Artykuł dla rodziców
Dzieci z definicji są zdecydowanie bardziej wrażliwe od dorosłych. Mocniej przeżywają zarówno radość, jak i cierpienie. Potrafią na przykład niezwykle intensywnie cieszyć się z nowej zabawki i jeszcze bardziej intensywnie cierpieć z powodów, które u ludzi dorosłych nie wywołują niemal żadnej reakcji. Wystarczy, że na chwilę zostaną same albo że zgubią ulubionego misia. Łatwo zatem wyobrazić sobie, jak wielkim szokiem jest dla dziecka najbardziej dramatyczne doświadczenie, jakie może nas spotkać na tej ziemi, a mianowicie śmierć bliskiej osoby. W obliczu tego doświadczenia wielu rodziców nie wie, czy i w jaki sposób rozmawiać o śmierci ze swoimi dziećmi. Trudności w tym względzie mają również nauczyciele, księża i inni dorośli, którym przychodzi rozmawiać z dziećmi o tajemnicy śmierci i bólu rozstania z kimś bliskim. Sposób rozmawiania z dziećmi na temat śmierci zależy w dużym stopniu od sposobu rozumienia śmierci przez dorosłych. Popatrzmy zatem na podstawowe aspekty śmierci, umierania i żałoby z perspektywy chrześcijańskiej.
Wielu ludzi zastanawia się nad tym, czy doczeka końca świata. Tymczasem pewne jest to, że każdy z nas doczeka końca swojego świata, to znaczy końca życia doczesnego. Pewne jest również to, że zanim przeżyjemy własną śmierć, przyjdzie nam zmierzyć się z bolesnym doświadczeniem odejścia tych, których kochamy i bez których nie wyobrażamy sobie dalszego istnienia na tej ziemi. Niepewne jest natomiast to, co oznacza śmierć. Według ateistów śmierć to przejście w nicość. Ateiści wierzą w to, że człowiek, który potrafi myśleć i kochać, pochodzi od czegoś mniejszego niż on sam, a zatem od czegoś, co nie potrafi myśleć i kochać (nieświadoma siebie materia, nieświadome siebie prawa ewolucji, ślepy przypadek). W konsekwencji ateiści muszą też wierzyć w to, że zmierzają do czegoś mniejszego niż człowiek, czyli do ponownego zamienienia się w martwą materię. Z kolei buddyści wierzą, że śmierć jest tylko pozorna, gdyż pozorne jest życie poszczególnego człowieka. Istnieje jedynie nieosobowa i bliżej nieokreślona kosmiczna całość. Człowiek oświecony — na wzór Buddy — odkrywa, że jedynym sposobem na wyzwolenie się z iluzji istnienia jest nirwana, czyli całkowita obojętność na życie i cierpienie. Jeszcze inna i skrajnie ambiwalentna jest postawa wobec śmierci w kulturze zwanej ponowoczesnością, która dominuje obecnie w Europie. W tej perspektywie z jednej strony coraz bardziej „poprawna” politycznie jest śmierć na żądanie (eutanazja, aborcja), a z drugiej strony pacjenci niektórych szpitali są poddawani uporczywej terapii, przez co pozbawia się ich prawa do naturalnej śmierci.
W perspektywie chrześcijańskiej śmierć to przejście z życia do życia, czyli przejście z życia doczesnego do życia wiecznego. Może to być życie wieczne z Bogiem, który jest miłością, lub życie wieczne poza miłością, które dla człowieka oznacza najbardziej drastyczną formę cierpienia. Wieczny los człowieka nie jest dziełem przypadku czy wynikiem predestynacji, lecz efektem postawy człowieka w życiu doczesnym.
Ludzie liczą zwykle lata życia doczesnego nie od początku swego istnienia, czyli od poczęcia, lecz od urodzin. Dzieje się tak dlatego, że łatwiej jest ustalić datę narodzin niż dzień naszego poczęcia, od którego zaczął się okres naszego rozwoju prenatalnego. Poród to przejście z łona matki do łona świata. To jednocześnie pierwsze — nieświadome jeszcze — doświadczenie śmierci. W procesie przejścia na łono świata noworodek przeżywa dotkliwy ból fizyczny, szok termiczny (poczucie dotkliwego zimna) oraz duszności, gdyż nagle musi się uczyć oddychania płucami. Dla chrześcijan dar życia otrzymany od Boga jest nieodwracalny. Zmieniają się tylko formy życia. W tej perspektywie śmierć doczesna jest w dużym stopniu analogiczna i nawet zewnętrznie podobna do porodu, gdyż człowiek umierający też odczuwa zwykle ból, jest mu coraz zimniej i ma coraz większe trudności z oddychaniem. Poród i umieranie to zatem dwa aspekty tego samego procesu, czyli przechodzenia ze świata mniejszego do świata większego.
Kochać to pragnąć, by kochana przez nas osoba żyła zawsze i by zawsze była z nami. Największym cierpieniem dla kogoś, kto kocha, jest rozstanie z ukochaną osobą. Nawet wtedy, gdy ta rozłąka jest jedynie chwilowa, przeżywamy zwykle bolesną tęsknotę. Gdy to rozstanie jest ostateczne w perspektywie doczesności, wtedy przeżywamy żałobę, która jest czymś o wiele bardziej bolesnym niż najboleśniejsza nawet rozłąka.
Najbardziej niedojrzałym sposobem radzenia sobie z żałobą w obliczu śmierci kogoś bliskiego jest ucieczka od bólu, negowanie straty, udawanie, że nic się nie stało, albo sięganie po leki uspokajające, alkohol czy substancje psychotropowe (narkotyki). Nie można pokonać smutku i żałoby, nie mierząc się z bólem i nie przeżywając intensywnego cierpienia związanego z doczesną utratą kochanej osoby. Właśnie dlatego potrzebny jest kontakt najbliższych z osobą umierającą oraz jakaś forma pożegnania. Z kochaną osobą żegnamy się przecież uroczyście nawet wtedy, gdy wyrusza ona jedynie w kilkudniową podróż.
Niestety, rytuały żałobne są coraz częściej traktowane jako zbędna tradycja, która odchodzi w zapomnienie. Tymczasem dla procesu przezwyciężania bólu związanego ze stratą i żałobą niezwykle cenne są takie obrzędy jak: pogrzeb i jego przygotowanie, osobiste pożegnanie ze zmarłym, spotkanie rodziny i przyjaciół po pogrzebie, okres oficjalnej żałoby, zachowanie pamiątek, a także świadome przeżywanie kolejnych rocznic śmierci. Gdy któraś z bliskich nam osób umiera i zostaje pochowana bez naszego udziału, wtedy w dłuższej perspektywie cierpimy jeszcze bardziej, gdyż zaczynamy dotkliwie odczuwać fakt, że nie pożegnaliśmy się ze zmarłym. Udzielanie kompetentnej pomocy komuś, kto przeżywa żałobę w obliczu śmierci kochanej osoby, jest możliwe tylko wtedy, gdy potrafimy zająć dojrzałą postawę wobec perspektywy własnej śmierci. Dla tych ludzi, którzy interpretują śmierć jako nieodwracalną i niezrozumiałą tragedię, odejście kogoś bliskiego staje się podwójnym ciosem. Wiąże się bowiem z ostateczną utratą kogoś ważnego, a jednocześnie przypomina nam, że my też z pewnością umrzemy i że według naszych przekonań również nas czeka unicestwienie.
Także dla chrześcijan śmierć jest bardzo bolesnym rozstaniem, gdyż w doczesności nie zobaczymy już zmarłej osoby, którą nadal kochamy. W perspektywie chrześcijańskiej śmierć nie jest tragedią pod warunkiem, że dobrze wykorzystaliśmy życie doczesne. Okazuje się natomiast dramatem wtedy, gdy ktoś umiera, zanim nauczy się żyć, czyli kochać. To jednak nie śmierć jest winna temu, iż dany człowiek nie nauczył się kochać w doczesności. Dla takiego człowieka śmierć zawsze przychodzi za wcześnie. Właśnie dlatego sposób przeżywania czyjejś śmierci i żałoby po ukochanej osobie mówi nam zawsze coś ważnego o nas samych oraz o naszym obecnym sposobie istnienia. Dojrzały chrześcijanin rozumie, że życie bez miłości jest umieraniem na raty i że ten, kto nie umie żyć, nie potrafi też umierać i buntuje się w obliczu śmierci, która jest bezradna jedynie wobec tych, którzy kochają. Dla tych ludzi śmierć staje się bramą, która prowadzi do pełni życia.
Im bardziej dorośli rozumieją zasygnalizowane powyżej aspekty umierania i śmierci doczesnej, tym większą mają szansę na dojrzałe towarzyszenie dzieciom w sytuacji doświadczenia śmierci kogoś bliskiego. Wyjątkowo silny niepokój dziecka budzi milczenie dorosłych w obliczu śmierci kogoś z bliskich. Największy lęk u dziecka wywołuje bowiem to, co nienazwane i czego boją się nawet dorośli. Nawet z małymi dziećmi powinno się zatem rozmawiać o śmierci, i to już wtedy, gdy ona nadchodzi. Inaczej nigdy później nie znajdziemy „właściwego” na to momentu.
Gdy uczymy dzieci patrzenia na śmierć w perspektywie chrześcijańskiej, wtedy wyjaśniamy im, że jest ona czymś więcej niż tylko chwilowym zaśnięciem czy daleką podróżą, ale też jest czymś mniej niż unicestwieniem czy ostatecznym zniknięciem zmarłego. Śmierć doczesna to najdłuższa podróż, z której się już nie wraca na ziemię, ale na końcu której człowiek żyje w nowym świecie i w nowy sposób. Trzeba zatem w prosty sposób wyjaśniać dzieciom, że koniec życia doczesnego to przejście z tego świata do świata jeszcze większego i jeszcze bardziej niezwykłego. Warto im przypominać, że przeżyły już coś podobnego wtedy, gdy się rodziły. Wnętrze ich mamusi było ich pierwszym mieszkaniem, które wystarczyło na dziewięć miesięcy życia. Świat, w którym przebywamy po porodzie, wystarcza nam zwykle na kilkadziesiąt lat i stopniowo zaczyna okazywać się dla nas zbyt mały. Dopiero kolejny świat — niewyobrażalny z perspektywy doczesności — może nam wystarczyć na całą wieczność.
Mimo tego typu wyjaśnień śmierć kogoś bliskiego pozostanie przez pewien czas dla dziecka ogromnym cierpieniem i spowoduje wyjątkowo bolesny smutek. Pamiętajmy jednak o tym, że doświadczenie śmierci bliskiej osoby nie jest największym bólem dla niego. Największe cierpienie przeżywa dziecko nie wtedy, gdy ktoś z bliskich umiera, lecz wtedy, gdy na co dzień nie czuje się ono kochane. Prawdziwym dramatem dziecka — w jeszcze większym stopniu niż dorosłego — nie jest zatem śmierć, lecz życie poza miłością. Gdy w obliczu śmierci kogoś bliskiego żyje ono w obecności ludzi, którzy kochają w sposób dojrzały i czuły, to upewnia się, że śmierć jest bezradna wobec miłości.
opr. mg/mg