O ludzkim wymiarze osobowości Maryi
Wcześniej czy później wszystkie klękniemy przed Nią z podziwem: my — matki prymusów klasowych i alkoholików; dobrze ułożonych dziewcząt z manierami i panien z dzieckiem; my — matki zakonnic i aktorek, prezydentów i recydywistów, porządnych obywateli i łajdaków bez sumienia. Matki patrzące z nadzieją w dziecięce kołyski, zrośnięte z pytaniem: „Co będzie jutro?”...
Odkrycie I: Ona też się bała. Najpierw, co powie Józef na nie swoje Dziecko? Co powiedzą ludzie? Rodzina? Potem: czy zdążą uchronić małego Jezusa przed nienawiścią Heroda? Kiedy spełni się proroctwo Symeona o mieczu, który ma przeniknąć Jej serce? I czy Ona odnajdzie kiedykolwiek zagubionego w tłumie pielgrzymów Jezusa? Jak sobie poradzi po śmierci Józefa? I wreszcie: dlaczego ludzie chcą zabić Jej Syna?... Ale: wiedziała, że ze wszystkich tych dramatycznych sytuacji sam Bóg wyprowadzi Ją swoją łaską i że nie stanie się nic bez Jego woli. Jemu zaufała. To była Jej siła. To może być nasza siła.
Odkrycie II: Ona też cierpiała. Tracąc oboje rodziców we wczesnym wieku czy rodząc w stajni Pierworodnego albo uciekając do Egiptu w nieznane, kiedy mordowano dzieci innych matek. Patrzyła na śmierć męża, na drogę krzyżową, poniżenie i haniebną śmierć jedynego Syna. Na upadek Judasza i nienawiść faryzeuszy. Ale: w każdym Jej cierpieniu jest godność, jest męstwo, są łzy, jednak nie ma rozpaczy. To była Jej siła. To może być nasza siła.
Odkrycie III: Nie była królową, tylko zwykłą żydowską kobietą: żoną i matką, jakich wiele. Nie pozdrawiano Jej z honorami, nie nosiła szat z purpury i bisioru. Ludzie, patrząc na Nią, nie przeczuwali nawet, że patrzą na najdoskonalsze i najpiękniejsze ze wszystkich stworzeń Bożych. Szorowała garnki w strumieniu, gotowała soczewicę, ścieliła posłania na noc i dbała o wełnę na płaszcze dla męża i Syna. Pewnie wstawała o świcie i kładła się spać późno, bo — jak to w domu — ciągle było coś do zrobienia. Ale: zawsze żyła w łasce uświęcającej. Bóg, zachwycony taką biografią, włożył na Jej głowę koronę z gwiazd dwunastu i dał Jej niebo pod stopy. To była Jej nagroda. To może być nasza nagroda.
Odkrycie IV: Wiedziała, kiedy milczeć i czekać — i to dowodzi Jej mądrości, ale wiedziała również, kiedy mówić i działać — co z kolei dowodzi Jej zaradności życiowej. Nie podzieliła się przecież z Józefem wiadomością o cudownym poczęciu Dziecięcia, pozostawiając Bogu zupełną swobodę działania i dysponowania Jej osobą w tej sprawie. Wygrała na tym! Świadectwo samego Boga o Jej dziewictwie było niewspółmiernie silniejsze od jakichkolwiek ludzkich słów i zapewnień.
Nie mamy też w Ewangeliach doniesień o jakiejś działalności Maryi u boku Syna — Nauczyciela i Proroka. Wiemy natomiast, że wszystko analizowała, czyli „rozważała w swoim sercu”, że zawsze była przy Nim, jednak w cieniu, obok, milcząca. Ale: ta sama Maryja przy Zwiastowaniu najpierw dokładnie wypytuje Anioła o szczegóły związane z planem Bożym wobec Niej i z Jej życiowym powołaniem, zanim powie Bogu „tak!”. Podobnie w Kanie Galilejskiej jak wytrawny ambasador dopina swego, niejako zmuszając Jezusa do objawienia publicznie Jego mocy, przez co wyznacza ludzkości „godzinę, która nadeszła”.
W mądrości i pokorze była Jej siła. To może być nasza siła.
Odkrycie V: Była wierna do końca. Na Golgocie, na pogrzebie Jezusa, ze zrozpaczonymi Apostołami w Wieczerniku. Matka jedenastu wystraszonych „bohaterów”, uczniów swojego Syna, co wyjąwszy Jana wszyscy w panice uciekli spod krzyża. Chyba jako jedyna ufała jeszcze Bogu naprawdę. Ale: doczekała Zmartwychwstania, a potem poranka Pięćdziesiątnicy. Zobaczyła, jak w Jej własnym życiu Bóg dokonuje cudów. To była Jej nagroda. To może być nasza nagroda.
Odkrycie ostatnie i pierwsze zarazem: Umiała kochać, więc Bóg Jej błogosławił. To była Jej nagroda. To może być nasza nagroda.
opr. mg/mg