Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (25/2003)
Tak pytała przed laty w jednej ze swych uroczych piosenek, którą bardzo lubiły dzieci moje i nie tylko - mała Natalka. Tylko, że wtedy jeszcze dominował tradycyjny model rodziny, tworzony przez mamę, tatę i dzieci, więc to pytanie było dla każdego zrozumiałe. Owszem, zdarzało się, że ten czy ów bobas wychowywał się u boku samotnej matki albo ojca, ale to były wyjątki. Obecnie jednak, mniej więcej od dwu dziesięcioleci, coś się zmienia: z roku na rok przybywa nam dzieci, które żyją i mieszkają już tylko z jednym rodzicem. Najczęściej jest to matka.
Wiem coś o tym, bo kiedy przed kilku laty pracowałem dodatkowo w szkole jako belfer - byli tacy, którzy nazywali mnie wówczas „panem katechezą”! - widziałem, jak każdego roku zmniejsza się ilość dzieci w klasach, a zarazem wzrasta liczba tych, które żyją u boku samej tylko mamy. Rodziło to, rzecz jasna, swoiste problemy katechetyczne. Bo przecież trudno było zrezygnować z mówienia dzieciom na lekcjach religii o tym, że Pan Bóg jest Ojcem i to dobrym Ojcem, pełnym miłosierdzia. Tylko do jakich skojarzeń się można się było wtedy odwoływać, skoro dla niejednego malucha słowo „ojciec” albo już nic nie znaczyło, albo przywoływało wyłącznie bolesne wspomnienia i karykaturalny obraz taty, który odszedł „w siną dal”? Bywało jednak i tak, że mama - po rozstaniu z tatą - zamieszkała pod jednym dachem z przygodnym „wujkiem”. Trzeba było wiele taktu i delikatności, aby w takiej powikłanej sytuacji nie zranić nieszczęsnego dziecka. Nie było jednak powodu, aby udawać, że ten pan jest substytutem taty; zwłaszcza gdy owi „wujkowie” co pewien czas się zmieniali. Wierzcie, zacni utracjusze raju, że niełatwo czasem być katechetą...
Co powie tata? - to pytanie stawia najczęściej małe dziecko. Bo kiedy już podrośnie i stanie się młodziakiem, albo pannicą, to, najczęściej, ulega przeświadczeniu, że samo doskonale wie, co „stary” może mieć do powiedzenia na ten czy tamten temat. To taki szczególny czas, kiedy dziecko nie tylko przestaje pytać, ale i bardzo krytycznie zaczyna się odnosić do ojcowskich poglądów i wyborów życiowych. Bywa czasem bezlitosne w swych opiniach, toteż nie jest to najłatwiejszy czas w życiu ojca. Ale jednak bardzo potrzebny i niezwykle ważny, zarówno dla dziecka, które podejmuje próbę wyzwolenia się z tego wszystkiego, co odziedziczyło, jak i dla samego ojca. Bo pozwala mu krytycznie spojrzeć na samego siebie. Po latach często nadchodzi taki moment, w którym dorosłe już dziecko zaczyna się zastanawiać, co też powiedziałby na to wszystko ojciec? Aby to jednak mogło kiedyś nastąpić dziecku potrzebna jest stała obecność taty.
I dlatego szczerze żal dzieci, które zostały pozbawione możliwości dorastania u boku ojca. Jeśli to dziewczynka, należy się martwić o jej przyszłe relacje z mężczyznami, zwłaszcza mężem i synem, a jeśli chłopak - o to, jaki będzie kiedyś z niego mąż i ojciec? Cóż, skoro brak im było na co dzień wzorca męskości...
Powiadają, że mężczyzna to taki człowiek, który może być ojcem. Warto o tym pamiętać zwłaszcza w naszych czasach, kiedy wartość ojcostwa bywa coraz częściej kwestionowana. Ale przede wszystkim trzeba podjąć trud docenienia tego, co każdy z nas otrzymał w darze od własnego ojca. Bo wtedy, być może, będzie szansa, że i nasze ojcostwo stanie się kiedyś w pełni dojrzałe. Ściskam serdecznie dłonie wszystkim zacnym ojcom, ojczulkom, tatom i tatusiom.
opr. mg/mg