POKUSA SAMOZBAWIENIA
Grzech człowieka i zbawienie w Jezusie to główny temat dzisiejszej liturgii słowa. W ramach pierwszego czytania słyszeliśmy fragment z Księgi Rodzaju: „Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?»” O ile przed grzechem istniała przyjaźń między Bogiem a człowiekiem, o tyle po grzechu więź ta poważnie się osłabiła. Gdy człowiek popełnia grzech, to chowa się przed Bogiem. Człowiek postrzega Boga jako zagrożenie: dla siebie, dla własnego życia, dla własnej wolności. Zresztą sam grzech nieposłuszeństwa pierwszych ludzi był skutkiem wsączenia przez szatana w serce człowieka złej myśli, według której Bóg coś skrywa przed człowiekiem, a dopiero zerwanie owocu sprawi, że on – człowiek stanie się „jak Bóg”. Już w momencie, kiedy pokusa zaczęła pracować w ludzkim sercu, człowiek zaczął podejrzliwe patrzeć na Boga. Gdy pokusa przeradza się w grzech, więź człowieka z Bogiem pęka. W relacji między człowiekiem a Bogiem rodzi się głęboka rana, zadana przez człowieka. Historia ludzkiego grzechu to historia odchodzenia człowieka od Boga: od nieposłuszeństw wobec przykazań Bożych, przez niewiarę, czyli zerwanie więzi z Bogiem, aż po ateizm, czyli całkowite Jego zanegowanie. Adam w raju, co prawda nie dochodzi jeszcze do ateizmu, jeszcze wierzy w Boga (nawet z Nim rozmawia), ale już nie wierzy Bogu, stracił do Niego zaufanie.
Ten brak zaufania widoczny jest w dalszych słowach Adama, skierowanych do Boga: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”. Poza lękiem i brakiem zaufania względem Stwórcy słowa te ukazują dalsze konsekwencje grzechu. Adam zobaczył, że jest nagi. Wcześniej też był nagi – i on i jego żona, ale tego nie widzieli. Dlaczego? Bo w człowieku panowała wewnętrzna harmonia, pełna równowaga duchowa, nie było żadnej pożądliwości. Używając współczesnego języka: człowiek jako jedność cielesno-psychiczno-duchowa przeżywał integralnie swoją osobowość. Po grzechu cała ta harmonia rozsypała się: człowiek zaczął doświadczać cierpienia, pojawił się lęk przed śmiercią, a sama śmierć stała się momentem totalnego rozpadu człowieczeństwa. Grzech okazał się aktem samoniszczącym człowieka, stał się raną zadaną sobie samemu.
Odczucie nagości odnoszące się nade wszystko do drugiej osoby, pokazało też, że grzech zniszczył harmonię w relacjach z bliźnim. Wzajemna miłość między mężem a żoną przerodziła się w relację pełną napięć i oskarżeń „Mężczyzna odpowiedział: «Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem»”. Zaczęli przerzucać winę jeden na drugiego, miłość przerodziła się w egoizm, wzajemna pomoc w panowanie jednego nad drugim. W dalszych słowach (nieprzywołanych w dzisiejszym pierwszym czytaniu) Bóg mówi do kobiety: „ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą”. Grzech zadał potężną raną w relacjach międzyludzkich.
Chciał być człowiek jak Bóg, a stracił wszystko: przyjaźń z Bogiem, harmonię wewnętrzną oraz miłość bliźniego. Zadał trzy rany. I tak zaczęło się życie naznaczone niepokojem, niezgodą, cierpieniem i śmiercią. Co zrobił Bóg? Od razu uruchomił program naprawczy, nazywany planem zbawienia: zaczął szukać człowieka, podjął z Nim rozmowę, a przede wszystkim zapowiedział (i to w słowach do szatana) przyjście Zbawiciela: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”. Zapowiada, że potomek Ewy ostatecznie pokona szatana, bo zmiażdżenie głowy oznacza przecież ostateczną śmierć. I rzeczywiście na świecie rodzi się Jezus, Zbawiciel świata, rodzi się jako prawdziwy człowieka, jako syn kobiety, czyli potomek Ewy. Jego misja od samego początku okazuje się być zdecydowaną walką z szatanem. W Ewangelii Marka (tej, z której zaczerpnięto dzisiejszy fragment) pierwszym cudem, którego Jezus dokonał było wypędzenie złego ducha. Egzorcyzmy, których Jezus wiele dokonywał, były zapowiedzią zmiażdżenia głowy węża, czyli całkowitego pokonania szatana. Tego Jezus dokonał poprzez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie.
A człowiek? Człowiek wobec tego naprawczego planu Boga przyjmował w historii dwie postawy. Pierwsza – to postawa otwierania się na Boże zbawienie, zapowiadane przez wieki w Starym Testamencie, a zrealizowane w przyjściu Jezusa Chrystusa. Boże zbawienie przywraca człowiekowi wewnętrzną harmonię. W drugim czytaniu słyszeliśmy: „chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień”. Choć cieleśnie nasze życie zmierza ku śmierci, jednak duchowo łaska nas odnawia i zbliżanie się do śmierci jest zbliżaniem się do nowej integracji człowieczeństwa. Bo ostatecznie i sama śmierć zostaje pokonana: „Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także nam i stawi nas przed sobą razem z wami”.
Niestety, historia ludzkości to także historia zamykania się wielu ludzi na Boga. Pokusa wsączona w serce człowieka, że bez Boga będzie „jak Bóg”, wypuszcza swój jad nieprzerwanie. Wielu ludzi mówi, że sami doprowadzą do przezwyciężenia wszelkich życiowych ograniczeń człowieka. I dostarczają nawet argumentów. Mówią tak: nie potrzebujemy Boga Stwórcy, bo już potrafimy produkować człowieka in vitro, nie potrzebujemy Boga, który przywróci nam wewnętrzną harmonię, bo już to czyni w dużej mierzy medycyna i psychologia, nie potrzebujemy Zbawiciela, Zwycięzcy śmierci, bo współczesną technologią osiągniemy nieśmiertelność (w co wierzy duża część tzw. transhumanistów), nie potrzebujemy Boga, który pomoże swoją łaską odbudować relacje międzyludzkie, bo współczesne rozwiązania społeczne doprowadzą do przezwyciężenia wszystkich napięć, np. genderyzm nie uznający społecznego znaczenia płci ma doprowadzić do usunięcia wszelkich napięć w sferze seksualnej.
Przy takiej wizji świata Mesjasz jest niepotrzebny. To oczywiście nie tylko przekonanie naszych czasów. Już współcześni Jezusowi negowali Jego misję mesjańską, albo uznając Go za człowieka, który odszedł od zmysłów, albo za kogoś wręcz opętanego złym duchem: „ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”. Ludziom tym Jezus zamiast kojarzyć się ze zbawieniem kojarzył się z szatanem. Zresztą dziś dzieje się podobnie. Ciężki grzech niektórych przedstawicieli Kościoła jest tak medialnie ukazywany, że jedynym miejscem, które dziś wielu ludziom kojarzy się z grzechem, jest właśnie Kościół. Porażające zestawienie: ten, który niesie Chrystusowe zbawienie (czyli Kościół) postrzegany jest jako wyjątkowo szatańska wspólnota. Skojarzenie straszne, ale nie pierwsze: pierwsze – zostało opisane w dzisiejszej Ewangelii.
Tylko, że człowiek raju na ziemi i tak nie zbuduje, ani narzędziem genderyzmu ani narzędziem transhumanizmu, ani żadnym innym. A zatwardziałość ludzkiego serca jest naprawdę groźna. Jezus mówi dziś: „zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego. Mówili bowiem: Ma ducha nieczystego”. Dlaczego wszystkie grzechy mają być odpuszczone, a jeden – nie? Bo otwarcie na łaskę Jezusa naprawdę odpuszcza wszystkie grzechy, poza jednym – tym, który jest radykalnym zamknięciem na łaskę. A zamyka się na łaskę ten, kto nie widzi w Jezusie Zbawiciela, nie widzi w Jego misji – działania Ducha Świętego. Jeśli zbawienie przynosi Jezus, a to ten, kto dobrowolnie zamyka się na Jezusa, nie doświadczy zbawienia. Nawiasem mówiąc, ten ktoś zbawienia od Jezusa i tak nie chce, bo wierzy w samozbawienie. Wybór należy do nas: albo wiara w zbawienie przez Jezusa albo w samozbawienie; albo wiara w „mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie” (jak w dzisiejszym drugim czytaniu) albo wiara w mieszkanie od człowieka, dom ręką ludzką uczyniony, o którym mówią, że będzie wiecznie trwały (ale nie w niebie, tylko na ziemi), a który rozpadnie się jak domek z kart jak wszystkie ludzkie utopie od czasów wieży Babel.