We wspólnocie wielkiej rodziny

Z cyklu artykułów na jubileusz 25-lecia polskiej edycji L'Osservatore Romano


Carlo De Lucia

We wspólnocie wielkiej rodziny

Pierwszy numer polskiego wydania «L'Osservatore Romano», wręczony Papieżowi w Wielką Sobotę 5 kwietnia 1980 r., różnił się zasadniczo od obecnych numerów. Ze wzruszeniem i dumą zanieśli go Janowi Pawłowi II redaktor naczelny Valerio Volpini, redaktor wydania polskiego ks. Adam Boniecki MIC, dyrektor techniczny drukarni watykańskiej Antonio Maggiotto i zastępca dyrektora administracyjnego ks. Terenzio Sanna, salezjanin. Miesięcznik miał format «tabloidu», liczył 24 strony i graficznie nie różnił się od wydań tygodniowych (włoskiego, francuskiego, angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i portugalskiego), które już od dziesiątków lat rozpowszechniały na całym świecie nauczanie Biskupa Rzymu oraz najważniejsze wiadomości dotyczące działalności Stolicy Apostolskiej.

Tamtego pamiętnego dnia podczas audiencji u Ojca Świętego miało miejsce ważne wydarzenie w najnowszych dziejach Kościoła: nawiązywały się znaczące relacje Papieża z jego rodakami, które miały przetrwać w czasie i przynosić owoce. Żyli oni jeszcze pod jarzmem komunizmu, utrudniającego dostęp do wolnej informacji. Odtąd co miesiąc tysiące egzemplarzy (niektóre numery osiągały nakład ok. 140 000 egzemplarzy) «L'Osservatore Romano» w języku polskim docierały z Watykanu do Niepokalanowa — maryjnego ośrodka założonego przez św. Maksymiliana Kolbego, skąd rozchodziły się po całym kraju. Nawiązała się ścisła i wspaniała więź czytelników z pismem, godna pogłębionych studiów ze strony historyków. Ta więź trwa szczęśliwie nadal i obejmuje również Polaków żyjących na emigracji.

Również i to było owocem «rewolucji», spowodowanej przez Opatrzność w Kościele i świecie, której początkiem był ów wieczór 16 października 1978 r. W tych latach wiele na ten temat pisano i mówiono, natomiast prawie nic o jednym z aspektów tej historii, z pewnością mniejszej wagi, ale nie mniej interesującym: o tym, co oznaczał tamten nadzwyczajny dzień dla historii «L'Osservatore Romano».

We wspomnianych latach przebywali już w Rzymie liczni Słowianie, a zwłaszcza Polacy. Wielu było emigrantami, albo też uchodźcami, natomiast inni — przede wszystkim młodzi — studiowali na papieskich uniwersytetach. Mieszkali w Instytucie Polskim lub w Kolegium Polskim. Niektórzy księża pracowali w urzędach Stolicy Apostolskiej. Od wielu już lat Radio Watykańskie transmitowało programy w różnych językach słowiańskich, dostarczając regularnie narodom na Wschodzie wiarygodne, choć z konieczności syntetyczne informacje. Jednakże u nas, w redakcji katolickiego dziennika, nie było ani jednego Słowianina, a języki słowiańskie stanowiły dla nas przeszkodę nie do pokonania. Przyjaźniliśmy się z niektórymi księżmi pracującymi w Kurii Rzymskiej. Spośród Polaków wspominam ówczesnego ks. prał. Andrzeja Deskura, którego choroba, już jako biskupa, nagle obezwładniła właśnie w przeddzień wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, kiedy jego pomoc byłaby tak bardzo potrzebna, oraz ks. prał. Bogumiła Lewandowskiego, pracownika Kongregacji ds. Duchowieństwa.

Wspominam ze wzruszeniem «panikę» spowodowaną u nas przez pierwsze «improwizacje» Jana Pawła II w jego ojczystym języku. Każda audiencja, każde spotkanie, w którym brali udział Polacy, stanowiły dla Papieża okazję, by skierować do nich krótkie pozdrowienia albo i przemówienie. W tych pierwszych, najtrudniejszych miesiącach zmuszeni byliśmy niemal codziennie zwracać się do przyjaciół z Radia Watykańskiego o pilną pomoc, aby przynajmniej dowiedzieć się, o czym mówił Papież, albo prosić o gotowe tłumaczenie. Również sam Sekretariat Stanu, dostarczający nam przygotowane teksty przemówień, nie mógł wiele zdziałać wobec częstych, znacznych zmian wprowadzanych przez Papieża. W ciągu kilku tygodni ekipa z redaktorem Sergio Trasattim na czele zdołała dosyć skutecznie zorganizować pracę. Kontakty z Radiem Watykańskim funkcjonowały znakomicie, również dzięki zaangażowaniu redaktora naczelnego z redakcji centralnej — jezuity o. Felixa Juana Cabasesa, oraz jego współbraci z sekcji polskiej — o. Floriana Pełki i o. Lecha Rynkiewicza. Od czasu do czasu pomagał nam również ks. Wojciech Cebulski.

I tak powstała sieć kontaktów, które pozwoliły nam przebrnąć przez te pierwsze miesiące, z trudem i, mam nadzieję, bez wyrządzenia większych szkód.

Później była pierwsza podróż apostolska Jana Pawła II do Polski. Zasady pracy obowiązujące do tej chwili nie mogły już funkcjonować. Nasi przyjaciele z Radia Watykańskiego albo brali udział w podróży, albo byli w Rzymie całkowicie zajęci przy obsłudze transmisji radiowych. Natomiast my, podczas całej podróży, która trwała od 2 do 10 czerwca 1979 r., potrzebowaliśmy w redakcji osób, na które można liczyć, władających językiem polskim, które mogłyby zrozumieć i przetłumaczyć to wszystko, co z Polski docierało do Rzymu dzięki «bezpośredniemu połączeniu» zapewnionemu przez Radio Watykańskie. Na szczęście w Papieskim Kolegium Polskim poznaliśmy młodego kapłana z archidiecezji gnieźnieńskiej — studenta Instytutu Biblijnego — ks. Zbigniewa Kiernikowskiego. Nawiązaliśmy również kontakt z pewną Polką, Aleksandrą Kurczab, mieszkającą od wielu lat we Włoszech, tłumaczką, aktorką i reżyserem teatralnym.

Wspominam tych dziewięć dni wspólnej pracy jako jeden z najbardziej intensywnych i znaczących okresów mojej ponadtrzydziestoletniej działalności w «L'Osservatore Romano». Aleksandra i ks. Zbigniew, tłumacząc i wyjaśniając, umożliwiali nam zrozumienie, co kryje się za kurtyną odgradzającą ich kraj. Pomagali nam pojąć, jak wielkie bogactwo odniesień historycznych i religijnych zawierało się w każdym słowie, które Papież wypowiadał podczas tej zadziwiającej podróży do Polonia semper fidelis.

Msza św., którą ks. Zbigniew dla nas sprawował, uświęcała stół naszej codziennej pracy, scementowała trwającą do dziś przyjaźń. Po zakończeniu kilkunastoletniej pracy jako rektor Papieskiego Instytutu Polskiego w Rzymie ks. Zbigniew powrócił do Polski, został biskupem w diecezji siedleckiej.

Nadzwyczajny sukces tamtej podróży apostolskiej, echo wywołane przez nią w całym świecie oraz sytuacja w Polsce i całym bloku komunistycznym przyspieszyły powołanie do życia polskiego wydania «L'Osservatore Romano». Dowiedzieliśmy się kilka miesięcy później, że decyzja została podjęta i że przystąpiono do jej realizacji. Z naszego punktu widzenia nie wszystko wydawało się takie proste. Nie było łatwo znaleźć pomieszczenia dla pracowników nowej redakcji w sytuacji, kiedy my sami potrzebowaliśmy pilnie większej przestrzeni. Również dla naszej drukarni było to wielkie wyzwanie. Trzeba było przygotować potrzebne urządzenia (wtedy jeszcze składano czcionki «na gorąco», w ołowiu!). Pod koniec roku przybył do Rzymu ks. Adam Boniecki, redaktor «Tygodnika Powszechnego». Ks. Adam przystąpił zaraz do pracy nad nowym pismem. Z nim współpracowali Ewa Dudek, Stefan Frankiewicz, później Marek Lehnert, od 1983 r. Dorota Swat, a od 1990 r. Wojciech Unolt. W administracji «L'Osservatore Romano» zaś zatrudnieni zostali Włodzimierz Rędzioch i Liliana Biała, a w Serwisie Fotograficznym Mirosława Lesner.

Pierwszy numer ujrzał światło dzienne w Wielkim Tygodniu 1980 r. Od tego czasu miesięcznik — nawet jeżeli w pierwszych latach nie zawsze ukazywał się regularnie — towarzyszył wraz z innymi wydaniami wielkiemu pontyfikatowi Jana Pawła II, pozwalając jego rodakom poznać słowa i wskazania Papieża, podczas gdy w Polsce, w Gdańsku, rodziła się nadzieja na autentyczną solidarność, a potem dojrzewały dramatyczne wydarzenia z grudnia 1981 r. Strasznego roku, w którym w maju doszło do zamachu na placu św. Piotra.

Lata, które minęły, to czas wspaniałej pracy naznaczonej miłością do Kościoła i Polski, w której uczestniczyła cała bez wyjątku wspólnota naszego dziennika. Z okazji dwudziestej rocznicy polskiego wydania Ojciec Święty napisał do o. Czesława Drążka, jezuity, następcy ks. Bonieckiego, że wydanie w języku polskim jest «bez wątpienia wydarzeniem historycznym dla Kościoła w Polsce. Trzeba je rozumieć jako szczególny dar Bożej Opatrzności, dar dla polskiego Narodu, który przez długie lata nie miał dostępu do pełnej prawdy wyrażanej słowem czy pismem, a wszelkie próby i wysiłki rzetelnej informacji poddawane były niesprawiedliwej i bezwzględnej cenzurze ideologii wrogiej Kościołowi, Stolicy Apostolskiej i ludziom wierzącym» («L'Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 4/2000, s. 3). To historyczne wydarzenie urzeczywistniło się również dzięki wspaniałemu działaniu, bez rozgłosu, podjętemu przez Sekretarza Stanu Agostina Casarolego oraz abpa Bronisława Dąbrowskiego, sekretarza Konferencji Episkopatu Polski.

Dzisiaj, po dwudziestu pięciu latach, polskie wydanie realizuje dzieło zamierzone przez Papieża: «Życzę, aby prawda o Kościele, przekazywana kompetentnie na stronach tej publikacji — pisał Papież z okazji dwudziestolecia pisma — trafiała do umysłów i serc czytelników i wydawała obfity owoc w ich życiu i apostolstwie» (tamże, s. 4).

Cel pozostaje zawsze ten sam, nawet jeżeli od tego czasu sporo się zmieniło. Przede wszystkim Polska. Również i my zmieniliśmy się. Od wielu lat polskie wydanie wychodzi w zmienionej szacie graficznej. Obecnie ma format magazynu, podobnie jak wiele czasopism międzynarodowych, z kolorową okładką, na której zamieszczane są najpiękniejsze zdjęcia. O. Czesław wraz ze swoimi współpracownikami, dawnymi — Ewą Dudek i Dorotą Swat, oraz nowymi Barbarą Piotrowską i Krzysztofem Bronkiem, kontynuuje niezmordowanie podjętą przed czternastu laty pracę z właściwą mu znajomością spraw. Daje to wszystkim, poczynając od redaktora naczelnego prof. Maria Agnesa, poczucie pewności, również w chwilach najbardziej delikatnych.

Wiemy, że miesięcznik z wielką punktualnością dotrze do czytelników w Polsce i na całym świecie, informując ich dokładnie o działalności Ojca Świętego. Ale również my, dziennikarze pracujący w wydaniu codziennym pisma i w jego wydaniach w innych językach, możemy być pewni, że nie umknie nam nic z tego, co Papież powie w swym języku ojczystym.

To już nie jest tak jak na początku pontyfikatu. Dzisiaj, również dzięki wydaniu w języku polskim, nasze dni są o wiele spokojniejsze.

Carlo De Lucia
Sekretarz redakcji «L'Osservatore Romano»

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama