Co właściwie dolegało Marii Magdalenie – była chora umysłowo czy opętana? Czy „demony” to tylko symbole wad? Jak wyglądał egzorcyzm w starożytności? Przeczytaj fragment książki Pawła Lisickiego.
Siedem demonów
Wolno przeto przyjąć, jako rzecz niemal pewną, że Maria Magdalena została uzdrowiona z opętania. Na czym dokładnie polegała jej choroba? Jak zwykle w jej wypadku spekulacji jest znacznie więcej niż faktów. „O Marii Magdalenie pisano tak, żeby dopasować ją do jednej z wielu różnych kategorii chorób umysłowych. Miała mieć neurozę, cierpieć na stany lękowe, histerię, asocjalność, utratę związku z rzeczywistością i hypomanię. By opisać jej zachowanie, posługiwano się słowem schizoid. Nazywano ją osobowością obsesyjną, być może upodobniając ją do osoby cierpiącej na psychozę maniakalno-depresyjną” (Gordon Thomas, The Thirteenth Disciple. The Life of Mary Magdalene, s. 19). To tylko najbardziej popularne próby tłumaczenia, czym lub kim było owych siedem nieczystych duchów, które z niej wyszły.
Demony były to, jak wówczas powszechnie wierzono, wrogie człowiekowi, wyspecjalizowane w szkodzeniu mu złe duchy pośredniczące. Nosiły własne imiona i posiadały wyraźnie określoną moc, dzięki której osaczały lub niszczyły człowieka. Nie są zatem owe demony symbolicznym określeniem – jak to później sądzono – wad moralnych czy konkretnych, zakorzenionych w człowieku grzechów. „(...) Redaktor Ewangelii nie twierdzi, że złe duchy Marii Magdaleny to występki: przeciwnie, opisuje ją jako kobietę udręczoną przez zgubną moc, która ją przerasta” (Burnet, Maria Magdalena, s. 22). Słusznie. Z faktu, że Marię opuściło siedem demonów, w żadnej mierze nie wynika, iż była ona podatna na występki lub oddana złym pożądaniom. To, że z Marii Magdaleny wyszło siedem demonów, oznacza, że została uwolniona z niezwykle poważnego przypadku opętania. „Liczba siedem wyraża – stwierdza przenikliwie Meier – symbolicznie pełnię, zupełność lub intensywność” (t. II, s. 657). Zgadza się z tą opinią Witherington. Sądzi on, iż fakt, że Maria była najbardziej znaną spośród kobiet w otoczeniu Jezusa, sugeruje, że jej uzdrowienie miało wyjątkowo dramatyczny przebieg. Wypędzenie siedmiu demonów wskazuje na opętanie o wyjątkowej skali złośliwości.
Maria to „jedna z kobiet uwolnionych od złych duchów i różnych niemocy”, która poszła za Jezusem (Łk 8, 2). Nie wiadomo niestety, czym były te niemoce w wypadku pozostałych kobiet, Joanny i Zuzanny. Być może również i one zostały opuszczone przez czarty; a może po prostu Jezus uleczył je ze zwykłej choroby, dolegliwości fizycznej.
Siła zaklęć
Nie zachował się żaden opis przebiegu egzorcyzmu Jezusa i wypędzenia demonów z Marii Magdaleny. Jak wspomniałem, nie da się udowodnić tezy Chiltona, według którego egzorcyzm trwał około roku i pociągał za sobą chwile uzdrowień i powrotu do opętania. Można jednak przyjąć, że opis jej uzdrowienia nie odbiegał od innych zachowanych w tradycji opowieści. Nie wiadomo, dlaczego do nas nie dotarł. Może przebieg samego uzdrowienia był zbyt drastyczny? Może towarzyszyły mu, jak to było w innych wypadkach, napady histerii, słabości, nieprzytomność? Może ewangeliści pominęli tę opowieść z delikatności wobec Marii? A może bali się tego, jak zostanie ona odebrana przez postronnych?
W każdym razie należy pamiętać, że, jak to lapidarnie sformułował Graham H. Twelftree: „Egzorcyzm był formą uzdrawiania używaną w wypadkach, kiedy sądzono, że w osobę weszły demony lub złe duchy, które odpowiadają za chorobę; dzięki egzorcyzmowi można było kontrolować, wyrzucić lub usunąć złe duchowe byty i demony z ludzi” (Jesus the Exorcist, s. 13). Amerykański komentator stwierdza, że egzorcyzm uważano za skuteczny dzięki kombinacji trzech czynników: (1) egzorcyście, (2) źródle mocy-władzy oraz (3) rytuałowi lub formie zastosowania tej mocy-władzy przeciw zagrażającemu duchowemu bytowi (s. 22). Dopiero połączenie trzech czynników pozwala mówić o skutecznym wypędzeniu czartów. Musiał bowiem istnieć konkretny człowiek, do którego zwracano się o pomoc; zwracano się do niego, bo sądzono, że ma on dostęp do źródła władzy nad niewidzialnymi duchami ciemności; wreszcie owa moc nie wychodziła z egzorcysty dowolnie i spontanicznie, ale w sposób uporządkowany, ujęty w karby i reguły – taki był sens rytuału. Mógł on być bardzo różny, mógł polegać na wypowiedzeniu kilku słów, a mógł, jak pokazują to odkryte w Egipcie papirusy magiczne, być też bardzo rozbudowany, składać się z szeregów zaklęć. Zawsze jednak chodziło o przejęcie kontroli nad demonami, na wypędzeniu ich z człowieka, na odzyskaniu jego wolności.
Twelftree pokazuje, że takie rozumienie było czymś typowym dla ówczesnej epoki. I tak pisze o egzorcyzmie, jakiego dokonał Apoloniusz z Tiany, pogański cudotwórca, filozof i nauczyciel, żyjący w drugiej połowie I w., a więc niemal współczesny Jezusowi. Jego biograf Filostrat, który spisał dzieje Apoloniusza na początku III w. na zlecenie cesarzowej Julii Domny, przekazał historię pewnego chłopca, który, najprawdopodobniej owładnięty przez czarta, przerywał występ Apoloniusza, gdy ten przemawiał w portyku królewskim w Atenach. Filozof spojrzał na chłopca i jakby posiadając nadprzyrodzoną wiedzę o jego życiu, rzekł: „To nie ty sam dokonujesz tej obrazy, lecz demon, który tobą kieruje, bez twojej wiedzy”. Pod wzrokiem Apoloniusza, pisze Twelftree (s. 25), demon zakrzyczał, zawył i „przysiągł, że opuści młodego człowieka i nigdy już nie opanuje żadnego innego”. Lecz Apoloniusz zgromił go i nakazał mu wyjść z młodzieńca i dać ostateczny dowód, że tak zrobił. Diabeł powiedział, że przewróci pobliski pomnik. Figura poruszyła się lekko i upadła, czego rezultatem był rozgardiasz i radosne bicie braw przez tłum. Chłopak przetarł oczy, jakby się właśnie obudził. Twelftree zauważa, że o chłopaku mówi się też, że „doszedł do siebie”, zwrot charakterystyczny, używany na opis egzorcyzmów również przez Józefa Flawiusza. Opowieść o uzdrowieniu młodzieńca kończy się tak, że ten ostatecznie przyjmuje życie na modłę filozofów, idąc śladami Apoloniusza. Po uzdrowieniu cielesnym, po fizycznym wygnaniu czarta następuje, można powiedzieć, uzdrowienie duchowe, Apoloniusz zyskuje ucznia, a chłopiec odkrywa mądrość. W tej opowieści występują wszystkie elementy, które można spotkać w historiach uzdrowień z opętań znanych ze źródeł żydowskich czy ewangelicznych. Demony mówią i starają się zakłócić działanie uzdrowiciela, egzorcysta nie waha się do nich przemawiać, dyskutuje z nimi, nakazuje, przekonuje, czasem posługuje się inkantacją-zaklęciem, co do którego skuteczności jest przekonany. Ważnym instrumentem walki z diabłami była znajomość właściwego imienia, czyli możliwość odwołania się do kogoś, kogo demony się bały, przed kim uciekały albo komu gotowe się były, jako słabsze, podporządkować. Znajomość czyjegoś imienia powszechnie była uważana za równoznaczną z władzą nad nim. (…)
Fragment pochodzi z książki Pawła Lisickiego „Tajemnica Marii Magdaleny. Kobiety w otoczeniu Jezusa” (Wydawnictwo Fronda)