Medytacja pod lupą

Dobrze, że w katolickich mediach pobrzmiewa ostatnio rozmowa o modlitwie. Dawno czegoś takiego nie było

Dobrze, że w katolickich mediach pobrzmiewa ostatnio rozmowa o modlitwie. Dawno czegoś takiego nie było. I dlatego warto się ucieszyć, że kwestia „medytacji chrześcijańskiej” sprowokowała powstanie kilku tekstów, które starają się rozważyć, czym jest modlitwa, jak ją rozumieć, jak można ją przeżywać. Sprawa prostej i bezpośredniej modlitwy od wielu lat leży mi na sercu. Od wielu lat modlę się kontemplacyjnie w tradycji jezuickiej dzięki o. Franzowi Jalicsowi SJ. Poprzez teksty, rekolekcje, w towarzyszeniu duchowym i przez konsultacje staram się przekazywać ten sposób modlitwy. Od kilku lat na różne sposoby – w miarę moich skromnych możliwości – wspieram Światową Wspólnotą Medytacji Chrześcijańskiej w Polsce (WCCM) oraz Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej w Lubiniu. Jestem pełen uznania i szacunku dla ogromnego zaangażowania świeckich katolików obu tych ruchów w dzieło propagowania pogłębionego spotkania z Jezusem Chrystusem na modlitwie.

W tym tekście chciałbym zaproponować, moim zdaniem, ważny punkt widzenia na dyskutowaną kwestię. Najpierw chciałbym przynajmniej z grubsza dookreślić znaczenia słów. Termin „medytacja chrześcijańska” używany przez WCCM nie powinien być mylony z takim samym terminem używanym w teologii duchowości. W teologii duchowości medytacja chrześcijańska oznacza różne formy modlitwy oparte głównie na rozważaniu fragmentów Pisma Świętego. W terminologii WCCM nazwa ta oznacza jedną z form modlitwy niedyskursywnej, kontemplacyjnej, prostej modlitwy, która dąży do bliskości i bezpośredniości w relacji z Bogiem (przy czym nie chodzi o różne rodzaje kontemplacji, o których mówią mistycy). Medytacja chrześcijańska w tym sensie jest pokrewna starożytnej praktyce modlitwy serca czy prawosławnej praktyce modlitwy Jezusowej. Jest jednak różną od nich praktyką.

Chrześcijańska modlitwa ze swej natury dąży do prostoty. Rozwija się od form bardziej złożonych do form coraz prostszych i bezpośrednich w relacji z Bogiem. Doskonale to widać w Ćwiczeniach Duchowych św. Ignacego z Loyoli, które są niekwestionowaną szkołą życia wewnętrznego. Można przeanalizować różne metody modlitwy proponowane przez św. Ignacego oraz kolejność ich stosowania w Ćwiczeniach. Okaże się, że dynamika upraszczania modlitwy jest obecna zarówno każdego dnia rekolekcji ignacjańskich jak i na przestrzeni całych Ćwiczeń. Nie będę rozwijał tego bardzo ciekawego zagadnienia. Zainteresowanych odsyłam do dostępnych w Internecie artykułów o. Jacka Bolewskiego SJ, o. Franza Jalicsa SJ oraz kilku moich. Istotne jest to, że bezpośrednio po ostatniej kontemplacji Ćwiczeń, kontemplacji pomocnej do uzyskania Miłości, Ad Amorem, św. Ignacy umieszcza tzw. trzy sposoby modlitwy. Te sposoby to swego rodzaju praktyki modlitwy prostoty. Z naszego punktu widzenia interesujące są sposoby drugi, a zwłaszcza trzeci, które podejmują praktykę powtarzania formuły w rytm oddechu (np. ĆD 258; zob. dostępny w Internecie artykuł o. Tomasza Oleniacza SJ). Św. Ignacy wydaje się wskazywać, że jednym z ważnych owoców Ćwiczeń Duchowych jest praktyka kontemplacyjnej modlitwy, proste powtarzanie słowa w rytm oddechu. Podobny proces upraszczania został pokazany także, przykładowo, w rozwoju modlitwy w tradycji karmelitańskiej (W. Stinnisen OCD) czy benedyktyńskiej (Th. Keating OCist).

Modlitwa chrześcijańska rozwija się w kierunku modlitwy kontemplacyjnej rozumianej jako uważne, bezpośrednie, pełne czułości, bliskości trwanie przy samym Zmartwychwstałym i obecnym Panu, przy Jego Osobie. Nie chodzi więc o myślenie o Nim, czucie Go, wyobrażanie sobie Go – to ciągle jest skupianie się na pośrednikach – ale o bycie przed Panem samym w milczeniu tak, jak trwa się przy ukochanej osobie. I może się to dokonywać na różnych drogach: na adoracji eucharystycznej, przy różańcu, albo gdy ktoś wieczorem lub rano powoli i z uwagą odmawia „Ojcze nasz”. Nie trzeba żadnych praktyk czy technik by dojść do modlitwy kontemplacyjnej. Potrzeba tylko uległości Duchowi Świętemu, który jest głównym Sprawcą modlitwy w nas. Z tej racji ani Ojcowie Pustyni czy Ojcowie Kościoła ani Kościół Prawosławny nie mają monopolu na modlitwę kontemplacyjną polegającą na powtarzaniu jednego słowa. Nie ma monopolu na praktykę powtarzania krótkiej formuły w rytm oddechu ani hinduizm ani buddyzm. Także i dzisiaj ludzie, którzy są posłuszni prowadzeniu Ducha Świętego i prowadzą życie modlitwy, mogą sami dochodzić do modlitwy kontemplacyjnej oraz praktyk powtarzania krótkich formuł w rytm oddechu. Wokół nich mogą się rodzić – analogiczne do hezychazmu, który rozwinął się wokół modlitwy serca – ruchy, które troszczą się o rozwój takich prostych form modlitwy. Ruchy te poprzez refleksję i dzielenie się w duchu wiary i w świetle Objawienia a także w kontekście współczesnym, bardzo odmiennym od czasów Ojców Pustyni i Ojców Kościoła, starają się głębiej zrozumieć doświadczenie, w którym Bóg dzisiaj pozwala mieć im udział. Ruchy te proponują też swoiste dla siebie – i różniące je – praktyki pomocne w utrzymaniu i rozwijaniu modlitwy kontemplacyjnej. Jednym z takich ruchów jest Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej założona przez śp. o. Johna Maina OSB i prowadzona obecnie przez o. Laurence’a Freemana OSB. Innym – Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej w Lubiniu założony przez śp. o. Jana Berezę OSB a prowadzony obecnie przez o. Maksymiliana Nawarę OSB czy Contemplative Outreach o. Th. Keatinga OCist (zob. LIST 9/2011). W tradycji duchowości jezuickiej tę formę modlitwy docenił i rozwinął o. F. Jalics SJ („Rekolekcje kontemplacyjne”, WAM 2007), wokół którego także rozwinął się ruch Kontemplation in Aktion, bardzo prężny zwłaszcza w krajach niemieckojęzycznych. W moim przekonaniu innym jezuickim źródłem modlitwy kontemplacyjnej jest też słynne „Powierzenie się Bożej Opatrzności” o. Jean-Pierre’a de Caussade’a SJ (WAM 2003).

Oczywiście, osoby praktykujące różne formy modlitwy kontemplacyjnej w tych ruchach bardzo często sięgają do tekstów z wielkiej tradycji chrześcijańskiej, którą określa się jako modlitwa serca, modlitwa Imienia, modlitwa Jezusowa, hezychazm. Szukają tam korzeni, inspiracji, a często też usprawiedliwienia dla swojej praktyki, która w niektórych kręgach Kościoła natrafia na duże niezrozumienie. W tekstach o. J. Maina OSB czy o. L. Freemana nie ma wielu cytatów z Ojców Pustyni, ale jest głębokie doświadczenie Ewangelii i Chrystusa. I jest to dla mnie w pełni zrozumiałe. Obaj benedyktyni posiadają ogromne duchowe doświadczenie zakorzenione w najlepszej tradycji mniszej i nie muszą popisywać się erudycją puszczając czytelnikom wianuszki cytatów, czego wydają się domagać od nich niektórzy ich polscy krytycy. (Duchowość i modlitwa nie opierają się na cytowaniach).

Trzeba też zauważyć, że modlitwa kontemplacyjna rozwija się dzisiaj w całkiem odmiennym klimacie kulturowym i duchowym niż to było w czasach starożytnych. Nie da się tak po prostu przenosić kategorii myślowych, np. Ojców Pustyni czy mnichów prawosławnych we współczesność. Ich teksty wymagają interpretacji. Trzeba przebijać się przez ich słowa i wyrażenia do żywego i bardzo głębokiego doświadczenia duchowego, które się tam kryje i wyrażać to zrozumiałem dzisiaj językiem. I moim zdaniem dokładnie to robi np. o. L. Freeman OSB a także o. M. Nawara OSB, którzy osadzają we współczesnym kontekście Kościoła, z jego nurtami dialogu ekumenicznego, międzyreligijnego i międzykulturowego, katolickie doświadczenie prostoty i bezpośredniości kontemplacji Boga w Jezusie Chrystusie. I warto ich w tym wspierać.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama