Nigdy więcej wojny!

Symbolem podróży Papieża Franciszka do bośniackiego Sarajewa może być podziurawiony kulami krzyż z wieży kościoła z Dezevic, który stanął przy papieskim ołtarzu

Nigdy więcej wojny!

Sarajewo nazywane jest Jerozolimą Zachodu, a jego najlepszym symbolem jest podziurawiony przez pociski krzyż z wieży kościoła z De&zcaronevic, który stanął przy papieskim ołtarzu.

Końce jego ramion są jak cztery wyznania żyjących tu od pokoleń katolików, muzułmanów, prawosławnych i żydów. Wszyscy bez względu na to, kto zwyciężył w ostatniej wojnie, są poranieni tak samo jak ramiona krzyża, a ich historie na zawsze związane ze sobą.

Do takiego kraju, w którym o 100 metrów oddalone są od siebie kościół, cerkiew i meczet  przyjechał w sobotni poranek papież Franciszek, jak kilka razy podkreślał — jako pielgrzym pokoju i dialogu. Przyjechał do wszystkich, szczególnie do pozostających tu w mniejszości (a raczej zaniku) katolików. Choć tych na sobotnią Eucharystię z następcą św. Piotra przyjechało z całej Bośni i Hercegowiny, Chorwacji, Austrii (do której wielu Bośniaków wyjechało za pracą, a jeszcze więcej zamierza się wyprowadzić) prawie 65 tys., ich liczba od czasu ostatniej wojny spadła o połowę. Nad papamobile wjeżdżającym przy dźwiękach polskiej Barki na stary stadion olimpijski Koševo powiewały nawet ukraińskie i chińskie flagi. Papież jest bowiem tam, gdzie kiedyś szedł Jezus, do Kościoła cierpiącego, który potrzebuje dodania mu otuchy.

To samo zresztą robili jego poprzednicy, jak ukochany tu przez katolików i niezwykle szanowany przez wyznawców innych religii św. Jan Paweł II. Zdaniem komentatorów sobotniej podróży Franciszka, nie wydaje się jednak, że spotkanie z głową Kościoła katolickiego sprzed 18 lat przyniosło tu jakieś zmiany. Kraj kręci się w kręgu wzajemnych oskarżeń i różnie pojmowanej prawdy o tym, co się wydarzyło. Bośnia i Hercegowina znalazła się w takim miejscu, w którym musi dojść do zwrotu, ponieważ z ustaleń sztucznego porozumienia pokojowego z Dayton z 1995 r. żaden naród nie jest zadowolony, najbardziej zaś chyba pokrzywdzeni są katoliccy Chorwaci.

Bez przebaczenia nie ma pokoju

Rany po wojnie widać wszędzie. Bośnia i Hercegowina to niezwykle skomplikowany kraj, bo zieleniejące w różnych częściach miasta zwykłe parki okazują się tu cmentarzami, a uśmiechnięci 40-latkowie walczą z chorobami starców, nosząc w pamięci obrazy i doświadczenie, które nie powinny im dać szansy na przeżycie. A oni biorą antydepresanty, chodzą na terapie i jednak żyją.

Co drugi mieszkaniec Sarajewa nosi w sobie wojenne wspomnienia, ale papież Franciszek podczas spotkania dla osób konsekrowanych w sarajewskiej katedrze Serca Jezusowego posłuchał trzech. Ks. Zvonimir Matijević ma dziś 60 lat, ale wygląda jak starzec, a jego głos łamie się, kiedy zaczyna opowiadać swoją historię. — Przyjąłem święcenia w 1987 r., a w 1992 r. zostałem proboszczem małej, 50-osobowej parafii w miejscowości Glamo&ccaron, gdzie przeważali prawosławni. Gdy rozszalała się tam wojna, w Niedzielę Palmową 12 kwietnia 1992 r. po Mszy św. zabrali mnie żołnierze i wywieźli do Kninu w Chorwacji. Byłem wielokrotnie bity do utraty przytomności. Żądali ode mnie, abym publicznie, przed kamerami telewizyjnymi przyznał się, że jestem przestępcą, że księża katoliccy są zbrodniarzami i że wychowują zbrodniarzy — opowiadał z trudem kapłan. Przeżycia te tak bardzo go osłabiły i wyniszczyły, że był bliski śmierci. Przeżył, bo przetoczono mu 6 litrów krwi, ale równie ważne było spotkanie z prawosławnym biskupem Bihaciu i Petrovacu Chryzostomem, który odwiedził go w szpitalu na prośbę pozostającego w areszcie domowym biskupa Banja Luki Franjo Komaricy. Wyszedł na wolność, bo wymieniono go jako więźnia wojennego. —Niech Bóg błogosławi tych, którzy pomogli mi być jeszcze żywym i przebaczam tym, którzy wyrządzili mi krzywdę — dodał na koniec kapłan.

Takie świadectwa nie wymagają komentarza i pewnie dlatego papież po wysłuchaniu dwóch podobnych, franciszkanina o. Jozo Puaricia i s. Ljubicy Šekerija poruszony podszedł do ks. Zvonimira i ucałował jego ręce. Po czym oddał kardynałowi swoje przemówienie i powiedział:  — Wobec tak okrutnych historii muszę mówić z serca. Jak dobrze, że macie wokół siebie takich świadków — zaczął papież. Dbajcie o braterstwo, wybaczajcie i nieście Jezusa Chrystusa. Bóg was potrzebuje, właśnie takimi, jakimi jesteście, małych męczenników — powiedział Franciszek. Ale przyjmijcie ich doświadczenie, nie dla zemsty, tylko by tworzyć pokój. Kilkakrotnie powtarzał:„Nie zapominajcie waszych braci i sióstr, bo oni was uczą, jak przebaczać, a bez przebaczenia nie można budować pokoju”.

To słowo padało w trakcie 11-godzinnego pobytu w Sarajewie wielokrotnie, i w czasie spotkania z władzami w parlamencie, i w trakcie Mszy św. na stadionie, podczas spotkania z przedstawicielami różnych wyznań i wieczorem do młodzieży. —Błagam Boga Najwyższego o pokój i dobrobyt dla Sarajewa oraz całej Bośni i Hercegowiny —mówił papież —ponieważ istnieją ludzie, którzy dążą do konfliktu różnych kultur i cywilizacji, a także ci, którzy spekulują na wojnie, by sprzedawać broń. A kto głosi pokój, ale go nie czyni — jest kłamcą — podkreślał Ojciec Święty. To słowa do polityków i możnych tego świata, którzy niewiele zrobili w czasie ostatnich 20 lat dla Bośni i Hercegowiny. Liczba katolików spadła w tym czasie o połowę, a w niektórych częściach Posaviny, należącej dziś do Serbów, z 50 tys. do niespełna tysiąca osób! Papież mówiąc do wszystkich przedstawicieli prezydium Bośni i Hercegowiny: Dragana &Ccaronovicia reprezentującego naród chorwacki, Mladena Ivanicia, przedstawiciela Serbów i obecnego przewodniczącego prezydium Bakira Izetbegovicia, przedstawiciela Bośniaków, zaznaczył, że mimo wielu sukcesów i doceniania wielowiekowej tradycji kraju dla znaczenia Europy, wspólnota międzynarodowa nie robi wszystkiego, żeby zainicjowane procesy pokojowe stawały się coraz bardziej solidne i nieodwracalne. To zadanie decydentów politycznych, aby być, jak zaznaczył papież, „pierwszymi sługami swoich wspólnot, poprzez działania zapewniające przede wszystkim podstawowe prawa człowieka, wśród których wyróżnia się prawo do wolności religijnej i pełnej równości wszystkich obywateli”. — Dlatego dzisiaj, drodzy bracia i siostry, ponownie wznosi się z tego miasta wołanie ludu Bożego i wszystkich ludzi dobrej woli: nigdy więcej wojny! — stwierdził papież Franciszek.

Brat bratu

Wydaje się, że o wiele więcej w tej kwestii niż politycy, którzy nie potrafią się opowiedzieć po stronie tego zapomnianego kraju, robią pojedyncze osoby. Biskup Chryzostom przychodząc z pocieszeniem do ks. Zvonimira, muzułmanka Fatima, która przyniosła głodnemu o. Jozo, leżącemu na obozowej pryczy z połamanymi żebrami trochę jedzenia, zakonnicy i wolontariusze pracujący we Franciszkańskim Międzynarodowym Centrum Studenckim i Młodzieżowym Ośrodku Diecezjalnym im. Jana Pawła II czy kobiety z Odžaka w Posavinie— katoliczki, a wśród nich s. Anna Alberti ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi i muzułmanki, które na zmianę modlą sie w parafii i meczecie. Ważne sprawy najlepiej załatwia się po zakończeniu wielkich spotkań. Poza główną sceną, w domu i przy kawie. Tak zaczynały kobiety z Odžaka. Na początku były dwie i miały problemy z dziećmi. Spotkały się raz, drugi, ale mam z problemami było więcej, więc dołączyły do nich następne, potem któraś przyniosła ciasto, aż wpadły na pomysł, żeby porozmawiać już nie o dzieciach, tylko kobietach, jak je widzi Biblia i Koran. Spotkania są otwarte i nikt nikogo nie przeciąga na swoją stronę. To aktywne budowanie pokoju, o którym mówił i do którego zachęcał papież Franciszek podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Sarajewa.

I chyba o to chodzi. O szanowanie różnic i budowanie na tym, co wspólne. Ostatnio na bardzo popularnym w Chorwacji portalu bitno.net furorę zrobił tekst muzułmańskiego duchownego imama Admira Muhicia, który napisał do papieża list. Taki zwyczajny, który zaczyna się słowami „dragi Franjo„ („drogi Franciszku”) i najwięcej w nim podziękowań, że wybrał właśnie Bośnię i Hercegowinę na swoją pielgrzymkę, że chce słuchać mieszkających tu trzech narodowości i mówić o pokoju, którego tak bardzo brakuje, że staje w obronie atakowanych na całym świecie muzułmanów i ich wartości. To bardzo osobisty list, który daje nadzieję, że po stronie zwykłych ludzi jest wielka potrzeba zmiany ponad politycznymi sporami, do kogo ma należeć Bośnia i Hercegowina. „Ona jest wspólna” — pisze imam Admir Muhić.

Trudno powiedzieć, czy papież przeczytał list imama Admira, ale po zakończeniu niedzielnej modlitwy Anioł Pański już na placu św. Piotra papież wspomniał swoją pielgrzymkę do Sarajewa, mówiąc, że kraj jest w trakcie pięknego procesu pojednania i właśnie dlatego tam się udał: aby wesprzeć ten proces pokojowego współistnienia różnych narodów. — Jest to proces mozolny, trudny, ale możliwy!—mówił Franciszek, dziękując też wiernym innych wyznań i religii, za ich współpracę przy odbudowie jedności. — Pracujcie wszyscy jako prawdziwi bracia. Niech Pan błogosławi Sarajewo oraz Bośnię i Hercegowinę — dodał papież.

Bośnia i Hercegowina dziś

To przesłanie wspólnej pracy wybrzmiało najsilniej podczas spotkania papieża z młodymi ludźmi na zakończenie wizyty w Sarajewie. To ci urodzeni często już po wojnie mają szansę na zbudowanie rodzin, które nie zostaną podzielone, jak to się dzieje dzisiaj. Siostra Anna Alberti ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi opowiadała w wywiadzie dla portalu wiara.pl, że wielkimi problemami w Bośni i Hercegowinie sądziś właśnie: rozpad rodzin, trudna sytuacja gospodarcza i bezrobocie zmuszające ludzi do emigracji, ale największym są rany z czasów wojny. Bośnia i Hercegowina potrzebuje głębokiego uzdrowienia, przebaczenia i pojednania. Pomaga w tym z pewnością obecność nieobarczonych traumą wojny międzynarodowych wspólnot zakonnych na tym terenie (obok sióstr Misjonarek Miłości w Banja Luce, Zgromadzenie Franciszkanek Misjonarek Maryi jest jedyną międzynarodową wspólnotą zakonną w Bośni i Hercegowinie). Co robią? Dają jeść głodnym, służą w domu dla dzieci niepełnosprawnych, prowadzą Caritas i codziennie adorują Jezusa.

Z umiarkowanym optymizmem komentuje wizytę papieża w Sarajewie  młody franciszkanin z Mostaru o. Željko Barbarić: —Mam nadzieję, że entuzjazm, który towarzyszy młodym po spotkaniu z papieżem nie będzie krótkotrwały i nie stanie się tylko maską — mówi zakonnik, który właśnie wrócił z Sarajewa. On także potwierdza, że nadszedł najwyższy czas, aby w jego ojczyźnie doszło do zmian, które wyrwą ją z martwego punktu, gdzie za błędy wini się zawsze kogoś drugiego. — To jest jak mantra, którą się powtarza. A papież wezwał nas do przebaczenia. Nie jest to jakaś nowa prawda dla tego kraju, ale on powiedział to w autorytecie głowy Kościoła. To nie są puste słowa, a ja wierzę, że przebaczenie jest możliwe. Nienawiść zniewala człowieka, a przebaczenie go uwalnia. Zrealizować to wezwanie w kraju, w którym istnieją trzy prawdy [o wojnie — przyp. autora] serbska, bośniacka i chorwacka nie jest łatwo. Przez 20 lat te pojęcia już się tak wytarły, że potrzeba konkretnych działań, aby udowodnić, iż nie są tylko martwym słowem — twierdzi Barbarić. Powiewem nadziei na zmiany były dla mnie świadectwa trojga świadków męczenników niedawnej wojny.

Ojciec Barbarić wierzy w możliwość wspólnego życia kilku narodów w Bośni i Hercegowinie, chociaż jest ono obarczone kłamstwami i zaszłościami z czasów komunizmu i wojny. Chorwatów katolików nie ma w Sarajewie wielu. Pełny stadion może stworzyć fałszywy obraz, bo większość ulic w czasie przejazdu papamobile po Sarajewie była pusta — zauważa zakonnik. —Papież przyjechał wesprzeć małe stadko i dać im pocieszenie. Pokazał nam, że wie, co się dzieje w naszym kraju i że mu na nas zależy. Osobiście oczekiwałem „ostrzejszego” papieża, ale chyba było mu nas szkoda — śmieje się zakonnik. Nam młodym nakazał budować mosty, a nie mury. Inaczej się nie da. Bo kiedy się zamurujesz w swoim świecie, powstaje bardzo mało miejsca na życie i tak kończysz w więzieniu. A my nie chcemy więcej więzienia i wojny w naszej ojczyźnie — dodał Barbarić.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama