Gość Niedzielny obchodzi 85-lecie swojego istnienia
Jesteśmy jednym z najstarszych polskich czasopism, ale nie starzejemy się.
Odrodzenie niepodległego państwa polskiego oraz przyłączenie do niego w 1922 r. części Górnego Śląska stworzyło nowe szanse dla Kościoła na tych ziemiach. Zanim w 1925 r. powstała diecezja katowicka, 9 września 1923 r. pojawił się pierwszy numer „Gościa Niedzielnego”, tygodnika administracji apostolskiej polskiej części Górnego Śląska.
W okresie międzywojennym „Gość” należał do czołówki polskiej prasy katolickiej pod względem wysokiego nakładu i poziomu edytorskiego. Było to zasługą ludzi, którzy skupili się wokół pisma, elity śląskiego i polskiego duchowieństwa. Sługa Boży kard. August Hlond, prymas Polski, jako administrator apostolski powołał „Gościa Niedzielnego” do życia i nadał mu kształt ideowy. Bp Teodor Kubina organizował pierwszą redakcję i redagował „Gościa Niedzielnego” (1923—1924). Później jako miejscowy biskup powołał w Częstochowie „Niedzielę”. Abp Józef Gawlina redagował „Gościa” krótko (1924—1926), ale z sukcesami. Wszedł do narodowej legendy jako biskup polowy Wojska Polskiego, towarzyszący swym żołnierzom nawet pod ogniem wroga na zboczach Monte Cassino. Wreszcie ks. Alojzy Siemienik (1926—1939), twórca nowoczesnego magazynu dla rodzin katolickich.
Tygodnik w latach 30. osiągał nakład do 40 tys. Ze wszystkimi dodatkami, m.in. pismem dla dzieci „Małym Gościem Niedzielnym” i dla mniejszości niemieckiej „Der Sonntagsbote”, jednorazowy nakład wydawnictwa „Gość Niedzielny” wynosił ok. 100 tys. egz. Lepszy wynik miał jedynie wydawany przez Drukarnię i Księgarnię św. Wojciecha w Poznaniu „Przewodnik Katolicki”, o jednorazowym nakładzie ponad 200 tys. egz., sprzedawany w całym kraju. W tym samym czasie „Niedziela”, kolportowana była jedynie w diecezji częstochowskiej i miała nakład ok. 10 tys. egz.
Okupacja przerwała wydawanie „Gościa Niedzielnego”, a późniejsze ograniczenia w czasach komunistycznych spowodowały, że dopiero w latach 90. powstały możliwości powrotu do standardów wydawniczych i kolporterskich, wypracowanych w „Gościu” już w latach 30.
Redagowanie w komunistycznym państwie niezależnego katolickiego tygodnika było zadaniem niezwykle karkołomnym. Podejmowały się go pokolenia redaktorów pisma, którym kolejno kierowali księża: Klemens Kosyrczyk (1945—1950), Józef Gawor (1950—1952 i 1956—1974), wreszcie Stanisław Tkocz, który doprowadził pismo do wolnej Polski.
W tym czasie redakcja była ograniczona restrykcjami administracyjnymi oraz cenzurą. Nic dziwnego, że do czytelników mogła mówić tylko półgłosem. Pismo odrodziło się już w lutym 1945 r., zaledwie dwa tygodnie po tym, jak Niemcy zostali wyrzuceni z Katowic. „Gościa” redagował nowy zespół, kierowany przez ks. Kosyrczyka, utalentowanego publicystę, który debiutował już przed wojną. Współtworzył popularną postać Stacha Kropiciela, ludowego gawędziarza i komentatora bieżących wydarzeń. Ks. Kosyrczyk był więźniem nazistowskich obozów koncentracyjnych, podobnie jak jego następca, ks. Józef Gawor. W „Gościu” nie zawsze mogli pisać prawdę, ale i nie kłamali, co w czasach totalnego zakłamania i obłudy miało ogromne znaczenie. Pod koniec lat 50. w redakcji pracował m. in. sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, który przez jakiś czas redagował dodatek „Niepokalana Zwycięża”.
Ważnym sukcesem „Gościa” było wejście już w 1945 r. z kolportażem pisma na teren Śląska Opolskiego oraz Dolnego Śląska. Dzięki temu tygodnik po raz pierwszy przekroczył granice diecezji katowickiej. Wpływało to na sposób jego redagowania i zwiększenie nakładu. Gdy w listopadzie 1952 r. władze wygnały z Katowic wszystkich biskupów, zamknięty został także tygodnik. Pismo zaczęło się ukazywać ponownie w 1952 r., ale redagowane już było w zupełnie innym duchu, przez tzw. księży patriotów. Później zostało przejęte przez Pax. Po 1956 r. znów stało się własnością Kościoła i wrócił do niego ks. Gawor. Nie zmieniły się jedynie trudności, z którymi przez lata jeszcze musieli borykać się nasi poprzednicy.
Do końca lat 70. władze zgadzały się na drukowanie ok. 100 tys. egz. czasopisma w małym formacie na bardzo lichym papierze. Bywały okresy, że tygodnik bardziej przypominał biuletyn niż normalne czasopismo. W tym czasie „Gość Niedzielny” z oczywistych powodów nie mógł być pismem opiniotwórczym, nastąpiła jego marginalizacja, co było celem polityki władz. W podobnej sytuacji był wówczas także „Przewodnik Katolicki”, jedyny tygodnik diecezjalny, który ukazywał się wówczas w Polsce obok „Gościa”. Z ograniczeniami i szykanami borykała się także redakcja „Tygodnika Powszechnego”. Nie były to jednak dla „Gościa” lata zmarnowane. Prowadzona bez rozgłosu, mozolna praca zapewniła dziesiątkom tysięcy katolików stały kontakt z Ewangelią. Pozostało także przywiązanie czytelników do pisma. Był to najważniejszy fundament, na którym później można było przystąpić do przebudowy tygodnika.
Szansa na to pojawiła się po sierpniu 1980 r., gdy powstała „Solidarność”. Dzięki odwadze i sprytowi ks. Tkocza oraz wsparciu ze strony bp. Herberta Bednorza, na początku 1981 r. udało się podnieść nakład do 200 tys. Nakład „Tygodnika Powszechnego” wzrósł w tym czasie do 75 tys., a reaktywowana w marcu 1981 r. w Częstochowie „Niedziela” otrzymała zgodę na druk 100 tys. egz. Po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r. władze zawiesiły wydawanie „Gościa”, podobnie jak innych niezależnych tytułów. Wróciliśmy na rynek wiosną 1982 r. Wielkim sukcesem było reaktywowanie we wrześniu 1982 r. „Małego Gościa Niedzielnego”, jedynego czasopisma religijnego dla dzieci w bloku wschodnim.
Nowe czasy postawiły redakcję przed kolejnymi wyzwaniami, wynikającymi zarówno z możliwości, jakie stwarzał wolny rynek, jak i związanych z tym zagrożeń. Wiele tytułów prasy katolickiej nie sprostało tym wymogom i znikło z rynku. Inne, jak „Tygodnik Powszechny”, przetrwały, ale tracąc znaczną część prestiżu i czytelników. Najbardziej znaczącym przedsięwzięciem organizacyjnym i materialnym redakcji „Gościa” w okresie po 1989 r. było powołanie do życia siedemnastu oddziałów regionalnych z własnymi lokalami i całą infrastrukturą konieczną do funkcjonowania lokalnych redakcji.
„Gość” przebył długą drogę, od typowego pisma diecezjalnego, znanego tylko na Górnym Śląsku, po czasopismo ogólnopolskie. Podobną ewolucję przeżył „Mały Gość Niedzielny”, niegdyś skromny dodatek, a teraz samodzielny miesięcznik. Odpowiedzią na wyzwania czasów było stworzenie portalu internetowego wiara.pl.
Na trudnym, stale zmieniającym się rynku czytelniczym od kilku lat jesteśmy w ogólnopolskiej czołówce. To sytuacja dość wyjątkowa, gdyż w innych krajach tygodniki katolickie nie mają większego znaczenia na rynku prasowym. Obecnie pod względem sprzedanych egzemplarzy zajmujemy wśród tygodników opinii drugie miejsce za „Polityką”. Wyprzedzamy m.in. tak renomowane tytuły, jak „Wprost” czy „Newsweek”. Co warto także podkreślić, jesteśmy jedynym liczącym się tygodnikiem opinii, który jest redagowany poza Warszawą, choć przy pomocy kilkudziesięciu redaktorów z całej Polski.
W ciągu 85 lat „Gość Niedzielny” zmieniał się wielokrotnie. Nadal aktualne jednak pozostają słowa przesłania, skierowanego do redakcji przez ks. Augusta Hlonda w 1923 r., aby pismo „w duszną atmosferę społeczną tchnęło orzeźwiający powiew Chrystusowego ducha”.
Na 85. urodziny „Gość Niedzielny” otrzymuje piękny prezent — książkę, która jest pierwszą próbą całościowego ujęcia bogatej historii tygodnika. Istnieją, co prawda liczne opracowania na temat „Gościa”, ale — jak zauważa we „Wstępie” redaktor naczelny ks. Marek Gancarczyk — tylko fragmentaryczne.
„Twój Gość” to szczegółowa, obszerna biografia naszego pisma. Napisania jej podjął się Andrzej Grajewski, redaktor „Gościa” od prawie trzydziestu lat. Dodajmy: najdłużej pracujący w redakcji dziennikarz. Autor opisuje wszystkie najważniejsze i najciekawsze wydarzenia z historii pisma. Jego dzieje przedstawia na tle sytuacji społecznej i politycznej, w jakiej musiał egzystować Kościół katolicki w Polsce okresu międzywojennego, tzw. demokracji ludowej, przemian lat 80. i 90. oraz w III Rzeczypospolitej. Andrzej Grajewski barwnie opisuje wydarzenia z historii „Gościa”, których był świadkiem i w których sam uczestniczył. Sięgnął także do źródeł archiwalnych, nie tylko tych zgromadzonych w redakcji. Przez wiele tygodni wytrwale penetrował archiwum kurii archidiecezjalnej w Katowicach i zasoby Instytutu Pamięci Narodowej dostępne w katowickim oddziale oraz w Warszawie. Sięgnął również do zbiorów dotyczących „Gościa Niedzielnego” i ludzi z nim związanych, znajdujących się w Archiwum Akt Nowych. Na ich podstawie opisał trudne epizody w dziejach „Gościa”, związane np. z inwigilacją redakcji przez SB czy kłopoty z cenzurą. Obszernie w książce opisana jest najnowsza historia tygodnika i siedemnastu dodatków diecezjalnych oraz towarzyszących „Gościowi” — miesięcznika dla dzieci „Mały Gość Niedzielny” i portalu internetowego wiara.pl.
Nie przypadkiem tytuł książki brzmi „Twój Gość”. Przeprowadzona wiosną tego roku wśród czytelników ankieta pokazała, że „Gość” ma chyba najwierniejszych czytelników wśród wszystkich tygodników opinii w Polsce. Pragniemy, aby książka „Twój Gość” była swego rodzaju prezentem także dla czytelników.
Już przed wojną reklamowaliśmy radia Philipsa, proszek do prania Persil, obuwie Bata, dzwony z wytwórni Felczyńskich, produkty Knorra, budynie Dr. Oetkera, kostki Maggiego, krem Nivea czy opony Stomil.
Niektóre z dawnych ogłoszeń bawią dziś do łez, np.: „Kawaler, lat 33, fachowiec górniczy, pragnie zapoznać się w celu matrymonialnym z panną, skromną, religijną, posiadająca trochę gotówki”. Albo: „Pogłoskę rozpowszechnioną we wsi o sprawach familijnych pana Okonia, na którą zwróciłem panu Okoniowi uwagę w najlepszej wierze, że go nie obrażę, a z czego pan Okoń czuje się obrażony, odwołuję i pana Okonia przepraszam. M Bielas”. Zabawnie brzmi dziś reklama, w której Jastrzębie Zdrój — znane dziś głównie jako ośrodek górniczy — przedstawiane było kilkadziesiąt lat temu jako „perła uzdrowisk śląskich”. Z innej można się było dowiedzieć, że „nawet bolszewicy przemycają maść Meridiol do Rosji”.
A oto próbki reklamowej poezji: „Do Columbusa wiara po rowery wędruje/ bo wszyscy wiedzą, że się nie orżną/ że tam się najlepiej kupuje!/ Kto nie ma forsy — bo nie bogaty/ niech do pierona nie beczy/ Columbus da mu towar na raty/ a z długu się każdy wyleczy!”. Albo: „Co kupuje cały kraj? Mydło z pralką Kołłontay”.
Niektóre reklamy były dość przewrotne: „Ja nie ogłaszam się nigdy, albowiem każdy o tem wie, że... „ — i dalej następowała reklama sklepu chemicznego.
Były także niespotykane już dziś ogłoszenia pobożne, np. „Najserdeczniejsze podziękowania składam Najświętszemu Sercu Jezusowemu, Matce Bożej Nieustającej Pomocy i św. Antoniemu za wysłuchaną prośbę. Ofiaruję 3,- zł na chleb św. Antoniego. K.B. Brynów”.
Reklamy ukazywały się w „Gościu” już od pierwszego numeru. Znalazła się w nim reklama — istniejącego do dziś! — „zakładu artystycznego dla sztuki kościelnej”, czyli „Fabryki figur Świętych Pańskich”, należącej do wówczas do Kazimierza Schaefera w Piekarach Śląskich. „Wszelkie zlecenia Czcigodnego Duchowieństwa i Ogółu katolickiego wypełnia się o ile możności szybko, dokładnie i przy dostępnych cenach” — zachęcało ogłoszenie, obok którego wydrukowano reklamę „Kalendarza Marjańskiego” na rok 1924 r., wydanego przez słynną na Śląsku oficynę Karola Miarki w Mikołowie. Wydawnictwo nie bez podstaw zastrzegało, że cena kalendarza wynosi „obecnie” 45 tys. marek polskich. Dwa miesiące później, na skutek szalejącej inflacji, kalendarz kosztował już 120 tys. marek!
Reklama w „Gościu” promowała produkty z najróżniejszych branż, m.in. lokaty bankowe, nawozy sztuczne, medykamenty, modlitewniki, meble, kursy kierowców, zagraniczne podróże kolejowe, a nawet towary, których reklamy dziś raczej nie znalazłyby się w naszym piśmie, takie jak broń, piwo i papierosy.
W 1928 r. przychody z reklam stanowiły blisko 25 proc. budżetu pisma. Był to wielki sukces ówczesnego redaktora naczelnego ks. Alojzego Siemienika, który rozwinął „Gościową” akwizycję ogłoszeń. W bożonarodzeniowym numerze z 1936 r. reklamy zajmowały 4 i pół spośród 20 stron pisma. W okresie komunizmu publikowaliśmy raczej ogłoszenia niż reklamy i to głównie dotyczące pracy dla organistów czy gospodyń na probostwach. Po zmianach 1989 r. reklamy wróciły do „Gościa”. — Charakterystyczną cechą naszych Czytelników jest to, że bardzo uważnie czytają całe pismo, także reklamy — mówi szefowa działu marketingu Aneta Mondry.
Andrzej Grajewski
opr. mg/mg