedstawiający cudowne rozmnożenie chleba i ryb wykonany w typie malowidła freskowego nazwanego panoramą, która daje możliwość oglądania sceny z każdej strony. W czasie zwiedzania usłyszeliśmy też, że akustyka tej sali jest doskonała i podczas posiłków, w czasie których cystersów obowiązywało milczenie, słychać było nawet odgłos upuszczanej chusteczki.
Z klasztorem połączony został również kościół Najświętszej Marii Panny, którego wnętrze nie jest odnowione. Widać w nim surowe ściany i odpadający tynk. Kiedyś w świątyni znajdowały się obrazy Michaela Willmanna, dokładnie cykl jego płócien pod tytułem „Męczeństwa apostołów”. Niestety pozostała po nich tylko jedna, samotna, pusta rama. Obrazy zostały wywiezione. Z pozostawionych w kościele oryginałów, pani przewodnik pokazała nam jeszcze dwie kute bramy. Z kolei drewniane stale zostały wywiezione przez Niemców albo spalone przez Rosjan. Po wyjściu z kościoła już bez oprowadzania można iść jeszcze między innymi pod kościół św. Jakuba, czyli najstarszy budynek w opactwie. Jest kompletnie zniszczony i nie można wejść do jego wnętrza.
Praktyczne rady
Opactwo można zwiedzać od 1 kwietnia do 30 września od godz. 10.00 do 17.00, a od 1 października do 31 marca od godz. 10.00 do 15.00. Wejście zawsze o pełnych godzinach. Są wyjątkowe dni kiedy można poznać opactwo od strychu po piwnice. Najbliższy termin takiego zwiedzania ma przypaść w ostatni weekend sierpnia, najlepiej sprawdź na stronie fundacji Lubiąż. Na koniec - będąc w Lubiążu zajrzyjcie jeszcze do sąsiadującego z opactwem kościoła św. Walentego należącego do parafii pod tym samym wezwaniem, który wzniesiono w latach 1734–43. Warto.
Opiekun 15/2022