Rozmowa na temat katolickich programów w telewizji
Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk
O słabych i mocnych stronach programów katolickich i tajemnicy „Między niebem a ziemią” z ks. Rafałem Sztejką SJ rozmawia Edward Kabiesz.
Edward Kabiesz: Czy nowego szefa Redakcji Programów Katolickich TVP zadowala oglądalność programów katolickich?
Ks. Rafał Sztejka: — Oceniam ją bardzo dobrze, a dotyczy to szczególnie magazynu „Między ziemią a niebem”. Jest on też punktem odniesienia dla wielu środowisk katolickich, co widzimy po listach i telefonach do redakcji, przede wszystkim po takiej reakcji interaktywnej, bo program ma czat, jest możliwość wysyłania SMS-ów. Przysłanych wiadomości jest bardzo dużo. O popularności audycji świadczą też wyniki badań.
A ilu widzów ogląda ten program?
— Około miliona. Ta liczba np. w okresie wakacyjnym się waha. To bardzo dobry wynik jak na niedzielne przedpołudnie.
Ale generalnie programy katolickie nie mają najlepszej oglądalności?
— Wysoką ma Msza św. w niedzielę o 7 rano — ok. 800 tysięcy — to na niedzielny poranek bardzo dużo. Natomiast słabą ma magazyn młodzieżowy „Raj”. Z kilku powodów. Młodzi nie oglądają telewizji, tylko siedzą przy internecie. Poza „Rajem” nie ma w telewizji programów młodzieżowych, więc taki widz nawet nie wie, że coś dla niego może tam być. Formuła programu wymaga przepracowania, myślę, że będzie nowa, lepsza po wakacjach.
Czy kryterium oglądalności nie zagraża programom katolickim? Ksiądz Andrzej Majewski, poprzedni kierownik redakcji, mówił kiedyś, że w telewizji najtrudniej jest mu wywalczyć dobry czas antenowy.
— Pozwolę sobie polemizować z tym zdaniem. To nie jest kwestia oglądalności. Przecież również katolicy są kibicami sportowymi. Oni też chcą zobaczyć, czy nasi zdobędą złoto, czy nie. I telewizja nie może w tym czasie prowadzić np. debaty publicystycznej. Można to zrobić w innym czasie. A z drugiej strony telewizja publiczna transmituje i będzie transmitować ważne wydarzenia związane z życiem Kościoła, np. pielgrzymkę papieską w Czechach, a 5 września organizujemy z Caritas ogromne przedsięwzięcie — piknik w Rzeszowie pod hasłem „Tornister pełen śmiechu”, i wtedy będziemy przez cały dzień na antenie Programu I. Czyli jest to dodatkowy czas antenowy, a nie zepchnięcie. Przecież telewizja mogłaby tego nie robić. Ale oczywiście w jakiś sposób musimy konkurować z programami komercyjnymi. A w związku ze spadkiem wpływów z abonamentu telewizja musi zarabiać.
Pora emisji jednak wpływa na oglądalność.
— To prawda, że mamy trudności z umieszczeniem programów w prime time, w którym telewizja najbardziej zarabia na reklamach. Jednak w jej programie znajdują się telenowele z akcją toczącą się wokół ludzi związanych z Kościołem. Na przykład „Ranczo”, „Plebania” czy „Ojciec Matusz”. Czyli te tematy trafiają do prime time.
Ale czy ma sens emitowanie programu dla młodzieży, jakim jest „Raj”, o 14.30? Gdyby Ksiądz miał możliwość przeniesienia jednej z audycji na lepszą porę, którą by Ksiądz wybrał?
— Już jedno moje marzenie się spełniło, bo „Ziarno” od września będzie emitowane później, o 9.30. Najchętniej przesunąłbym właśnie „Raj”, który nadawany jest w czasie, kiedy młodzież jest w szkole. Zresztą zmieniłbym samą audycję i robił ją dla internetu. Gdybym miał złotą rybkę, to wybrałbym tę audycję.
Kto jest adresatem programów katolickich? Czy powinni do nich trafiać ludzie mający czasem bardzo krytyczny stosunek do Kościoła?
— Uważam, że jest to bardzo dobre. My mamy trafiać nie tylko, jak np. „Gość Niedzielny”, do zadeklarowanych katolików, ale również do ludzi, których można nazwać letnimi, poszukujących czy też oglądających nas przypadkowo. I tym się trochę różnimy od mediów stricte kościelnych, które trafiają do określonej już grupy będącej w Kościele. My mamy też trafiać do ludzi dalekich od Kościoła, wątpiących. Jeśli Dobra Nowina ma do nich dotrzeć, to chyba tylko przez telewizję. Przecież oni nie kupią sobie gazety czy książki religijnej. Jedyna szansa, że zobaczą to w najbardziej popularnym medium.
Czy zaprosiłby Ksiądz do programu katolickiego kogoś agresywnego w stosunku do Kościoła czy religii, albo np. Dodę?
— Wszystko zależy od tematu. Jeden z ostatnich programów „My Wy Oni” poruszał temat wypisywania się z Kościoła. Wśród gości mieliśmy ludzi, którzy chlubili się, że zrezygnowali z wiary. Jeżeli program dotyczy np. ludzi wrogich wobec Kościoła, to trzeba zapraszać ludzi autentycznych w tym temacie, by wytłumaczyli swoje racje.
Programy katolickie są jednak traktowane z dystansem, odbierane jako audycje „instytucjonalne”, gdzie z góry można przewidzieć, co kto powie.
— Rzeczywiście, często „katolickie” kojarzy się ludziom z czymś nudnym, uczesanym, jedynie słusznym. Poukładanym w niezdrowym znaczeniu. Takim, że nie można mieć wątpliwości. I najczęściej smutnym. A to się bierze stąd, że programy katolickie chcą się odróżniać od innych, które bardzo akcentują bogactwo, radość, przyjemność życia. My chcemy zająć się tym, czego one nie robią, więc z tego bierze się często cierpiętniczy ton tych programów. Myślę, że powinno być odwrotnie, bo chrześcijaństwo jest wiarą radosną.
Gdy do programu przychodzi jakiś hierarcha kościelny, to jak jest traktowany: jak gość czy gospodarz audycji?
— Biskup jest traktowany jak każdy inny zaproszony. Jako gość. Gospodarzem jest prowadzący. Można też powiedzieć, że gospodarzem jest Redakcja Katolicka.
Jakość programu telewizyjnego w dużej mierze zależy także od wysokości budżetu. Czy jest on wystarczający w przypadku Waszych programów?
— Jest na poziomie innych audycji telewizyjnych. Mamy kryzys, a media publiczne przędą cienko. I my też.
Czy takie programy mogą istnieć bez finansowania publicznego?
— Nie.
Ile osób pracuje w Redakcji Katolickiej?
— Pięć, mniej niż w radiu. Mamy też współpracowników, którzy realizują zamawiane przez nas programy.
Ksiądz, jako szef redakcji, decyduje o obsadzeniu stanowiska prowadzącego programy katolickie? Kto w „Między niebem a ziemią” zastąpi Iwonę Schymallę?
— Ja decyduję, ale tego panu nie powiem. To moja tajemnica.
Kiedy się dowiemy?
— Wtedy, kiedy program wróci do pełnego wymiaru po wakacjach, bo dwa ostatnie sierpniowe wydania „Między ziemią a niebem” są krótsze ze względu na wydarzenia sportowe. Od września będzie nowa gospodyni programu, ciepła, sympatyczna.
Czy jest to osoba znana już z telewizji?
— Mogę tylko powiedzieć, że będzie to osoba, która ma doświadczenie telewizyjne. Bardzo nam też zależy, by była to osoba związana z Kościołem, wierząca. A niełatwo zastąpić dyrektor Schymallę, bo jej kompetencje i fachowość są niepowtarzalne. Zapewne będzie to też wyzwanie dla jej następczyni; nie wszyscy chcieliby się z takim zmierzyć. Ale będzie to osoba, która w sposób inny, sobie właściwy, autentyczny, poprowadzi ten program. Jestem pełen dobrych myśli w tej sprawie.
Czy zmieni się formuła programu?
— Zostanie podobna.
Redakcja Katolicka TVP działa na zasadzie porozumienia między Episkopatem a TVP. Kto odpowiada za programy przygotowywane przez tę redakcję?
— Nad pracą redakcji i merytoryczną zawartością programu czuwa w TVP kierownik redakcji. Redakcja Katolicka jest elementem struktury TVP. My bezpośrednio podlegamy pod dyrekcję Programu I, a w Polskim Radiu bezpośrednio pod zarząd.
A kto decyduje o obsadzie stanowiska kierownika Waszej redakcji?
— Można powiedzieć, że u nas jest zakonnie. Jezuici co parę lat zmieniają swoją pracę, bo w naszym zakonie obowiązuje kadencyjność w pełnieniu pewnych funkcji. Te zmiany następują mniej więcej co sześć lat, dotyczy to wielu stanowisk, proboszczów, przełożonych czy szefów redakcji. Sześć lat i następni. Natomiast w wypadku Redakcji Katolickiej o obsadzie kierownika decyduje telewizja w porozumieniu z Episkopatem. To Episkopat przedstawia, a TVP zatwierdza kandydata.
Czyli ze strony telewizji to czysta formalność?
— Tak myślę. Kiedy tu przychodziłem, nie spotkałem się z żadnymi trudnościami. Wprost przeciwnie, przyjęto mnie z dużą życzliwością.
Kierownikami redakcji zawsze są jezuici?
— Taka jest tradycja od samego początku. Twórcami redakcji katolickich w mediach publicznych byli jezuici. Episkopat, decydując się na takie posunięcie, wziął pod uwagę nasze ogromne doświadczenie w mediach w świecie. A przede wszystkim to, że prowadzimy media watykańskie, zarówno radio, jak i telewizję, a współpraca z mediami watykańskimi jest dla nas bardzo ważna.
Przez sześć lat był Ksiądz redaktorem naczelnym Redakcji Katolickiej w Polskim Radio. Czy to doświadczenie przydaje się w telewizji?
— Radio i telewizja różnią się od siebie, ale ogólna zasada funkcjonowania mediów publicznych jest taka sama — służyć człowiekowi, przybliżać Dobrą Nowinę, zaszczepić w nim nadzieję. W obu mediach należy tłumaczyć, wyjaśniać to, czego widz czy słuchacz może nie rozumieć. I dostarczać pozytywnych wzorców, pokazywać, że są ludzie, których warto naśladować. Pokazywać, że można być takim światełkiem dobra, miłości dla drugiego człowieka
Co będzie dla Księdza jako szefa Redakcji Katolickiej TVP największym wyzwaniem?
— Przygotować społeczeństwo na beatyfikację Jana Pawła II, by na nowo odkrywać ten wielki pontyfikat. I nie przez pryzmat wyświechtanych kremówek, tylko z perspektywy doświadczenia paru lat bez Wojtyły spojrzeć na to, co nam zostawił.
opr. mg/mg