M. Szcześniak o swoich preferencjach muzycznych
Mieczysław SzcześniakMuzyka której słucham Muzykę odbieram - bez początku - od małego, od mojego "zawsze". Była jak głos mamy, jedzenie, spanie. Pamiętam ją jako codzienność uprawianą przez kobiety, mężczyzn i dzieci w moim otoczeniu. Rodzina. Do trzeciego pokolenia - wszyscy mają słuch muzyczny. Nigdy nie myślałem, że istnieje ktoś, kto mógłby języka muzyki nie rozumieć. Nadal twierdzę, że dźwięki wydawane przez ludzi, nawet jeśli brak im słuchu muzycznego, muszą mieć jakąś swoją logikę, każdy ma swoją pieśń. Jest to po prostu niezbadany teren. Z lubością daję się pochłaniać dźwiękom. Słucham każdego rodzaju muzyki, kierując się w wyborze talentems, umiejętnościami wykonawców, ich wyobraźnią i przekazaniem. Ciągle penetruję tę tajemnicę, kiedy słowo śpiewane zamienia się w, w zależności od tego kto, co, z kim. Działają na mnie przekazy prawdziwe, opowiadające o emocjach i doświadczeniach twórcy. Coś, co jest zmaterializowaną formą przeżyć. W żadnej muzyce, żadnej sztuce nie lubię epatowania formą, techniką, popisywaniem się wiedzą i "znajomością stylu". Prawda. Duchowość. Myślę, że zawsze muzyka posiada przekaz duchowy. Mam słabość do twórców, którzy tak jak ja, kochają Boga, którego chwalą, któremu dziękują, którego rozważają. Jest ich wielu (Hallelujah!). Najbardziej wzruszają mnie ekspresyjne, rytmiczne, gorące i szczere wykonania czarnych muzyków. Taka muzyka wzbudza we mnie największe emocje, dotyka mocno wszystkich nawet najodleglejszych kątów mojej duszy. Soul. Dusza. Pamiętam, kiedy słuchałem leżąc, bo nie mogłem usnąć, płyty królowej soulu - Arethy Franklin z chórem kościelnym. To był dwupłytowy album, nagrany gdzieś w zborze w Stanach. Śpiewali gospel, a ja myślałem, że to co słyszę jest niemożliwe, że niczego nie wiem o muzyce, emocjach, Bogu, że jestem niczym, że jestem bardzo wdzięczny, że Bóg wymyślił takie uniesienia. Przez muzykę. Tkwiłem w błogosławieństwie, płakałem, nie miałem poczucia czasu. Zdarzyło się to jeszcze dwa razy: kiedy słuchałem płyty: THE BEST OF... Donny Hathaway'a - najlepszego dla mnie wykonawcy na świecie, oraz kiedy słuchałem Haendla "MESSAIAH - SOULFULL CELEBRATION" w wykonaniu czarnoskórych gwiazd muzyki. Były jeszcze dwie chwile, które w zbiegu czasu i rozwoju, dały mi ogromne przeżycia: wysłuchałem po raz pierwszy w całości "Bolero" Ravel'a oraz Jou Anderson, który zaśpiewał piosenkę "CAN IT BE DONE" na płycie zespołu WEATHER REPORT. Byli, są i będą Miles Davies i Shirley Horn, która zmieniła moje pojęcie o ekspresji: nigdy nie zaśpiewała forte, rajcowała niezwykle. Niezwykłymi artystami, których ciągle słucham i uczę się są dla mnie: STEVE WONDER, TAKE SIX, STING, ERIC CLAPTON, PETER GABRIEL, CHAKA KCHAN, ANITA BAKER, AMY GRANT, ME'SHALL NDEEGE O'CELLO, RON KENOLY, QUINCY JONES, BILL WITHERS, DEBUSSY, JAMES INGRAM, ARETHA FRANKLIN, BONY RAIIAT i wielu innych. Słucham muzyki ludowych z różnych stron świata, jazzu, poezji, popu, rocka, głosów przyrody, siebie i Pana Boga. Słucham też ciszy. Copyright by "Magazyn Muzyczny RUAH" opr. JU/PO |