Ironiczne spojrzenie na "bezpieczne dni"

Planowanie urodzeń nie jest czymś łatwym, antykoncepcja na krótką metę może się wydawać prostsza - ostatecznie są to jednak dwa zupełnie różne podejścia do płodności

Jest rok 1965. Adam Appleby, młody, 25-letni doktorant mozolnie piszący swoją pracę, ojciec trojga dzieci (Clare, Dominica i Edwarda), jest przerażony, bo jego żona Barbara być może jest znów w ciąży: rodzina żyje biednie w skromnym mieszkaniu na ostatnim piętrze starej i obskurnej kamienicy w Londynie. Małżonkowie są wierni zaleceniom Kościoła katolickiego w zakresie moralności seksualnej i kontroli urodzin, a w ukradkowym życiu intymnym prześladują ich kalendarze, termometry i poczucie winy: „Gdy zawarli małżeństwo, mieli dość mgliste pojęcie o 'bezpiecznych dniach' i ufną nadzieję na opatrzność, co dla Adama było teraz trudne do przyjęcia”. Barbara codziennie zapisuje temperaturę wskazaną przez jej dwa termometry w „małym notesie katolickim”, a Adam z zainteresowaniem śledzi związek zachodzący między rokiem liturgicznym i wykresem temperatury żony, co sprawia, że otacza „szczególną pobożnością tych świętych, których wspomnienie przypada w tzw. 'bezpiecznych dniach', natomiast odczuwa pewne wzburzenie, kiedy wśród imion widzi męczenniczki dziewice”.

Powieść opisuje niespokojny dzień młodego doktoranta, który z powodu nieustannych rozterek moralnych i praktycznych przeszkód nie potrafi znaleźć chwili spokoju, by zająć się swoimi studiami w czytelni British Museum; zamiast pracować nad swoim doktoratem, zatytułowanym górnolotnie Struktura długich zdań w trzech współczesnych powieściach angielskich, rozprasza się, a jego myśli krążą wokół dużo bardziej prozaicznych problemów, takich jak dowiedzenie się — za pomocą licznych telefonów z budek na żetony - czy jego żona jest po raz czwarty w ciąży. W tragikomicznym stylu Lodge kreśli obraz pary, która zadręcza się stosując złożone i skomplikowane metody naturalne: „Clare urodziła się dziewięć miesięcy po ślubie. Barbara udała się wówczas po radę do katolickiego lekarza, który nauczył ją prostego wzoru matematycznego, pozwalającego wyliczyć dni niepłodne. Tak prostego, że rok później urodził się Dominic”. Adam i Barbara, choć starają się żyć zgodnie z dotyczącymi tej kwestii zasadami katolickimi, patrzą z podziwem — i pewną zazdrością — na nowe postępy naukowe w zakresie antykoncepcji. Ich życie seksualne jest wyczerpujące i nawet wtedy, kiedy Adam siedzi za biurkiem w British Museum, jego umysł, zamiast koncentrować się na pracy doktorskiej, z niepokojem analizuje skomplikowane wykresy i obliczenia ilustrujące zmiany temperatury Barbary, jak też myśli z obawą, że będzie musiał utrzymać rodzinę, która wkrótce się powiększy.

We wstępie David Lodge, pisarz katolicki i profesor literatury na uniwersytecie, jasno przedstawia motywacje i idee, które zainspirowały powieść, gdzie kwestie moralne, z jakimi musiała się zmierzyć większość małżeństw katolickich na początku lat sześćdziesiątych, opisane są w sposób humorystyczny, ale nigdy nie drwiący czy szyderczy. Tematem dominującym jest nauczanie Kościoła odnośnie do kontroli urodzin (która w przypadku Adama i Barbary jest „nie kontrolą”), gdy problem stał się palący z powodu pojawienia się pigułki antykoncepcyjnej w latach poprzedzających Sobór Watykański II. Po drodze do British Museum Adam z radością dowiaduje się z artykułu w gazecie, że kiedy podczas prac soborowych „kard. Suenens zażądał radykalnej rewizji nakazów Kościoła w odniesieniu do kontroli urodzin, kard. Ottaviani stwierdził w odpowiedzi, że pary katolickie muszą ufać w Bożą opatrzność. W żadnej innej kwestii, pisze korespondent gazety, stanowiska liberałów i konserwatystów na Soborze nie są aż tak wyraźnie określone”.

The British Museum Is Falling Down to coś w rodzaju powieści eksperymentalnej, w której mieszają się różne style, przechodząc od formy epistolarnej do dziennika, od kolokwialnej do refleksji metafizycznej. David Lodge często posługuje się pastiszem, włączając do tekstu fragmenty, w których naśladuje zarówno motywy, jak style powieści różnych autorów angielskich ((Williama Goldinga, Virginii Woolf, D. H. Lawrence'a, Ernesta Hemingwaya): w piątym rozdziale, na przykład, Adam wyobraża sobie, że jest papieżem, inspirując się powieścią Hadrian the Seventh Fredericka Rolfe, natomiast rozważania na temat zdrady, świadomości grzechu i teologii noszą cechy stylu Grahama Greene'a.

Najbardziej poruszającą parodię znajdujemy w epilogu, gdzie problemy małżeńskie Adama Appleby są ukazane z perspektywy jego żony Barbary, która ze zwykłego przedmiotu myśli i doznań męża przeobraża się w podmiotową świadomość narracji i nareszcie przedstawia swój punkt widzenia. Jej wewnętrzny monolog jest wyraźną aluzją do Ulissesa Jamesa Joyce'a i nawiązuje do strumienia świadomości Molly Bloom, która również była żoną najpierw usuniętą w cień, a dopiero na zakończenie powieści odzyskującą swój głos. I w medytacji Barbary nad paradoksami seksualności, nad dziejami zalotów Adama i ich małżeństwa powoli ustaje niepokój, do tego momentu przenikający narrację, w imię mądrości, która z prostotą zdaje się na upływ czasu.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama