Prof. Aleksander J. Motyl: Żadna rakieta nie podzieli Polaków i Ukraińców!

Ukraińcy podkreślają, że rakiety S-300 wyposażone są w mechanizm samozniszczenia, który aktywizuje się, gdy nie osiągają one celu. Amerykańscy eksperci zwracają uwagę, że system samozniszczenia mógł nie zadziałać. Nie to jest jednak najważniejsze - istotne jest, aby nie dać się wkręcić w tryby rosyjskiej propagandy


„Żadna rosyjska prowokacja, ani błąd ukraiński nie zmieni charakteru braterstwa polsko-ukraińskiego” – podkreśla prof. Alexander J. Motyl. W rozmowie z KAI znany amerykański politolog odnosi się do wybuchu rakiety jaki miał miejsce 15 listopada br. w położonej o sześć kilometrów od granicy Polski i Ukrainy wiosce Przewodów w powiecie hrubieszowskim na Lubelszczyźnie. W jego wyniku zginęły dwie osoby.

Waldemar Piasecki (KAI): Panie Profesorze, świat żyje od niemal tygodnia tym, co się wydarzyło w położonej o sześć kilometrów od granicy Polski i Ukrainy wiosce Przewodów w gminie Dołhobyczów powiatu hrubieszowskiego na Lubelszczyźnie. Są rozbieżności w ustaleniu kto wystrzelił pocisk rakietowy, który zabił dwóch ludzi. Kwestia ta może rzutować na relacje polsko-ukraińskie. Czy możemy porozmawiać na ten temat tego, co się wydarzyło uwalniając się od kontekstu naszych narodowości, jako dziennikarz i politolog? Co według Pana stało się w Przewodowie?

Prof. Alexander J. Motyl: Jedynym, co w tej chwili wiemy na pewno jest to, że pociska rakietowy spadł na wioskę, a dwóch Polaków zostało zabitych.

KAI: Strona polska i amerykańska są zdania, że najbardziej prawdopodobna jest wersja uderzenia w to miejsce wystrzelonej przez ukraińską obronę powietrzną z okolicy Lwowa rakiety S-300 sowieckiej produkcji.

- Z jednej strony, Polska i Stany Zjednoczone to państwa wiarygodne, godne zaufania, posiadające doskonałe zespoły i zasoby śledcze. Są więc wszelkie powody, aby im wierzyć. Z drugiej strony są również zainteresowane, aby nie eksponować zarzutu, czy podejrzenia o ewentualny rosyjski atak, jeżeli mogłoby to prowadzić do rozszerzenia wojny i z możliwym zaangażowaniem NATO. Należy też pamiętać, że – jak powiedział 20 listopada br. w Helsinkach polski premier Mateusz Morawiecki – sprawa nie została ostatecznie zbadana, a zebrane dowody nie rozstrzygają jednoznacznie skąd pocisk został wystrzelony. Dlatego ustalanie tego wymaga dalszych prac śledczych polskich specjalistów z udziałem amerykańskim i międzynarodowym, w tym ukraińskim. Uważam, że jest to istotny komunikat merytoryczny.

KAI: Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski początkowo twierdził, że rakietę wystrzeliła armia rosyjska. Potem zakomunikował, że nikt nie wie, co się stało z całą pewnością. Jak Pan to może skomentować?

- Zełenski i ukraińscy analitycy – jak rozumiem - twierdzą, że ich rakiety S-300 wyposażone są w mechanizm samozniszczenia, który aktywizuje się, gdy nie osiągają one celu. Zatem gdyby to był ukraiński pocisk, dokonałby samozniszczenia. Skoro tak się nie stało, musiało chodzić o ten sam typ pocisku, ale z zasobów rosyjskich. Amerykańscy eksperci zwracają uwagę, że system samozniszczenia mógł nie zadziałać, co jest oczywiście możliwe w warunkach wojennych.

KAI: Czy możliwa jest hipotetyczna sytuacja, że pocisk w kierunku Polski wystrzelony został z terenu Ukrainy przez siły rosyjskie po to, aby wywołać kryzys w przyjacielskich relacjach polsko-ukraińskich?

W przypadku zestrzelenia nad Donbasem 17 lipca 2014 roku malezyjskiego samolotu Boeing 777 o numerze lotu MH17, rakietą "Buk", Rosja budowała propagandową wersję, że to robota ukraińska. Okazało się, że strzelała rosyjska bateria specjalnie tam posłana. Czy coś takiego mogłoby mieć miejsce obecnie?

- Takie uzasadnienie możliwego uderzenia rosyjskiego też może być uprawnione. Jeśli Rosja celowo odpaliła rakietę – choć nie jest pewne że to zrobiła - to miałaby dobre powody, aby to zrobić.

KAI: Jakie?

- Po pierwsze, dać ostrzeżenie Polsce i NATO o gotowości do rozszerzenia wojny. Po drugie, pokazać Polsce, że jest wrażliwa na takie potencjalne uderzenie. Po trzecie, aby następnie faryzejsko odrzucić wszelkie enuncjacje, iż mogła to zrobić, oskarżyć o wszystko Ukrainę oraz finalnie doprowadzić do tarć polsko-ukraińskich mogących ugodzić w sojusz obu państw, które dla Rosji jest nie tylko solą w oku, ale realnym zagrożeniem.

KAI: Strona polska już zaprosiła ukraińską do udziału w śledztwie mającym wyjaśnić sprawę tragedii w Przewodowie. Jak Pan to ocenia?

- To niezmiernie ważne z dwóch powodów. Po pierwsze, cementuje polsko-ukraińskie partnerstwo jako niewzruszenie stałe. Po drugie, umożliwia Polsce i Ukrainie wspólne ustalenie, jak było naprawdę. Jeżeli to była ukraińska rakieta, udział Ukrainy w śledztwie sprawę ostatecznie wyjaśni usuwając wszelkie wątpliwości wedle kardynalnej zasady braterskiego partnerstwa: nic o nas bez nas.

KAI: W pogrzebach zabitych Polaków na cmentarzu w Przewodowie uczestniczył konsul generalny Ukrainy w Lublinie, który złożył wieńce na ich grobach. Jak ocenie Pan ten gest?

- Jest bardzo ważny z powodów moralnych i politycznych. Ukraina po ludzku okazuje Polsce współczucie w bólu po tragicznej śmierci jej obywateli, którzy padli ofiarami wojny wywołanej przez Rosję. Szczególnie, gdy miałoby się okazać rakieta była wystrzelona przez obronę ukraińską. Z politycznego punktu widzenia pokazuje zaś, że Ukraińcy i Polacy to braterskie narody, które szczerze i rzeczywiście dzielą swoje radości i bóle.

KAI: Jaka Pana zdaniem powinna być narracja tragedii przewodowskiej po stronie polskiej i ukraińskiej, aby Moskwa nie rozgrywała jej do antagonizowania naszych wzajemnych relacji?

- Moskwa z premedytacją rozpoczęła i prowadzi ludobójczą wojnę z Ukrainą. Polska w tym dramacie jest najbliższym przyjacielem i sojusznikiem Ukrainy i obie strony są zdeterminowane, aby najbliższymi sobie pozostać na zawsze. Polska i Ukraina zrozumiały lepiej niż kiedykolwiek, że ich przetrwanie i dobrobyt zależą od pokonania Rosji i przekształcenia jej w państwo demokratyczne. Żadna rosyjska prowokacja, ani błąd ukraiński nie zmieni charakteru braterstwa polsko-ukraińskiego.

KAI: Jak się właśnie dowiadujemy Niemcy przekazują Polsce w celu wzmocnienia obrony granicy polsko-ukraińskiej baterię systemu „Patriot”. Jak Pan to odbiera?

- Sięgając do samej nazwy, można tylko powiedzieć, że to niemiecki prawdziwie patriotyczny gest solidarności w reakcji na rosyjskie zagrożenie. Ma też inny kontekst w związku z tym, że współkonstruktorem „Patriota” był Polak, generał inżynier Zdzisław Julian Starostecki, były więzień łagrów sowieckich.

KAI: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Waldemar Piasecki

Prof. Alexander J. Motyl jest jednym z najwybitniejszych amerykańskich politologów, sowietologów i specjalistów od tematyki ukraińskiej. Zajmuje się ponadto zagadnieniami nacjonalizmu, rewolucji i imperiów. Jest jednym z najbardziej znanych Amerykanów pochodzenia ukraińskiego. Urodził się w Nowym Jorku w pochodzącej ze Lwowa rodzinie ukraińskiej, której udało się wydostać ze Związku Sowieckiego. Ukończył elitarną jezuicką Regis Heigh School na Manhattanie i studia historyczne w Columbia University (1975) i tam też się doktoryzował z nauk politycznych (1984). Wykładał na uniwersytetach Columbia, Lehigh i Harvardzie, a obecnie jest profesorem nauk politycznych na Rutgers University w Newarku. Jest autorem wielu książek oraz poetą i artystą malarzem.
Waldemar Piasecki (KAI Nowy Jork) / Nowy Jork

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama