W Polsce rodzina otaczana jest tradycyjnie ogromnym szacunkiem, jednak coraz mocniej zaczyna nas dotykać kryzys rodziny, czego dowodem są zmieniające się obyczaje i trendy demograficzne
Zapewne większość polskich rodzin odnajduje się w obecnej rzeczywistości: rodzice kochają swoje dzieci i siebie nawzajem, wspierają się i dbają o swoje małe wspólnoty. Nie można jednak nie zauważać, że w wyniku szybko zachodzących zmian kulturowych, ubóstwa i bezrobocia, działań środowisk wprost podważających znaczenie małżeństwa i rodziny, zmasowanego upowszechniania treści antyrodzinnych w kulturze masowej czy braku aktywnej polityki społecznej na rzecz rodzin sytuacja dużej liczby polskich rodzin jest kryzysowa.
Rodzina w ostatnich kilkunastu latach podlegała ogromnym przemianom. Symptomami tego są niska dzietność, upowszechnienie rozwodów, coraz częstsze wybieranie samotnego życia przez osoby dorosłe, odkładanie decyzji o zawarciu związku małżeńskiego. Nie może uspokajać to, że w badaniach społecznych rodzina jest wymieniana jako centralna wartość i niemal wszyscy wypowiadają się o niej pozytywnie.
Najbardziej spektakularnym wskaźnikiem kryzysu rodziny w Polsce jest niska dzietność, nie zapewniająca już prostej zastępowalności pokoleń. Ludzie mają mniej dzieci, niż początkowo zamierzali, ponieważ — jak twierdzą — nie dysponują odpowiednimi warunkami bytowymi. A państwo zwalnia się ze swoich obowiązków i w rzeczywistości robi niewiele, aby tym, którzy pragną większej liczby dzieci, ułatwić stworzenie wielodzietnej rodziny. Cenę za takie podejście zapłacą nie tylko wspólnoty rodzinne, lecz także całe społeczeństwo — z powodu osłabienia rozwoju gospodarczego czy perturbacji systemu świadczeń emerytalnych.
Duży procent polskich rodzin żyje niezwykle skromnie. W 2008 r. ponad 2 mln osób żyło w skrajnym ubóstwie, a 4 mln osiągało dochody poniżej ustawowej granicy ubóstwa, uprawniającej do uzyskania świadczeń z pomocy społecznej. Ubóstwo szczególnie dotkliwie dotyka rodziny wielodzietne, z trojgiem i więcej dzieci. W 2009 r. około 36 proc. małżeństw z co najmniej czworgiem dzieci na utrzymaniu żyło w sferze ubóstwa ustawowego, a około 21 proc. — w sferze ubóstwa skrajnego. Taka sytuacja bynajmniej nie zachęca do posiadania większej liczby dzieci, co skutkuje zapaścią demograficzną.
Narastającym problemem społecznym są rozwody. Ich liczba waha się w ostatnich latach w granicach 70-75 tys. rocznie. Oznacza to, że rozwód dotyka rocznie około 250 tys. osób (rodziców i ich dzieci), a w ciągu najbliższych dziesięciu lat będzie to ponad 2,5 mln osób! To ogromna liczba ludzi, którzy doświadczą negatywnych skutków rozpadu małżeństwa, takich jak m.in. problemy psychologiczne i materialne, osamotnienie — w tym w wychowywaniu dzieci. Mimo tak trudnej sytuacji nie stosuje się środków zaradczych, by ratować małżeństwa, na przykład poprzez upowszechnienie mediacji czy poradnictwa małżeńskiego, a problem ten nie jest przedmiotem debaty społecznej. Rozpadają się też coraz powszechniejsze związki konkubenckie. Razem wziąwszy, zmierzamy ku coraz większej samotności osobistej oraz ku upowszechnieniu samotnego wychowywania dzieci przez matki. Mamy też problem z marginalizacją znaczenia ojców — nie tylko na tle rozpadów związków małżeńskich. A przecież dzieci do prawidłowego rozwoju potrzebują obojga rodziców: i matki, i ojca. Brak ojca lub jego niedostateczna rola w wychowaniu nie zostaną zastąpione przez nikogo i spowodują trwałe skutki w osobowości dziecka.
Oznaką kryzysu rodziny jest też wzrost liczby dzieci, które wychowują się w opiece zastępczej. Dzisiaj w takiej sytuacji znajduje się prawie 100 tys. dzieci, chociaż ich rodzice biologiczni żyją. To dużo więcej niż 20 lat temu, gdy rodziło się dwa razy więcej dzieci. Jeśli tyle rodzin niedostatecznie opiekuje się potomstwem, to należałoby raczej rozwijać skuteczną profilaktykę, a rzadziej stosować tak drastyczną interwencję jak zabieranie dzieci z rodziny biologicznej.
Mimo takiej sytuacji rodziny w Polsce niewystarczająco walczą o swoje prawa i rzadko organizują się w celu rozwiązywania swoich problemów. Niewystarczająco też dbają o swoją spójność i często ulegają niekorzystnym wzorcom kultury masowej, m.in. w wychowaniu dzieci. Tym łatwiej władze publiczne marginalizują problemy rodzin. Symptomatyczny jest tu brak rządowego programu polityki rodzinnej czy stopniowa likwidacja systemu świadczeń rodzinnych (zasiłków rodzinnych i dodatków do nich).
W porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej środki przeznaczone na politykę rodzinną są w Polsce najniższe. Skumulowane wydatki na dzieci są u nas o połowę mniejsze niż w Portugalii, a zasięg ubóstwa polskich dzieci jest najwyższy w UE.
W miarę przemian, jakie przechodzi rodzina, czy nierozwiązanych zjawisk bezrobocia i ubóstwa problemy wokół rodzin będą narastać. Dlatego tak ważne jest zrozumienie, co rodzinie zagraża, i podjęcie zdecydowanej walki o jej trwałość, zachowanie autonomii i należyty status ekonomiczno--kulturowy. Nie powinniśmy ulegać presji antyrodzinnej kultury masowej i środowisk działających na rzecz osłabienia rodziny (choćby poprzez propozycje legalizacji związków partnerskich czy niewłaściwe rozwiązania dotyczące przemocy w rodzinie, godzące w jej autonomię i utrudniające wychowanie dzieci). Rodziny muszą się bronić i organizować w stowarzyszenia wspierające ich funkcje i broniące ich praw. Taką potrzebę powinny dostrzec również środowiska opiniotwórcze i polityczne. Polityka rodzinna państwa i samorządów lokalnych nie może być łaską, powinna być zasadniczym obowiązkiem!
Jeśli nie zrozumiemy, że współczesne trendy zmierzające do osłabienia rodzin są groźne, i nadal będziemy sądzili, że rodzina sobie jakoś poradzi, to rodzina jako podstawowa wspólnota będzie taką dla coraz mniejszej liczby ludzi.
opr. mg/mg