Herod był człowiekiem wewnętrznie rozbitym, prowadzącym skrajnie niemoralne życie i otaczającym się ludźmi, którzy postępowali podobnie. Nie miał żadnych skrupułów, był władcą bezdusznym, nieszanującym innych, podejmującym straszne niekiedy decyzje w najmniej spodziewanych chwilach. W takim kontekście jest rzeczą zaskakującą, że przejawiał jednak pewne zainteresowanie najpierw działalnością św. Jana Chrzciciela, a następnie Jezusa. Najprawdopodobniej wynikało to z tego, że bał się o utratę władzy; być może jednak, gdzieś w jego głębi kryło się także pragnienie innego życia, mocno stłumione słabościami i różnymi nadużyciami.
Gdy Mesjasz stawał się coraz bardziej znany i gdy Herod coraz częściej słyszał o Jego cudotwórczej mocy, coraz bardziej był przekonany, że to św. Jan Chrzciciel, którego kazał ściąć, zmartwychwstał (zob. Mk 6,15). Z pewnością okoliczności śmierci wielkiego proroka pozostały w pamięci Heroda, który swego czasu kazał „pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady” (Mk 6,17). Jednocześnie jednak „czuł lęk przez Janem, widząc, że jest mężem prawym i świętym, i brał go w obronę” (Mk 6,20).
Jednak prawdziwą „reżyserką” tego wszystkiego, co się stało swego czasu w pałacu Heroda była Herodiada, która nie mogła znieść postawy św. Jana Chrzciciela i jego otwartej krytyki w odniesieniu do niezgodnego z prawem jej związku z Herodem. Gdy nadarzyła się okazja do usunięcia proroka, chętnie z niej skorzystała i swojej córce doradziła, aby ta poprosiła o głowę Jana Chrzciciela (zob. Mk 6, 24). Wtedy „król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić” (Mk 6,26).
Gdy człowiek przekroczy w życiu pewne granice w sferze moralności, doprawdy trudno jest mu wyzwolić się z sideł, które sam dla siebie przygotował. Tak było w przypadku Herodiady, tak było w przypadku Heroda, tak jest dzisiaj w przypadku wielu ludzi, także celebrytów, którzy w imię niewłaściwie pojętej wolności propagują styl życia bez żadnych hamulców moralnych, stawiających siebie na pierwszym miejscu i ustanawiających nowe prawa. Ale podwójne życie grozi, jakiejś mierze, nam wszystkim. Wystarczy przyzwolić na poziomie myślenia na pewne niezgodne z prawem Bożym wybory dotyczące np. koncepcji życia ludzkiego, etyki seksualnej, spraw społecznych…
Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzeba nam ludzi o wyrazistych poglądach, którzy, tak jak kiedyś św. Jan Chrzciciel, będą mówić zdecydowanie, co jest białe, a co jest czarne; co można, a czego nie można. O taką postawę dla nas i dla wszystkich wierzących w Chrystusa módlmy się dzisiaj, kiedy wspominamy męczeństwo tego „męża prawego i świętego” (por. Mk 6,20), którego posłannictwo nie straciło nic ze swojej aktualności.