Pozwalają dzieciom zabijać dzieci

Nastoletnie matki unikające odpowiedzialności przez stosowanie środków wczesnoporonnych - później zniszczone fizycznie i psychicznie dorosłe kobiety. Czy taką rzeczywistość chcemy proponować naszej młodzieży?

Pozwalają dzieciom zabijać dzieci

Nastoletnie matki unikające odpowiedzialności poprzez stosowanie środków wczesnoporonnych, później zaś zniszczone psychicznie i fizycznie dorosłe kobiety, często bezpłodne i nie potrafiące odnaleźć szczęścia w życiu. Oderwane od rodziców, przed którymi ukrywają, jak wiele razy sięgnęły po środki wczesnoporonne. Nie w Polsce, katolickiej i przywiązanej do tradycji? A jednak...

Podjęta 5 stycznia decyzja Komisji Europejskiej o zezwoleniu na sprzedaż bez recepty tzw. antykoncepcji awaryjnej i przyznanie rządom państw członkowskich UE swobody decyzji w tej sprawie posłużyły polskiemu Ministerstwu Zdrowia — coraz bardziej przeistaczającemu się w ministerstwo śmierci — do narzucenia krajowym farmaceutom obowiązku sprzedaży środków wczesnoporonnych bez recepty i bez ograniczeń wiekowych. Oznacza to, że nawet dziesięcio- czy dwunastoletnie dziewczynki będą mogły zaopatrzyć się w ten specyfik bez pytania o zgodę rodziców i bez informowania ich o tym.

Nie ma żadnych wątpliwości, że to prosta droga do anihilacji narodu polskiego, zerwania więzi rodzinnych, nieformalne ograniczenie praw rodzicielskich, a także złamanie Konstytucji RP, gwarantującej przecież poszanowanie godności i życia ludzkiego, oraz ustawy zwanej „kompromisem aborcyjnym”.

Eksperci nie mają wątpliwości: decyzja resortu zdrowia to bezprawie

Analiza dokonana przez prawników z Instytutu Kultury Prawnej Ordo Iuris nie pozostawia złudzeń co do rzeczywistego charakteru decyzji Ministerstwa Zdrowia:

Na mocy przepisów polskiej Konstytucji, ugruntowanego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego oraz ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży aborcja jest co do zasady przestępstwem. Zasadnie Trybunał Konstytucyjny podnosił bowiem, że życie dziecka poczętego „pozostaje pod ochroną prawa od chwili poczęcia, zaś wszelkie czyny zmierzające do pozbawienia go życia, w tym w szczególności przerwanie ciąży, są generalnie zakazane” (wyrok TK z 28.05.1997r., K 26/96). Dopuszczalne wyjątki od tej generalnej zasady określa ww. ustawa.

Zatem, wbrew stanowisku lobby producentów środków wczesnoporonnych, prawo krajowe traktuje środki o działaniu zmierzającym celowo do uniemożliwienia zagnieżdżenia się zarodka (działanie wymierzone w dziecko poczęte) jako środki objęte zakazem wynikającym z ochrony prawnej przyznanej dziecku na wczesnym etapie rozwoju, tak w drodze gwarancji konstytucyjnych, jak i art. 1 ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (Dz.U. 1993, Nr 17, poz. 78 ze zm.). Nawet kontrowersyjne przyjęcie, że z medycznego punktu widzenia „ciąża” rozpoczyna się z chwilą zagnieżdżenia zarodka, nie daje zatem podstaw do stwierdzenia, że ochrona życia gwarantowana w polskim systemie prawa pomija wcześniejszy okres rozwoju życia poczętego — bowiem, jak wskazuje w cytowanym wyroku Trybunał Konstytucyjny, wszelkie czyny zmierzające do zakończenia życia poczętego są generalnie zakazane, a przerwanie ciąży jest tylko jednym z działań objętych tym zakazem.

Głos ten został jednak przez rząd kompletnie zlekceważony, podobnie zresztą jak prawa obywatelskie.

„Leki”, które niosą śmierć i cierpienie

Co więcej, zdaniem resortu zdrowia środki wczesnoporonne to „leki”, ewentualnie „produkty lecznicze”. Pytanie tylko, co niby miałyby leczyć. I od kiedy ciąża to choroba? Na to pytanie wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki nie odpowiedział. Zresztą, nikt z parlamentarzystów go o to nie pyta, podobnie zresztą jak biernie poddający się zabiegowi anihilacji, chętnie łykający propagandę obywatele, jak ognia unikający prawdy o tych specyfikach, a jeszcze bardziej — odpowiedzialności.

Igor Radziewicz-Winnicki podkreślał, że „to nie kwestie światopoglądowe decydują, czy lek będzie wydany bez przepisu lekarza, ale względy bezpieczeństwa i ocena stricte medyczna”. Dla kogo środek wczesnoporonny — gdyż dokładnie to kryje się pod eufemizmami „antykoncepcja awaryjna” czy „tabletki po” — jest bezpieczny? Dla kobiety, u której wywołuje poważne konsekwencje zdrowotne, prowadząc do zaburzeń hormonalnych, a niekiedy nawet do trwałej bezpłodności? Czy może dla dziecka, które zabija, zanim jeszcze zdoła się zagnieździć w łonie matki?

W tym kontekście słowa wiceministra zdrowia, że „w przypadku tego leku uznano, że jego stosowanie jest na tyle bezpieczne, że może być on używany przez pacjentów bez uprzedniej konsultacji medycznej”, brzmią niczym ponury żart.

„Zespół z niepokojem podkreśla, że stosowanie tzw. antykoncepcji doraźnej otwiera drzwi do istotnej zmiany kulturowej postaw i relacji międzyludzkich: propaguje swobodę seksualną i brak odpowiedzialności za podejmowanie relacji intymnych, banalizuje seksualność człowieka, niszczy ideał wyłączności relacji między kobietą i mężczyzną oraz pozwala na uwolnienie się od odpowiedzialności za drugiego człowieka” — czytamy w stanowisku Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych.

Pigułka „dzień po” — co należy z całą mocą podkreślić — jest preparatem bardzo inwazyjnym i niebezpiecznym dla rozwoju psychoseksualnego osób niepełnoletnich, dlatego „obowiązkiem rodziców jest sprzeciw wobec dopuszczalności swobodnego obrotu pigułką postkoitalną ze względu na dobro ich dzieci” — dodają członkowie Zespołu. „Ten sam obowiązek spoczywa na katolikach prowadzących działalność polityczną, zwłaszcza na parlamentarzystach, przed którymi rząd ponosi odpowiedzialność, i na wszystkich osobach odpowiedzialnych za dobro wspólne i integralne dobro wszystkich obywateli” — zauważają.

W opinii ekspertów z Zespołu ds. Bioetycznych całkowicie niezgodne z prawdą jest twierdzenie o spoczywającym na Polsce obowiązku wprowadzenia pigułki „dzień po” bez recepty i konsultacji z lekarzem. „Należy również wskazać, że stosowanie środka, który skutkuje śmiercią zarodka, można bez cienia wątpliwości uznać za zachowanie bezprawne i karalne w świetle polskiego kodeksu karnego oraz niedopuszczalne w świetle zasady ochrony godności człowieka, wypowiedzianej w art. 30 Konstytucji RP, od którego nie dopuszcza się w tym akcie żadnych wyjątków” — czytamy.

Ministerstwo śmierci i... kłamstwa

— To lek dopuszczony do obrotu w 2009 roku — stwierdził wiceminister Radziewicz-Winnicki. — Następnie firma zwróciła się do Komisji Europejskiej o zmianę kategorii dostępności leku wydawanego z przepisu lekarza w kierunku leku wydawanego bez przepisu lekarza, czyli tzw. leków OTC. To jest decyzja administracyjna, obowiązująca we wszystkich krajach Unii Europejskiej — oświadczył mimo faktu, że Komisja Europejska dopuściła dowolność decyzji krajów członkowskich w tej sprawie. — Ta decyzja jest obowiązująca już dzisiaj — dodał.

Arogancja polityków jest wprost niewiarygodna. Jeszcze bardziej niewiarygodny jest fakt, że dzieje się to bez żadnego sprzeciwu ze strony społeczeństwa polskiego, jakby nie zdawało sobie ono sprawy z tego, że wraz z każdą zażytą pigułką może zginąć jedno dziecko — mały, kochany szkrab, który zamiast z miłością jest traktowany z pogardą i usuwany niczym zlepek komórek rakowych.

Wobec zapowiedzi dopuszczenia do obrotu bez reglamentacji preparatu postkoitalnego (tzw. pigułka „dzień po”) Zespół Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski wyjaśnia podwójny mechanizm jego działania: przeciwowulacyjny oraz postowulacyjny, który prowadzi do wydalenia zarodka ludzkiego z ustroju matki i jego śmierć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama