UPOMINANIE – A „CUD NAD WISŁĄ”
Wsłuchajmy się uważnie w dzisiejszą Ewangelię, ponieważ dotyczy, a wręcz dotyka ona naszej codzienności. Mówi mianowicie o obowiązku upominania bliźnich, gdy wybierają zło. To bardzo trudny problem. Niektórzy już się poddali. Dla świętego spokoju. A jednak poddanie się wygląda na wyjście najgorsze, bo spada ono ciężarem współwiny na nasze sumienie.
Jak upominać skutecznie? Czy to w ogóle jest możliwe?
Dlaczego upominanie bliźnich tak często prowadzi do kłótni? Czy wina jest tylko po jednej, po tamtej stronie? Sądząc na chłodno – raczej nie. Co zatem mogłoby stanowić błąd po naszej stronie?
Odpowiedź jest prosta. Najczęstszym błędem jest fakt, że startujemy do upominania bliźniego wsłuchani nie tyle w Boga, co we własny egoizm. Walka o porządek, o zasady, o sprawiedliwość – pociąga; ale jeśli na dnie tej walki kryje się pragnienie własnego komfortu (albo – co gorsza, własnej korzyści!), wtedy upominanie traci swą boską moc, a zaczyna promieniować faryzeizmem. A to właśnie najbardziej bliźniego odrzuca.
Chciałbym w tym miejscu nawiązać do aktualnego tematu. Do setnej rocznicy „Cudu nad Wisłą”. Otóż 100 lat temu w lipcu, biskupi polscy napisali do narodu dramatyczny list. Kapitalnie diagnozując niebezpieczeństwo ogólnoświatowej pożogi, także sensie duchowym, biskupi apelowali do Polaków m.in. w takich słowach: „Poświęćcie dla Ojczyzny partyjne zawiście, żądze panowania jednych nad drugimi, jątrzenia, jadowite kwasy, wżerające się w Jej duszę i w Jej organizm! Bądźcie ofiarni, bo tylko wielką ofiarą okupicie Jej wolność i siłę!”
Musiał być to list bardzo „przemodlony”, bo poruszył on cały naród.
Całkiem bezprecedensową formą upomnienia braterskiego było spotkanie Piłsudskiego z kardynałem Kakowskim, ówczesnym metropolitą warszawskim. Marszałek prosił o pilne spotkanie, tuż przed wyjazdem na front. Kiedy kardynał przyszedł, Piłsudski zwrócił się do niego błagając niemalże na kolanach, o pomoc: „Daj mi kapłanów, dobrych kapelanów dla armii, którzy by szli w szeregach razem z żołnierzem i w okopach podnosili go na duchu!”
To wtedy właśnie Metropolita, zdecydował o wysłaniu na front sporej liczby duchownych. Dołączył do nich także młody, 27-letni ksiądz Ignacy Skorupka. „Pamiętaj, abyś ciągle z nimi był!” – przykazywał mu gorąco kardynał. Ksiądz Ignacy polecenie zrealizował w 150 procentach! Taki też pozostał w naszej pamięci. Rozmodlony kapłan, biegnący z żołnierzami do ataku, z krzyżem w dłoni! Cóż to za niezwykła forma upomnienia braterskiego: upomnienie – przez własny przykład! Celowo używam słowa „upomnienie”, ponieważ kapłani znaleźli się wtedy wśród zniechęconych porażkami i zrozpaczonych żołnierzy, a przecież zwątpienie w pomoc Bożą, a zwłaszcza rozpacz, jest wielkim grzechem.
I tak oto, setna rocznica „Cudu nad Wisłą” podpowiada nam receptę na skuteczne upominanie: gorącą modlitwę, odważną wiarę, troskliwą obecność, a wreszcie i własny przykład.
Obchody tej wyjątkowej rocznicy, z powodu pandemii nie mogą być zbyt huczne. Czy wobec tego nie powinniśmy jej uczcić tym bardziej w naszych domach, przez wspólną modlitwę za Ojczyznę?!! Myślę, że Bóg tego chce. Dziękujmy zatem za cud ocalenia, ale i błagajmy także o cuda na dzisiaj dla wszystkich Polaków: – o cud wrażliwości na zło, o cud pojednania i o cud miłości do Boga!