Tyniecka opowieść

Wspomnienie z Tyńca

Tyniec znów jak dawniej jest zielony w roju pszczół i ptaków roztańczeniu. Pacierzami szczelnie otulony przebogaty w organowym brzmieniu.

Opactwo tynieckie rozsiadło się na skale nadwiślańskiej. Przemawia swoją dostojną historią i pociąga niezwykłym urokiem. Mnisi św. Benedykta modlą się tu od wieków, a chorał gregoriański spływa błogosławieństwem na ojczystą ziemię. Gościnni ojcowie benedyktyni otwierają swoje bramy tym, którzy w zgiełkliwym świecie chcą usłyszeć Boga w ciszy monasteru.

Kocham chłód tynieckiej świątyni, długie korytarze, pracowitych ojców i braci oraz zapraszające ciepłem ogrody ze skalnym cyplem, zawieszonym nad Wisłą.

W pamiętny czerwcowy dzień chłonąłem ciszę otoczenia oraz mądrość słów ojca rekolekcjonisty, tak bardzo do mnie i do innych osób przemawiających. Jednak w trakcie rekolekcji okazało się, że muszę się udać do podkrakowskiej parafii, aby przygotować wiernych na patronalną uroczystość. Podjąłem się tego zadania z trudem. Dlaczego właśnie ja, i do tego podczas trwania rekolekcji zakonnych? Parafia powitała mnie pracowitym rytmem. Przez trzy dni głosiłem słowo Boże. W wolnych chwilach szedłem do ogrodu plebańskiego, aby tam odnaleźć coś z tynieckiego klimatu.

Ksiądz prałat wraz z gronem kapłanów okazał mi wiele życzliwości. Płynął czas... Nadszedł dzień odpustu świętych Apostołów Piotra i Pawła. Całość uroczystości nacechowana tradycyjną niedzielno-odpustową polską pobożnością. „Właściwie po co ja tu przyjechałem...”? — myślałem sobie.

Ale Pan Bóg ma swoje przedziwne drogi. Podczas wieczornej Mszy św., po wygłoszeniu ostatniego kazania, usiadłem w konfesjonale. Chciałem popatrzeć na architekturę świątyni i spokojnie podumać o kapłańskiej doli. Nagle z mroku kościoła wyszedł mężczyzna w średnim wieku i ku memu zdziwieniu poprosił o spowiedź. Była to długa rozmowa, obejmująca okres 20 lat... W miarę wchodzenia w treść sakramentu, dostrzegałem cudowne działanie łaski, drążącej wnętrze spowiadającego się, wnętrze zamknięte przez tak długi czas na iskrę Bożą, rozświetlającą mroki duszy... Penitent szczęśliwy odszedł od konfesjonału. A ja podziękowałem Panu, że posłużył się moją osobą w odnalezieniu serca tak długo za Nim tęskniącego. Zrozumiałem wtedy dziwne zamysły Opatrzności posługującej się ludźmi, mającej swoje nieodgadnione sposoby przemiany ludzkich serc.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama