Niemożliwe? A jednak!

Za nami kolejna w naszym życiu Środa Popielcowa. Odtąd w liturgii przez 40 dni towarzyszy nam fiolet - kolor pokuty, umartwienia, smutku, żalu. Rozpoczęliśmy Wielki Post. I co dalej?

Za nami kolejna w naszym życiu Środa Popielcowa. Odtąd w liturgii przez 40 dni towarzyszy nam fiolet - kolor pokuty, umartwienia, smutku, żalu. Rozpoczęliśmy Wielki Post. I co dalej?

Spadający na nasze głowy popiół i słowa „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” są nieomylnym znakiem rozpoczęcia Wielkiego Postu. Wszystko nam o tym przypomina: brak kwiatów przy ołtarzu, kolor szat liturgicznych, Gorzkie Żale i Droga Krzyżowa. Tradycyjnie ten czas kojarzy nam się z rozważaniem Męki Pańskiej. Jednak gdy lepiej przyjrzymy się liturgicznym tekstom, zauważymy, że nawiązania do Męki Zbawiciela pojawiają się dopiero od piątej niedzieli. Wcześniej przewodnią myślą czytań i modlitw są pokuta, nawrócenie, przemiana życia.

Realizm czy chciejstwo?

Na pewno już wiele razy słyszeliśmy o konieczności przemiany życia. I wiele razy postanawialiśmy sobie, patrząc na swoje życie, że podejmiemy pracę nad sobą, że zmienimy się, że... Ile już było tych postanowień? A ile z nich odniosło trwały efekt? Owszem, takie rzeczy się zdarzają, nie można zaprzeczyć. Jednak najczęściej widzimy, że po jakimś czasie, po początkowym zrywie, nasze życie ma niepokojącą tendencję wracania w utarte schematy, koleiny i przyzwyczajenia. Trudno jest zmienić swoje myślenie, zakorzenione nawyki, pozbyć się nałogów. Odpowiedzmy sobie jednak szczerze: czy owe nasze postanowienia nie były często zwykłym chciejstwem? Jakimś intuicyjnym przebłyskiem, który nie wytrzymał próby pierwszego upadku, niepowodzenia... Gdzie tkwi błąd?

Błędne założenie

Bardzo często błąd tkwi w naszym  podejściu. Uważamy, że „jeśli się tak mocno, mocno zawezmę, to na pewno mi się uda i już nigdy/już zawsze...”. Tymczasem okazuje się, że nie jest to takie proste. Przychodzi upadek, a razem z nim rozczarowanie. Z rozczarowaniem - osłabnięcie motywacji. Dlaczego tak się stało? Może dlatego, że zbyt mocno polegaliśmy na sobie? Że nawet w naszym dobrym postanowieniu ukryte było ziarno pychy: postawa, którą najkrócej można określić: ja sam! Ja sam dam radę się poprawić, ja sam zmienię swoje życie, ja sam...

Co mogę sam?

Tymczasem rzeczywistość jest inna. Sami z siebie nie możemy nic. Nasza natura jest tak mocno zraniona grzechem pierworodnym, że w naszą kondycję jest po prostu wpisana skłonność do grzechu i upadku. Nie jesteśmy w stanie sami się zbawić i uwolnić od winy. Mam jednak i dobrą wiadomość: na szczęście nie musimy. Ktoś już to za nas zrobił. Jezus Chrystus - Syn Boży, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek umarł za nas na krzyżu i zmartwychwstał.

Historia z wężami

No dobrze, powie ktoś, ale skoro tak, to dlaczego ciągle grzeszę, upadam, dlaczego tak trudno o prawdziwe nawrócenie - „metanoię” - przemianę myślenia, „nowe serce i nowego ducha”? Dlaczego odkupienie nie spowodowało powrotu do stanu bezgrzeszności?

Odpowiadając, chciałbym się odwołać do fragmentu Księgi Liczb (Lb 21, 5-9). Fragment ten opowiada o wydarzeniach, które miały miejsce na pustyni po wyjściu Narodu Wybranego z Egiptu. Ponieważ naród nie okazał wiary Bogu, który kazał im zdobywać od razu Ziemię Obiecaną, musiał 40 lat błąkać się po pustyni. Posłuchajmy: „I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny. Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do Mojżesza, mówiąc: Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże. I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu. Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu”.

Węże nie zniknęły...

Bóg nie cofa czasu. Natomiast w myśleniu Izraelitów widać pragnienie, aby tak właśnie się stało. Przychodzą i proszą Mojżesza: Spraw, żeby było jak dawniej. Proszę jednak zwrócić uwagę - w cytowanym fragmencie NIGDZIE nie jest napisane, że węże zniknęły. Raczej jasno wynika, że węże ani nie zniknęły, ani nie straciły jadu, ani nie przestały kąsać. Jest tylko stwierdzenie, że pojawiło się lekarstwo na ukąszenie: jeśli ukąszony spojrzał na miedzianego węża, pozostawał przy życiu, był wybawiony od śmierci.

Zwycięstwo!

Podobna jest nasza sytuacja po odkupieniu. Nadal doświadczamy upadków. Nadal jesteśmy grzeszni. Ale grzech już nie musi mieć nad nami władzy! Nasz grzech został już pokonany. Jeśli popatrzę na krzyż Chrystusa, powinienem tam zobaczyć również mój grzech: przybity do krzyża i unieszkodliwiony. Zwycięstwo nad moim grzechem już się dokonało, i to bez mojego udziału - ja mogę tylko poprzez swoją decyzję doświadczyć tego zwycięstwa. Moja słabość nie jest dla Boga przeszkodą - przeszkodą jest to, że nie chcę do tej słabości się przyznać, uznać jej, że ciągle bronię się przed stwierdzeniem, że sam z siebie nic nie mogę...

Przydatne narzędzie, ale...

Narzędziem do kształtowania w sobie takiej postawy pokory jest sakrament pokuty. Nie da się zaprzeczyć, że w Wielkim Poście konfesjonały są odwiedzane znacznie częściej. Odpowiedzmy sobie jednak szczerze: czy na pewno są to spowiedzi dobrze przygotowane? Poprzedzone gruntownym rachunkiem sumienia, refleksją, żalem, konkretnym postanowieniem poprawy? Czy też idziemy do konfesjonału, aby lepiej się poczuć? Utwierdzić w dobrym mniemaniu o sobie? Czy nasze wyznanie grzechów jest stanięciem w prawdzie - nawet, jeśli jest ona bolesna? Czy też raczej jakąś formą autoprezentacji swoich zalet, banalnych usprawiedliwień czy recytacją tej samej od lat formułki?

Ks. Andrzej Adamski
Echo Katolickie 10/2014

OKIEM DUSZPASTERZA

Ks. Andrzej Adamski asystent kościelny „Echa Katolickiego”

Złam schematy i poczuj w swoim życiu powiew łaski Bożej

Co zatem robić? Jak wejść w ten Wielki Post? Jak złamać schematy, poczuć w swoim życiu orzeźwiający powiew łaski Bożej?

Proponuję zacząć od... modlitwy uwielbienia. Tak, właśnie tak. Uwielbienie Boga. Nie należy mylić go z modlitwą dziękczynną. Dziękujemy za coś - a uwielbienie jest bezinteresowne, to oddawanie czci i chwały Bogu - Jego Majestatowi, dobroci, miłosierdziu...

Dlaczego to jest tak ważne? Bo uwielbienie to potężna broń. „Zły duch nie wkracza w wypełnione uwielbieniem tereny” - napisał Marcin Jakimowicz w jednym ze swych felietonów w „Gościu Niedzielnym” półtora roku temu. Mimo to często do tego tekstu wracam. Dla mnie też ta moc uwielbienia była odkryciem. Także to, że wielbić Boga mogę nie tylko wtedy, gdy jestem pełen radości i entuzjazmu, gdy życie jest piękne, gdy dusza skacze ze szczęścia. Uwielbienie to decyzja woli i jest możliwe nawet w stanie oschłości, rozproszeń, duchowej nocy. Czy można wielbić Boga, gdy usta wydają się z kamienia? Można. I trzeba. Bo to daje siłę.

Jak zatem wejść w Wielki Post? Ustalmy plan działania. Najpierw stajemy przed Bogiem z intencją wielbienia Go, nawet jeśli to trudne. Można sięgnąć po niektóre psalmy, można modlić się własnymi słowami. „Boże, bądź uwielbiony! Jezu, chwała Tobie!”.

Następnie dziękujmy Bogu za wszystkie (konkretnie!) otrzymane dobrodziejstwa. Dla św. Ignacego Loyoli dziękczynienie było początkiem i warunkiem każdego rachunku sumienia. Dopiero widząc miłość Boga do mnie, mogę na tym tle uświadomić sobie, jak wielką niewdzięcznością jest mój grzech, który sobie przypominam. A to z kolei prowadzi mnie do szczerej skruchy i pragnienia zmiany swego życia. Jednocześnie mam świadomość własnej niewystarczalności. Ale wiem też, że ten, któremu przed chwilą oddawałem chwałę, chce przyjść mi z pomocą. Czeka ze swoją łaską i miłością. Jeśli Mu na to pozwolę, to On wkroczy w moje życie i sprawi, że otworzą się pozamykane drzwi, góry naszych złych nawyków podniosą się i rzucą w morze, a niemożliwe stanie się możliwe. Dokona się nawrócenie.

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama