Dobrobyt i rodzina

Czy dobrobyt powoduje obumieranie? Jeśli spojrzymy na społeczeństwa Europy Zachodniej, odpowiedź wydaje się oczywista...

Jeżeli jesteś biedny, nie masz innej możliwości: musisz zainwestować w rodzinę!

Charles de Gaulle

Obecnie dochodzi do swoistego paradoksu - przedstawiciele liberalizmu gospodarczego, a więc przeciwnicy ingerencji państwa w procesy ekonomiczne, apelują do rządzących o prowadzenie aktywnej polityki prorodzinnej.

Od końca lat sześćdziesiątych w krajach zachodnich daje się zaobserwować zjawisko rozpadu tradycyjnego modelu rodziny. Maleje liczba zawieranych małżeństw, rośnie natomiast liczba rozwodów. Legalizacja aborcji spowodowała masowość tego procederu, co w połączeniu z tzw. rewolucją antykoncepcyjną zaowocowało tym, że wskaźniki przyrostu naturalnego pokazują krzywą ostro opadającą w dół, a społeczeństwa gwałtownie starzeją się. Jednocześnie pojawiają się nowe formy związków zarówno dwu-, jak i jednopłciowych, coraz więcej dzieci zaś wychowywanych jest w tzw. wolnych związkach lub tylko przez jedno z rodziców.

Do tej pory zachowanie równowagi demograficznej w społeczeństwach zachodnich możliwe było dzięki istnieniu rodzin wielodzietnych. Te ostatnie zaczęły być jednak coraz bardziej niedoceniane kulturowo i upośledzane ekonomicznie. Kiedy model rodziny wielodzietnej zaczął zanikać, w krajach wysoko rozwiniętych proces zastępowalności pokoleń został zahamowany. Zdaniem wielu demografów, społeczeństwa zachodnie weszły w fazę obumierania.

Nadchodzi czas egoistów

Posiadanie dziecka przestało być przez większość rodziców traktowane jako inwestycja na przyszłość, np. w zabezpieczenie własnej starości (tę motywację wyparły powszechne ubezpieczenia emerytalne), a zaczęło być traktowane raczej jako środek do osiągnięcia satysfakcji osobistej. W tej perspektywie większa liczba dzieci postrzegana jest już jako poważny problem, gdyż wiąże się z większymi wydatkami, utratą komfortu życia i ograniczeniem możliwości zawodowych matki. Dziś większy nacisk kładzie się nie na ilość dzieci, lecz na ich „jakość". W związku z tym - jak zauważył francuski ekonomista prof. Jean Didier Lecaillon - na Zachodzie pojawiło się nowe zjawisko: „dziecko - królewicz", rozpieszczone, pełne roszczeń i wymagań, stwarzające więcej problemów wychowawczych.

Statystyki są w tym względzie nieubłagane - okazuje się, że dzieci z tzw. wolnych związków lub rodzin niepełnych znacznie częściej od dzieci wychowywanych przez ojca i matkę cierpią na zaburzenia psychiczne, wymagają specjalistycznej opieki psychologa czy też wchodzą w konflikt z prawem. Warto o tym pamiętać, gdy czyta się raporty o wzroście przestępczości i patologii społecznych wśród młodzieży, jaki nastąpił w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.

Lecaillon zauważa, że po „dziecku -królewiczu" nastąpił nowy etap - „samotnego króla". Potwierdzają to dane z wielu krajów zachodnich, mówiące o wzroście liczby osób, które nie decydują się na zawarcie małżeństwa, by do końca życia pozostać „singlami" czyli ludźmi samotnymi.

Tymi ostatnimi bardzo wnikliwie zajął się inny francuski ekonomista Philipe Saint Marc, autor głośnej książki pt. „Barbarzyńska gospodarka". Obliczył on mianowicie, że we Francji osoba samotna używa trzy razy więcej alkoholu niż pozostająca w związku małżeńskim. Wśród samobójców jest ponad dwa razy więcej kawalerów niż żonatych mężczyzn. Także osoby w stanie wolnym popełniają dwa razy więcej przestępstw niż osoby po ślubie. Poza tym stan zdrowia żonatych mężczyzn jest dużo lepszy niż kawalerów, np. ryzyko ataku serca jest u nich trzykrotnie mniejsze. To wszystko - jak zauważa Saint Marc - ma swoje następstwa ekonomiczne: stabilna rodzina sprzyja bezpieczeństwu społeczeństwa i podnosi jego kondycję zdrowotną, a tym samym pozwala uniknąć wielu wydatków związanych z wymiarem sprawiedliwości i służbą zdrowia.

Wszystko to powoduje, że niedawno australijscy uczeni z Uniwersytetu w Sydney zaczęli publicznie podnosić kwestię ograniczenia możliwości rozwodów - bynajmniej nie z przyczyn moralnych, lecz ekonomicznych.

Obumieranie cywilizacji

Kolejny francuski ekonomista Alfred Sauvy stwierdził, że nie było do tej pory w historii świata kraju, który osiągnąłby trwały rozwój gospodarczy podczas stagnacji demograficznej. Starzenie się społeczeństw nie pozwala bowiem zaspokoić w pełni potrzeb odnowy i rozwoju technologicznego.

Mniejsza dzietność zachodnich społeczeństw to także groźba całkowitego załamania się systemów socjalnych, a zwłaszcza ubezpieczeń emerytalnych. Te ostatnie opierają się bowiem na zasadzie, że generacja dziś aktywna zawodowo płaci na emerytury osób starszych, aby z czasem, kiedy sama się zestarzeje, być utrzymywana przez następne pokolenie. Istotą całego systemu jest więc inwestowanie w dzieci, czyli wydawanie na świat i wychowywanie tych, którzy będą na te emerytury pracować. Otóż dzisiaj w wielu krajach ten warunek przestał być spełniany i jedynym ratunkiem przed zawaleniem się systemów emerytalnych jest ściąganie taniej siły roboczej z krajów biedniejszych, głównie islamskich. To zaś stwarza już dziś coraz więcej problemów, gdyż często mniejszość muzułmańska nie chce integrować się w nowym otoczeniu i tworzy swoiste getta. Ponieważ dzietność wśród diaspory mahometańskiej pozostaje na wysokim poziomie -następuje pełzająca islamizacja Starego Kontynentu.

Starzejące się społeczeństwa cechuje nie tylko ogromny wzrost wydatków na środki medyczne czy finansowanie emerytur. Charakteryzuje je również mniejsza ruchliwość i elastyczność oraz niechęć do innowacji - a więc niedobór cech bardzo pożądanych we współczesnej działalności gospodarczej. Ekonomiści mówią dziś o teorii „twórczej presji", w myśl której wzrastający przyrost naturalny wpływał kreatywnie na społeczeństwa, zmuszając je do poszukiwania i tworzenia nowych źródeł bogactw. Brak demograficznej presji powoduje z kolei twórczą stagnację.

Moc tkwi w rodzinie

Nic więc dziwnego, że coraz częściej ekonomiści zaczynają zwracać uwagę na zdrową rodzinę jako czynnik gwarantujący w dłuższej perspektywie czasowej trwały wzrost gospodarczy. Jednym z najbardziej znanych przedstawicieli tego nurtu we współczesnej myśli ekonomicznej jest profesor Uniwersytetu w Chicago, laureat Nagrody Nobla w 1992 roku - Gary Becker. Co ciekawe, chociaż reprezentuje on kierunek liberalny w ekonomii, dał się poznać jako twórca teorii kapitału społecznego. Według niego, to nie baza materialna, lecz człowiek stanowi podstawę kapitału, zaś postęp i rozwój społeczny zależą od mocnej pozycji rodziny. Amerykański noblista znany jest także jako twórca ekonomicznej teorii rodziny. Obliczył on mianowicie, że rodzina i praca w niej wykonywana przynoszą aż 30 procent dochodu narodowego.

Do podobnych wniosków doszedł inny współczesny myśliciel Francis Fukuyama, autor książki o zaufaniu jako kapitale społecznym. Jego zdaniem, niezbędnym warunkiem tworzenia dobrobytu jest wzajemne zaufanie między partnerami gospodarczymi, zaś środowiskiem, które szczególnie sprzyja pojawianiu się ludzi godnych zaufania, jest dobrze funkcjonująca rodzina.

Wychowywanie i kształcenie dzieci, jak zauważył wspomniany już prof. Lecaillon, to również tworzenie bogactwa ekonomicznego. Według niego, zdrowa rodzina w dłuższej perspektywie czasowej tworzy wolny rynek oraz zabezpiecza rozwój przedsiębiorczości. Jest ona wręcz warunkiem dobrobytu państwa. Francuski ekonomista stwierdza, że rodziców, którzy zdecydowali się na posiadanie potomstwa, zwłaszcza licznego, charakteryzuje duch innowacji i ryzyka oraz skłonność do oszczędzania, a więc cechy pożądane we współczesnej gospodarce.

Tak więc dochodzi do swoistego paradoksu - przedstawiciele liberalizmu gospodarczego, a więc przeciwnicy ingerencji państwa w procesy ekonomiczne, apelują do rządzących o prowadzenie aktywnej polityki prorodzinnej. Wszystko zaś w trosce o ekonomiczną przyszłość Zachodu.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama