Życie z pustyni

Gdyby Jan Chrzciciel urodził się w XX wieku, najprawdopodobniej uchodziłby za hippisa. Jego życie na pustyni było jednak czymś więcej niż tylko powrotem do natury

Gdyby Jan Chrzciciel urodził się w dwudziestym wieku, najprawdopodobniej uchodziłby za hippisa. Tak jak ruch „dzieci-kwiatów” kumulował w sobie niemal wszystkie nadzieje, napięcia i niepokoje lat sześćdziesiątych, niepokoje pierwszego pokolenia młodzieży wyrosłej w warunkach wolności po okrutnej wojnie, która w każdej chwili mogła się powtórzyć, tak życie Jana, potomka kapłańskiego rodu ze świetlaną przyszłością, zamienione z czasem w jej otwartą kontestację uosabiało nadzieje tamtego wieku.

Po długim i niespokojnym panowaniu Heroda Wielkiego (40-4 p.n.e.), wielkiego polityka i intryganta, który pod koniec życia stał się wielkim okrutnikiem, w Palestynie nastał czas względnego spokoju. Żydzi nie musieli już bać się egipskich Ptolemeuszy, bo Kleopatra, spoglądająca łakomym okiem na rozciągniętą między morzami Idumeę, bogatą Jaffę i pachnące balsamem Jerycho (znała je z młodych lat), już nie żyła. Ustały także wyniszczające wojny rzymskich triumwiratów, które na obrzeżach imperium, a więc i w Palestynie, prowadziły do krwawych sporów dynastycznych. W samej Jerozolimie także zapanował względny spokój. Herod wymordował za życia tak wielu potomków starych, ambitnych rodów, nie wyłączając przy tym własnej pierwszej żony Mariamme z domu Hasmoneuszy, że po jego śmierci ludzie z nikąd, do których należał Annasz i jego zięć Kajfasz, mogli spokojnie sprawować swoje rządy i oddawać się korupcji, o ile tylko nie naruszali geopolitycznych sojuszy.

Osławiona Pax Romana nie oznaczała zatem prawdziwego pokoju, a jedynie ciszę przed burzą, trwającą wprawdzie dość długo, ale chwiejną i podszytą lękiem. Nawałnica mogła się zerwać w każdej chwili i wszystko zmieść, dlatego ludzie sprytni mniej lub bardziej dyskretnie wykorzystywali każdą okazję, żeby się jak najszybciej wzbogacić. Osobliwa gorączka złota udzielała się nie tylko Rzymianom, zaś Piłat, który za złoto zagrabione w świątynnym przybytku postawił w Jerozolimie akwedukt (przywłaszczając sobie przy okazji tylko część złota), a następnie przez dziesięć lat utrzymał się na stanowisku prefekta Judei, należał do wyjątków i to raczej pozytywnych, bo wśród urzędników cesarskich regułą były krótkie, najwyżej kilkuletnie kadencje. To one miały stanowić najskuteczniejsze lekarstwo na korupcję.

Jan, syn Zachariasza i Elżbiety, szukał tego lekarstwa w zupełnie innym miejscu i nie robił tego wyłącznie dla siebie. Gdyby tak było, przystałby zapewne do esseńczyków, którzy w każdym większym żydowskim mieście zakładali swoje domy, a którzy z autentyczną pogardą spoglądali na materialny świat, nieusuwalnie skażony grzechem, w tym także na kobiety i instytucję małżeństwa, co czyniło ich nie lada dziwakami. Jan mógł także szukać schronienia w Qumran nad Morzem Martwym, gdzie tysiące potomków kapłańskich rodów wybierało życie oderwane od świata jeszcze bardziej niż to esseńskie, wolne jednak od pogardy dla niego, wypełnione pracą, modlitwą i studiowaniem biblijnych tekstów, w tym zwłaszcza proroctw Izajasza.

Jan nie wybrał żadnej z tych dróg. Żył na pustyni niczym hippis zakochany w darach natury i zdystansowany do cywilizacji, współcześni mogli go nawet uznać za trędowatego, skazanego na życie o żebranym chlebie z dala do ludzkich siedzib, jednak już po pierwszym kontakcie przekonywali się, że nie jest ani wyrzutkiem, ani frustratem, lecz autentycznym prorokiem, kochającym ludzi i świat, który na pustyni pojął ich własne życie lepiej niż oni sami, toteż chętnie przystawali, żeby go posłuchać. Patrząc na niego przypominali sobie Adama, pierwszego człowieka umieszczonego przez Boga na pustej ziemi, dzięki któremu całe stworzenie miało się udać. Jan wyglądał tak, jakby dopiero co wyszedł spod ręki Boga i dokładnie znał Jego plany. Słuchając go, zapominali o burzy, której bali się od dziecka i która siłą tego lęku zamieniała ich w rozkapryszone dzieci. Słuchając Jana coraz śmielej zaczynali myśleć o początku własnego, lepszego życia, którego nie chcieli przegapić i za który sami chcieli być odpowiedzialni przed Bogiem i przed każdym człowiekiem.

 

Ewangelia na drugą niedzielę Adwentu, Mk 1, 1-8
Jan Chrzciciel przygotowuje drogę Panu

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: «Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego»”.

Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swoje grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”.

Wpis z blogu Autora, opublikowany 4.12.2011


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama