W stolicy Madagaskaru Papież zrezygnował z przygotowanego przemówienia i postanowił mówić o pokoju, o walce wewnętrznej i rozeznaniu
W życiu każdego człowieka toczy się walka, «okrutna, ale wspaniała», mówi Papież na zakończenie przemówienia — w całości improwizowanego — do wspólnoty karmelitanek bosych w Antananarywie. A jest wspaniała ta okrutna walka, która trwa przez całe życie człowieka, bo «kiedy jest prawdziwa, nie traci się pokoju».
W tej oazie w centrum stolicy Madagaskaru, zwracając się do mniszek kontemplacyjnych, Papież zrezygnował z odczytania przygotowanego przemówienia i postanowił mówić o pokoju, o walce wewnętrznej i rozeznaniu (tego słowa nie wypowiedział, ale jest to główny temat przemówienia), a uczynił to, obnażając się, opowiadając historię, która pochodzi z XIX w., ale jest również jego, naszą, historią tych zakonnic klauzurowych, które, być może nawet nie wiedząc o tym, zbawiają świat.
W centrum tej historii, którą Papież opowiedział z wielkim talentem narratorskim, rozweselając i wzruszając audytorium, jest bardzo bliska mu postać św. Teresy z Lisieux. Nie będę się rozwodził, tekst przemówienia można przeczytać, ale nie mogę się powstrzymać przed zwróceniem uwagi na parę kluczowych fragmentów opowiadania, bardzo głębokiego i bogatego w inspiracje, cenne nie tylko dla zakonnic, dla których było przeznaczone. Św. Teresa za młodu musiała opiekować się starą zakonnicą, niemal sparaliżowaną i także trochę znerwicowaną, która ją męczyła. «Jednak młoda dziewczyna», zauważa Papież, «towarzyszyła jej zawsze z uśmiechem», nie ulegając pokusie, by «posłać ją do wszystkich diabłów». Ta historia jest, według Papieża, paradygmatyczna, «pokazuje, z jakim duchem można przeżywać życie wspólnotowe». Młoda święta nie poddaje się, a nawet z jeszcze większą odwagą wierzy w posłuszeństwo i w tym znajduje ową drogę doskonałości, której zakonnice szukają, wstępując do klasztoru. To jest wielka, świetlana historia małych kroków. Te drobne gesty, mówi Papież, «zdają się niczym, ale są to małe kroki, które ‘zniewalają' Boga, małe nici, które wiążą Boga». Tak myślała św. Tereska: sznury miłości, aby związać Boga, te «drobne gesty miłości, małe, bardzo małe, bo nasza mała dusza nie może robić rzeczy wielkich». O tym powinny myśleć zakonnice, o «odwadze robienia drobnych kroków, odwadze wierzenia, że w mojej małości Bóg jest szczęśliwy i dokonuje zbawienia świata».
I to jest pierwszy akt opowiadania, które jak każda porządna historia składa się z trzech aktów.
Drugi akt to, kanonicznie, akt o konflikcie. Jest też diabeł w tym wszystkim, ale nie tam, gdzie się go spodziewasz, nie jest to stara znerwicowana zakonnica (później zobaczymy, kto to jest), nie przeorysza, do której udawała się św. Tereska (a która jej nie znosiła), a do której również dziś zwracają się wszystkie młode zakonnice w trudnościach — nie tam jest diabeł, a wręcz w przełożonej jest Jezus, mówi Papież, ponieważ jest wyzwanie posłuszeństwa, choć «trzeba przyznać, że nie wszystkie przełożone są noblistkami w dziedzinie sympatii!». Krótko mówiąc, pojawia się diabeł i najpierw próbuje działać w sposób prostacki: św. Tereska słyszy muzykę śpiewów i tańców, pochodzącą ze «świata», i odczuwa pokusę, ale się jej opiera. Wtedy diabeł staje się sprytny i idzie «po radę do innego, sprytniejszego diabła», który mu podsuwa rady i strategie bardzo wyrafinowane, by pokonać opory młodej zakonnicy. I tutaj pojawiają się co najmniej trzy źródła literackie — pierwsze to Listy starego diabła do młodego Lewisa, ale jest to źródło nie do końca pewne, podczas gdy, przeciwnie, bez wątpienia pewnym źródłem jest to, które Papież wymienia wyraźnie (fragment Ewangelii Łukasza 11, 24--26), a być może jeszcze pewniejsze jest to, którego Papież nie wymienia, a mianowicie Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli, część poświęcona drugiemu tygodniowi, kiedy starcie ze Złym staje się jeszcze ostrzejsze i wymaga trudnego rozeznania. A jak można walczyć w tych przypadkach? Papież mówi to otwarcie, że ratunek może przyjść tylko od innych, jeżeli człowiek się otwiera i prosi o pomoc, nie uważając, że może wszystko robić sam. Właśnie w tym wspólnota odgrywa swoją wspaniałą rolę towarzyszenia i dodawania otuchy. Ale trzeba mówić, otworzyć się i się zwierzyć: «Proszę, siostro, kiedy odczuwasz coś dziwnego, powiedz od razu! (...) Gdyby Ewa w porę porozmawiała, gdyby poszła do Pana i powiedziała Mu: ‘Ten wąż mówi mi takie rzeczy, co o tym sądzisz?'».
Po miłości małych kroków — pierwszym akcie — musi być miłość proszenia o radę, przejrzystości serca. To pozwala pokonać wyzwanie złego ducha, ze świadomością, że będzie wracał aż do końca, jak było w przypadku św. Tereski. Nie idzie się «na emeryturę», mówi Papież, «będziesz musiał walczyć do samego końca». Jest w tych słowach coś autobiograficznego, może profetycznego; Papież niewątpliwie «czuje» w sposób szczególny tę historię, a słuchający «odczuwa uczucie» Papieża.
Czyżby koniec historii? Nie, bo jest trzeci akt. Z zaskakującym ujawnieniem, kto jest dzisiaj starą znerwicowaną zakonnicą. Niech to powie swoimi poruszającymi słowami sam Papież: «Chciałbym zakończyć historię Teresy ze staruszką — ta Teresa teraz towarzyszy starcowi. Chcę o tym zaświadczyć, chcę dać świadectwo, ponieważ ona mi towarzyszyła, towarzyszy mi na każdym kroku (...). Czasami jestem trochę znerwicowany i ją odsyłam (...). Czasami jej słucham; czasami ból nie pozwala mi słuchać jej dobrze. Ale to wierna przyjaciółka. Dlatego nie chciałem mówić wam o teoriach — chciałem opowiedzieć wam o moim doświadczeniu ze świętą i powiedzieć wam, co potrafi uczynić święta i jaka jest droga, by stać się świętymi». W tym zdaniu zawiera się, skoncentrowany, jeden z sekretów tego pontyfikatu, jego stylu «narracyjnego» — nie teorie, ale doświadczenia. Aby zakończyć, nie potrzeba zatem słów komentarza, chyba że te, które sam Papież wypowiedział, jakby chcąc wytłumaczyć swoją improwizację: «Ten Papież jest trochę ‘folklorystyczny', bo zamiast mówić nam o sprawach teologicznych, mówił do nas jak do dziewczynek. Dziewczynki. Obyście wszystkie były dziewczynkami w duchu, oby tak było! Z tym wymiarem dziecięctwa, który Pan tak bardzo lubi». Zatem to nieprawda, że tylko dzieciom opowiada się historie, opowiada się je także dorosłym, żeby mogli stać się dziećmi.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano 10/2019