Sztuka miłości

Bardziej znane jest inne określenie: „sztuka kochania”, w języku łacińskim „ars amandi”. Tym wyrażeniem określa się umiejętności związane z pożyciem cielesnym. Każda para małżeńska wypracowuje własny styl miłości seksualnej. Przejawem jej dojrzałości jest roztropne wkomponowanie pożycia w całokształt życia małżeńskiego. Prawdziwa mądrość małżeńska wyraża się w umiejętnym zsynchronizowaniu aktywności płciowej z aktualnym zdrowiem współmałżonka, psychiką i potrzebami. Choć z biegiem czasu umiejętność tę małżonkowie nabywają, jednak zmieniające się okoliczności życia wymagają ciągle nowego namysłu i nowych życiowych rozwiązań. Tak – to prawdziwa – ars.

Czymś innym jest „szkoła uczuć”. Wiele lat temu nastolatkowie fascynowali się amerykańskim filmem o takim właśnie tytule. Dla młodego, dojrzewającego człowieka świat uczuć i emocji z jednej strony – jest piękny i fascynujący, ale z drugiej – jest czymś trudnym i skomplikowanym. Przejść dobrze szkołę uczuć nie jest łatwo. Zdaniem egzaminu w tej szkole jest osiągnięcie miłości dojrzałej, której najbardziej wyraźnym przejawem i wyrazem jest odpowiedzialność za siebie i za drugiego.

Ostatnia Wieczerza w Wieczerniku była dla Apostołów niezwykłym czasem. Była ucztą miłości, podczas której uczyli się prawdziwej sztuki miłości. Św. Jan Ewangelista rozpoczyna uroczystymi słowami opis tamtego spotkania: „Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował”. Co znaczyło, że do końca ich umiłował, tego jeszcze wtedy uczniowie nie rozumieli. Jezus ukazywał to stopniowo. Najpierw umył im nogi, wzywając do tego, by oni czynili tak samo: „Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”. Pokazał, że prawdziwa miłość jest wzajemną służbą. Następnie – a dowiadujemy się tego z opisu trzech pozostałych Ewangelistów – Jezus, przemieniając chleb w swoje Ciało oraz wino w Krew, ustanowił sakrament Eucharystii. Uczniowie słyszeli, że Ciało będzie wydane, a Krew będzie przelana. Jezus coraz głębiej ukazywał, czym jest miłość „do końca”. To miłość, która oddaje się całkowicie aż do śmierci, wręcz w samej śmierci. Jest to miłość gotowa do wyrzeczeń, poświęceń, do oddania swego życia drugiemu, do oddania życia za drugiego. Uczniowie nie wiedzieli wtedy, co się wydarzy następnego dnia, nie zdawali sobie sprawy, że słowa ich Nauczyciela nie były żadną przenośną, lecz zapowiedzią dokładnie tego, co się wydarzyło na krzyżu. Potem to zrozumieli w pełni, potem zobaczyli, na czym polega miłość „do końca”.

Po spożyciu chleba, które już wtedy było Ciałem Jezusa oraz wypiciu wina, które było już wtedy Krwią Zbawiciela, wieczerza wcale się nie zakończyła. Jezus rozpoczął długą przemowę, mającą charakter mowy pożegnalnej. Był to Jego testament, który właśnie zostawiał swoim najbliższym. W zakończeniu mowa ta przekształciła się żarliwą modlitwę Jezusa do Ojca za uczniów. W pożegnalnej przemowie Jezus uczniom przekazał wiele myśli, zachęt i pouczeń. Pierwsza z nich dotyczyła właśnie miłości. Została przywołana dziś w Ewangelii: „Po wyjściu Judasza Jezus powiedział: Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy. Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.     

Dlaczego przykazanie to jest „nowe”? Bo jest wprost Chrystusowe. Dotychczasowe przykazanie miłości, które podczas publicznej działalności Jezus sformułował, było połączeniem dwóch przykazań starotestamentalnych: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych”. Jest wiele różnic między  dotychczasowymi przykazaniami, a tym nowym, Jezusowym. W tym nowym przykazaniu nie widać wprost odniesienia do Boga, zaś o ile w dotychczasowym przykazaniu miarą miłości bliźniego jest miłość do siebie samego, o tyle w nowym – miarą miłości drugiego jest miłość Jezusa do uczniów.

Od strony językowej nowe sformułowanie wezwania do miłości brzmi pięknie, wręcz wzruszająco: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem”. Gdy człowiek głębiej zastanawia nad nowym brzmieniem przykazania, a szczególnie nad jego nowością i specyfiką, która wybrzmiewa w słowach: „jak Ja Was umiłowałem”, to zaczyna dostrzegać treści, które w pierwszej reakcji nie są widoczne. W przykazaniu tym chodzi o to, by naśladować Jezusa w Jego miłości do uczniów. A była to miłość naznaczona codzienną służbą, miłość, gotowa do poświęceń, miłość „do końca”, taka, która stała się ofiarą. Taką miłością mają miłować się uczniowie Jezusa. Każda ludzka sztuka kochania, każda ludzka szkoła uczuć mają dojrzewać do miłości służebnej i ofiarnej. Ponieważ miłość Jezusowa była „do końca”, dlatego też ludzka miłość na wzór Jezusowej powinna być: „do końca”, czyli do śmierci. Dlatego to nowożeńcy zawierając sakramentalne małżeństwo, ślubują miłość „aż do śmierci”. Dlatego diakon przyjmując święcenia kapłańskie składa przyrzeczenia dozgonne, dlatego też osoba konsekrowana ostatecznie składa śluby wieczyste.

Jeśli człowiek uświadamia sobie wielkość takiej miłości, to doświadcza lęku, czy podoła jej wymogom. Rzeczywiście: gdyby miała to być miłość realizowana jedynie ludzkimi siłami, to byłaby praktycznie niemożliwa. W wyrażeniu „jak Ja Was umiłowałem” kryje się jeszcze jedna bardzo głęboka myśl. Chodzi o miłość tej samej natury, co miłość Jezusowa, mianowicie: mająca źródło w Bogu. Chwilę przed wypowiedzeniem w Wieczerniku przykazania miłości Jezus powiedział takie słowa o swojej relacji z Ojcem: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy”. Jezus objawia swą głęboką jedność z Ojcem, jedność będącą miłością. Ta jedność trwa we wnętrzu całej Trójcy. Jest to wzajemna miłość Ojca, Syna i Ducha Świętego. Dlatego św. Jan w swoim pierwszym liście powie wprost: Bóg jest miłością. Tej miłości Bóg udziela człowiekowi jako swojego daru. Miłość ta jest najpierw darem, a potem dopiero odpowiedzią człowieka na ten dar. Boży dar miłości uzdalnia człowieka do przyjęcia postawy miłości.

Nowe przykazanie miłości nie jest w pierwszym rzędzie etycznym nakazem, ale zaproszeniem do przyjęcia daru miłości Bożej. By zrealizować to przykazanie nie tyle potrzeba heroicznego wysiłku moralnego, ale wielkiej wiary, otwierającej ludzkie serce na dar Bożej miłości, który sprawia, że przykazanie staje się możliwe do spełnienia. Przysięga małżeńska to nie tyle wypowiedzenie ciężkich do spełnienia deklaracji całożyciowych, ile przede wszystkim przyjęcie daru sakramentu małżeństwa, wraz z którym zstępuje do serc nowożeńców miłość Boża. Kapłaństwo to nie przede wszystkim realizacja przyrzeczeń  kapłańskich, lecz zanurzenie się w kapłaństwie Jezusa i napełnienie serca Bożą miłością, gotową do ofiary z siebie. Śluby wieczyste to całkowite wejście w przestrzeń miłości Jezusa, która uzdalnia do realizacji tychże ślubów. Takiej sztuki miłości, którą można by nazwać ars caritatis, uczył Jezus w Wieczerniku apostołów i uczy każdego z nas.

W małżeństwie ars amandi powinna być zakorzeniona w ars caritatis. W bezżeństwie związanym z kapłaństwem sakramentalnym i z życiem konsekrowanym następuje rezygnacja z ars amandi, nie dlatego, że jest ona czymś niewłaściwym, lecz po to, by bardziej uwydatnić duchowy wymiar ars caritatis, by pokazać, że najgłębsza miłość jest domeną Boga.

« 1 »

reklama

reklama

reklama