Br. Damian Wojciechowski o beatyfikacji katyńskich kapelanów: czy potrzebujemy nowych świętych?

Rozpoczynający się proces kapelanów wojskowych zamordowanych w Katyniu to dobra okazja, aby zastanowić się nad posoborową odnową kultu świętych i samym rozumieniem świętości. Na ile udało się rozszerzyć perspektywę, tak aby świętość nie wydawała się zarezerwowana jedynie dla wąskiego grona kapłanów i zakonników?

Informacja, że rozpoczął się proces beatyfikacyjny 29 kapelanów katolickich, którzy zostali zamordowani w Katyniu, skłoniła mnie do przemyślenia, a po co nam w ogóle święci?

W wypadku kapelanów katyńskich jest tutaj pewna przyczyna ekumeniczno-polityczna. Otóż 17 września 2025 roku Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny ogłosi kanonizację trzech prawosławnych kapelanów wojskowych, ofiar zbrodni katyńskiej. I wychodzi na to, że nasz ordynariat polowy nieźle się spóźnił ze staraniem o beatyfikację katolickich kapelanów. Oczywiście prawosławnym lżej, bo oni nie muszą organizować żadnego procesu w Rzymie, Moskwie czy Konstantynopolu, ponieważ każdy Kościół, który ma autokefalię, czyli niezależność od innego Kościoła prawosławnego (np. patriarchatu), może sam ogłaszać swoich świętych. Można więc to zrobić prosto, szybko i tanio. Potem tylko ogłasza się nowych świętych innym Kościołom partykularnym, a co one z tym zrobią, to już inna sprawa. Natomiast u katolików jest najpierw beatyfikacja (wstępny proces w diecezji, ale ostateczny w Rzymie), której znaczenie jest trochę niejasne: jakby już jest to święty, ale „nie do końca”. Taki błogosławiony powinien być czczony w danym lokalnym Kościele (tam też odbywa się uroczystość beatyfikacji), choć często to nie jest przestrzegane (np. Jan Paweł II, św. Teresa z Kalkuty); dopiero potem rozpoczyna się drugi proces zwany kanonizacyjnym, który jest powtórką procesu beatyfikacyjnego i sama uroczystość odbywa się w Bazylice Św. Piotra, a nowy święty zostaje wpisany do ogólnokościelnego kalendarza liturgicznego. Dosyć to wszystko zagmatwane, na skutek katolickiej centralizacji i przerabiania starożytnych zwyczajów przez rzymską biurokrację.

Wymowna kanonizacja prawosławnych kapelanów z Katynia

Sama kanonizacja prawosławnych kapelanów jest godna odnotowania. Otóż pod koniec XVII polski Kościół prawosławny (tzn. na Ukrainie, na Białorusi, Litwie w samej Koronie) stopniowo wchodził pod wpływy Rosji, a w czasach zaborów ostatki prawosławnych diecezji w Polsce włączono do patriarchatu Moskiewskiego, którego nigdy wcześniej nie były częścią. Po 1918 roku polskie władze jednoznacznie żądały, aby polscy prawosławni byli niezależni od Moskwy i do tego wtedy bolszewickiej. Kościół prawosławny w Polsce szybko więc uzyskał autokefalię, choć nie wszystkim się to podobało – pierwszy metropolita Jerzy został zamordowany przez fanatycznego mnicha, a Moskwa autokefalii nie uznała.  Po Drugiej Wojnie Światowej na terenach zagarniętych przez Sowietów polski Kościół prawosławny znowu przyłączono do Patriarchatu Moskiewskiego. Próbowano to samo zrobić w PRL, ale ostatecznie Moskwa uznała polską autokefalię (choć metropolita przysłany był z Moskwy). Samo duchowieństwo prawosławne w Polsce miało sympatie do Moskwy, które jeszcze się wzmocniły po 1989. A to patriarcha przyjechał w gości do Białegostoku i Warszawy, a to Moskwa pieniądze sypnęła na budowę cerkwi, żeby nie były mniejsze na Białostocczyźnie od kościołów katolickich. Decyzja, aby kanonizować 3 księży zamordowanych w Katyniu i jeszcze zrobić to 17 września idzie w absolutnej kontrze do obecnej polityki Patriarchatu Moskiewskiego i świadczy o deklaracji nowego kierunku politycznego Kościoła Prawosławnego w Polsce, z czego można się tylko cieszyć. Widocznie chcą się odciąć od swojej niesławnej przeszłości w czasach PRL, kiedy to ich episkopat był całkowicie zingiwilowany przez SB.

Święci kanonizowani i niekanonizowani

Ale wróćmy do pytania po co nam święci? W pierwszym Kościele takiego pytania nie było, ponieważ świętymi byli wszyscy ochrzczeni: już tu na ziemi otrzymywali Królestwo Niebieskie, a po śmierci wieczną radość ze Stwórcą. W czasach prześladowań „świętymi” byli męczennicy, czyli „świadkowie”, ponieważ taka jest etymologia słowa martyrium (świadectwo). Gorliwie zbierano opisy ich męczeństwa (martyrologia), które były świadectwem wiary w Chrystusa i przekazywano je innym Kościołom. To jedne z najstarszych dokumentów chrześcijańskich, które wzmacniały ducha i nadzieję wszystkich wierzących oraz były narzędziem ewangelizacji. Na grobach męczenników sprawowano Eucharystię podkreślając jedność ich ofiary z ofiarą Chrystusa. To z tej tradycji wyrósł obyczaj, że w ołtarzu powinny być umieszczone relikwie świętych, a w Kościele wschodnim relikwie są zaszyte w korporale wręczanym kapłanowi przez biskupa jako znak jurysdykcji, bez którego nie można sprawować liturgii. Rósł też kult męczenników i zwracano się do nich o orędownictwo do Boga.

Ostatnie i największe prześladowanie chrześcijan za cesarza Dioklecjana w latach 303-311 nie przyniosło rzymskiej władzy oczekiwanych rezultatów, tylko jeszcze wzmocniło Kościół. Imperium musiało zmienić politykę i od walki przeszło do sojuszu. Edykt Konstantyna Wielkiego, znany również jako Edykt Mediolański z 313 roku, zapoczątkował szybki proces, w rezultacie którego chrześcijaństwo z religii prześladowanej stało się państwową. Nie było już prześladowań i męczenników, na odwrót: chrzest nobilitował i dawał szanse kariery. W tym czasie pojawiają się nowi, dobrowolni „męczennicy”. To pustelnicy i asceci, którzy udają się na pustynię, najpierw egipską, aby tam wśród umartwień, milczenia i samotności wieść życie w radykalnym naśladowaniu Chrystusa. Wkrótce pustynie na całym Wschodzie zaludniły się tysiącami mnichów – to nowy typ świętego, który wzbudzał ogromny entuzjazm wśród szukających autentycznego chrześcijaństwa świeckich. Pojawiają się żywoty świętych pustelników, które stają się prawdziwymi bestsellerami tamtych czasów. Klasztory stają się centrami życia duchowego, a pobożni ludzie przemierzają morza, by spotkać świętych ojców pustyni lub modlić się przy ich grobie. W szybkim czasie to ci słynni mnisi po swojej śmierci zapełniają martyrologia  i dołączają do nich świętobliwi biskupi, szczególnie ci, którzy walczyli z herezjami i cierpieli z tego powodu prześladowania.

Spadek po średniowieczu: kult relikwii i świętość „zarezerwowana” dla duchownych oraz zakonników

W średniowieczu rozwija się kult relikwii – ludzie przybywają do nich, aby uzyskać wstawiennictwo świętych u Boga w sprawach zdrowia i innych swoich troskach. Z czasem kościoły posiadające relikwie stają się centrami pielgrzymkowymi, co przysparza takim miejscowościom niemałych dochodów. Dodatkowym impulsem do rozwoju kultu relikwii były wyprawy krzyżowe, kiedy to krzyżowcy zrabowali z Konstantynopola (i nie tylko) ogromną ilość relikwii związanych z Jezusem i innymi postaciami z Biblii (w tym mnóstwo relikwii nieautentycznych, takich jak kopytko osiołka niosącego Maryję i Jezusa do Egiptu, czy też „ciemności egipskie” ukryte w szczelnym pudełku). Kult świętych graniczył wówczas z bałwochwalstwem i dlatego w końcu spotkał się z gwałtowną reakcją reformacji. Zdarzało się, że wojsko musiało chronić umierającego, który był już za życia uznawany za świętego, aby pobożny lud po śmierci nie rozerwał go na kawałki dla relikwii.

Wśród świętych zdecydowanie przeważali zakonnicy, biskupi i kapłani, ale zdarzali się też świeccy królowie i królowe: Ludwik IX, Stefan, Jadwiga czy Elżbieta, którzy zresztą prowadzili często quasimnisze życie, a będąc w małżeństwie składali śluby czystości. Oczywiście święci byli też przykładem do naśladowania, ale jak tu naśladować zakonnika żyjącego w klauzurze lub świętą królową? Nieliczni świeccy święci w wiekach średnich i późniejszych wiedli często na półzakonne życie jak np. św. Katarzyna Sieneńska lub Mikołaj z Flüe (patron Szwajcarii), a ci, którzy mieli rodziny, jak św. Rita, też często pod koniec życia wstępowali do klasztoru lub wiedli życie podobne do zakonników, tak jak czternastowieczna św. Brygida Szwedzka ­– założycielka brygidek, czy dziewiętnastowieczna Aniela Salawa. Życie nielicznych, którzy pozostali świeckimi przez całe życie, jak np. Joanna d’Arc (zresztą dziewica), było tak nadzwyczajne, że trudno było marzyć o ich naśladowaniu w podążaniu za Chrystusem. Tak więc świecki mógł prosić świętych o pomoc i co najwyżej po śmierci być pochowanym w klasztorze, a sama świętość zarezerwowana była dla osób konsekrowanych.

W późnym średniowieczu wypracowano też procedury kanonizacji, które w okresie kontrreformacji stawały się coraz bardziej długie i skomplikowane. W tym samym czasie jezuici wypracowali również nowe podejście do świętości, która miała być propagandą zakonu i rodzajem akcji powołaniowej. Sprawę kanonizacji przeprowadzali w sposób systematyczny wybierając szczególnie znaczące postacie np. z rodów arystokratycznych (św. Stanisław Kostka, św. Franciszek Borgiasz, Alojzy Gonzaga) lub wielkich misjonarzy (św. Franciszek Ksawery, św. Piotr Klawer), a potem ich kult wykorzystywali do propagowania działalności zakonu. To stąd wziął się istniejący do dnia dzisiejszego zwyczaj beatyfikacji założycieli i założycielek zakonów.

Czasy posoborowe: odnowione spojrzenie na kult świętych

Po Soborze Watykańskim II nastąpiło pewne osłabienie kultu świętych. Kosztowne zbiory setek relikwiarzy wyrzucano z kościołów i chowano w szafach w zakrystii. Jednak w ostatnich latach relikwie mają swój renesans i znowu pojawiają się na ścianach kościołów. Kościół oczywiście starał się i stara o kanonizację świeckich. Problem tylko w tym, że często wychodzi, że są to np. święte dziewice (Maria Goretti, Karolina Kózkówna), które zginęły w obronie dziewictwa, co jest jednak dosyć frapującą reklamą tego ostatniego. Przydałoby się więcej świętych kobiet, które zachowały dziewictwo do nocy poślubnej, z której miały wspaniałe wspomnienia na całe życie. Są też święte dzieci i święci młodzi, ale na nieszczęście wszyscy umarli na jakieś straszne choróbska (Dominik Savio, Franciszek i Hiacynta z Fatimy, Karol Acutis, Piotr Frasatti – ten ostatni to przynajmniej zdążył się zakochać) lub zostali zamordowani (Agnieszka, Eulalia) co czasami budzi w dzieciach niechęć do ich naśladowania. No oczywiście jasne jest, że żeby zostać świętym dzieckiem, trzeba umrzeć jak dziecko, bo inaczej jest się świętym dorosłym.

Ostatnio dorosłych świętych jest coraz więcej: Gianna Beretta Molla – poświęciła swoje życie, by uratować swoje nienarodzone dziecko, Ludwik i Zelia Martin – święci trochę z awansu, bo byli rodzicami Małej Tereski, no i do współżycia musiał ich namawiać proboszcz,  małżeństwo Luigi Quattrocchi i Maria Corsini, nasi Ulmowie – rodzice 6 dzieci, Józef Moscati – święty lekarz z Neapolu, Mateusz Talbot – święty alkoholik z Dublinu. Przydało by się ich więcej. W średniowieczu każdy cech lub grupa społeczna miała swojego patrona (zazwyczaj świętych męczenników z czasów rzymskich). Nieźle by było mieć świętego taksówkarza, rzeźnika, maklera giełdowego, fryzjerkę i dziennikarkę. Idzie to opornie, bo diecezja lub zakon gotowe są wydać pieniądze na beatyfikację swojego współbrata, a kto ma się zakręcić koło sprawy jakiejś sprzedawczyni w Biedronce?

Beatyfikacja katyńskich kapelanów: co ze świętymi świeckimi?

No więc szykuje się beatyfikacja 29 świętych kapelanów WP. Oczywiście dobrze, że to się stanie, szczególnie, że prawosławni nas obegnali i zawstydzili. Jakieś pułki, dywizje lub parafie garnizonowe będą miały swoich patronów. Nie wróżę im jednak wielkiej popularności. Nie wiem czy będą oni męczennikami, bo chyba zginęli w Katyniu za to, że byli polskimi oficerami, a dopiero potem kapłanami. W Katyniu zginęło 25000 mężczyzn i chyba jedna kobieta – czy wśród nich nie znalazłby się choć jeden godny beatyfikacji? Jakiś artylerzysta lub pilot, ojciec 8 dzieci, zacny dziadek, w cywilu nauczyciel lub urzędnik państwowy? Przecież byli żołnierzami i to im służy ordynariat polowy, a nie kapelanom? 

Bogu dzięki świętość nie zależy od decyzji Dicasterium de Causis Sanctorum. Niebo zapełnione jest ludźmi, którzy nie dostali żadnego certyfikatu od Watykanu i w zdecydowanej większości są to ludzie bez święceń i ślubów zakonnych. Nad moim biurkiem wisi tablica z obrazkami świętych, ale także fotografiami ludzi, których znałem, a o których mam przekonanie, że są już na uczcie niebieskiej, choć nie wszyscy byli idealni, jakimi także nie byli oficjalni święci.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama